Pojęcie „kapitalizmu kognitywnego” zrobiło wielką karierę w dzisiejszej nauce. Trudno jednak znaleźć jego jednoznaczną definicję. Najlepiej chyba zrozumieć ów fenomen, opisując szereg zjawisk z zakresu współczesnej praktyki gospodarczej, przemian stanu społeczeństwa oraz towarzyszącej im ewolucji kultury, które nie zawsze są ze sobą łączone, choć wydają się stanowić pewną całość.
Sprawą pierwszorzędną jest w tym kontekście dematerializacja pracy, tzn. przejście od gospodarki opartej na pracy fizycznej do gospodarki, w której przeważa praca intelektualna.
Proces ten ściśle wiąże się ze zjawiskiem narodzin społeczeństwa postindustrialnego, w którym dominujący dotąd przemysł i związane z nim zawody o charakterze robotniczym czy technicznym zastępuje sfera usług z nader zróżnicowanym zbiorem zawodów, w których zasadnicze znaczenie mają kompetencje interpersonalne, a zatem umiejętność manipulowania ludźmi i ich emocjami, nie zaś manipulowania rzeczami.
Na plan pierwszy wysuwa się umiejętność produkowania, interpretowania i przekazywania informacji, dziś uzyskująca kluczowe znaczenie ze względu na rolę informacji w procesie obiegu kapitału oraz konsumpcji skoncentrowanej raczej na znakach niż na rzeczach materialnych . Obieg informacji uzyskuje niebywałe przyspieszenie dzięki możliwościom komunikacji zapośredniczonej przez sieć internetową. Nieprzypadkowo Manuel Castells mówi w tym kontekście o społeczeństwie przepływów i społeczeństwie sieci, akcentując znaczenie procesu ciągłego powstawania i przepływania informacji w nieznającej granic państwowych ani geograficznych sieci komunikacyjnej.
Proces przejścia od społeczeństwa industrialnego do społeczeństwa postindustrialnego wiąże się często z procesem przechodzenia do fordyzmu do postfordyzmu. Przez fordyzm rozumie się z reguły proces gospodarowania, który symbolizuje taśma produkcyjna w wielkiej fabryce samochodów (nazwa fordyzmu wszak wzięła się od fabryk Forda, w których jako pierwszych zastosowano tzw. naukową organizację pracy, zaprojektowaną przez Francisa Taylora). Proces ów zakłada konieczność rozbicia wszelkich czynności produkcyjnych na drobne elementy, związaną z tym wąską specjalizację zawodową wynikającą z konieczności powtarzania wciąż tych samych czynności produkcyjnych (przysłowiowe „przykręcanie śrubek”), ale także coś znacznie więcej, a mianowicie dominację wielkich instytucji przemysłowych o zhierarchizowanej strukturze, produkujących te same towary w długich seriach i zapewniających stabilność zatrudnienia dla swych pracowników.
Ta ostania wiązała się z często całożyciowym przywiązaniem do jednego miejsca pracy, a także pełnieniem przez daną instytucję przemysłową funkcji nie tylko produkcyjnych, ale także opiekuńczych, w postaci zapewniania miejsca zamieszkania, wypoczynku, ochrony zdrowia, edukacji dla dzieci. Osoba, która spełniała oczekiwania takiej instytucji, mogła bez problemu przewidywać swoją przyszłość, a także przyszłość swoich dzieci (w fordyzmie zawody bardzo często były dziedziczone), mieć pewność zatrudnienia i poczucie bezpieczeństwa socjalnego wynikające ze znajdowania się pod parasolem ochronnym wielkiego organizmu przemysłowego.
Przejście od fordyzmu do postfordyzmu wiązało się z procesami zmiany sposobu organizacji pracy produkcyjnej – człowieka przy taśmie zastąpiły roboty, a jeśli pozostawał w produkcji, to jako czynnik nadzorczy, mając na celu współpracę z innymi w zespołach produkcyjnych, które elastycznie przystosowywały się do wciąż nowych zadań (od fabryk koncernu Toyoty, w których jako pierwszych wprowadzono ten system pracy, określa się go czasami mianem „toyotyzmu”). Wszystko to wiązało się z odejściem od idei wąskiej specjalizacji zawodowej na rzecz ciągłej gotowości do zmiany zawodu, elastyczności zawodowej oraz gotowości do zmiany miejsca zatrudnienia i zamieszkania. Na miejsce stabilności we wszystkich wymiarach życia ludzkiego wkroczyła niestabilność jako znak czasów, w których każdy powinien myśleć o swoim życiu jako podróży w nieznane.
Gospodarkę, w której dominowały długofalowe projekty i plany, zastąpiła gospodarka zmienności, oparta na idei giętkości i umiejętności szybkiego dostosowywania się do wciąż zmieniających się zapotrzebowań rynku kapitalistycznego. Możliwość szybkiej komunikacji doprowadziła do znacznej akceleracji obrotu kapitałowego oraz ułatwiła rozszerzanie się wymiany rynkowej, rodząc w efekcie zjawisko tzw. globalizacji, pojmowanej jako stworzenie zintegrowanego systemu relacji o charakterze gospodarczym, ale także politycznym i kulturowym (w tym ostatnim wymiarze nastąpiła globalna ekspansja amerykańskiej kultury masowej).
Miejsce dominujących w fordyzmie klas społecznych (proletariat, menedżerowie przemysłu, fabrykanci, bankierzy w starym stylu) zajęły klasy nowe, takie jak kognitariat, pojmowany jako klasa oferująca na rynku swoje zdolności intelektualne, oraz nowa finansjera, korzystająca z technologicznego przełomu w bankowości i obrocie kapitałowym, a mianowicie komputerów zaopatrzonych w nader wyrafinowane programy obliczeniowe.
Podsumujmy nasze dotychczasowe rozważania słowami jednego z najbardziej wpływowych teoretyków kapitalizmu kognitywnego, Yanna Mouliera Boutanga: Podczas gdy kapitalizm przemysłowy może być charakteryzowany przez fakt, że akumulacja była oparta przede wszystkim na systemie maszynowym (machinery) i na organizacji pracy fizycznej rozumianej jako organizacja produkcji i alokacji pracowników ze stała pracą, kapitalizm kognitywny jest odmiennym systemem akumulacji, w którym jest ona oparta na wiedzy i kreatywności, innymi słowy na formach inwestycji niematerialnych. W kapitalizmie kognitywnym przechwytywanie korzyści wynikających z wiedzy i innowacji jest głównym narzędziem akumulacji i gra decydującą rolę w generowaniu zysku. (…) Sposobem produkcji kapitalizmu kognitywnego jest (…) kooperacyjna praca ludzkich mózgów połączonych ze sobą w sieć za pośrednictwem komputerów.
Społeczne i psychologiczne skutki kapitalizmu kognitywnego
Kapitalizm kognitywny nie pozostaje obojętny dla stanu społeczeństw, w których występuje. Dokonuje istotnych rekonfiguracji ich struktury klasowej. Przede wszystkim spycha on coraz bardziej klasę robotniczą na margines, nie tylko w wyniku procesu deindustrializacji, który stał się następstwem wypychania przemysłu z krajów rozwiniętych do krajów rozwijających się i doprowadził do zmniejszenia się liczbowego „niebieskich kołnierzyków”, ale także wskutek odebrania pracy fizycznej godności i znaczenia.
Destabilizacja zatrudnienia związana z dynamicznymi przemianami struktury gospodarki postindustrialnej doprowadziła z kolei do rozpadu trwałych więzi pomiędzy pracownikami zakładów przemysłowych, co odbiło się bardzo wyraźnym zmniejszeniem liczby pracowników zrzeszonych w związkach zawodowych.
Rozpad tradycyjnej solidarności robotników jest znakiem procesów głębszych. Chodzi o postępującą indywidualizację społeczeństw prowadzącą do rozpadu wszelkich więzi społecznych. Stowarzyszona jest ona z potęgującą się konkurencją, wywołując przekonanie, że wszyscy są potencjalnymi rywalami w walce o zasoby, takie jak praca i pieniądze. Konkurencja wzmacniania jest przez zjawisko opisywane jako „społeczeństwo, w którym zwycięzca bierze wszystko”.
Mechanizm jego działania polega na obdarzaniu zwycięzców w konkurencji na rynku jakichkolwiek dóbr premią nieproporcjonalną do ich zasług. Powoduje to narastanie nierówności społecznych, które w ostatnich kilkudziesięciu latach przybrały gigantyczne rozmiary, a społeczne skutki tego okazały się fatalne . Szczególnie wyraziste stały się nierówności pomiędzy tzw. klasą kreatywną, składającą się z przedstawicieli wolnych zawodów, programistów komputerowych, finansistów oraz czołowych dziennikarzy i artystów, a całą resztą społeczeństwa.
Wszystkie wymienione powyżej procesy prowadzą do narastania nierównowagi w wielu segmentach życia społecznego. Przede wszystkim jest to nierównowaga ekonomiczna, stan pogłębiającej się niepewności gospodarczej, wynikający z szybkości i nieprzewidywalności procesów ekonomicznych determinowanych przede wszystkim nieograniczonymi przepływami kapitału oraz współzależnością pomiędzy rynkami lokalnymi a zglobalizowaną gospodarką.
W sytuacji, w której państwa narodowe tracą coraz bardziej kontrolę nad swoimi gospodarkami, a faktyczna władza przenosi się do tzw. rynków finansowych, opanowanych przez największe banki i fundusze powiernicze na świecie, los wielu ludzi zaczyna zależeć od mechaników ekonomicznych, nad którymi nie panują i których zwykle nie rozumieją.
Wszystko to prowadzi do coraz większej nieprzejrzystości relacji ekonomicznych. Grupy interesu mające największy wpływ na gospodarkę światową starannie unikają rozgłosu i działają z reguły zakulisowo, natomiast ich faktyczna władza jest wspierana przez panującą dziś ideologię neoliberalną, która przeciwstawia się ograniczaniu logiki rynkowej przez ingerencję czynników zewnętrznych, legitymizując w ten sposób faktycznie zachodzący proces uwalniania się rynku od jakiejkolwiek kontroli politycznej czy społecznej.
Relacja pomiędzy gospodarką a polityką staje się coraz bardziej niesymetryczna, rynek wygrywa z demokracją. Ofiarą tej sytuacji padają wszelkie projekty polityczne mające na celu eliminowanie nadmiernych nierówności społecznych i wprowadzanie w życie zasad sprawiedliwości społecznej. Dyktat rynku powoduje, że wszelkie działania mające na celu ochronę słabszych, w postaci np. rozwiniętych programów opieki społecznej, poddawane są bezwzględnej krytyce jako sprzeczne z logiką rynkową i stojącą na jej straży ideologią neoliberalną. W myśl jej zasad, głoszących de facto ideały socjaldarwinizmu, każdy powinien zadbać o siebie sam, klęska w konkurencji na rynku i w życiu społecznym jest zawsze zasłużona, jakakolwiek zaś ingerencja w mechanizmy owej konkurencji, np. celem wyrównania szans życiowych, jest sprzeczna z regułą dochodzenia do równowagi rynkowej i społecznej w wyniku procesu selekcji i konkurencji, w której słabsi muszą przegrać. Wszystko to owocuje skutkami społecznymi w postaci utraty zaufania pomiędzy ludźmi, którzy traktują się wzajemnie jako konkurenci do wciąż malejącej puli dóbr (np. pracy).
Hiperindywidualizm lansowany przez ideologię neoliberalną oraz wspierany przez przemiany w samej gospodarce powoduje, że lekarstwa na większość schorzeń społecznych poszukuje się w indywidualnym samodoskonaleniu zawodowym, a nie w działaniach zbiorowych. Upadek wiary w działania kolektywne stowarzyszony jest z jednej strony z narastającym egoizmem, a z drugiej z powiększającym się poczuciem osamotnienia. Tutaj zaczynamy przechodzić do skutków osobistych tej nowej „gospodarki zmienności” czy też „kapitalizmu kognitywnego”.
Utrata stabilności zatrudnienia, wzrastające poczucie niepewności oraz brak poczucia bezpieczeństwa zaczynają owocować poczuciem bezradności wobec przeciwieństw życiowych, utratą sensu oraz narastaniem lęku o swoją przyszłość. Tak wychwalane przez ideologów kapitalizmu kognitywnego dowartościowanie elastyczności oraz gotowości do uczenia się przez całe życie owocuje w wymiarze osobistym narastającym stresem oraz poczuciem nienadążania.
Do wzrostu zabójczego dla zdrowia psychicznego poczucia ciągłego napięcia przyczynia się permanentna niestabilność otaczającego nas świata, szybkie tempo zachodzących zmian i zatarcie granic pomiędzy czasem pracy a czasem wolnym w wyniku rozwoju technologii informatycznych oraz komunikacyjnych, które powodują, że możemy (musimy?) być w pracy 24 godziny na dobę.
Nadmierna eksploatacja naszych sił psychicznych, związana z nowym typem gospodarowania, w którym pracuje się całym sobą, przyczynia się do narastania symptomów psychicznego przeciążenia, ujawniających się pod postacią licznych schorzeń psychicznych z depresją na czele. Kult hiperefektywności, typowy dla nowych sposobów gospodarowania, powoduje, że pracownicy są bezlitośnie wykorzystywani przez korporacje i po wyciśnięciu z nich wszystkiego, co się da, zamieniani są na innych.
Innym skutkiem nowego typu kapitalizmu jest komodyfikacja wszystkich aspektów ludzkiego życia. Po poszerzeniu, w wyniku procesu globalizacji, swego władania o tereny dotąd z punktu widzenia kapitału dziewicze, obserwujemy obecnie wchodzenie logiki rynkowej w głąb obszarów dotąd przez nią nietkniętych, a mianowicie w głąb ludzkiej osobowości, sfery emocji, życia rodzinnego i intymnego.
Nie tylko nasze myśli stają się teraz cennym towarem, ale także nasze uczucia. Ofiarą procesów utowarowienia pada także nauka i uniwersytet. Ta pierwsza wprawdzie już z nastaniem epoki nowoczesnej stała się kołem zamachowym gospodarki, jednak nigdy dotąd w takiej mierze i do takiego stopnia nie była postrzegana w kategoriach towarowych. Co więcej, kategorie towarowe (produktywności w sensie użyteczności rynkowej) zostają rozciągnięte na całość nauki, a zatem także na humanistykę, która dotąd uchodziła za ważny dla dobrostanu społecznego mechanizm wspólnego uczenia się i rozszerzania ludzkiej wrażliwości moralnej i estetycznej wedle romantycznego modelu kształcenia jako Bildung.
Dziś coraz częściej poczyna się patrzeć na nią przez pryzmat korzyści rynkowych, które może ona przynieść (lub których raczej przynieść nie może…), uważając ją za uzasadnioną społecznie tylko o tyle, o ile sprosta ona owym wymaganiom kapitalizmu kognitywnego. W wyniku tych procesów sam uniwersytet stopniowo zaczyna zamieniać się z instytucji mającej za zadanie transmisję wiedzy i socjalizowanie nowych pokoleń światłych obywateli w przedsiębiorstwo produkcyjne, którego wyniki są oceniane wedle skwantyfikowanych metod typowych dla obrotu rynkowego.
Utowarowieniu ulega także proces innowacji naukowych oraz społecznych. Innowacja z narzędzia poprawiania ludzkiego życia, naprawy stosunków społecznych, staje się wyłącznie narzędziem zwiększania zysków. Element bezinteresownej twórczości, typowy dla wielu odkryć naukowych, zostaje zastąpiony kalkulacją biznesową, a radość z odkrycia lub wymyślenia czegoś nowego – nagrodą w postaci komercjalizacji wynalazku czy odkrycia. Wszystkiemu temu towarzyszy brak pogłębionej refleksji nad skutkami ubocznymi innowacji technologicznych, w postaci m.in. wzrastającej niestabilności społecznej, pogłębiających się nierówności społecznych związanych z nierównym dostępem do technologii (w tym technologii informatycznych) i skutkami moralnymi poszczególnych wynalazków i innowacji.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że nasza refleksja moralna nie nadąża za innowacjami technologicznymi i społecznymi. Ciekawym zjawiskiem jest także utowarowienie spontanicznej aktywności twórczej osób korzystających z nowych narzędzi komunikacyjnych, takich jak Internet. Dokonuje się ono głównie za sprawą korporacji rządzących komunikacją internetową, jak i innych podmiotów gospodarczych traktujących dane zawarte w Internecie jako pożywkę dla swych działań biznesowych.
Kapitalizm kognitywny jako ideologia
Nie ulega żadnej wątpliwości, że szereg procesów, o jakich mówi się w obrębie narracji kapitalizmu kognitywnego, ma faktycznie miejsce. Nie oznacza to jednak, że owej wielkiej narracji nie można nic zarzucić. Przede wszystkim, jak wskazuje Kevin Doogan, ma ona charakter ideologiczny przez to, że ukrywa interesy klasowe pod płaszczykiem opowieści o obiektywnych koniecznościach rozwojowych. Jest to przykład naturalizowania procesów, które mają charakter procesów politycznych, czy szerzej, społecznych.
Naturalizacja ta polega na tym, że to, co znajduje się de facto w zasięgu ludzkiej woli czy ingerencji, czyni się elementem procesów o charakterze fatalistycznym, równych procesom przyrodniczym, na które człowiek nie ma wpływu (burze, powodzie, trzęsienia ziemi). Narracja kapitalizmu kognitywnego, nowej ekonomii, stara się – jak każda ideologia – uczynić wrażenie obiektywnego, neutralnego aksjologicznie opisu jakichś procesów, które pozostają poza ludzkim wpływem, i dąży do uzyskania hegemonii w sferze świadomościowej po to, aby jej słuszność uznali także ci, dla których opisywane czy postulowane przez nią stany rzeczy są niekorzystne.
Ten mechanizm dążenia do uzyskania hegemonii, opisany znakomicie przez Antonia Gramsciego, a później przez Pierre’a Bourdieu czy tzw. szkołę z Birmingham, ma na celu skłonienie ludzi, aby postępowali w życiu wbrew swoim własnym interesom, a zgodnie z interesem klas czy grup, które czerpią z zaistniałej sytuacji korzyści. W tym sensie narracja kapitalizmu kognitywnego to kolejna mutacja ideologii neoliberalnej. W tej ostatniej chodziło wszak zawsze, aby wmówić ludziom, że rynek kapitalistyczny pozostawiony sam sobie doprowadzi do takiego przyrostu bogactwa, iż każdy będzie z tego miał coś dla siebie („przypływ podnosi wszystkie łódki”). A także o to, aby uwierzyli oni, iż jedyna instancja, która, jak wskazuje doświadczenie historyczne, może skutecznie ochronić ich interesy, a mianowicie państwo, to instytucja z gruntu zła, albowiem niepotrzebnie regulująca to, co samo się najlepiej reguluje (rynek kapitalistyczny).
Naturalizacja mechanizmów rynkowych ma tu służyć ukryciu faktu, że rynek pozostawiony sam sobie będzie produkował pogłębiające się nierówności społeczne, a w obliczu całkowitej degrengolady moralnej większości jego dużych graczy w osobach bankierów i menedżerów funduszy powierniczych, ujawnionej w wyniku ostatniego kryzysu, przypisywanie mu jakichś zalet moralnych, związanych jakoby z jego najwspanialszym ucieleśnieniem zasad ludzkiej wolności, zakrawa na ponury żart.
Szczególnie jaskrawym przykładem owej naturalizacji procesów i sił ekonomicznych, o której wspominałem wcześniej, jest status tzw. rynków finansowych w narracji neoliberalnej. Uważa się je za siły o charakterze obiektywnym, działające z koniecznością typową dla zjawisk przyrodniczych i kierujące się jakąś doskonałą racjonalnością równą najlepiej działającym mechanizmom przyrodniczym. Zapomina się przy tym, iż za owymi mitycznymi rynkami finansowymi kryją się bardzo konkretne grupy interesu, skądinąd dokładnie te same, które doprowadziły do dzisiejszego kryzysu. Są one zainteresowane tym, aby wmawiać ludziom, że na nic nie mają wpływu, albowiem istnieją jakieś całkowicie obiektywne mechanizmy ekonomiczne, które działają zawsze tak samo, czy ktoś sobie tego życzy czy nie. I tylko przypadkiem działają one dokładnie na korzyść tych, którzy takie tezy głoszą…
Cała ta narracja o rynkach finansowych ma nas przekonać, że jakikolwiek bunt nie ma sensu, podobnie jak wyobrażanie sobie jakiejkolwiek alternatywy dla status quo, byłoby to bowiem działanie równie bezużyteczne jak przysłowiowe zawracanie Wisły kijem. W ten sposób czyni się z faktów w istocie politycznych fakty zdepolityzowane i znaturalizowane, w imię uznania jakichś interesów za niemożliwe do naruszenia. Jest to dalszy proces depolityzacji mechanizmów, które same są z gruntu polityczne. Projekt wolnego rynku, jego faktyczne zaistnienie oraz sukces to wszak przykład ziszczenia się pewnej idei politycznej, w której realizacji zawsze aktywnie brało udział państwo.
W tej sytuacji nawoływanie do wycofania się państwa z gospodarki jest niczym innym jak tylko realizacją pewnej polityki poprzez namawianie innych, aby się z polityki usunęli. Jak wskazuje wspomniany już Kevin Doogan, wiele zjawisk łączonych z nowym kapitalizmem, takich jak globalizacja, przepływ, informacjonizm, ekonomia oparta na wiedzy, jest mistyfikowanych w celu realizacji interesów ekonomicznych klas dominujących, m.in. delegitymizacji istnienia państwa socjalnego oraz promocji ideologii neoliberalnej, a także odwrócenia uwagi od zjawisk, które dotykają każdą formę kapitalizmu, mianowicie nierówności i wyzysku. Przy czym wiele aspektów nowej ekonomii jest wyolbrzymianych (np. niestabilność zatrudnienia, mobilność kapitału czy oderwanie kapitału od miejsca) po to, aby wytworzyć mniemanie, iż procesy ekonomiczne i społeczne są niesterowalne i w tym sensie przypominają procesy przyrodnicze, co jest funkcjonalne wobec interesów owych klas dominujących.
Idąc tropem Doogana, można by powiedzieć, że ideologia kapitalizmu kognitywnego, nowej ekonomii, nie pozwala nam dostrzec tego, co naprawdę dzieje się ze społeczeństwami, sieci ukrytych interesów oraz narzędzi ewentualnej zmiany. Wmawia nam ona, że nie ma alternatywy dla status quo, że obecna forma kapitalizmu jest jedyną możliwą na obecnym etapie rozwoju społecznego i nic tego nie może zmienić.
Proces depolityzacji zasad gospodarowania jest zarazem procesem ich odmoralnienia. Tam bowiem, gdzie nie ma miejsca na politykę, nie ma też miejsca na moralność. Gospodarka zostaje postawiona poza dobrem i złem. Zapomina się o tym, że wszelkie wielkie projekty ekonomiczne, takie jak np. liberalizm, były u swych początków zarazem projektami moralnymi, a moralność jako taka stanowiła zawsze zaplecze ideowe pojawiających się w kulturze zachodniej pomysłów na gospodarowanie.
Zapomina się też, że gospodarka i jej efektywność nie są wartościami samymi w sobie, ale wartościami, które mają pozytywne znaczenie tylko wtedy, gdy służą ludziom, a nie gdy ludzie służą im. Dzisiejszy system kapitalistyczny stał się tymczasem obszarem wymuszającym całkowite podporządkowanie swoim imperatywom (efektywność i zysk za wszelką cenę), bez oglądania się na jakiekolwiek wartości moralne i zobowiązania wspólnotowe. Można powiedzieć, że zawsze tak było. Sprawą dyskusyjną jest, na ile kapitalizm z definicji niejako jest tworem amoralnym. Jedno nie ulega wątpliwości – jego działanie pozbawione regulacji instancji zewnętrznej, takiej jak państwo, obraca się często przeciwko ludziom poddanym jego panowaniu. W tej sytuacji trzeba zrobić wszystko, aby towarzyszące mu niekorzystne zjawiska społeczne, takie jak np. trwałe bezrobocie wielu ludzi, nierówności społeczne, rozbicie więzi społecznych – zostały zminimalizowane. Nie dostrzegam żadnego innego podmiotu, który mógłby to uczynić, poza państwem. Jak pokazuje historia ostatnich dwustu lat, jedynie ono było w stanie wymusić na tym ustroju podporządkowanie się interesowi ogółu, doprowadzając do jego ucywilizowania w duchu „kapitalizmu z ludzką twarzą”.
Na szczególną uwagę zasługują lata 1945-1973, zwane złotymi latami kapitalizmu, kiedy staranne uregulowanie rynku kapitalistycznego, wysokie podatki i daleko idąca redystrybucja dochodu narodowego przez państwa doprowadziła do istotnego złagodzenia nierówności społecznych, zapewniając zarazem znaczny wzrost gospodarczy. Niestety, obserwowany od lat osiemdziesiątych zwrot ku idei kapitalizmu nieuregulowanego, związany z jednej strony z inwazją ideologii neoliberalnej w wydaniu Miltona Friedmana, a z drugiej z praktyką polityczną wyznaczoną nazwiskami Margaret Thatcher i Ronalda Reagana, cofnął nas z powrotem do XIX wieku.
Wbrew tym, którzy cofnięcie to przyjmują z radością, uważam ten stan za nieszczęście dla całego świata zachodniego. Najwyższa już pora, abyśmy ponownie życzliwym okiem spojrzeli na ideały socjaldemokratyczne oraz socjalliberalne i powrócili do sytuacji, w której rynek kapitalistyczny traktuje się jako wprawdzie efektywne narzędzie gospodarowania, ale domagające się starannego nadzoru ze strony państwa celem wykorzystania go dla realizacji dobra wspólnego, a nie dobra wyłącznie klasy dominującej. O tym, że stan taki jest możliwy i pożądany, świadczy nie tylko owa era powojenna, ale także odnoszący trwałe sukcesy gospodarcze i społeczne tzw. model skandynawski. Dobrze byłoby, aby jak najszybciej stał się on wzorem postępowania dla całego świata.
Andrzej Szahaj
Prof. Andrzej Szahaj jest pracownikiem naukowym Wydziału Filozofii i Nauk Społecznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu
Powyższy tekst jest obszernym skrótem artykułu prof. Andrzeja Szahaja, jaki ukazał się w Nr. 48/2014 Etyki pod tytułem: „Kapitalizm kognitywny jako ideologia”.
Link do całości tekstu -
https://bazhum.muzhp.pl/media/files/Etyka/Etyka-r2014-t48/Etyka-r2014-t48-s16-25/Etyka-r2014-t48-s16-25.pdf
Wyróżnienia pochodzą od Redakcji SN.