banner

Czarnecki do zajawki20.06 2022 r. minęła 23 rocznica od chwili zakończenia operacji Allied Force, podczas której lotnictwo NATO, poczynając od 24.03.1999 r., bez jakiegokolwiek międzynarodowego mandatu, bombardowało Serbię. Barbarzyńskie naloty skierowane były także na obiekty cywilne (m.in. zbombardowano pasażerski pociąg Nisz-Ekspres przejeżdżający przez most, atakowano zakłady chemiczne powodując skażenie okolicznych terenów, zrzucano bomby z tzw. zubożonym uranem w wyniku czego po dziś dzień w tych regionach ludzie masowo chorują na nowotwory). Zbombardowano nawet ogród zoologiczny w Belgradzie.

Uzasadnieniem dla tej barbarzyńskiej agresji było zapobieżenie czystkom etnicznym oraz położenie kresu wojnie domowej w autonomicznym okręgu Kosowo-Metohija (autonomię okręgu władze w Belgradzie po rozpadzie Jugosławii i rozpoczęciu irredenty UÇK – Armia Wyzwolenia Kosowa - zawiesiły). Jednak to dopiero atak lotnictwa NATO spowodował autentyczny eksodus ludności – ponad 150 000 ludzi nie będących etnicznymi Albańczykami (Serbowie, Macedończycy, Romowie, Goranie) opuścić musiało teren Kosowa, gdzie zamieszkiwali od wieków) z tytułu prześladowań przez albańskie bojówki, stających się wówczas władzą w powstającym, nowym państewku na Bałkanach. Politycy zachodni używali eufemistycznych określeń tej operacji: dla prezydenta USA Billa Clintona był to „prewencyjny atak z powietrza”, dla jego Sekretarza Stanu Madeleine Albright – „operacja humanitarna”, Sekretarz Generalny NATO Solana mówił o „powietrznej operacji” itd. O tym dziś się nie chce – ze wstydu, sromoty, ignorancji (?) – pamiętać.

Atak NATO na Serbię uzasadniany pomocą Albańczykom z Kosowa,
marginalizujący ONZ, jawnie gwałcący prawo międzynarodowe, a w szczególności Kartę Narodów Zjednoczonych, stanowić będzie bardzo niebezpieczny precedens. Nie rozwiązał on istniejącego konfliktu etnicznego, lecz go spotęgował. Będzie też zaczynem destabilizacji w przyszłości i argumentacją dla podobnych działań w innych częściach świata.

Marek Waldenberg (Rozbicie Jugosławii)

 

Nie ulega wątpliwości – zgodnie z prawem międzynarodowym i Kartą ONZ - że żadna uchwała Rady Bezpieczeństwa nie upoważniała NATO do zbrojnego ataku na Jugosławię. Oficjalny pierwotny cel ataku NATO został zmanipulowany i ochoczo powielany przez media sekundujące i popierające jawnie owo barbarzyństwo, siejąc propagandę nienawiści do Serbów en bloc.

Humanitaryzm interwencji przerodził się w karykaturę, w kolosalną czystkę etniczną na masową skalę wykonywaną siłami UÇK i innych bojówek albańskich chronionych nalotami NATO a potem silami KFOR (międzynarodowe siły pokojowe NATO, działające na terenie Kosowa w ramach „operacji wsparcia pokoju” Joint Guardian). Tym właśnie sposobem zapewniono pokój etniczny.

Ten etniczny i nacjonalistyczno-jednowymiarowy stan, będący zaprzeczeniem multikulturowości, jaka miała zapanować na terenie demokratycznych i prozachodnich Bałkanów (jak wieściły wspomniane media) przybrał formę zbiorowych gwałtów (przede wszystkim na kobietach serbskich i romskich), mordów, a potem – handlu kobietami kierowanymi do publicznych domów w Europie Zach. i na Bliski Wschód. Szeroko na ten temat informowały raporty HRW, pomijane milczeniem mainstreamowych mediów, gdyż burzyło to pewien schemat i model prezentacji konfliktu w Kosowie.

Kosowo stało się quasi-państewkiem – po dziś dzień – pozostającym na garnuszku Brukseli, z ponad 55% bezrobociem, mafijnym strukturami, ośrodkiem dystrybucji narkotyków w Europie, kontrabandą i podejrzanymi politykami u władzy przyjmowanymi jednak na salonach Zachodu (zamieszanymi np. w handel narządami ludzkimi podczas irredenty UÇK).

Katastrofa humanitarna jaka zapanowała w czasie i po interwencji NATO, rozpad struktur społecznych i wybuch etnicznej nienawiści zaowocowały także masową prostytucją, na co kilkakrotnie Amnesty International (na pewno nieprzychylna rządom serbskim w Kosowie) zwracała uwagę podkreślając, iż ów proceder i przemoc wobec kobiet wiązać należy bezpośrednio z interwencją NATO i jej efektami.

To ta barbarzyńska napaść na mały, europejski kraj, wbrew temu co głoszą dziś media, była pierwszą po 1945 r. wojną w Europie, gdy zaatakowano suwerenne, niepodległe państwo, członka ONZ. Bałkany to Europa, czy się komuś podoba czy nie. Zaowocował ten akt agresji (w długofalowym wymiarze) wieloma, negatywnymi skutkami.
M.in. aktualna wojna na Wschodzie Europy i atak Rosji na Ukrainę jest w jakimś sensie pokłosiem „kosowskiego cienia” rzucanego na XXI w. Interwencja z zewnątrz, bez wspomnianych sankcji ze strony międzynarodowej opinii publicznej (ONZ i RB) gwałcąca zasadę suwerenności w imię innych uzasadnień i argumentów zawsze staje się poparciem dla etnonacjonalistycznych rozwiązań kosztem internacjonalistycznych i multikulturowych, interpersonalnych wartości, jakie powinny przepełniać klimat polityczny, społeczny współczesnego świata.

Interwencja NATO w Kosowie potwierdziła, iż siła zbrojna, depcząca wcześniej podpisane przy stole negocjacyjnym zasady, znaczy więcej niż prawo. Rozpad Jugosławii jak i ZSRR miały się odbywać według granic republik. Kosowo, którego niepodległość poparł Zachód, nigdy nie było samodzielną republiką związkową w ramach Jugosławii. Było autonomicznym regionem w ramach Serbii (podobnie się miała się rzecz z Krymem w ramach Ukrainy). Oba te regiony autonomiczne z czasem zostały zlikwidowane decyzjami władz centralnych – w Belgradzie czy w Kijowie. Precedens w jednym przypadku daje asumpt do podobnych działań. I nie można tego rozpatrywać w kategoriach aksjologii czy wyjątkowości lecz tylko polityki i interesów.

Uznanie niepodległości Kosowa i status quo, jaki tam zapanował w przedmiocie własności (ziemi przed wszystkim) jest też precedensem burzącym nienaruszalność świętych praw własności prywatnej stanowiących kanon jurysprudencji Zachodu. Ok. 55-60% gruntów w Kosowie należało do miejscowych, kosowskich Serbów – akty własności ziemi były jeszcze z XIX w. Władza albańska pozbawiła ich tego, zarówno prawnie (zmuszono gros tych właścicieli do pozbycia się ziemi na poniżających, narzuconych z Prisztiny, warunkach) jak i faktycznie (ci którzy się tej ziemi nie pozbyli są pozbawieni możliwości jej użytkowania).
Wielu autorów podkreśla w tej mierze zgodę Zachodu uznającego niepodległość Kosowa i prawodawstwo tam panujące na etniczną segregacją w przedmiocie właśnie „prawa własności”. I nie chodzi o jego fetyszyzowanie. Odebranie prawa własności w imię praw czy dobrostanu zbiorowości jest jednym, a uczynienie tegoż prawa w imię przynależności etnicznej – jak to się stało w Kosowie – językowej, religijnej itd. to drugie. To droga, jaką szli twórcy ustaw norymberskich i uzasadnień, jakie stosowali.

To jest kolejny przyczynek prawdziwości stwierdzenia, iż syndrom Kosowa wyłonionego w efekcie barbarzyńskich nalotów NATO na Serbię stał się toksycznym zaczynem kultury politycznej w początkach III tysiąclecia. Sprawa Kosowa jawi się więc jako prototyp kolejnych interwencji zbrojnych, aktów negujących jednostronnie i imperialistycznie suwerenność państw, rękojmia dla agresji i militarystycznych akcji: Irak (2003), Gruzja (2008), Libia (2012), Subsaharyjska Afryka – b. kolonie Francji: Mali, Mauretania, Niger, Burkina Faso, Czad (2012), Ukraina (2014 i 2022), Syria (2014), Jemen (2015).

W rzeczywistości podnoszone przy każdej okazji tego typu interwencji zagadnienie praw człowieka – różnie i zależnie od tego kto te prawa jak interpretuje – ponosi kolejne klęski umniejszające ich uniwersalizm i humanizm. Wydawać się mogło po rozpadzie ZSRR w 1991 r., dwubiegunowego podziału świata i nastania „powszechnej szczęśliwości”, demokracji i władzy właśnie owych praw człowieka, iż maksyma kanclerza II Rzeszy Ottona von Bismarcka: „siła przeważa nad prawem”, już została pogrzebana. Zwłaszcza, iż admirowany powszechnie przez mainstream guru myśli zachodniej z Ameryki Francis Fukuyama ogłosił „koniec historii”.

Syndrom Kosowa jako pierwszy pogrzebał tę infantylną, ahistoryczną i prostacką wizję rzeczywistości. Naloty na Serbię tworzące „syndrom Kosowa” to moralne bankructwo całej polityki Zachodu – chcącego przewodzić światu w przedmiocie praw człowieka, demokracji, wolności obywatelskich i multikulturalizmu - którego efekty odczuwać będzie świat przez dekady, pokolenia, może i cały XXI wiek.

Warto przy okazji tej smutnej rocznicy zniszczenia Jugosławii pamiętać – a nasz kraj zachował się wówczas nader haniebnie, popierając tę agresję – iż bomby spadające w obecnym stuleciu na Bagdad, Trypolis, Damaszek i Aleppo, potem Donieck i Ługańsk, dziś – Kijów, Charków czy Mariupol wpierw zaczęły spadać na Belgrad, Nisz, Kragujevac.
Wyrażając słuszne oburzenie na każde wojenne bestialstwo walczących stron, trzeba mieć zawsze moim zdaniem „z tyłu głowy” wiedzę o genezie i politycznej zgodzie na tego typu niegodne człowieczeństwa zachowania. I dlatego trzeba pamiętać o kropli, która zawsze przelewa pełny dzbanek.
I - nigdy więcej żadnej wojny.
Radosław S. Czarnecki

PS: Według danych Demoskopu w 1999 r., akcję NATO popierało ok. 63% społeczeństwa polskiego, podczas gdy we wszystkich krajach Europy Zachodniej sprzeciw wobec tej agresji i brak społecznego poparcia dla niej nie przekraczał 50%.

 

Od Redakcji: 21.10.22 w Belgradzie odbyła się konferencja prasowa prof. Michela Chossudovsky’ego dotycząca serbskiego wydania jego książki The US – NATO War of Aggression Against Yugoslavia. W wystąpieniu prof. Chossudovsky’ego, ale i serbskich gospodarzy, b. wojskowych, pojawiły się nowe i mało znane informacje dotyczące tej zbrodni NATO oraz ludzi, którzy za tym stali.

Link do konferencji i książki -
https://www.globalresearch.ca/twenty-years-ago-natos-war-of-aggression-against-yugoslavia/5671987