banner


Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika. (Albert Camus)

 

Czarnecki do zajawkiPanująca pandemia koronawirusa zamroziła większą część świata, powodując zamieszanie i kryzys, jakiego nie było od przełomu lat 20. i 30. ub. wieku, kiedy to w „czarny” czwartek 24.10.1929 roku wybuchła panika na Wall Street, gwałtownie spadły ceny praktycznie wszystkich akcji, pociągając za sobą łańcuch bankructw, które rozprzestrzeniły się stopniowo na prawie wszystkie kraje (oprócz ZSRR). Skutkiem kryzysu była też utrata pracy przez miliony ludzi – w USA bezrobocie sięgnęło według dostępnych danych 1/3 siły roboczej. Jak dziś się mówi, w Stanach Zjednoczonych w tamtym okresie z głodu zmarło ponad milion ludzi, a dalszych kilkanaście błąkało się po całym terytorium kraju w poszukiwaniu pracy i zamieszkania.

Dzisiejsze perturbacje spowodowane pandemią przewidywało wielu fachowców, uważnych obserwatorów i myślicieli. Ciągła produkcja „ludzi zbędnych” – jak wielokrotnie zauważał Zygmunt Bauman – narastające różnice w dochodach oraz problemy klimatyczne rzutujące bezpośrednio na kryzys imigracyjny w wielu częściach świata bezwzględnie świadczyły o nadciągającej zmianie czy resecie światowej polityki. I widzimy jak koronawirus, będący w zasadzie zefirkiem wobec problemów „wagi ciężkiej” trapiących współczesny świat - do niedawna pełen optymizmu, z masowo szwendającymi się turystami od Seszeli przez Azję Płd.-Wsch. po Grecję i Meksyk - rujnuje dotychczasowy model globalizacji i wszystko co z tym się wiąże.

Podczas pandemii wychodzą brutalnie na jaw skutki osłabiania od lat sprawczych zdolności państwa na rzecz międzynarodowego, korporacyjnego kapitału. Chodzi głównie o służbę zdrowia i jej masową prywatyzację, zalecaną przez wiele organizacji, polityków, centra doradczo-lobbystyczne, usłużne władzy media i fundacje. Widać to wyraźnie nie tylko na przykładzie Wielkiej Brytanii czy Francji, ale zwłaszcza w przypadku Włoch i Hiszpanii (zalecenia Brukseli w celu ograniczania wydatków budżetowych oraz nakładów na usługi publiczne), również USA, Ukrainy czy Polski.
Można będzie oczekiwać – m.in. w tym duchu wypowiedział się Prezydent Francji Emmanuel Macron uznawany do tej pory jako zwolennik neoliberalizmu i przeciwnik welfare state – odejścia od ortodoksji neoliberalnej, prywatyzacyjnego szaleństwa zwłaszcza w ochronie zdrowia.
Z komercjalizacją – tu służby zdrowia – związane są kłopoty krajów Zachodu. I jest to wynikiem określonej, realizowanej według neoliberalnych wizji, polityki. Zwrócił na to uwagę tuż przed śmiercią (kwiecień br.) włoski dziennikarz i polityk, były euro poseł, Giuletto Chiesa, podając przyczyny braku maseczek we Włoszech w pierwszych tygodniach pandemii. Produkcję z uwagi na koszty wyeksportowano poza Unię, a gromadzenie jakichkolwiek zapasów uznawano za marnotrawstwo środków. Potraktowano służbę zdrowia jako jedną z form działalności mającą przynosić dochody. Chiny, Rosja czy Kuba nie traktowały ochrony zdrowia jeszcze jednoznacznie jako obszaru zysków, dlatego miały zapasy i tzw. środki zgromadzone na wypadek klęski. Świat zachodni, zdaniem Chiesy, poniósł totalną porażkę właśnie na tym polu – w ochronie zdrowia publicznego. Bo wszytko musi być skomercjalizowane.

Problemem stanie się na pewno proletaryzacja klasy średniej w wyniku masowych bankructw całych gałęzi stanowiących o dotychczasowych modelach i standardzie życia. Do niedawna było to główne źródło dochodu wielu ludzi i gospodarek narodowych: turystyka, masowe lotnictwo i podróże, usługi hotelarskie i cała sfera ich obsługi. Zapowiadany masowy wzrost bezrobocia i związanej z tym biedy, znaczne i masowe obniżenie poziomu życia, oszczędności wydatków w obliczu drastycznych spadków dochodów musi iść pod rękę z ograniczaniem konsumpcji dóbr i usług.

Bezpośrednim (kwarantanny) i pośrednim skutkiem pandemii będzie bezrobocie długotrwałe, gdyż okazało się, że praca online, zwłaszcza w edukacji czy oświacie, jest możliwa i korzystna dla przedsiębiorców. Po pierwsze – w tak zorganizowanym reżimie jest skuteczniejsza kontrola pracowników, a po drugie – zmniejsza się mityczne koszty pracy, eliminując kolejne etaty i formy tradycyjnego zatrudnienia.

Następnym efektem będzie dalsza, silna stratyfikacja tych, którzy pobierają różnego rodzaju nauki. Klasyczne, tradycyjne, na wysokim poziomie nauczanie (różnych stopni) dające w przyszłości wstęp na salony światowych elit i zapewniające satysfakcjonujące zatrudnienie, z racji powszechnej pauperyzacji i proletaryzacji tzw. klasy średniej, a także kosztów takiego wykształcenia, stanie się absolutnie całkowicie elitarnym, wąskim, kastowym przedsięwzięciem.
Powszechna nauka online produkować będzie kadry dla nisko opłacanych, zupełnie nie satysfakcjonujących intelektualnie, mechanicznych i labilnych profesji. Profesji, które będą zastępowane robotami, zaś wykonujący je ludzie lądować będą coraz niżej na drabinie społecznej. Magistrzy na kasach w „Biedronce” lub na tzw. śmieciówkach w Amazonie, samozatrudnieniu w Uber eats czy pyszne.pl.

Izolacja i utrzymywanie kwarantanny są korzystne dla władz. Można dzięki temu skutecznie manipulować społeczeństwem i kontrolować je, zapobiegać niepożądanym wydarzeniom, reagować ostro na tych, których się nie lubi, którzy są zagrożeniem dla władzy (prawdziwym lub wydumanym) itd.
W Polsce już się mówi, iż mimo zniesienia lockdownu na przełomie czerwca i lipca obostrzenia w kontaktach międzyludzkich, noszenie maseczek, zachowanie odległości, brak zgody na spotkania, dyskusje klubowe czy większe imprezy (choć nie dotyczy to mszy i uroczystości religijnych) potrwają do kilkunastu miesięcy.

Jak pisze Serge Halimi („Od zaraz” [w]: Le Monde Diplomatique , nr 2/162/2020) trzeba przeciwstawić się nadciągającemu wraz z izolacją „kapitalizmowi cybernetycznego nadzoru”. Drony w Paryżu, czujniki temperatury w Korei Płd., aplikacje na telefon, paszporty immunologiczne z danymi o wszystkich dolegliwościach właściciela i przebytych chorobach, psy-roboty kontrolujące przestrzegania zaleceń władz (Singapur) – wszystko to tłumaczone jest zagrożeniem epidemiologicznym. Ale czy do końca? Czy zbieranie i przetwarzanie informacji dotyczyć będzie tylko okresu trwania pandemii? A co, jeśli koronawirus - jak twierdzi wielu specjalistów - zostanie z nami na zawsze, jak grypa czy katar?

Pracy będzie coraz mniej, co przewidywał już ponad 20 lat temu Jeremy Rifkin (Koniec pracy). A przecież to praca ukształtowała człowieka jako gatunek Homo sapiens - jest jak oddychanie, trzyma go przy życiu. Jeśli przestajesz pracować – umierasz (tak twierdzi psycholog kliniczny i socjolog Thomas T. Cottle).
W takiej perspektywie, wraz z rozszerzającą się przestępczością i agresją w społeczeństwach, musi wzrastać opresyjność systemu, wyrażająca się zwiększoną liczbą więzionych.

Socjolog i antropolog amerykański Loic Wacquant pokazał wyraźnie korelację między pauperyzacją ludzi a przemocą, tworzeniem gett i coraz szerszą penalizacją. Takie traumatyczne i degradujące ludzi wydarzenia wpływają na to, co dziś już wykazują sondaże i badania np. we Włoszech - dramatyczny spadek zaufania ludzi do siebie nawzajem, syndrom samotności, ucieczka od skupisk ludzkich, masowo występujące postawy schizoidalne. W skrajnych przypadkach na Stary Kontynent może zawitać (na wzór USA) prywatyzacja systemu penitencjarnego - ze wszystkimi patologiami tego systemu.

Zagrożeniem, które jednak może przeszkodzić w diametralnej zmianie sytuacji w skali planetarnej pod względem ideologiczno-intelektualnym może być koncentracja kapitału na bazie pandemii i kwarantanny (zatrzymanie na miesiące gospodarek w wielu państwach i regionach). W czasie wszelkich kryzysów i powszechnej ruiny drobnych przedsiębiorców następuje bowiem integracja kapitału w rękach coraz mniej licznej grupy. To rekiny i globalni mocarze rynków. To droga – pisali nt. temat różni autorzy, poczynając od Engelsa, a na Pikettym kończąc – wiodąca ku monopolowi. Masowym bankructwom i poszerzającym się strefom biedy oraz wykluczenia zawsze towarzyszy bowiem skokowy wzrost bogactwa nielicznych. Tym samym, razem ze wspomnianą proletaryzacją klasy średniej, następować musi oligarchizacja ze wszystkimi swoimi następstwami. I to w ponadnarodowym jak i w panświatowym wymiarze. Będą temu także sprzyjały wspomniane nowoczesne formy edukacji.

Ostatnim elementem wynikającym z pandemii stanie się ucieczka od wielkich skupisk ludzkich. Wspomniane trendy z Italii pokazują już przewidywany kierunek: będzie to tendencja do rozproszenia ludzi i deglomeracji. Z tej racji miasta - molochy, metropolie po kilkanaście czy kilkadziesiąt milionów mieszkańców jak np. aglomeracja Bombaju (ponad 25 mln mieszkańców) zwana „najdroższym slumsem świata” – zapewne zaczną się wyludniać. Z obawy ich mieszkańców o swoje zdrowie i życie. Syndrom popandemiczny i egzystencjalny strach zagoszczą na długo w głowach ludzi. Oczywiście w świecie cywilizowanym ci z ponadnarodowych, globalnych elit będą sobie mogli na odseparowanie od innych pozwolić. To już się dzieje, co widać choćby po grodzonych i strzeżonych osiedlach dla bogatych. Teraz ten proces zapewne przyspieszy.

Tak wiec pandemia może przybliżyć organizację i stratyfikację ludzkości według myśli Johana Galtunga zwanej „20 : 80” (opartej z kolei na badaniach ekonomisty Vilfrida Parety). Można ją streścić pokrótce tak: 20 % populacji światowej będzie jadło, pracowało, konsumowało dobra, bawiło się, mieszkało „wszędzie i nigdzie” (zawsze w strzeżonych i izolowanych enklawach dobrobytu, spokoju i bezpieczeństwa), a reszta, te 80% będzie po porostu pochłaniana przez chaos, zagrożenia, przemoc i terror.
Oczywiście stanie się tak, o ile ludzkość, społeczności, pojedynczy ludzie nie wykażą się ostrożnością, dystansem do chaotycznych i sprzecznych informacji dochodzących z różnych stron (zwłaszcza z kręgów władzy). Także wówczas, jeśli zabraknie racjonalności i sceptycyzmu, oddolnej samoorganizacji, a przede wszystkim – zdecydowanych protestów.
Inaczej górne 20% populacji będzie wiodła kreatywne, ciekawe intelektualnie życie, mając odpowiednio wysokie dochody, a pozostałe 80% stanie przed dylematem – jeść czy być jedzonym.

Potrzebna jest więc z jednej strony mobilizacja społeczna (na niespotykaną do tej pory skalę) w celu z jednej strony przeciwstawieniu się komercjalizacji wszystkich elementów życia ludzkiego, w którym chaos oraz niestabilność są podstawowymi demiurgami (Naomi Klein, Doktryna szoku). Ten stan cofa bowiem ludzkość do przed demokratycznych i skrajnie opresyjnych rozwiązań, tak wielbionych zarówno przez elity neoliberalne jak i jawnych konserwatystów oraz zwolenników rządów „silnej, narodowej ręki”.
A z drugiej – trzeba skupiać się w ponadnarodowych, ponadpaństwowych kolektywach, a następnie zdecydowanie zacząć wymuszać porzucenie szkodliwej praktyki, jaką jest tzw. turbokapitalizm, który w czasach pandemii (i po niej) może dostać kolejnych impulsów do sprowadzenia bytu homo sapiens do egzystencji niczym w mrowisku lub ulu. Ze wszystkimi tego konsekwencjami i efektami. Czas na pudrowanie i oswajanie, a przede wszystkim na tolerowanie neoliberalnego zombie, zdecydowanie już minął.
Radosław S. Czarnecki