Wielkie Tyrnowo w drugiej połowie XIV wieku było scenerią gwałtownych i brutalnych wypadków. To malowniczo położone miasto funkcjonowało jako siedziba władz państwowych i religijnych cesarstwa bułgarskiego od jego restytucji pod koniec wieku XII aż do schyłku czternastego stulecia. Tu odbywały się najważniejsze uroczystości: koronacje, śluby władców, tu spoczywały relikwie świętych opiekunów państwa. Tutaj też zwoływano biskupów, mnichów i innych przedstawicieli duchowieństwa na synody.
W historii zapisało się kilka takich wydarzeń: dwa zgromadzenia osądzające bogomiłów, z lutego 1211 r. i kolejne, najpewniej z roku 1355 oraz zjazd z roku 1359 lub 1360 (data nie została precyzyjnie udokumentowana).
Za bluźnierstwo – kara śmierci
Ostatni z wymienionych synodów był skierowany przeciwko żydom. Osądzono na nim trzech członków gminy. Za bluźnierstwo car skazał ich na karę śmierci. Nie jest do końca jasne, na czym dokładnie polegały ich przewiny. Przebieg synodu i okoliczności jego zwołania znamy z opisu patriarchy Konstantynopola Kaliksta, zawartego w Żywocie Teodozjusza Tyrnowskiego. Zapisał on, że żydzi „nastawali” na „czcigodne ikony” Chrystusa i Bogurodzicy, „okazywali pogardę Bożym świątyniom i składanym w nich ofiarom”, „znieważali kapłanów, szydzili z mnichów i popełniali inne niegodziwości”.
Kalikst stworzył swoją opowieść najpewniej na podstawie relacji zasłyszanej od uczestniczącego w synodzie Teodozjusza (bohatera Żywotu…) około trzech lat po wydarzeniach. Nie zachowały się inne świadectwa omawianych tu wypadków. Car zlitował się nad trójką skazańców i zamienił karę śmierci na obcięcie języka i uszu. Jeden z żydów – ze strachu – przyjął chrześcijaństwo. Gdy rozeszła się wieść o tym, że dwóch pozostałych nie zechciało „przyjść do prawdziwej światłości, lecz woleli pozostać w mroku swojej bezbożności, gniew ludu obrócił się przeciwko nim. Ludzie zbiegli się z krzykiem i pobili jednego tak, że wyzionął swego plugawego ducha; drugi zaś został stamtąd zabrany” i poddano go karze – dowiadujemy się z Żywotu Teodozjusza Tyrnowskiego.
Przyczyny tak gwałtownej reakcji mieszkańców Tyrnowa kryją się w okolicznościach sprawy, które nie są wprost wskazane przez hagiografa. Wzburzenie ludu na „niewdzięczność” osądzonych, którzy nie skorzystali ze wspartej groźbą tortur „propozycji” zmiany religii, było duże. Możemy się domyślać, że nie była to pierwsza sprawa, która poróżniła sąsiadujące ze sobą społeczności chrześcijan i żydów, a wzajemna wrogość i nieufność osiągnęła już znaczne rozmiary.
Podejrzani obcy i bogaci
Historia świata pełna jest przykładów podobnych linczów i przemocy międzyreligijnej. Jeśli idzie o średniowiecze, to europejski Zachód jest w nie bogatszy niż Wschód; z krwawą rozprawą z katarami i pogromami żydów w okresie krucjat na czele. Niejednemu zapewne przyjdą na myśl procesy o czary i polowanie na czarownice, albo brutalne wojny religijne, ale ich apogeum przypada na okres późniejszy.
Wróćmy jednak na Wschód. Przyjrzyjmy się serii krwawych wypadków zapoczątkowanych w Konstantynopolu, w roku 1182, masakrą łacinników, jak zwano na Wschodzie wyznawców rzymskiego katolicyzmu. W stolicy cesarstwa bizantyńskiego było kilka dzielnic zamieszkiwanych przez przybyszów z Zachodu, przede wszystkim z Italii. Parali się oni bardzo intratnym handlem morskim, czemu sprzyjały cesarskie przywileje, i świadczeniem usług finansowych.
Obcy i bogaci łatwo stawali się przedmiotem zawiści, podejrzeń i wrogości. W Konstantynopolu łacinnicy czuli się zanadto jak u siebie. Genueńczycy, Pizańczycy i Wenecjanie, którzy stanowili większość przybyszów, konkurowali o przewagę w handlu w bezpardonowy sposób - dochodziło do zbrojnych napaści i podpaleń. Do roku 1180 cesarzem był Manuel II Komnenos, który doprowadził do intensyfikacji kontaktów z łacinnikami na wielu polach. Dwukrotnie żonaty z kobietami z Zachodu, organizował turnieje rycerskie – rozrywkę dotychczas nieznaną Bizantyńczykom, gościł na swoim dworze łacińskich teologów. Po jego śmierci druga żona Manuela – Maria z Antiochii – została regentką panującą w imieniu małoletniego Aleksego II.
W rozgrywce o władzę
Niechęć greckich mieszkańców Konstantynopola do łacinników i ich religii została wykorzystana w rozgrywce o władzę. Celem ataków konstantynopolitańskiego tłumu w roku 1182 stali się przybysze, a także ich kościoły i duchowni. Wkrótce po rozruchach i masakrze regencja upadła, a władzę przejął kolejny przedstawiciel rodu Komnenów Andronik I, który w 1183 r. rozkazał zamordować Aleksego II. Konflikty między państwami Zachodu a Bizancjum trwały dalej. W roku 1185 armia normańskiego królestwa Sycylii zdobyła i splądrowała Saloniki, mordując siedem tysięcy greckich mieszkańców.
Kolejne ciosy spadły na cesarstwo w 1203 r. Krzyżowcy we współpracy z Wenecjanami oblegli Konstantynopol, a następnie (1204) zdobyli go i złupili. Doszło do rabunków i bezczeszczenia kościołów, zamordowano wielu mieszkańców. Trudno wspomniane zdarzenia układać w jeden ciąg przyczynowy, natomiast o wzajemnych krzywdach pamiętano z obu stron. Budowały one napięcie i sprzyjały brutalnym zachowaniom. Od czasu obłożenia się anatemami przez wysłannika papieskiego kardynała Humberta i patriarchę Konstantynopola Michała Cerulariusza w roku 1054, zarzewiem wrogości stały się różnice religijne.
Kościoły nie utrzymywały łączności kanonicznej. Nazywamy ten rozłam wielką schizmą wschodnią, jakby był to wyłącznie spór o władzę w Kościele. Jednakże szybko obie strony konfliktu zaczęły się oskarżać o coś znacznie poważniejszego - o występek herezji, czyli przeinaczanie prawd wiary.
Wrogowie wewnętrzni
Warto wspomnieć również o stosunkach prawosławnych z „wrogami wewnętrznymi”. Dla Bizantyńczyków i Słowian południowych byli nimi między innymi uznawani za heretyków bogomiłowie. Traktowano ich surowo, duchowni ostro przestrzegali przed utrzymywaniem kontaktów z tymi innowiercami. Jednego z ich liderów, Bazylego Lekarza, na samym początku XII w. spalono na stosie na rozkaz cesarza Aleksego I Komnena. Dokonano tego na hipodromie, przy udziale licznej widowni, która domagała się od cesarza spalenia również uczniów i zwolenników Bazylego. Cesarz uchronił swoich więźniów przed gniewem ludu i dokonali oni żywota w odosobnieniu, „gdzie dostarczano im obficie żywności i odzieży”, jak podaje naoczny świadek wydarzeń, córka cesarza i kronikarka jego panowania, Anna Komnena.
Histeria antybogomilska ogarnęła Konstantynopol ponownie kilkadziesiąt lat później, za panowania wspomnianego już Manuela I Komnena. Szukano wówczas bogomiłów wśród wyższego duchowieństwa, posądzono o herezję dwóch patriarchów. Dochodziło również do rozkopywania grobów zmarłych - heretyków miano poznawać po zsiniałych prawych rękach, o czym ze zgorszeniem donosił jeden ze świadków wydarzeń Jerzy Tornikes. Przyczyn zamętu upatrywał on w sporze duchownych o władzę w kościele konstantynopolitańskim po śmierci patriarchy Teodota II (1154).
Elity a innowiercy i heretycy
Wróćmy jeszcze na chwilę do tumultu tyrnowskiego (1359 lub 1360), bowiem bieg wydarzeń pozwala nam wyłuskać jeszcze jedną ważną okoliczność, która towarzyszyła zamieszkom. Przyjrzenie się jej doprowadzi nas do drugiego zasygnalizowanego w tytule tematu – mowy nienawiści. Synod tyrnowski odbywał się, jak podaje Kalikst, w pałacu, siedzibie władcy. I właśnie w pobliżu centralnego ośrodka władzy i miejscu symbolizującym jej trwałość lud w akcie zbiorowej agresji zakwestionował decyzję cara udzielającą łaskę życia skazańcom; jeden z nich został zabity, a drugi uszedł z życiem tylko dzięki temu, że zabrano go z miejsca kaźni.
Cóż dodało śmiałości tłumowi do działania wbrew wyrokowi władcy? Czy nie obawiali się kary? A z drugiej strony, dlaczego car nie udzielił skutecznej ochrony więźniom? Trudno przypuszczać, że nie miał takiej możliwości. Odpowiadając na te pytania, możemy zapędzić się w rozważaniach jeszcze nieco dalej – być może tłum wiedział, że jego elity razem z carem podzielają gniewne uczucia wobec „zatwardziałych bezbożników”? I w tym momencie możemy wreszcie opuścić strefę spekulacji i zadać pytanie, na które odpowiedź będzie pewna: jaki był stosunek elit do innowierców i heretyków?
Wiele w tym względzie możemy się dowiedzieć, czytając uważnie wspominane wyżej teksty, takie jak świadectwo Anny Komneny czy Żywot Teodozjusza Tyrnowskiego autorstwa Kaliksta. Cóż pisała o Bazylim i bogomiłach Anna? Odwołując się do zrozumiałej również współcześnie metafory twierdziła, że w ich wnętrzach siedzi wściekły wilk. Porównywała ich do niebezpiecznych żmij, a samego przywódcę herezji nazwała żarłocznym potworem. Uważała, że „diabeł opanował jego duszę”. Wyznanie bogomiłów to według niej „najgorsze i okropnie ohydne doktryny”, bezbożność i zaraza.
W tym samym rejestrze językowym swoją wypowiedź utrzymuje Kalikst. O „ludzie judejskim” pisał, że jest przewrotny i niewdzięczny; „miłują spory, aby głosić wszelakie bezbożności”, są wrogami Boga, zostali przez niego wydani w niewolę „wszystkim ludom” i okryci wieczną hańbą. Samo ich rzekome wystąpienie przeciwko wierze chrześcijańskiej, które dało powód do zwołania synodu, było według Kaliksta zamysłem „złego, przewrotnego i plugawego Szatana”.
O innych „bezbożnikach” Kalikst pisał w tym samym dziele, że car przepędził ich daleko od granic swego państwa, „aby ziemie bułgarskie stały się czyste, pozbawione tych nieczystych chwastów”. Podobne przykłady można by wymieniać jeszcze długo. Czy powinniśmy się tu doszukiwać czegokolwiek poza obraźliwą retoryką właściwą ludzkim sporom od zarania dziejów? Klucz do zrozumienia tych fraz daje nam psychologia społeczna, która bada zjawisko dehumanizacji.
„One” mniej ludzkie
Koncept ten służy opisowi schematów poznawczych, które sprawiają, że postrzegamy członków grup obcych jako mniej ludzkich niż osoby należące do naszej grupy. W popularnym odbiorze dehumanizacja to nie sam proces odmawiania człowieczeństwa, a jego skutek, którego najlepiej znanym przypadkiem jest uznanie przez niemieckich nazistów za podludzi: niepełnosprawnych, Żydów, Cyganów, Rosjan, Polaków i innych Słowian. Takie podejście jest fundamentalne dla rasistowskiej ideologii, która doprowadziła do zbrodni ludobójstwa.
Jednakże nie będzie nas tu interesowało intencjonalne, skrajnie negatywne przedstawianie „obcych”, które ma służyć realizacji celów politycznych. Obserwowany przez psychologów społecznych proces, który nas interesuje, czyli dehumanizacja, to zjawisko powszechne, codzienne, które zachodzi nie wówczas, gdy chcemy opisać lub ocenić „obcego”, ale wcześniej, bowiem warunkuje nasze postrzeganie.
Przyporządkowanie osób do kategorii „swoi” lub „obcy” jest dokonywane bezrefleksyjnie, intuicyjnie, ale ma doniosłe znaczenie, gdyż przesądza o naszym stosunku do kategoryzowanych osób. Opisywany jest szereg schematów, które sprawiają, że obcych postrzegamy jako osoby o uboższym życiu wewnętrznym: mniej inteligentne, mniej refleksyjne, mniej moralne, pozbawione emocji wtórnych, sprawczości, pragnień i przekonań. Obcy wydają się mniej przyjaźni i mniej otwarci. Wobec „onych” trudniej nam o empatię i przebaczenie. Negatywne zachowania wiążemy z trwałymi cechami obcych, a nie przygodną dyspozycją, czym usprawiedliwiamy ochoczo „swoich”.
Zagrożenia źródłem dehumanizacji
Procesy dehumanizacyjne nasilają się w warunkach poczucia zagrożenia i wpływają na zachowanie grupy, sprzyjając eskalacji pojawiających się konfliktów. Osoby odczłowieczone łatwiej jest nieludzko traktować. Zjawisko to często jest przywoływane, by ukazać przyczyny brutalnej przemocy w sytuacjach takich jak wojna czy etniczne czystki. Dehumanizacja subtelna (mniej empatyczne traktowanie obcych) nie różni się istotnie od dehumanizacji jawnej (poniżające nazywanie, traktowanie czy przemoc), a jedynie stopniem natężenia. Obie wypływają z tych samych dyspozycji psychicznych „agresora”.
Odruchy dehumanizacyjne u swych źródeł nie są pokłosiem złej woli, są udziałem nas wszystkich, niezależnie od poglądów. Danie im upustu w sferze językowej uprawdopodabnia zaistnienie przemocy fizycznej, dlatego dehumanizacyjne metafory zasługują na miano mowy nienawiści. Grupy obcych/swoich, które są przedmiotem zainteresowania psychologii społecznej to narody, klasy społeczne, wyznawcy jednej religii, ale też grupy mniej trwałe, jak na przykład studenci jednego uniwersytetu, a nawet tzw. grupa minimalna – sformowana na potrzeby badania na podstawie losowych wyznaczników.
Już w takich zbiorowiskach, zupełnie przygodnych, pojawia się zjawisko faworyzowania własnej grupy, zapowiadające zaistnienie typowych antagonizmów grupowych. Procesów tych nie należy automatycznie utożsamiać z dehumanizacją, która wymaga silniejszej identyfikacji z grupą. Dehumanizacyjne procesy są obserwowane również poza kontekstem grupy, w relacjach: ja – inni, w tym „swoi”.
Najbardziej ludzkim przedstawicielem gatunku homo sapiens okazuje się w oczach każdego on sam.
Na nasz użytek wystarczy skrócona prezentacja tego zagadnienia. Podczas badań nad postrzeganiem „obcych” sformułowano wiele szczegółowych konceptów, proponując rozróżnianie dehumanizacji mechanistycznej od animalistycznej, zwanej czasem infrahumanizacją - gdy osoba jest postrzegana bardziej jako maszyna lub zwierzę, lub gdy w odmiennych ujęciach teoretycznych stawia się w centrum uwagi zjawiska dementalizacji czy instrumentalizacji. Dehumanizacja jawi się powszechną tendencją poznawczą ludzkiego umysłu i jako taka może zostać użyta do nadania kontekstu zdarzeniom i tekstom z przeszłości.
Niegodni życia
Wróćmy do tekstów średniowiecznych. Wizerunek bogomiłów z dzieła Anny Komneny i żydów z Żywotu Teodozjusza doskonale wpisuje się w schematy dehumanizacji. Opisywane postacie pozbawione są własnej woli, nie są sprawcami wyrządzanego przez siebie zła – służą Szatanowi. Nie są zdolne do refleksji, a jeśli ulegają perswazji, jak jeden z nawróconych żydów, to ze strachu. Próżno by doszukiwać się u nich jakichś wyższych uczuć, jak np. litość, wzruszenie, wdzięczność. Dają za to ponosić się uczuciom pierwotnym, które dzielimy ze zwierzętami (strach, złość, odraza). Pozbawieni są ludzkich przymiotów, takich jak godność (okryci wieczną hańbą zasługują wyłącznie na to, by być niewolnikami) czy rozum (ich wierzenie i twierdzenia to oczywiste bzdury). Stanowią zagrożenie – jak żmije, wilki czy chwasty, sama ich obecność „zanieczyszcza” kraj i wymaga radykalnych działań.
W dyskusji z nimi nie warto odwoływać się do wartości, nie są one bowiem zdolne do odruchów moralnych.
W wieku IX w Bizancjum toczyła się dyskusja czy heretycy zasługują na to, by żyć i czy są zdolni do nawrócenia. Poza dyskusją pozostała kwestia czy wolno mieć poglądy odmienne od oficjalnych w sprawach doktryny religijnej. Praktyka późniejszych stuleci pokazała, że górę wzięło zdanie radykałów. Gdy lud żądał śmierci dla zwolenników Bazylego, Aleksy okazał im łaskę, ale ponieśli oni śmierć cywilną - nie wrócili już nigdy do społeczeństwa, pozostali w odosobnieniu i izolacji aż do śmierci.
* * *
Miejsce heretyków i innowierców w społeczeństwach wschodniej Europy i Południowo-Wschodniej, jak też ich historia i wizerunek literacki od wielu lat są przedmiotem badań pracowników i doktorantów Uniwersytetu Łódzkiego z centrum Ceraneum, Katedry Filologii Słowiańskiej, Katedry Historii Bizancjum i Studium Języków Obcych. Ostatnio nabrały one większego tempa i rozmachu dzięki inicjatywom prof. Georgiego Minczewa. Do najważniejszych z nich należą wydania tłumaczeń literatury dotyczącej herezji średniowiecznych na Bałkanach oraz kierowane przez niego granty badawcze: Literatura polemiczna Słowian prawosławnych w średniowieczu (2018–2022) i Herezje dualistyczne w dziejach Europy Południowo-Wschodniej IX–XV w. (2017–2021), finansowane przez Narodowe Centrum Nauki. Do obu projektów zaangażowano uczonych z zagranicy: Bułgarii, Danii i Włoch, co zaowocowało już wspólnymi publikacjami.
W tym samym nurcie można umieścić również cenne i nowatorskie badania dr Zofii Brzozowskiej i współpracującego z nią zespołu nad wizerunkiem Mahometa w literaturach słowiańskich (projekt finansowany z grantu NCN Mahomet i narodziny islamu – stereotypy, wiedza i wyobrażenia w kręgu kultury bizantyńsko-ruskiej, 2017–2021). Za istotne dla rozwoju tej dziedziny należy uznać również prace kierowane przez prof. Mirosława J. Leszkę nad kulturą i historią dziesiątowiecznej Bułgarii (grant NCN Państwo bułgarskie w latach 927–969. Epoka cara Piotra I Pobożnego realizowany we współpracy z Uniwersytetem Sofijskim w latach 2015–2018).
Jan Mikołaj Wolski