Jak widzimy, także w Polsce jest to temat aktualny i gorący. Faszyzm można przykroić do różnych systemów polityczno-społecznych, wyjmując z niego jeden lub dwa elementy składowe, a on mimo tak zastosowanej mimikry pozostanie faszyzmem. Bo jednak są cechy nierozerwalnie immanentne wyłącznie faszyzmowi.
Eco stawia w tym kontekście zasadnicze – także współcześnie w Polsce – pytanie: „Dlaczego nie tylko ruch oporu, ale całą drugą wojnę światową na całym świecie określa się jako walkę z faszyzmem?
Jeśli przeczytacie powtórnie Komu bije dzwon Hemingwaya zobaczycie, iż Robert Jordan utożsamia swych wrogów z faszystami, choć ma na myśli hiszpańskich falangistów”.
I dalej cytuje Prezydenta USA Franklina D. Roosevelta (23.09.1944) o zwycięstwie „narodu amerykańskiego i jego sprzymierzeńców” nad faszyzmem.
Prawo międzynarodowe tworzy się po to,
by stosowali je słabi, a łamali mocarni.
Robert Knox
Faszyzm jest trendem dyktatorskim, autorytarnym, ale o doktrynie wątłej, labilnej, pseudosynkretycznej. Można go dopasować do różnych kultur, sytuacji, przestrzeni, do różnych systemów społeczno-ekonomicznych, zatem jest on przez wielu konserwatywno-liberalnych i prawicowych polityków postrzegany (i tak było również w latach 20- i 30-tych XX wieku) jako porządek mogący wprowadzić nowe-stare rozwiązania będące źródłem jakichś reform społecznych. Reform, które albo odwrócą uwagę zrewoltowanych mas od idei radykalnie lewicowych (czy nawet komunizujących) - tu: internacjonalistycznych i ponad-narodowych – w kierunku takich rozwiązań i pojęć jak np. naród, kult tradycji, konserwatywna organizacja społeczeństwa itd., albo spacyfikują radykalizm społeczny umiarkowanym i przychylnym dla kapitału reformizmem.
Eco określa faszyzm jako totalitaryzm w stylu fuzzy (tzn. rozmyty, o konturach niewyraźnych, zniuansowany, mętny itd. – czyli niejednoznaczny i ambiwalentny mogący przybierać różne kontury oraz wpisywać się w różnorakie ustroje polityczne, kultury czy tożsamości). Faszyzm, (ale i nazizm), podobnie jak wszelkie totalitaryzmy – także stalinizm – admiruje, wielbi, sakralizuje, kanonizuje, (tworząc swoistą liturgię dla tego kultu) młodość, pęd i ofensywność życia, gwałt, agresję, ryzyko. Ale także – poprzez tradycjonalizm i miłość do tego co było, do tzw. „złotego wieku”, gdzie na piedestale stawiane były wartości dawne, konwencjonalne, zwyczajowo uznane za „normalne” – „wiejskość”, ludyczność, sielską przaśność, niezmienność hierarchii.
Oto kilka archetypów jednoznacznie charakteryzujących faszyzm in situ. Kult tradycji
Pierwszą taką cechą – o której już wspomniano - jest bezwzględny kult tradycji. Co prawda, tradycjonalizm jest starszy niż faszyzm, ale jest on sztandarem wszelkich kontrrewolucji, zwłaszcza jeśli chodzi o katolicki integryzm. Dziś tradycjonalizm pod płaszczykiem quasi-liberalizmu (neoliberalizm jest karykaturą klasycznego liberalizmu) chce – i w dużej części się to mu udało – zanegować osiągnięcia modernizmu we wszystkich de facto sferach życia.
Nowa kultura powstająca na gruzach tego co upadło, zmarniało, zostało zburzone, musi być synkretyczną. Konglomeratem różnych wartości, projekcji, systemów itd. Synkretyzm to amalgamat sprzeczności (jak osławione multi-kulti - potępione przez tradycjonalistów i neofaszystów, a także lumpenliberałów), które dopiero się ucierają, tworząc nowy system. Bliski tradycjonalizmowi integryzm (zwłaszcza w krajach uznawanych za katolickie) jest przeciwny postępowi, zwłaszcza w wiedzy, gdyż prawda została już wypowiedziana, a my – strażnicy i plenipotenci siły wyższej, która wypowiedziała ową prawdę – jesteśmy jedynymi uprawnionymi jej egzegetami.
Eco pisze: „kiedy poszperacie na półkach bibliotek czy księgarni w dziale New Age, natraficie tam np. na św. Augustyna, który o ile wiem nie był faszystą. Sam fakt umieszczenia razem św. Augustyna i Stonehenge jest symptomatyczny dla prafaszyzmu”.
I tu owi bezkrytyczni wielbiciele tradycji nie protestują. Uważają bowiem, iż mesjanizm i nawrócenie (w katolicyzmie od czasów Jana Pawła II nazywa się ten proces eufemistycznie ewangelizacją i inkulturacją) z ich strony jest jak najbardziej fair i trendy. Czyli katolicyzacja wszystkiego, nawet takich artefaktów, które wiążą się z dziejami jak najbardziej odległymi i wyprzedzającymi w historii powstanie chrześcijaństwa. To typowy przejaw postawy autorytarnej, związanej z mesjanizmem czy ewangelizacją.
Odrzucenie modernizmu i postępu
Tradycja tak integrystycznie pojmowana implikuje odrzucenie modernizmu i postępu. Jest negacją jakiejkolwiek ewolucji idei, myślenia, czy opisów świata nas otaczającego. Statyka tej perspektywy jest porażająca, gdyż odmawia jednostce aktywności intelektualnej (zawężając ją do określonych ideologicznych i religijnie uzasadnianych ram). I to jest druga z cech wspólnych różnym odcieniom faszyzmu (a dalej – nazizmu).
Uwielbienie postępu technicznego, fascynacja gadżetami high-tech, kult nowinek doczesnego rozwoju nie ma tu nic do rzeczy (ów paradoks na przykładzie terrorystów wywodzących się z kręgów islamistycznych kapitalnie ukazuje Benjamin R. Barber w książce Dżihad kontra McŚwiat).
To umiłowanie technicznego rozwoju i wspomniane fascynacje koniec końcem zawsze skupiają się w soczewce Blut und Boden, czyli przaśnego, wąskiego, ograniczającego się do lokalności nacjo-patriotyzmu.
Gnoza faszystowska karmi się zawsze elementami tradycji opartymi o jakąś formę okultyzmu (nawet, jeśli o nim się nie mówi, lub go się retorycznie zwalcza), tanim mistycyzmem, totalitarną duchowością, co w połączeniu z nacjonalizmem i ksenofobią daje wymierne efekty.
Negacja świata nowoczesnego to przede wszystkim ataki na rok 1789, Oświecenie, racjonalizm, dorobek Rewolucji Francuskiej, gdyż stąd -zdaniem ultrakonserwatystów i prafaszystów - zaczęło się owo „zepsucie” (publikacje m.in. Sławomira Cenckiewicza i innych reprezentantów polskiej hiperprawicy są tu klasycznymi przykładami tej tezy). W tej mierze protofaszyzm zdecydowanie jest umiejscowiony po stronie irracjonalizmu. Irracjonalizm
Irracjonalizm to bezwzględne działanie dla samej istoty owego działania, nie dla zmian, ewolucji, postępu. Tradycjonaliści, a tym samym i faszyści różnej proweniencji, uwielbiają taką formę działania, ruch, „zadymę”, emocje i afekty. Nerwowe napięcie, onanizm nad symboliką narodowo-religijną, wielkie słowa wobec nieistotnych i przemijających spraw.
A już Arystoteles przecież nauczał, aby „nie mówić uroczyście o sprawach marnych”. Dla nich - tradycjonalistów, ultrakonserwatystów, integrystów wszelakiej maści, wreszcie jawnych faszystów - działanie musi być natychmiastowe, kiedy dostaną jakiś impuls, że coś nie jest zgodne z ich oglądem rzeczywistości, bądź jak ich ego zostanie obrażone (lub tak im się wydaje).
Myślenie, refleksja krytyczna, sceptycyzm są formami kastracji ich pojęcia człowieczeństwa. Bo podważają one Autorytet, na którym – niczym na barkach Atlasa – opiera się ich kruchy i mizerny świat. Kultura sama w sobie jest pojęciem podejrzanym, labilnym, zwłaszcza taka kultura, która opiera się o krytycyzm, zdystansowanie do rzeczywistości ją otaczającej, logicznie chłodny realizm i analityczny racjonalizm. Intelektualny atak faszystów - o ile taki jest w ogóle możliwy – idzie w kierunku absolutnej deprecjacji kultury liberalnej, ewolucyjnej, synkretycznej, właśnie z racji odchodzenia od tzw. tradycyjnych wartości.
Odrzucony synkretyzm
Czy rzeczywiście z istoty synkretyzmu wynika jego immanencja dla tego co nazywamy prafaszyzmem? Włoski uczony, od którego rozpoczynam ten esej jest zdania, że tak, albowiem jakakolwiek forma krytyki jest nie do zaakceptowania przez synkretyzm. Śmiem wątpić.
Wszelka wielość, pluralizm, wielopłaszczyznowość odniesień, siłą rzeczy niosą ze sobą krytycyzm właśnie z racji wzajemnego obcowania owych mnogości.
Zderzanie się, konfrontowanie czy konkurencja i w tym kontekście tworzenie nowej synkretycznej jakości – bo na tym m.in. polega synkretyzm (amalgamat różnych trendów, idei, pomysłów etc.) – wydaje z siebie owo scalenie postępujące nie na zasadzie absorpcji ewangelizacji, lecz wedle teorii melting pot (tygiel narodów) Israela Zangwilla: wymieszania, wzajemnego rozpuszczenia się, kulturowego metysażu, co powoduje powstanie całkiem nowej jakości.
Oczywiście, dla takiej postawy i sposobu widzenia świata, potrzebny jest określony aparat pojęciowo-mentalny, osobowość otwarta i daleko rozwinięte poczucie humanizmu. I z tej racji synkretyzm jest obcy protofaszyzmowi. A kultura Zachodu jest od przynajmniej dwóch wieków w mniejszym lub większym stopniu synkretyczna. I ten proces się pogłębia. To właśnie religijna tradycja Zachodu, ze swoim zamknięciem w obrębie religijnych dogmatów, wizji, teologii i swoistego totalitaryzmu (przeciwnego jakimkolwiek tendencjom synkretycznym) stanowi bazę dla protofaszyzmu w tym archetypie. Radosław S. Czarnecki Drugą część eseju Autora zamieścimy w nastepnym - SN 2/17 - numerze.