Trudno jednoznacznie dzisiaj zdefiniować pojęcie bohaterstwa. Według angielskiego publicysty i znanego propagatora historii Paula Johnsona, wyróżnikiem bohatera winno być powszechne, długotrwałe i entuzjastyczne uznanie, ale jednocześnie jest tu miejsce na indywidualizm.
Co więcej, Johnson przekonuje, że cechami bohatera są: krytyczny stosunek do stereotypów oraz odwaga i konsekwencja w głoszeniu nawet najbardziej kontrowersyjnych poglądów.
Czy zatem można w jednym szeregu ustawić na przykład Juliusza Cezara, Boudikę, Giordana Bruna, Mikołaja Kopernika, Galileusza, Napoleona, Adolfa Hitlera, Lenina i Mao Zedonga? Wydaje się to wielkim nadużyciem, gdyż trzej wymienieni na końcu dopuścili się ogromnych zbrodni, choć nadal mają swoich wielbicieli i dla nich na pewno uchodzą za bohaterów.
Zresztą osoby Juliusza Cezara i Napoleona również budzą kontrowersje, gdyż obaj mieli na rękach krew milionów, a od najbardziej znanych zbrodniarzy oddziela ich tylko perspektywa czasowa. Podobnie rzecz wygląda z Winstonem Churchillem, który jako pierwszy w historii, w 1920 roku potraktował gazami bojowymi ludność cywilną Kurdystanu, a dla Brytyjczyków jest największym w XX wieku ich rodakiem.
Bohaterowie niekontrowersyjni
Znacznie łatwiej jest z Mikołajem Kopernikiem, który w powszechnym mniemaniu „wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię”, choć w kulistość naszej planety wierzyli zarówno pitagorejczycy, a w III wieku p.n.e. dowiódł jej Eratostenes z Cyreny. Starożytni Grecy mieli również niejasne przekonania na temat wzajemnego ruchu obu tych ciał niebieskich, choć pewnie nie tak precyzyjne jak Kopernik. Co więcej, w swoich pracach nasz wielki rodak wykorzystał dość dokładne obliczenia Ptolemeusza, tyle, że zmienił punkt odniesienia i Słońce uczynił centrum ówcześnie znanego wszechświata.
Bronił jednak swoich poglądów konsekwentnie, a jego dzieło "O obrotach sfer niebieskich" jeszcze w XIX wieku było na indeksie ksiąg zakazanych Watykanu.
Podobnie rzecz ma się z Giordanem Brunem, który swój upór w głoszeniu „herezji” o nieskończoności wszechświata i wielości światów przypłacił męczeńską śmiercią na stosie. Z kolei Galileusz wprawdzie przed trybunałem inkwizycji odżegnał się od heliocentrycznej wizji Kopernika, ale i tak końcówkę swego długiego życia spędził w areszcie domowym, a Kościół katolicki zrehabilitował go dopiero w 1965 roku! Takich przykładów w historii mamy wiele.
Gorzej jest z politykami, nawet tymi, o których pamięć jest jeszcze bardzo świeża.
Amerykanie czują sentyment do Ronalda Reagana, a konserwatywni Brytyjczycy do Margaret Thatcher, ale już związkowcy ze Zjednoczonego Królestwa nie podzielają tego entuzjazmu. Reagan zaś uchodzi za pogromcę komunizmu, ale Michaił Gorbaczow w swojej własnej ojczyźnie jest obecnie gorzej postrzegany nawet od… Stalina.
W zapomnienie popadł prezydent Wilson, choć przedwojenna Liga Narodów powstała w dużej mierze z jego inicjatywy. Tyle, że nie wstąpiły do niej Stany Zjednoczone.
Nawet na naszym polskim podwórku mamy wielkie i małe spory o to, kto był większy patriotą: Piłsudski czy Dmowski, choć niezaprzeczalnie obaj położyli wielkie zasługi w procesie odzyskiwania niepodległości. Mieli wprawdzie różne wizje przyszłej Polski. Pierwszy dążył do federacji z racji zróżnicowania etnicznego odrodzonej Rzeczpospolitej , drugi do inkorporacji jak największych ziem zaboru rosyjskiego i polonizacji zamieszkujących je mniejszości.
Obecnie umysły Polaków rozpala spór o Lecha Wałęsę i ten podział mniej więcej pokrywa się z polaryzacją ideologiczną naszego społeczeństwa, choć jednak większość, bez względu na wiarę lub powątpiewanie w jego współpracę z SB, uznaje jego prezydenturę za słabą. Trudno zresztą o inne podejście, skoro w pierwszych wyborach wygrał w pierwszej turze, a w drugich otrzymał nieco ponad 1% głosów.
Przepis na idola
Obecnie za bohaterów uchodzą różnej maści celebryci, wykreowani przez media oraz młodych fanów różnej odmiany współczesnej muzyki czy form protestu.
Młodzież jest grupą, którą najłatwiej krytykować. Nie bardzo może i umie się bronić, a reguł gry rządzących światem dorosłych nie chce zaakceptować. Jedynie pisma młodzieżowe, które są do niej adresowane biorą ją w obronę i czasami dają jej się wypowiedzieć.
W ostatnich latach narzekania na młodzież znalazły wyraz w decyzjach politycznych. Akcja „Małolat” miała zapobiec przestępczości wśród młodzieży, a ochroniarze i kamery śledzące ruch na szkolnych korytarzach - narkomanii. Tak się jednak nie stało.
Również oficjalnie lansowane autorytety i postawy nie znajdują zrozumienia u młodych ludzi. Oni nie chcą odgórnie narzuconych wzorów zachowań i podstarzałych mentorów, którzy z wystudiowanym uśmiechem przekonują ich, że są fajni. Spornych obszarów jest zresztą więcej. Weźmy choćby nową generację muzyków rockowych. Nie przypadła ona do gustu pokoleniu rodziców dzisiejszych nastolatków, chociaż wykonawcy często są w ich wieku. To samo dotyczy kontrowersyjnych wystaw, czy szokujących filmów, które cieszą się największym uznaniem młodego widza.
Nie ma jak dotąd na rynku podręcznika zatytułowanego Jak zdobyć popularność wśród młodzieży. Ktoś, kto próbowałby go napisać napotkałby na ogromne trudności w ustaleniu kryteriów, według których miałby zbudować portret idola. Różnorodność stylów współczesnej muzyki i innych dziedzin sztuki sprawia, że trudno znaleźć jakieś wiodące przymioty „bohatera epoki”.
Pewne wspólne cechy można jednak zauważyć. Pierwszą jest sprzeciw wobec rzeczywistości i istniejących stosunków międzyludzkich.
Drugą jest autentyzm, bądź pozowanie na autentyzm. Trudno odróżnić jedno od drugiego w czasach, gdy ekshibicjonizm psychiczny stał się normą twórczej wypowiedzi, a wywlekanie intymnych szczegółów życia w niewybrednych słowach, czy szokujących obrazach uznaną kategorią estetyczną.
Trzecią jest komunikatywność. Pomimo krytyki, jakiej są poddawani dzisiejsi awangardowi artyści trzeba przyznać, że wiedzą jak przemawiać do swoich odbiorców. Wspólny żargon, niekiedy zredukowany do prostych komunikatów, wielu z nich gwarantuje estradowy sukces.
Oprócz wymienionych „predyspozycji” do zostania idolem niezbędnym warunkiem do osiągnięcia sukcesu jest wsparcie medialne. Bez promocji nawet najbardziej uzdolniony debiutant nie ma żadnej szansy.
Entuzjaści klasyki
Jednym z mitów lansowanych przez niektóre media jest przekonanie o niechęci młodzieży do sztuki tradycyjnej. Przeczy temu jednak liczba sprzedawanych każdego roku płyt Elvisa Presleya, czy zespołów „The Beatles”, „Pink Floyd”, „Led Zeppelin”, „The Animals” i wielu innych. To samo dotyczy polskich wykonawców, którzy latami nie schodzą z list przebojów, jak Czesław Niemen, Urszula, Maryla Rodowicz, czy grupy „Manaam”, „Budka suflera” i „Bajm”. A przecież artyści ci zaczynali często przeszło 20, 30 lat temu i obecnie należą do kanonu polskiego rocka.
Miłośników klasyki wśród młodzieży jest zatem wielu i stanowią bardzo odporną grupę na naciski awangardy. Wystawa impresjonistów w warszawskim Muzeum Narodowym przyciągnęła tysiące młodych ludzi i to nie tylko w ramach szkolnych wycieczek. Niewiele mniejszym powodzeniem cieszył się Andy Warhol, uważany swojego czasu za symbol sprzeciwu wobec mieszczańsko-filisterskiemu stylowi życia. Równie chętnie młodzież odwiedza „Zachętę”, czego wyrazem były tłumy licealistów i studentów na wystawie poświęconej najwybitniejszym twórcom XX wieku. Młodych ludzi można spotkać w Starej Kordegardzie, na Zamku Królewskim, a także w licznych galeriach sztuki, słowem wszędzie tam, gdzie dzieje się coś ciekawego.
Podobnie jest z muzyką. Wspólny koncert koncert Ewy Małas-Godlewskiej i José Cury w Teatrze Wielkim zgromadził tłumy młodych ludzi na Placu Teatralnym, nie zniechęciła ich nawet niezbyt sprzyjająca aura. Można powiedzieć, że każdy tradycyjny styl sztuki, włącznie z muzyką dawną i malarstwem realistycznym, ma swoich fanów wśród młodego i bardzo młodego pokolenia.
Czyli sztuka - zarówno tradycyjna, jak i współczesna - znajduje odbiorców w każdym wieku. W zasadzie przyciąga tych, których nie zraża jej hermetyczny język, prowokacja i łamanie wszelkich konwencji artystycznych.
Między poszukiwaniem a frustracją
Polityka już od paru dekad przestała być wylęgarnią bohaterów. Unią Europejską targają coraz nowe wstrząsy, których ukoronowaniem był Brexit oraz zaostrzająca się polityka na temat relokacji uchodźców, przybierająca niekiedy histeryczne tony. Dla wielu Rosjan bohaterem jest Władimir Putin, który po latach stagnacji i niezbyt chlubnych rządów Borysa Jelcyna przywrócił „wielkoruską” wiarę mieszkańcom swego kraju.
Ale już w USA od czasów Reagana żaden prezydent nie cieszy się estymą i nawet jeśli pełnił swój urząd przez dwie kadencje, to najczęściej wygrywał niewielką liczbą głosów. Pozostają zatem odwołania do historii i prowadzenie tego, co określa się mianem polityki historycznej. W Polsce widać to szczególnie wyraźnie.
Jedno jest pewne. Niektórzy bohaterowie historyczni pozostaną, choć w zależności od dziejowego kontekstu mogą być różnie interpretowani. Media, a zwłaszcza Internet, będą kreować coraz nowych idoli - jednodniowych skandalistów, albo zgoła wirtualne bóstwa.
Leszek Stundis