Thatcherowska TINA (nie ma alternatywy) to absolutnie antyliberalne rozumienie wszechrzeczy, dogmatycznie przeczące jakiejkolwiek wolności.
To bon mot, który wraz z opanowaniem mainstreamowego myślenia takim fanatycznym pojmowaniem rzeczywistości – a dogmat zawsze rodzi fanatyzm kończący się prześladowaniami Innego (wykluczenie, stygmatyzacja, napiętnowanie itd. są formą prześladowań) – wykarczował powoli kulturę z wolności i nonkonformizmu myślenia.
A w kulturze człowiek jest zanurzony i to z niej czerpie życiodajne soki dla kreatywnej i twórczej postawy. Na tej bazie wolnorynkowy fundamentalizm - a każdy fundamentalizm jest bratem fanatyzmu – mógł splantować demokrację i wolność do coraz bardziej purytańskiej, nietolerancyjnej w swej istocie i praktyce, realności.
Zwieńczeniem tego procesu jest idiotyczny, po prostu kabotyński, bon mot Fukuyamy o „końcu historii”. Skompromitowany, ale oddający esencję takiego myślenia.
Przyszłością Europy będą Włochy. Włochy Berlusconiego zapowiadają analogiczne sytuacje w innych krajach.
Tam, gdzie demokracja przeżywa kryzys, władza trafia w ręce tych, którzy kontrolują media.
Umberto Eco, 2010
Gdy włoski intelektualista pisał te słowa, berluskonizacja sfery publicznej w Italii sięgała szczytów. Oto skuteczny i brutalny macher od mediów i manipulacji, miliarder i piekielnie bogaty Włoch monopolizuje na dwie dekady życie publiczne w Italii. Twórca holdingu Fininvest i imperium medialnego Mediaset, kontroluje i narzuca tym samym określony profil nie tylko rozrywce, ale i debacie politycznej, kulturze, pozostałym mediom itd. To czterokrotny premier Włoch, senator, bohater licznych skandali i oskarżany o przestępstwa podatkowe, za które nigdy jednak nie poszedł do więzienia. A bądź co bądź, w Europie na Italię z wielu tytułów patrzy się jako na coś wzorcowego, zwłaszcza z racji rzymskiej przeszłości. Szczególnie w przestrzeni kultury.
Historia Berlusconiego – i ukutego w związku z jego obecnością w życiu publicznym i wpływu na nie terminu berluskonizacja – oddają w wielkiej części przyczyny agonii demokracji. To właśnie berluskonizacja przestrzeni medialnej i jej rozkwit na przełomie tysiącleci ostatecznie pokazała proces staczania się, degrengolady zachodnioeuropejskiego systemu politycznego i jednego z jego podstawowych filarów: mediów, czyli czwartej władzy.
Błędne założenia
Połączenie arogancji neoliberalnego i topowego hasła, o którym mowa we wstępie, systemu zapoczątkowanego przez duet Thatcher – Regan w polityce i kolaps systemu radzieckiego (czyli – porządku pojałtańskiego) spowodowały bezgraniczną wiarę w sprawność i dobro systemu liberalnej demokracji. Jej ponadczasowość i wzorcowość dla innych cywilizacji czy kultur została rozpadem ZSRR potwierdzona w głowach wielu polityków i koncepcji na przyszłość tworzonych na tej bazie.
Na wizję świata, gdzie królować ma wyłącznie ten system polityczny, taka kultura, takie spojrzenie na człowieka i procesy zachodzące w świecie. To miał być świat demokratyczny, pluralistyczny, wolny, lecz z panującym niepodzielnie człowiekiem Zachodu jako homo-oeconomicusem. A to przecież koncepcja jednostki zakładająca, że człowiek jako istota działająca racjonalnie dąży zawsze do maksymalizacji osiąganych zysków, do dokonywania wyborów ze względu na wartość ekonomiczną rezultatów tych wyborów. I tylko to ma się dla niego liczyć.
Gospodarka rynkowa w stylu laissez-faire, jaka zapanowała i zdominowała demokrację zachodnią po 1991 r. (także wg wspomnianej TIN-y) na pierwszym miejscu postawiła pieniądze i karierę. Prezenty czynione poprzez polityków dla bogaczy w postaci poważnego obniżenia podatków zrobiły swoje. Zamiast społeczeństwa o wysokim poziomie cywilizacyjnym wyrastać poczęło społeczeństwo czysto konsumpcyjne, pazerne, zapatrzone w siebie i pomnażanie swego dobrobytu, co podkreśla Marion hr. von Doenhoff, wieloletnia redaktorka naczelna „Die Zeit”.
Ta choroba krótkowzroczności i pazerności dotknęła także media. Powiązanie ich z wielkim kapitałem spowodowało sprowadzenie ich do tuby owego kapitału, bezrefleksyjnej promocji wartości, mających na cele wyłączne pomnażanie zysku. Druga rola – znaną zresztą z historii choćby Rzymu (chleba i igrzysk – Juvenalis, Satyry) – tak zorganizowanych mediów stała się czymś naturalnym.
Najhojniejszymi donatorami tego typu niewyszukanych rozrywek byli w historii cesarstwa m.in. Sulla, Juliusz Cezar, Pompejusz czy Trajan, który miał być autorem cytowanej opinii: „Lud rzymski można utrzymać w spokoju tylko rozdawnictwem zboża i igrzyskami” (Marek Korneliusz Fronton, Principia historiae). Również w rzymskich prowincjach ta zasada była powszechnie stosowana. Widowiska organizowane były zarówno przez dostojników ubiegających się o miejscowe urzędy, jak i przez nowo wybranych prowincjonalnych urzędników.
Znaczny popyt na takie rozrywki zachęcał zamożniejszych i przedsiębiorczych obywateli do podejmowania zyskownej funkcji organizatorów widowisk celem z jednej strony wzbudzenia poparcia, a z drugiej – odsunięcia zainteresowani społecznego od zasadniczych zagadnień społecznych, politycznych, kulturowych etc.
Innowacyjność
Silvio Berlusconi nie wymyślił więc nic nowego. Udoskonalił tylko, w oparciu o technologiczne i nowoczesne osiągnięcia współczesności, model funkcjonowania mediów i polityki. A przestrzeń medialna była uważana za główną osnowę zachodniej demokracji, stanowiąc niezależną zarówno od wielkiego kapitału jak i polityków sferę dostarczającą w miarę niezależnych informacji – przeważnie krytycznych i zmuszających odbiorców do refleksji i samodzielnej oceny sytuacji – na temat polityki i działających w niej polityków.
Kapitał, zwłaszcza ten wielki, ponadnarodowy, biorąc niejako na smycz media spowodował, iż z funkcji kontrolnej stały się transmisją jego interesów i planów. A te ograniczają się głównie do zysków (wpływy polityczne i kontrolne są elementem mnożące owe zyski). Nowoczesne media miały być czwartą władzą kontrolującą pozostałe trzy (ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczoną wg koncepcji Monteskiusza - O duchu praw), nie kreatorem określonej rzeczywistości. Wiążąc się bezpośrednio z kapitałem – i tu kazus Berlusconiego jako jego właściciela, potężnego przedsiębiorcy, inwestora, ale także posiadacza i kontrolera imperium medialnego (za pomocą którego zmonopolizował i narzucił społeczeństwu Italii określone wzorce, model i sposób odbioru rzeczywistości prezentowanej przez media) – utraciły ową (domniemaną ?) niewinność (Charlie Le Duff, Shitshow. Ameryka się sypie, a oglądalność szybuje). Stały się kreatorem, demiurgiem, strażnikiem interesów wielkiego kapitału.
Święty egoizm
Obserwując efekty społeczne, psychologiczne, kulturowe – a przede wszystkim polityczne - TIN-y (zarówno w wymiarze gospodarczym jak i interpersonalnym) i to, co przyniosły ludzkości już w I dekadzie XXI w., Benjamin Barber mógł zauważyć, iż „chciwość ma rację bytu. Działa. Oddaje istotę ewolucji naszego ducha. Egoizm przestał się ukrywać pod szatą religii. Sam się stał religią” (B.Barber, Skonsumowani).
Konsumenci już dotychczas zorganizowanemu i mającemu funkcjonować systemowi nie wystarczyli. Trzeba było – i to się udało m.in. w efekcie sukcesu oraz przyzwolenia struktur państwowych i unio-europejskich na koncentracje kapitału medialnego przez Berlusconiego oraz nie dostrzegania zagrożeń jakie z tym się wiążą – konsumentów przekształcić w wyznawców. Coś co ma kształt wiary religijnej. Świat staje się jednowymiarowy – no bo przecież nie ma alternatywy, historia „się skończyła”, zwyciężyła demokracja liberalna w zachodnim stylu i my – to znaczy zwycięzcy – mamy absolutną rację. Posiedliśmy (z tego tytułu) prawdę.
Jednowymiarowość współczesnej kultury i groźbę niesioną tym procesem dla demokracji oraz kultury człowieka opisał dokładnie przed ponad pół wiekiem Herbert Marcuse w Człowieku jednowymiarowym. Jednowymiarowi ludzie ukształtowani przez „wygodną, uładzoną, rozsądną, demokratyczną nie-wolność” konformizmu oduczą się samodzielnie i krytycznie myśleć. Taki liberalny (z pozoru niegroźny) przymus – homogeniczność przekazu i jego powszechność są formą przymusu – rodzi schizofrenię społeczną, będącą drogą do politycznej, kulturowej, infantylizacji.
Proces ten wzmacniany był cały czas zarówno przez zakorzenianie medialnym przekazem w społecznej świadomości braku alternatywy (i nieważne, iż pierwotnie miało dotyczyć to rozwiązań gospodarczych, lecz właśnie poprzez procesy asymilacji mediów przez wielki kapitał wszczepiono taką wizję rzeczywistości).
Z drugiej strony, infantylizacja dokonała się przez swoiste korumpowanie odbiorcy, konsumenta feerią nowości, gadżetów – często zbędnych i stanowiących typową sztukę dla sztuki - którymi musi się zainteresować. Aby być szczęśliwym, podziwianym, aby jego życie stało się w ten właśnie sposób pełnym.
Sprawami państwowymi, organizacją życia publicznego, jego funkcjonowaniem itd. zajmą się fachowcy, będący wiarygodnymi, sprawdzonymi, odpowiedzialnymi reprezentantami właścicieli kapitału. Oni doskonale bowiem wiedzą czego ludziom potrzeba, gdzie jest dobro, a gdzie zło, kto ma racje (oczywiście MY), a kto kłamie i oszukuje. A poza tym – nie ma alternatywy……
Współczesny liberalizm promowany przez euroatlantycki (czyli zachodni mainstream) – który de facto jest neoliberalizmem i tym samym klasycznym konserwatyzmem (takim sprzed 100 i więcej laty) – dzięki wspomnianej infantylizacji i igrzyskom fundowanym konsumentom przez jednowymiarowe media zamiast rzetelnej debaty publicznej został zdegradowany do pejoratywnego terminu. I tak jest odbierany.
Ten stan utożsamia politykę jako wyłącznie leseferystyczne monstrum, zaniedbujące dobro społeczeństwa z racji wzbudzonej nieufności wobec państwa (jako formy organizacji życia społecznego), przez dążenie do masowej prywatyzacji, deregulacji, zaciskania pasa wydatków publicznych, redukcji podatków oraz przez minimalizację ingerencji politycznych w gospodarkę. I zniechęca – podobnie jak igrzyska, które są w masowym wymiarze efektem i sukcesem berluskonizacji – do udziału w polityce (zarezerwowanej dla kasty bogatych pseudomerytokratów), do uwiądu świadomej i czynnej obywatelskości, do agonii demokracji.
Zielony ład w objęciach kapitału
Nowa koncepcja funkcjonowania świata według tzw. zielonego ładu, polegająca na najszerzej rozumianej dekarbonizacji, ograniczeniu emisji CO2 , drastycznym zmniejszeniu masowej konsumpcji, jest na pewno ideą słuszną. Już na przełomie lat 60. i 70 ub. wieku kolejne raporty rzymskie wspominały o tym problemie, przedstawiając zagrożenia jakie rozbuchany konsumpcjonizm i niczym nieograniczona zachłanność kapitału – zyski i władza – mogą nieść Ziemi i ludzkości.
Jeśli jednak partie proekologiczne, tzw. Zieloni, pozostawać będą w „objęciach kapitału” (podobnie jak media skolonizowane przez berluskonizację) – teraz tego, który liczy na zyski bez względu na koszty, skuteczność przedsięwzięcia w obliczu zmian klimatu, a przede wszystkim z racji strat społecznych (bez których, jak wiadomo, przy wdrażaniu „zielonego ładu” się nie obejdzie) – para pójdzie w popularny gwizdek. Napasie się kapitał (tym razem „zielony”) a straty społeczne będą gigantyczne.
Bo jak mają ograniczyć i tak już minimalną konsumpcję w porównaniu z Zachodem społeczeństwa tych krajów, które ów Zachód przez wieki eksploatował (kolonializm i rabunkowa gospodarka mega koncernów oraz protekcjonizm zachodnich państw) i które są zaliczane do najbiedniejszych regionów świata? Po raz kolejny powie się im: nie ma alternatywy?
Pełzające zawłaszczanie
Wspomnienia o berlusconizacji, jakiej doświadczyły Włochy (i nadal doświadczają, gdyż ten model stał się dominującym), muszą być znamienne. Ten model utrwalił się – bez jakichkolwiek reakcji ze strony Brukseli i agend unijnych, choć zagrożenia były jasne i widoczne (przeciwdziałanie koncentracji kapitału i wpływu tych procesów na przestrzeń medialną w Europie) – tworząc dzień po dniu system rządów oparty na utożsamianiu partii, kraju i państwa z szeregiem interesów w dziedzinie przedsiębiorczości.
Berlusconi zrobił to bez uciekania się do operacji policyjnych czy do aresztowań posłów, ale opanowując stopniowo najważniejsze media (lub usiłując przy pomocy skomplikowanych machinacji finansowych zawładnąć niezależnymi jeszcze organami prasy). Wszystko było zgodne z demokracją, wolnościami prowadzenia biznesu i panującą doktryną (ponoć liberalną). I to stworzyło przyczółki dla społecznego przyzwolenia dla ofensywy populizmu, a często i neofaszyzmu (U.Eco, Rakiem. Gorąca wojna i populizm mediów).
Jean Baudrillard zauważył, że „koniec nowoczesności następuje wtedy, kiedy wszystkie konsekwencje postępu, wzrostu i wyzwolenia stają się dwuznaczne. To wtedy demokracja traci głowę” (Przejrzystość zła). Demokracja staje się - gdy więdnie kontrolna rola mediów a ich niezależność sprowadzona zostaje do transmisji interesów kapitału – baudrilardowskim symulakrem.
Symulakr jest imitacją pozorującym lub tworzącym własną rzeczywistość. Pod koniec XIX wieku termin zaczął być kojarzony z niższością, jako obraz pozbawiony istoty lub cech oryginału. Symulakry wykorzystywane są w celach religijnych, magicznych, naukowych, praktycznych, rozrywkowych, wszędzie tam, gdzie korzystamy z wyobrażenia obiektu, do którego się odwołujemy. Są wyposażone w atrybuty, które stwarzają złudzenie życia, rzeczywistości, relacji interpersonalnych. Specyficznym symulakrem jest więc karykatura.
Radosław S. Czarnecki