banner


sztumski nowyDzieje się coś złego z naszym językiem ojczystym – i zmiany te zachodzą w coraz szybszym tempie. Nie dość, że zaśmieca się słownictwo wulgaryzmami oraz dziwolągami tzw. nowomowy i często nieuzasadnionymi i nietrafnymi zapożyczeniami z innych języków oraz żargonów, to nie przestrzega się logiki wypowiedzi oraz reguł gramatycznych, składniowych, stylistycznych, semantycznych i ortograficznych.

Wystarczy posłuchać rozmów ludzi w miejscach publicznych, poczytać różne dokumenty, gazety, reklamy oraz wpisy i komentarze na stronach internetowych. A przecież język unaocznia nie tylko kulturę osobistą, charakter i sposób myślenia pojedynczych ludzi, ale całej grupy etnicznej i narodu.
Słusznie zauważa Tadeusz Dostatni OP (Po owocach ich poznacie (http://www.opoka.org.pl/biblioteka/H/HN/3/8 wykly-1.html;), że „Sprawdzianem człowieka jest jego wypowiedź”. Mowa, która jest naszym sposobem komunikowania się, pozwala nam poznać tego drugiego. (…) Słowo wypowiedziane jest również sprawdzianem nas samych. To znaczy, że po naszej mowie ludzie będą nas oceniali. (…) „Hodowlę drzewa poznaje się po jego owocach, podobnie serce człowieka po rozumnym słowie”.

Ponadto jedną z ważnych funkcji języka jest utrwalanie tożsamości etnicznej i - w przypadku jednorodnego społeczeństwa - również narodowej. Widać ludzie zapomnieli o tym,  zajęci różnymi, mniej lub bardziej ważnymi sprawami, uganiając się za bogactwem, karierą lub sukcesem i ponaglani przez coraz inteligentniejszą technikę.
Jakie są przyczyny i skutki tego zaniedbania? 
 

Braki edukacji

 

Jedną z przyczyn jest niewystarczająca troska edukatorów, rodziców i innych osób oraz instytucji (przede wszystkim szkół) mających wpływ na nauczanie języka ojczystego na przyzwoitym poziomie i na sposób posługiwania się nim w życiu codziennym. Częściowo spowodowane jest to czynnikami subiektywnymi – ich lenistwem, albo niedbałością, a częściowo obiektywnymi – zaniżanymi wymaganiami i kryteriami ocen narzucanymi przez standardy programów nauczania na poziomie „minimum” oraz trudnymi warunkami, jak np. przeludnionymi klasami szkolnymi.

Jednak większy udział ma czynnik ludzki. Nawet w najgorszych warunkach można rzetelnie i odpowiedzialnie wykonywać swoje obowiązki, gdy tylko chce się tego. Z drugiej strony, najlepsze chęci nauczycieli nie wystarczą, jeśli nie mają oni wsparcia ze strony władz i rodziców, zrozumienia u uczniów ani wystarczającej liczby godzin do nauczania języka ojczystego.

 

Zalew zapożyczeń


Język, który jest systemem dynamicznym, zawsze zmieniał się, ale bardziej w sposób naturalny niż sztuczny. Jego ewolucja wynikająca z rozwoju cywilizacji jest naturalna i konieczna. Natomiast jest sztuczna, gdy dokonuje się wskutek działania innych czynników - incydentalnych i niekoniecznych.
Cały czas zmieniały się reguły ortograficzne i gramatyczne oraz zasób słownictwa. Niektóre słowa wychodziły z użytku powszechnego, przybierały inne znaczenia, albo zastępowane były nowymi. Wymuszał to postęp cywilizacyjny oraz dostosowywanie języka do aktualnych potrzeb komunikowania się. Jednak nigdy wcześniej nasze słownictwo nie zmieniało się na tak wielką skalę, ani tak szybko jak ostatnimi czasy. Nigdy wcześniej nie wzbogacano naszej leksyki tak ogromną liczbą słów czerpanych z języków obcych i różnego rodzaju żargonów oraz slangów, jak w ciągu ostatniego półwiecza.

Proces ewolucji języka ulega przyspieszaniu nie tylko za sprawą coraz szybszego tempa rozwoju cywilizacji, ale coraz bardziej pod wpływem innych czynników, które od pewnego czasu o wiele bardziej wpływają na dynamikę języka. Spośród czynników naturalnych, najbardziej wymusza ewolucję języka postęp techniki. Najwięcej neologizmów pojawia się w wyniku tworzenia nowych technologii i urządzeń technicznych. Ludzie techniki - robotnicy oraz inżynierowie rozmaitych profesji - komunikują się między sobą za pomocą właściwych im żargonów zawodowych, niezrozumiałych nie tylko przez laików, ale przedstawicieli innych specjalności.
 

 „Ubogacanie” języka (naturalnego) dokonuje się pod wpływem tzw. nowomowy. Jest to według Słownika języka polskiego PWN „język władzy i kontrolowanych przez nią środków przekazu w państwach totalitarnych, służący do manipulowania ludźmi i nastrojami społecznymi”.
Niesłusznie jednak uznano, że „w państwach totalitarnych”, ponieważ nowomowa jeszcze bardziej rozkwita i pleni się w państwach zwanych „demokratycznymi”, w których władza sięga szczytów umiejętności manipulowania społeczeństwem. Jej przedstawiciele posługują się nowomową, kiedy brakuje im wiedzy merytorycznej, albo gdy chcą intencjonalnie wprowadzić w błąd ludzi i fałszować, lub zaklinać rzeczywistość dzięki nadawaniu powszechnie używanym słowom całkiem innych konotacji.
 

W wyniku propagowania nowomowy zastępuje się frazy języka naturalnego frazami propagandowymi, biurokratycznymi, pseudoludowymi i kiczowato-ludycznymi. Upowszechniają się one przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, z bezmyślnego naśladownictwa sposobu wyrażania się polityków, dziennikarzy, VIP-ów i celebrytów. Małpowanie ich mowy jest przejawem szpanowania i brylowania w tzw. towarzystwie, nie tylko wśród młodocianych. Po drugie, z przekonania, że świadczą one o „eleganckim” mówieniu i że operowanie nimi wyróżnia oraz nobilituje; dlatego mogą być są uznawane za wzorce.
 

Coraz częściej i na większą skalę wkradają się zapożyczenia z leksyki żargonów i slangów do języka codziennego, a nawet literackiego. Szmirowate książki drukowane w wielkich nakładach zapełniają półki księgarń i dobrze sprzedają się (lepiej niż dzieła wartościowe), ponieważ ich „zaletą” jest to, że odpowiadają niewybrednym gustom masowych czytelników - pisane są językiem pełnym wulgaryzmów, a ich treść nie wymaga wysiłku umysłowego, ani wysokiego poziomu wykształcenia lub kultury. To dotyczy również brukowych czasopism.
 

Żargony charakterystyczne dla przestępców (grypsera), chuliganów, pseudokibiców i podobnych warstw oraz grup społecznych wypierają język ludowy, albo gwarowy, piękny zresztą, do niedawna powszechnie używany i uznawany za naturalny. Teraz językiem naturalnym codziennego użytku staje się niedorzeczna zbitka językowa składająca się ze słów i fraz nowomowy, rozmaitych żargonów, a także udziwnień frazeologicznych, co czyni go mało efektywnym w komunikacji społecznej i żałośnie śmiesznym.
 

Nasz język zaśmieca jeszcze rozrastająca się grupa zupełnie niepotrzebnych zapożyczeń słownych z języków obcych. Należą do nich słowa w brzmieniu oryginalnym i spolszczonym, bez których można się w pełni obejść, a więc zbędnych, bo w naszym słownictwie znajdują się dokładne ich odpowiedniki. Wzbogacanie nimi naszego języka jest pozorne, gdyż dodawanie dowolnej liczby słów z różnych języków, tożsamych z naszymi, powiększa wprawdzie zasób słownictwa, ale tylko o słowa równoznaczne. Co innego, gdy takim słowom obcym przyporządkowuje się jakieś wartości lub opinie, dzięki czemu uzyskują one sens pejoratywny lub pochlebny.
 

Jednak najczęściej przenosi się obce słowa do naszego języka bez potrzeby i zastanowienia oraz ze zwykłej głupoty. Mechanizm jest prosty. Ktoś usłyszał lub przeczytał jakieś słowo w cudzym języku, spodobało mu się ono i zaczął posługiwać się nim, żeby zwrócić na siebie uwagę otoczenia. Dziwactwo jednego człowieka zawsze budzi ciekawość innych ludzi, tym większe, im bardziej znany jest dany człowiek. A od zainteresowania tylko krok do naśladowania mowy takiego osobnika. Z upływem czasu, coraz więcej osób fascynuje się tym słowem z różnych powodów i coraz częściej używa je, aż w końcu wchodzi ono w masowy obieg językowy.
Językoznawcy i puryści językowi są bezsilni wobec tego zjawiska. Najpierw ich ono razi i ganią je, a potem nie mają już wyjścia i sankcjonują je, usprawiedliwiając się relatywizmem językowym, normą użytkową i kryterium powszechności.

Jeśli jednostki nie stosują się do jakiejś reguły językowej, to popełniają błąd, a jeśli robią to masy, to taki błąd powszechny staje się regułą i standardem. Tyle tylko, że normą językową (wzorcową) jest to, co jest aprobowane przez wykształconych użytkowników języka, a nie przez ludzi popkultury, albo marginesu społecznego. Język polski ma wystarczająco bogate słownictwo i tylko wyjątkowo, kiedy absolutnie nie da się znaleźć odpowiednika polskiego, trzeba je wzbogacać w zapożyczenia z języków obcych.  
 

Wpływ globalizacji
 

W toku globalizacji przemieszczają się ludzie, technologie, informacje, towary, usługi, rynki, zakłady pracy i inne byty. Mieszają się kultury, systemy wartości, wyznania i obyczaje. Postęp globalizacji zależy od sprawnego komunikowania się ludzi różnych narodowości oraz grup etnicznych. Przeszkodę w tym względzie stanowi różnorodność językowa. Dlatego usuwa się ją za pomocą wprowadzania jednego języka obowiązującego w komunikacji globalnej w różnych obszarach życia społecznego – przede wszystkim w polityce i dyplomacji, ekonomii, technice oraz nauce. Z różnych względów językiem ogólnoludzkim stał się nim język angielski. Dziś nie sposób poruszać się w świecie bez znajomości tego języka.

Stopniowo, w wyniku powszechnego nauczania języka angielskiego i obowiązkowego w dwujęzycznych szkołach i przedszkolach, przenika on ze sfery publicznej do prywatnej z tendencją do stania się jedynym językiem komunikacji masowej. Niby nie ma w tym niczego złego, a nawet jest to z wielu względów korzystne, podobnie jak wprowadzenie jednej waluty w międzynarodowej wymianie handlowej. A mimo to, niechętnie odnosimy się do tego. Przede wszystkim dlatego, że boimy się utracić swoją tożsamość etniczną, której fundamentem jest język ojczysty  i tożsamość międzynarodową w obrębie narodów posługujących się językami podobnymi, np. w słowiańszczyźnie.
 

Jeśli globalizacja jest procesem naturalnym w ewolucji ludzkości, a chyba tak jest, to wbrew biblijnej przypowieści o Wieży Babel i woli Stwórcy - aby ludziom utrudnić porozumiewanie się ze sobą i działanie przeciw Niemu - dojdzie do tego, że w końcu ludzkość zjednoczy się wskutek zaniku języków etnicznych i przekształci się w jedną rodzinę światową. W takim razie utrzymywanie na siłę języków etnicznych nie ma sensu, ani szans powodzenia.

Jednak zanim to się dokona, języki te będą ulegać degradacji proporcjonalnej do tempa globalizacji, między innymi w wyniku zaśmiecania ich zapożyczeniami z języków obcych. Globalizacja jest przyczyną zewnętrzną zaniku języka ojczystego. A dodatkowe czynniki, wymienione wcześniej, które prowadzą do rozkładu języka ojczystego, składają się na przyczynę wewnętrzną.
Mamy zatem do czynienia z takim oto paradoksem: z jednej strony, nie chcemy utracić naszego języka, a z drugiej - znęcamy się nad nim na różne sposoby, czym przyspieszamy jego rozkład i zniknięcie. A więc działamy sami przeciw sobie, co świadczy dobitnie o naszej głupocie.

Wiesław Sztumski