Słowa dnia – są dokumentowane codziennie jako te, które najczęściej pojawiają się w wytypowanych serwisach prasowych. Można je śledzić na Facebooku, a wszedłszy na stronę www.slowanaczasie.uw.edu.pl, nie tylko czytać ich tygodniowe zestawienia i komentarze na temat słów miesiąca, ale od początku każdego listopada nawet samemu uczestniczyć w plebiscycie na Słowo Roku. Przede wszystkim jednak słowa dnia trafiają do zakładki na stronie Narodowego Korpusu Języka Polskiego - www.nkjp.pl - jako ogólnodostępny materiał do różnorakich badań i zastosowań, np. do układania słowników, podręczników, wzbogacania wyszukiwarek czy programów do automatycznego tłumaczenia. Z dr Dorotą Kopcińską z Instytutu Języka Polskiego UW, która zajmuje się wyborem i językoznawczym opracowaniem słów dnia oraz ich cotygodniowymi zestawieniami, rozmawia Krystyna Hanyga.
- Systematyczne dokumentowanie słów dnia jest przedsięwzięciem dość młodym?
- Polskie słowa dnia są rejestrowane mniej więcej od marca 2010 roku, na początku stanowiły po prostu jeden z rezultatów pracy nad budową Narodowego Korpusu Języka Polskiego. Wzorem, do którego odwołał się współtwórca NKJP, a zarazem pomysłodawca odrębnego serwisu Słowa dnia prof. Marek Łaziński, był lipski Wortschatz, czyli zbiór leksyki języka niemieckiego wzbogacany codziennie właśnie o słowa dnia.
Polskie Słowa dnia zawdzięczają swoje istnienie także autorowi programu wyszukiwawczego o nazwie Frazeo - angliście z Uniwersytetu Łódzkiego dr. Piotrowi Pęzikowi. (W Instytucie Anglistyki UŁ od wielu lat opracowywano korpusy tekstów, zarówno języka polskiego, jak i korpusy porównawcze polsko-angielskie i angielsko-polskie, także tekstów uczniowskich, stąd udział łódzkich badaczy z tego środowiska w budowie NKJP). Dzięki oprogramowaniu dra Pęzika mamy codziennie możliwość obejrzenia kontekstów, których analiza jest czynnikiem niezbędnym przy wyborze przez językoznawcę słów dnia spośród tych, które program wskazuje automatycznie jako słowa najczęściej używane poprzedniego dnia w tekstach prasowych. Zasadniczym materiałem są pierwsze strony czterech dzienników ogólnopolskich („Rzeczpospolitej”, „Gazety Wyborczej”, „Dziennika Gazety Prawnej” i „Polski The Times” oraz ich wydań lokalnych), ale także pokazują się teksty funkcjonujące wyłącznie w Internecie na stronach innych gazet i portali.
- Program dostarcza słów, które mają frekwencję bezwzględnie wysoką nie tylko w tekstach z poprzedniego dnia, ale także dosyć wysoką w porównaniu z danymi tekstowymi z poprzedniego półrocza. Wyniki są rezultatem pracy automatu i muszą podlegać kontroli językoznawcy. Po pierwsze dlatego, że program na razie nie uwzględnia różnicy wielkości liter w zapisie, więc to człowiek musi zdecydować, początek którego słowa - jako nazwy własnej - trzeba napisać wielką literą. Poza tym program z założenia sprowadzający słowa do form podstawowych wyrazów czasem robi zabawne pomyłki.
Na przykład, przez ostatnie miesiące przewijał się w prasie temat uboju rytualnego i słowo ubój padało w tekstach dość często. Ponieważ ubój jako ciąg liter rzeczywiście niewiele się różni od kształtu formy bój – rozkaźnika od bać, na liście wygenerowanej przez program pojawiało się słowo ubać jako hipotetyczna reprezentacja formy czasownika. Dzięki temu, że można było sprawdzić przykłady użycia, teksty z jakich dane słowo zostało zaczerpnięte dało się szybko zweryfikować, że w tym wypadku nie jest to jakiś nowy czasownik, tylko znany od dawna rzeczownik, sprowadzony automatycznie do nieodpowiedniej formy podstawowej.
Oczywiście, będziemy starali się usprawnić działanie programu, by takie sytuacje się nie zdarzały, ale udział człowieka w procesie wyboru słów dnia zawsze będzie istotny.
Selekcja dotyczy też słów pochodzących z lokalnych wydań gazet, związanych z miejscowymi wydarzeniami. Nie każde z nich odbija się echem w całym kraju, a więc utrwalenie opisujących je nazw nie odpowiadałoby ich rzeczywistej randze społecznej. W końcu o tym, co zostanie udostępnione publicznie, decyduje w dużym stopniu osoba wybierająca.
- Co na podstawie słów dnia można powiedzieć o współczesnej polszczyźnie medialnej, o procesach zachodzących w języku, tendencjach zmian w słowotwórstwie, składni, semantyce?
- Przede wszystkim jest bardzo wiele słów o charakterze książkowym, co przynajmniej w pierwszym momencie wydaje się dość dziwne. Wynika to jednak nie tylko z funkcjonowania programu, każdy z nas ma tendencję do myślenia o jednostkach leksykalnych jako o jednosegmentowych: słowo pisane to jest ciąg liter między spacjami i nic więcej. Tymczasem okazuje się, że słowa, które można interpretować jako formy wyrazów książkowych, często występują jako określenia innych słów. Na przykład, towarzyszący ubojowi przymiotnik rytualny na pewno nie jest wyrazem używanym przez wszystkich w życiu codziennym. A więc sam przymiotnik rytualny ma charakter słowa książkowego. Ożyło ono jednak w funkcji składnika związku wyrazowego, będącego w całości terminem, podobnym do wielu innych, do których na tyle przywykliśmy, że nie zwracamy uwagi, iż stanowią połączenie – jak godzina wychowawcza.
Często jednostki należące do biernego zasobu słownictwa rodzimych użytkowników polszczyzny zaczynają znów występować w tekstach jako elementy związków łączliwych czy nawet stałych, odświeżone, gdyż akurat odpowiadają potrzebie chwili.
Częściowo za wielokrotne pojawiania się w danym okresie jakichś do tej pory nieużywanych publicznie wyrazów ponoszą odpowiedzialność poszczególni autorzy tekstów, których słowa zostały ni stąd ni zowąd podchwycone i są powtarzane przez dni czy tygodnie. Przykład z ostatniego okresu: bezmózgi antyklerykalizm. Mnie, jako językoznawcę gramatyka, cieszy wystąpienie przymiotnika bezmózgi, ponieważ ma ciekawą budowę słowotwórczą, a w przywołanym kontekście również niecodzienne znaczenie ‘taki, który cechuje ludzi bez mózgu’. Autorzy wypowiedzi zwykle jednak posługują się połączeniami typowymi dla polszczyzny ogólnej, z domieszką książkowej, z drugiej strony często wypowiadają się z ogromnym ładunkiem emocji i wtedy używają właściwie polszczyzny potocznej. Do niej czasem dodają elementy zaczerpnięte z odmiany urzędowej - jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, że w bardziej oficjalnych wypowiedziach taki zgrzyt stylistyczny, bywa, że występujący nawet w obrębie jednego zdania, świadczy, że mówiący nie ma pojęcia, jak konstruować harmonijne stylowo wypowiedzi.
Zresztą po tych wybranych słowach dnia widać, że ich źródłem są teksty utkane z elementów wziętych z różnych odmian polszczyzny. W jednej wiadomości czytamy: policja gania przestępców, w innej – że czyjaś wypowiedź stanowi nieprzytomną, podłą nagonkę na kogoś, jeszcze w innych, że po jakimś wybuchu zieje dziura, a jakaś sytuacja podpala kogoś do działania.
Do końca też nie wiadomo – to wymaga odpowiedniego opracowania – na ile ten automatyczny wybór odzwierciedla fakt, że w tej chwili nawet na pierwszych stronach gazet nie mamy do czynienia z informacją, a od razu z czymś, co jest jawnym bądź zakamuflowanym komentarzem. Dawniej można było spokojnie powiedzieć, że w prasie mamy teksty różnogatunkowe, a teraz doczekaliśmy się tekstów będących melanżem różnych gatunków. Tymczasem, jak się patrzy z dłuższej perspektywy, nie widać wśród słów dnia wielu rzeczy zupełnie nowych.
Czasem oczywiście trafiają się rarytasy typu: wózkopas, czyli kawałki równo ułożonej kostki, które na warszawskim Starym Mieście mają ułatwić poruszanie się osobom na wózkach. Zdarzają się też neosemantyzmy, jak suwak ‘sposób poruszania się pojazdów przed zwężonym odcinkiem jezdni’, i nowe połączenia wyrazowe, które jednak uznalibyśmy za niepoprawne składniowo, np. dać kogoś na żer dla mediów.
Potwierdza się natomiast obserwowana od pewnego czasu przez językoznawców tendencja do używania w funkcji określenia gatunkującego form przymiotników odrzeczownikowych, które nierzadko się z tego powodu tworzy, zamiast form dopełniacza rzeczownika, np. ostrożnościowy i postać terminu w ekonomii – próg ostrożnościowy w miejsce jego prostszej wersji – próg ostrożności. Moim zdaniem, przyczyny tego zjawiska z pogranicza semantyki, słowotwórstwa i składni należy upatrywać głównie w tym, że przymiotniki, które tworzymy od rzeczowników, przybierają znaczenia zależnie od kontekstu, w jakim wystąpią, więc możemy stosować je wszędzie tam, gdzie z jakiejkolwiek przyczyny zależy nam na skrótowym ujęciu myśli.
Powinniśmy jednak pamiętać, że nie zawsze zostawianie odbiorcy interpretacji naszej wypowiedzi jest bezpieczne. Przymiotnik urodowy w połączeniach typu: produkt urodowy ‘taki, który służy zachowaniu urody ciała ludzkiego’ (produkt dla urody, nieurzędowo po prostu kosmetyk) czy rynek urodowy ‘taki, na którym handluje się produktami utrzymującymi urodę ciała ludzkiego’ (rynek produktów dla urody, czyli rynek kosmetyków) poza tym, że się może językoznawcy nie podobać, bo uzna, że jest zbędny wobec istnienia przymiotnika kosmetyczny (wcześniej też nazywano urzędowo kosmetyki, ale - produktami kosmetycznymi), zasadniczo nie będzie rozumiany niezgodnie z intencją nadawcy, choć może jakiegoś odbiorcę w pierwszej chwili zdezorientować. Jednak wieloznaczność, o której tu mówimy, odnosi się również do przymiotników tworzonych od nazw krajów czy państw, a tu już często wchodzimy na pole minowe.
>- Oficjalną - na pewno. Ponieważ poziom naszego wykształcenia, także językowego, stale się obniża, za chwilę nikt nie będzie zwracał uwagi, że coś jest niewłaściwie ujęte w słowa, dopóki jako odbiorca nie poczuje się obrażony przez kogoś, kto również sądził, że może powiedzieć wszystko, bo jest wolność słowa i przy użyciu nieparlamentarnych słów nie zostawił na swoim oponencie suchej nitki. Wówczas ten obrzucony błotem – święcie oburzony przykładem słownego chuligaństwa - jest gotowy biec do sądu z oskarżeniem o obrazę swojej czci. W takiej chwili może sobie nawet nie zdawać sprawy z tego, że on sam także nie zna zasad językowej etykiety i gdyby role w dyskusji się odwróciły, to z kolei on nie miałby żadnych oporów przed użyciem niewybrednych słów.
Niepokojący jest stan polszczyzny wielu młodych ludzi. Nie chodzi tu o ich kreatywne zabawy językowe czy nawet uleganie obcym modom (angielszczyźnie), ale o częsty między młodymi sposób porozumiewania się przy użyciu niemal wyłącznie wulgaryzmów i obscenów. To bardzo groźne zjawisko, które się rozprzestrzenia, wpływa nawet na zachowanie mowne starszego - zdawałoby się - lepiej wychowanego pokolenia.
>- Sądzę, że wspomniane już przeze mnie zachwianie wyczucia różnic między odmianami języka wśród rodzimych użytkowników polszczyzny, ma swoje źródło w brakach edukacji. Po pierwsze, ta nieporadność bierze się stąd, że ludzie coraz mniej muszą pisać i piszą, także w sytuacjach oficjalnych. To zaczyna się od początku szkoły, w tej chwili właściwie na żadnym poziomie edukacji nie wymaga się od ucznia, żeby samodzielnie sformułował choć jedno zdanie.
Dawniej w młodszych klasach szkoły podstawowej często trzeba było budować zdania na przykład z podanych wyrazów lub z wyrazami, które kryły w sobie jakąś trudność w pisowni. Obecnie uzupełnia się w zeszycie ćwiczeń jedno – dwa słowa w danym poleceniu. W starszych klasach nie pisuje się również rozprawek. Ludzie mają problem ze sformułowaniem jakiejkolwiek skończonej myśli na piśmie, gdyż nigdy nie byli w tym ćwiczeni.
Po drugie, z mówieniem też mamy większe kłopoty, odkąd w imię zachowania różnicy między tekstem pisanym a mówionym, pozwalamy na to, żeby już od dziecka nie przejmować się budowaniem kompletnych wypowiedzi.
Po trzecie, nawet za młodu czyta się niewiele tekstów klasycznych będących świadectwem naszej wielowiekowej kultury, które można uznać za wzorcowe pod różnymi względami. Obecnie od wczesnej młodości czytamy głównie teksty wytworzone przez użytkowników języka równie kompetentnych jak my, którzy mamy właśnie coś powiedzieć czy napisać. Nie stanowią one dla nas żadnych wzorców.
Od kilkudziesięciu lat w badaniach językoznawczych funkcjonuje pogląd, według którego język, z którym się rodzimy i w którym wzrastamy, to właśnie polszczyzna potoczna i dopiero w szkole powinniśmy nauczyć się wypowiadać i pisać w języku ogólnym. Można by tu widzieć elementy dowartościowania gwar ludowych czy odmian regionalnych, ale w polszczyźnie nigdy nie było i nie jest tak, jak na przykład w języku niemieckim, w którym rzeczywiście niemczyzna potoczna każdego regionu jest na tyle różna, że bez poznanej w szkole niemczyzny ogólnej trudno byłoby np. Bawarczykowi porozumieć się z mieszkańcem okolic Kolonii.
Różnice językowe między mieszkańcami różnych regionów naszego kraju nie są współcześnie tak duże, by nauczaniu polszczyzny ogólnej w szkole towarzyszyła dodatkowa motywacja: dobre opanowanie wszystkich odmian języka polskiego w mowie i w piśmie to warunek konieczny do skutecznego porozumiewania się między wszystkimi członkami polskiego społeczeństwa, niezależnie od środowiska językowego, z jakiego się wywodzą, a więc do pełnienia jakichkolwiek ponadlokalnych ról społecznych. Skoro na co dzień posługujemy się polszczyzną potoczną, a szkoła nie rozwija dostatecznie naszych kompetencji w zakresie użycia innych odmian, (nawet czasem nie uświadamia wystarczająco, że takie odmiany istnieją), to trudno się dziwić, że również w sytuacjach oficjalnych jest nam najłatwiej używać stylu potocznego ze wszystkimi jego zaletami, zwłaszcza wielością barwnych określeń, i wadami, jak brak słownictwa neutralnego emocjonalnie oraz ograniczenie tematyczne leksyki. Stąd między innymi – moim zdaniem - to wrażenie ubożenia języka mediów.
- Przede wszystkim sprzyja skrótowości wypowiedzi i tu oczywiście prym wiodą sms-y. W komunikacji internetowej, w wypowiedziach na forach, na czatach króluje polszczyzna potoczna. Teksty pisane próbuje się tam maksymalnie kondensować i odrzucić wszystko, co wydaje się spowalniać tworzenie wiadomości, choćby polskie znaki. O interpunkcji w ogóle nie ma co wspominać. Jeśli chodzi o ortografię, to internauci traktują ją jako zbędny balast i swoim dążeniu do uproszczeń łatwo zapominają, czemu służy morfologiczna zasada pisowni. Jej przestrzeganie ułatwia czytającemu identyfikację różnych form tego samego wyrazu.
Wbrew pozorom, pisanie zgodnie z wymową opóźnia zrozumienie zapisu. Z jednej strony więc panoszy się w tych tekstach niechlujstwo graficzne. Z drugiej strony, efektem tendencji do skrótu są np. emotikony, czyli nowe – niewerbalne - sposoby komunikowania uczuć z wykorzystaniem, co paradoksalne, kombinacji tych samych znaków przestankowych, które się pomija przy tworzeniu wypowiedzi. Warto również zwrócić uwagę, że upowszechnienie narzędzi komunikacji elektronicznej sprawiło, że nasz zasób słownictwa czynnego wzbogacił się o wiele nowych wyrazów i to będących nie tylko terminami, ale także słownictwem środowiskowym. Po prostu wszyscy znamy się już nie tylko na medycynie.
- Język towarzyszy zmianom w obyczajowości, demokratyzuje się. W nim, jak w modzie, obowiązuje luz, swoboda. Rozpowszechniają się neologizmy i neosemantyzmy mające swoje źródło w języku angielskim. Słowa dnia, o których mówimy, są tyleż zwierciadłem współczesnej polszczyzny, co ciekawym materiałem choćby dla socjologów. W tych słowach znajdują przecież odbicie wydarzenia, medialne tematy dnia, głośne debaty i afery, zjawiska kulturowe. Słowa mówią wiele o mentalności i zainteresowaniach Polaków oraz o ich wyobrażeniach o świecie.
>
- Badacze zajmujący się opisem diachronicznym polszczyzny zwracają uwagę, że ta rejestracja słów posłuży socjologom, historykom myśli, polityki czy języka także w przyszłości do rozpoznania i opisywania sytuacji, wydarzeń, które miały miejsce w naszych czasach. Nasi potomkowie dowiedzą się dzięki Słowom dnia, co było dla nas tak ważne, że rozprawialiśmy o tym w mediach przez dłuższy okres. Tymczasem jako synchronista trochę dziwnie się czuję ze świadomością, że opisując tu i teraz, tworzę materiał, który będzie spożytkowany także w przyszłości.>- Dziękuję za rozmowę.