W drugiej części naszych rozważań nad filozofią wegańską należy rozpatrzyć ją głównie kategoriach praktycznych. Czy jest i czy może to się stać jedynie akademickim, czysto teoretycznym, wspomaganym kulturowo i medialnie przez modę, trendem intelektualnym? A może będzie to kolejna poczciwa teoria pożarta przez łapczywy konsumpcjonizm? Konsumpcjonizm, a de facto – system, który w swych założeniach miała zwalczać.
Konsumpcja stała się doskonałą metodą podkreślania różnic społecznych i zyskiwania pewności siebie. Jednocześnie zapobiega wyrzutom sumienia. Jeśli ludziom brakuje czasu dla rodziny, bo muszą zarabiać na utrzymanie, szukają kompensacji. A rynek oferuje materialną namiastkę troskliwości, przyjaźni, miłości. Akt zapłaty w kasie zastępuje wyrzeczenie, które mogłoby się wiązać z odpowiedzialnością za innych. (Zygmunt Bauman)
Wspomniany w I części tego eseju Pierre Teilhard de Chardin pisał, iż ogarnia go „nieodparte uczucie bliskości, ze wszystkim co myśli na ziemi, a zatem – idąc krok za krokiem – ze wszystkim co jest w toku porządkowania się bez względu na to, gdzie i na jakim etapie w bezmiarze czasu i przestrzeni” (Moja wizja świata). Widać wyraźną paralelę miedzy sposobem myślenia, typowo panteistyczną, zmierzającą jak chciał tego francuski jezuita, po stożkowej płaszczyźnie ku pewnie nigdy nieosiągalnemu punkowi Omega. To idea, droga, nie dogmat i kres.
Tym samym, formułując takie drogowskazy, wspomniana w I części eseju Joanna Hańderek, autorka książki Filozofia wegańska, zaprzecza dwóm maksymom hołdującym konsumpcjonizmowi i sybarytyzmowi – mocno zakorzenionym w cywilizacji europejskiej, mającym źródła religijne, mocno wdrukowane w naszą kulturę. Pierwsza z nich to biblijna sentencja o „czynieniu sobie Ziemi poddaną” (ze wszystkimi konsekwencjami takiego myślenia i działania). Druga zaś to myśl św. Augustyna zaczynająca się od słów: nam pereat mundus (łac. - niech zginie świat), oznaczająca, iż poza naszym rozumieniem rzeczywistości (u Augustyna dotyczy to sprawiedliwości rozumianej według instytucjonalnej interpretacji) wszystko inne nie ma znaczenia. Może nawet zginąć świat... I tu właśnie widać krótkowzroczność działań człowieka na polach eksploatacji ziemskich zasobów, bez względu na skutki (augustiańskie niech zginie świat byleby nasze było „na wierzchu”).
Ta holistyczna wizja świata, w którym człowiek jest jego elementem - nie najważniejszym, jak to jest dziś, w erze konsumpcjonizmu - jest bezpośrednio związana, zdaniem Hańderek, z weganizmem. Źródłem religii konsumpcji, tak niszczącej nasze otoczenie – zarówno przyrodnicze, jak i wewnętrzne – jest na pewno nieodporność na medialną reklamę i bałwochwalstwo rynkowego sukcesu, najszerzej rozumianego, bezpośrednio związanego z konsumpcją i nieograniczoną żądzą posiadania nie tylko dóbr. ale i przywilejów, społecznego splendoru itd.
Zmiana stylu życia i myślenia, w których zawiera się część idei zwanych najogólniej filozofią wegańską to także porzucenie mediów pozostających na usługach megakorporacji, tworzących gusty i wzory postępowania wymuszające konsumpcyjny styl życia. A to się wiąże z zanegowaniem całego systemu. Tego ex cathedra w tej teorii brakuje, a jest to moim zdaniem niesłychanie ważny element dla zrozumienia holistycznie pojmowanego terminu „filozofia wegańska”.
Recepta na wdrożenie weganizmu
Co nasz gatunek winien zdaniem Hańderek uczynić, by począć wdrażanie zasad tej filozofii w praktyce? Autorka wylicza 10 krótkich tez, od których trzeba ten proces zacząć: wyzbycie się mowy nienawiści i agresji, zdrowe odżywianie, zakupy wyłącznie na niezbędne potrzeby (nie kierowanie się sztucznymi modami czy trendami), poczucie gatunkowej wspólnoty, jasne postawienie na odnawialność energii, recykling, kult lokalności, wzajemność jako partnerstwo wszystkich gatunków (i całej przyrody), nowy ruch społeczny na rzecz tych zmian oraz takie samo rozumienie polityki.
Piękne i humanistyczne hasła. Nie pierwszy raz głoszone z ambon człowieczeństwa i humanizmu. Czy możliwe do realizacji? Dziś, gdy zagraża nam egzystencjalna oraz gatunkowa zagłada, mogąca przebiegać w wielu wymiarach, wydawać się może, iż jest to bliskie spełnienia. Warto jedynie się zastanowić w tym aspekcie nad racjonalnością i realizmem myślenia ludzkiej zbiorowości. I na ile te cechy przeważą nad egoizmem, wsobnością, intelektualnym lenistwem czy zwyczajną ignorancją. O merkantylizmie i pogoni za zyskiem w takim razie należy zapomnieć. To winno zostać autentycznie zredukowane do absolutnego minimum, jeśli chcemy ochronić Ziemię przed zagładą i uczynić nasz byt bardziej ludzkim jak to sugeruje filozofia wegańska.
Joanna Hańderek apeluje – ba, wręcz nakazuje nam (choć w formie bajkowej opowieści, a bajki oprócz strony poznawczej cechuje wszak aspekt wychowawczy i moralizatorski) – pozytywny stosunek ludzi do wszystkich żyjących istot. Do świata przyrody. Sprzeciwia się traktowaniu zwierząt jako przysłowiowej „biomasy”. Stąd w książce pojawiają się, jako bohaterowie poszczególnych rozdziałów, kret, pani sroka, krowa ze swoimi wielkimi oczami, kot (kojarzony niegdyś z czarownicami), świnia, bóbr. To jest nasza rzeczywistość i gatunkowy egoizm, nasze działanie czyniące Ziemię i naturę sobie poddaną. Poddaną, czyli eksploatowaną, niewoloną, kolonizowaną (w najgorszym tego słowa znaczeniu). Przedstawienie problemu w formie bajki jest o tyle zasadne, że świat komercji, reklamy, infantylizmu sprowadził wszystko do zabaw w piaskownicy.
Teilhard chciał poprzez swą koncepcję odnowić chrześcijaństwo, wpisać je w nowoczesność. Czy Hańderek chce poprzez swoją filozofię wegańską odnowić postnowoczesny, zaprawiony postmodernistycznym nihilizmem kapitalizm i cywilizację zachodnią? Nie wiem, nie znajduję tego expressis verbis w jej manifeście. Ale nie znajduję też jasnego przesłania, że ten oparty o rozbuchaną konsumpcję system, który od 4-5 dekad opanował kolejne sfery realności musi upaść, ma być zanegowany w swej istocie. Poprzez totalnie ograniczoną konsumpcję, degradację naszych przyzwyczajeń z nią związanych, naszego umiłowania sybarytyzmu i hedonizmu, rozpasania i celebryctwa. Po prostu musimy zbiednieć i się ograniczyć.
Jean Baudrillard stwierdził, że „Każda kultura, która się uniwersalizuje traci swą wyjątkowość i sama się zabija. Stało się to zarówno z tymi wszystkimi kulturami, które my zniszczyliśmy, wcielając je siłą do naszego świata, jak i z naszą kulturą, pełną uniwersalistycznych pretensji. Różnica polega na tym, że inne kultury umarły z powodu swej wyjątkowości – i to jest śmierć piękna. My umieramy z powodu utraty jakiejkolwiek wyjątkowości, z powodu eksterminacji wszystkich naszych wartości i zasad, a to jest śmierć zła” (Jean Baudrillard, Duch terroryzmu. Requiem dla Twin towers). Filozofia wegańska wpisuje się moim zdaniem – choć nie wprost – w ten duch, w ów trend, w te przewidywania francuskiego filozofa.
Tęsknota do Matki Natury
Weganizm, podobnie jak panteizm (choć w tym przypadku nie jest to artykułowane ex cathedra, z różnych zresztą względów), są niejako przedłużeniem pierwotnych wierzeń religijnych, wyobrażeń i mitów o Matce Naturze będącej niejako wszechmocną boginią Ziemią (Pradawną Matką lub Wielką Macierzą). Z tą koncepcją współgra cała ideologia feminizmu, oparta na antypatriarchalnym kręgosłupie interpretacji procesów zachodzących w historii. Jest też bliska ruchom ekologicznym traktującym przyrodę z szacunkiem i atencją, tym samym tworząc przestrzeń kompletnej jedności.
Wielu religioznawców i badaczy kultury twierdzi, że pierwszym bóstwem w społecznościach agrarnych była bogini tworząca sama z siebie świat. I to dało też impuls oraz fundamenty dla rozwoju późniejszych wierzeń religijnych w wersji bytu czy istoty najwyższej. Stąd też wywodzi się mocno dyskusyjna dziś teza o matriarchacie panującym w społecznościach pierwotnych. Hipoteza ta oparta jest na świadectwach prehistorycznych malowideł oraz ceramicznych szczątków odnajdywanych podczas archeologicznych wykopalisk. Kult płodności i oddawanie czci Matce Ziemi są tu głównym motywem prowadzącym do takich wniosków, stanowiąc bazę wyjściową dla zarówno zrębów filozofii wegańskiej jak i (mimo wszystkich zastrzeżeń i uwag) panteizmu.
Erich Fromm podczas Międzynarodowej Konferencji Psychoanalizy w Dusseldorfie (wrzesień 1961 r.) w swoim wykładzie powiedział: „Nowoczesny człowiek potrzebuje ratunku ze strony – jeśli mogę tak powiedzieć – Wielkiej Matki, firmy lub państwa. Staje się wiecznym dzieckiem, którego jednak nie da się zaspokoić ponieważ nie rozwija swoich możliwości jako osoba” (O byciu człowiekiem). Podjął też problem atomizacji i popadania człowieka w nędzę beznadziei, materializującej się ucieczką w samobójstwa, narkotyki czy konsumpcyjny sybarytyzm.
Hipokryzyjne pojmowanie idei
Czy filozofia wegańska Joanny Hańderek znajdzie odpowiedź na dylemat z Manifestu Fromma, wygłoszonego u progu epoki bazującej na złudności szczęścia i postępu opartego wyłącznie o prymitywną konsumpcję (jak ma to miejsce w słynnym filmie Marco Ferreriego pt. Wielkie żarcie), w którym oskarża on system kapitalistyczny i kult rynku o niszczenie człowieczeństwa, alienację nonkonformistycznych jednostek ze sfery publicznej? Czy stanie się realną alternatywą dla świata ukształtowanego przez dwie, zdawałoby się przeciwstawne, lecz jak widać uzupełniające się idee: postmodernizm i neoliberalizm – czas pokaże. Coś co jest słuszne i wartościowe nie zawsze w historii zwycięża, stając się ideą panującą powszechnie.
Na zakończenie warto jest zwrócić uwagę na jeden jeszcze aspekt tego humanistycznego, uniwersalnie futurystycznego, ujęcia naszej planetarno-ludzkiej egzystencji. Z przyprawionym szczyptą sceptycyzmu i teoriopoznawczego dystansu do wszystkiego co ludzkie i arcyludzkie (jak widział to i opisywał Fryderyk Nietzsche). Czy zdeklarowany zwolennik weganizmu, propagujący publicznie swoją postawą szacunek i miłość do wszystkiego co żyje, świadcząc o tym m.in. sposobem odżywiania i życia zgodnie z naturą, gdyż jesteśmy przecież jednością, może świadomie i celowo dokonywać brutalnego aktu terrorystycznego, w wyniku którego ginie człowiek, a kilkanaście osób jest rannych (w tym kilka ciężko)?
Taki wizerunek niesie nam Daria Triepowa, performerka, wegetarianka, znana eko aktywistka i feministka, osoba która przyniosła statuetkę z bombą na spotkanie z Władenem Tatarskim (vel Maksymem Fominem). I nie chodzi o polityczne poglądy i preferencje kulturowe Fomina, który ginie w efekcie tego aktu terroru. Chodzi głównie o wierność zasadom, które się głosi i które przedstawia się jako fundamentalne i uniwersalne.
Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi. Skonstatuję jedynie, iż filozofia wegańska, piękna, wzniosła, humanistyczna i uniwersalna w wersji przedstawianej tak przystępnie przez Joanną Hańderek najprawdopodobniej okaże się kolejną wizją zweryfikowaną przez praktykę życiową. Tak jak to ma miejsce ze wszystkimi ideami, jakie obserwujemy i badamy od początków czasów historycznych. Bez racjonalizmu i sceptycznego dystansu nie posuniemy jednak się cywilizacyjnie – także moralnie – do przodu w procesie najszerzej rozumianej ewolucji naszego bytu.
Radosław S. Czarnecki
Jest to druga, ostatnia część eseju Autora "Weganizm - moda - panteizm". Pierwszą zamieściliśmy w numerze SN 10/23.

