banner

 

„Wielki Brat patrzy”- słynne zdanie wypowiedziane w powieści Georga Orwella Rok 1984, najlepiej oddaje ducha totalnej inwigilacji, która dopiero dzisiaj, w dobie Internetu i komputerów o niewyobrażalnej już mocy obliczeniowej ma szanse na urzeczywistnienie.

 

Czasy tajnych archiwów z milionami teczek, fiszek i segregatorów odeszły bezpowrotnie do lamusa. Elektroniczny zapis zdominował wszelkie sfery życia. Kody, pesele, piny i NIP-y to tylko niektóre przykłady obłąkanego świata liczb, w którym każdy z nas został zapisany. Począwszy od rozmiaru ubrania, druku deklaracji podatkowej, a na jednostce chorobowej skończywszy, całe ludzkie życie można przyporządkować numerom i symbolom, a potrzeba klasyfikacji jest tak przemożna, iż to co się jej nie poddaje jest z definicji podejrzane.

 

Odwieczne pragnienie

 

Od samego początku istnienia instytucji państwa władza, czy to monarsza, oligarchiczna czy republikańska, miała nieodpartą pokusę kontrolowania obywateli. Nadzór nad ogółem dotyczył nie tylko zachowań w sferze publicznej, wyborów oraz głoszonych poglądów, ale także obyczajowości, życia intymnego i… myśli.

Przykładów można by mnożyć wiele. Sokrates musiał zażyć cykutę, gdyż jego poglądy były nazbyt „rewolucyjne” i został oskarżony o .. niemoralność. Herostrates nie tylko został stracony, ale również jego imię miało zostać raz na zawsze wymazane z pamięci ludzkiej, gdyż działał powodowany pychą i podpalając świątynię Artemidy w Efezie dążył do nieśmiertelnej sławy. W Rzymie na karę śmierci i zapomnienia (damnatio memoriae) skazano wielu złych i okrutnych cesarzy, a ich niechlubny poczet otworzył Kaligula.

 

Także i czasy współczesne pełne są przykładów ludzi, których pamięć starano się za wszelką cenę zatrzeć. Nikołaj Jeżow, szef wszechwładnej sowieckiej bezpieki jest tego dowodem. Ten niepozorny człowiek w czasach, gdy cieszył się łaskami Stalina, zawsze występował  obok swego idola. Gdy on, i niemal cały kierowany przez niego aparat, zostali odtrąceni przez dyktatora i w większości straceni, jego sylwetka znikła z oficjalnych fotografii, a jego imienia nie wolno było głośno wymawiać. Ten sam los spotkał wielu dysydentów i działaczy politycznych w wielu krajach na całym świecie. Powszechną praktyką było niszczenie ich pomników, likwidacja ulic ich imienia, czy usuwanie ich nazwisk z wszelkich dokumentów.

 

Historia XX wieku to wielki orszak zapomnianych, ale jej chichot niejednokrotnie przywracał ich do świata żywych z jeszcze większą mocą, aniżeli mogliby sobie to wymarzyć. Jednym z nich był premier Węgier Imre Nagy, który w 1956 stanął na czele narodowej  rewolucji. Innym przewodniczący ChRL Liu Shaoqi, którego Mao Zedong postrzegał jako „drugiego Chruszczowa” i rywala do najwyższych godności w ludowych Chinach. Nie brak również akcentów polskich.  Z otchłani niebytu zostali wydobyci żołnierze wyklęci, którzy jeszcze długo o zakończeniu II wojny światowej walczyli przeciwko komunistycznemu reżimowi. Dziś, na przekór pokrętnej logice dziejów, mają swoje place i ulice, choć często nie wiadomo, w którym miejscu są pochowani.

Orwell nazywa owo wymazanie z pamięci ewaporacją,  sugerując jego podobieństwo do… parowania wody.

 

Ponury wiek XX
 

Minione stulecie charakteryzował niespotykany wcześniej postęp techniczny, w tym trzy rewolucje informatyczne. W latach 20. prawdziwym przełomem stało się radio i możliwość przekazywania informacji „bez drutu” niemal do każdego zakątka na Ziemi. Wykorzystali to przede wszystkim ci, którym najbardziej zależało na zahipnotyzowaniu mas, a więc architekci systemów totalitarnych -Adolf Hitler i Józef Stalin. Pierwszy z nich, ustami swego zręcznego ministra propagandy Josepha Goebbelsa, mamił sfrustrowanych Niemców wizją tysiącletniej Rzeszy, powiększonej nie tylko o straty spowodowane traktatem wersalskim, ale i „należną im” przestrzeń życiową (Lebensraum). Drugi piętnował imperializm i przekonywał, iż w miarę postępu rewolucji zaostrza się walka klasowa. Także w świecie demokratycznym radio stało się istotnym instrumentem rywalizacji  wyborczej, propagandy sukcesu czy utrwalania właściwych postaw. I tak na przykład w polskim radiu, po śmierci Pierwszego Marszałka Polski, dotychczasowy sygnał rozpoczynający emisję audycji, fragment poloneza As- dur Fryderyka Chopina, został zastąpiony motywem popularnej pieśni legionowej My, pierwsza Brygada.

 

Lata 50. przyniosły ekspansję telewizji, która analogicznie do radia podbiła serca i umysły milionów. Głos uzupełniony o obraz jeszcze silniej oddziaływał na wyobraźnię mas. Preferencje konsumenckie stały się przedmiotem analiz przez speców od reklamy, którzy opracowali liczne techniki sterowania gustami i „naszym apetytem”.

Jednak dopiero Internet z nieograniczoną możliwością manipulacji obrazem i dźwiękiem oraz możliwością ukrycia tożsamości w sieci stał się potężną bronią informacyjno- dezinformacyjną, zdolną zatrząść w posadach nawet najpotężniejsze rządy świata. Dość boleśnie przekonała się o tym administracja waszyngtońska poddana próbie przez Juliana Assange’a i jego witrynę  WikiLeaks, czy byłego analityka CIA Edwarda Snowdena i jego rewelacji na temat globalnej działalności podsłuchowej  amerykańskich specsłużb.

 

Wymienionym procesom towarzyszyły burzliwe przemiany obyczajowe. Internet odegrał ogromną rolę w emancypacji mniejszości seksualnych, a tematy wstydliwe przestały być tabu. Z drugiej strony, jakby ulegając sile odśrodkowej, środowiska konserwatywne zaczęły histerycznie reagować na owo „rozpanoszenie” (jak określa się niekiedy tę emancypację) i nawoływać do krucjaty przeciwko „wynaturzeniom”.

 

Pojawiła się chęć powrotu do tradycyjnych wartości, a wraz z nimi do budowy opartych na nich, lepszych systemów politycznych. Można by odnieść wrażenie, że dzieje polityczne XX wieku niczego  nas nie nauczyły. Ani nazistowskie Niemcy, ani Związek Radziecki, czy wreszcie krwawa historia powojennych Chin, morze cierpienia i miliony ofiar, nie zdołały zapobiec niebezpiecznym eksperymentom. To w tych krajach powszechnie stosowane były tortury, a techniki prania mózgu doprowadzone do perfekcji. Ujednolicony model życia przejawiał się w architekturze, dostępie do dóbr konsumpcyjnych, strojach czy sposobie zachowania. Stare więzi rodzinne i społeczne zostały poddane surowej próbie, a tradycyjne obchody świąt usiłowano zastępować wiecami, masówkami i marszami poparcia. Na szczęście, nie wszędzie głosiciele nowych idei odnieśli sukces.

 

Doskonałym przykładem pokrętnej filozofii zła jest dyktatura Czerwonych Khmerów. Społeczeństwo Kambodży w latach 1975-79 zostało poddane drastycznemu eksperymentowi z dziedziny inżynierii społecznej. Inteligencję wymordowano, jako źródło wszelkiego zła, zaś ogół społeczeństwa miał żyć według ściśle określonych reguł. Każdy jego przedstawiciel miał produkować na swoje potrzeby odzież, pożywienie i inne przedmioty codziennego użytku, a jednocześnie był poddany przez cały czas nieludzkiemu reżimowi pracy, podobnie jak miało to miejsce w obozach koncentracyjnych. Reglamentacji podlegało nawet … pożycie intymne, a wszelka prywatność była prawnie zakazana.

 

W podobnym duchu, choć bardziej w oparciu o tradycje  plemienne i koligacje klanowe, prowadzone są wojny w niemal całej Afryce, a echa totalitarnych resentymentów od czasu do czasu dają o sobie znać w Europie, Azji i obu Amerykach. Nie wiadomo,  na ile skutki „światowej integracji internetowej” przewidział Mark Zuckerberg, twórca Facebooka, ale już dziś pojawiają się głosy, że  bazy danych, tworzone przy okazji badań rynkowych, mogą posłużyć do stworzenia indywidualnych profili konsumentów.  Mogą więc w przyszłości okazać się groźnym narzędziem do odarcia naszego życia z wszelkiej intymności. Tak, jak w orwellowskiej Oceanii.

 

Narodziny Wielkiego Brata

 

W 1967 roku brytyjska firma Photoscan wypuściła na rynek niewielkie kamery, które rozmieszczono w halach sklepowych w celu zapobiegania  kradzieżom. Wprawdzie nie udało się zwalczyć tego zjawiska całkowicie, jednak odnotowano wyraźne zmniejszenie strat. Wkrótce pomysł przyjął się nie tylko na wyspach brytyjskich, ale również w Ameryce Północnej i … za żelazną kurtyną. Kamera przemysłowa była przecież podstawowym narzędziem pracy tytułowego bohatera komedii Jerzego Gruzy Dzięcioł.

 

Niespełna dwie dekady później podglądanie za pomocą  kamer stało się modne nie tylko w sklepach. Urzędy, ważne miejsca publicznych wydarzeń, a nawet strzeżone plaże zostały naszpikowane dyskretnymi  systemami bezpieczeństwa, znacznie mniej zawodnymi niż ludzkie oko.

 

Od samego początku elektroniczna inwigilacja miała zagorzałych przeciwników. Dopatrywano się w niej naruszenia prywatności, a co za tym idzie - łamania praw obywatelskich. Bezpieczeństwo ogółu mieszkańców jednak znacznie się poprawiło. Jednym z drastycznych przykładów przemawiających na korzyść stosowania kamer był przypadek 2-letniego Jamiego Bulgera, którego uprowadzili ze sklepu dwaj10-latkowie, a następnie pobili i zostawili na torach kolejowych.  Dzięki monitoringowi udało się ich odnaleźć.

 

Dziś monitoring, określany również jako system CCTV (od ang. closed-circuit television, dosł. telewizja o zamkniętym obiegu), jest powszechnie stosowany nie tylko w miejscach szczególnie wrażliwych na wszelką patologię, ale również na ulicach, stadionach, targowiskach czy w innych obiektach publicznych. Zdarza się nawet, iż kamery umieszczone zbyt blisko okien „zaglądają” do naszych mieszkań,  naruszając tym samym mir domowego ogniska…

 

Podglądać i podsłuchiwać można wszędzie i wszystkich, dlatego ogromną furorę w ostatnich latach robią wszelkie systemy przeciwdziałające tym praktykom. Oprócz aparatury zagłuszającej, dużym powodzeniem cieszą się namioty, które uniemożliwiają zarówno podsłuch jak i jakkolwiek podgląd.

A w codziennym użytku są niezbyt kosztowne, niewielkie aparaciki pozwalające wykrywać pluskwy, kamerki, a nawet zwykły GPS.

„Wielki Brat patrzy”- stało się faktem.

 

„Niewinna” kultura masowa

 

Skuteczne sprawowanie władzy jest możliwe tylko przez odpowiednie kształtowanie postaw obywateli.  Temu zaś służy wszelkie instrumentarium propagandowe, a przede wszystkim właściwie podawana ideologia i … rozrywka.

Rozumieli to już rzymscy cesarze, dla których hasło Panem et circenses (Chleba i igrzysk) nie było pustym zawołaniem, ale powinnością nie mniejszą, aniżeli obrona granic. Zwłaszcza, gdy mało było chleba i kraj pogrążał się w kryzysie, darmowa uciecha na hipodromach i w amfiteatrach świetnie kanalizowała społeczną frustrację.

 

Dwa tysiąclecia później podobną rolę spełniały kabarety i filmy „moralnego niepokoju”, dzięki którym widzowie, nawet ci wykształceni, ulegali iluzji, że „nie jest tak źle z tą wolnością”. 

Demokracji jednak towarzyszyło zjawisko komercjalizacji kultury. Wartość zaczęło mieć tylko to co się sprzedaje, a wiadomo, że najlepiej upłynnić to co efektowne, ładnie opakowane  i świetnie zaprezentowane. Chętniej więc kupowane są piękne albumy mody czy kolorowe pisma kobiece, niż dzieła klasyków wydawane w miękkich oprawach na kiepskim papierze i to wtedy, gdy pojawi się zapotrzebowanie na uzupełnienie księgozbioru szkolnych lektur. Łatwej strawić tanią komedyjkę pełną niewyszukanych gagów, niż roztrząsać  egzystencjalne dylematy rodem z Szekspira czy Becketta. Sumienie stało się balastem, a refleksja stratą czasu.

Carpe diem!, Chwytaj dzień! Zastąpiło potrzebę głębszych przemyśleń i życie według zasad, któremu wierni byli jeszcze nasi dziadowie.

Leszek Stundis