Ostatnie dziesięć dni przed faktycznym zakończeniem pierwszej wielkiej wojny na froncie zachodnim było politycznie dużo donioślejsze niż sam symboliczny dzień 11 listopada 1918 roku.
Najistotniejszym faktem była ucieczka do Holandii ważniejszego z dwóch niemieckich cesarzy – Wilhelma II. Jego ostatni kanclerz Maksymilian Badeński (Max von Baden) samowolnie ogłosił abdykację cesarza, mimo że nie nastąpiła ona formalnie, a tym samym rozpoczął lawinę zdarzeń, które w ciągu kilku dni zmiotły wszystkie niemieckie monarchie, włącznie z cesarstwem utworzonym w 1871 roku.
A co działo się na wschodzie? U nas formalnie rządziła z nadania nieistniejących monarchii („dwóch cesarzy”) Rada Regencyjna, która powierzyła Józefowi Piłsudskiemu (przysłanemu przez Niemców z Magdeburga) zwierzchnictwo nad Polnische Wehrmacht należącym do sił zbrojnych kajzerowskiej armii, czyli wojsk pokonanych w tej wojnie.
Powołanie instytucji Tymczasowego Naczelnika Państwa było również aktem organu utworzonego przez zwyciężone państwa centralne. Pierwszy sformowany przez te władze rząd Jędrzeja Moraczewskiego był uznany tylko przez władze berlińskie, nie zyskał poparcia w stolicach państw Ententy, a polityczna pozycja Piłsudskiego („austriackiego brygadiera”) była – oględnie mówiąc – bardzo skromna: nie liczył się, bo walczył przeciwko państwom zwycięskiej koalicji.
Dopiero powstanie rządu Jana Paderewskiego, który był znany i rozpoznawalny na Zachodzie, zmieniło podejście zwycięzców do władz w Warszawie – przestały być reprezentantem interesów pokonanych (i już nieistniejących) cesarstw niemieckich. Oczywiście, najważniejszą rolę odegrał Komitet Narodowy Polski rezydujący w Paryżu, tworzący wizję Polski jako państwa, które jakoby było (bo nie było) po stronie zwycięzców, a nie przegranych.
Warto przypomnieć, że polityczną legitymacją dla działań tego komitetu był… rosyjski paszport dyplomatyczny Romana Dmowskiego, a więc paszport państwa będącego członkiem Ententy, mimo że od ponad roku faktycznie już ono nie istniało, a w Moskwie rządziła niemiecka agentura, czyli bolszewicy.
W konferencji wersalskiej uczestniczyli przedstawiciele istniejącego formalnie państwa rosyjskiego, choć nie byli członkami komisji i zespołów. Rosja była członkiem Ententy i z jej wojskami walczyły Polskie Legiony utworzone w C.K. Armii, co plasowało nas w sensie militarnym po stronie pokonanych (a nie zwycięskich) armii.
W okupowanej w tym czasie Warszawie dominowali politycy austriaccy przywiezieni z Wiednia i Krakowa, a okupantami byli żołnierze kajzerowscy. Nie było Polaków, którzy byli czynnymi politykami w Dumie Rosyjskiej, bo tworzone przez dwóch cesarzy „Królestwo Polskie” miało być częścią niemieckiej strefy wpływów (Mitteleuropa).
Nie bez powodu pierwszy rząd niezależny od władz niemieckich powołano w Lublinie (jego szefem był Ignacy Daszyński). Ten rząd gniewnie zlikwidował Józef Piłsudski, odwołując późniejszego marszałka Rydza-Śmigłego z jego składu.
Poza osobistymi ambicjami (Daszyński był pełną gębą politykiem, austriackim parlamentarzystą, a Piłsudski nawet nie był austriackim generałem) istotną rolę odegrały realia polityczne: w Warszawie stacjonowały wciąż niemieckie wojska, były jedyną realną siłą militarną. Frontu wschodniego Ententy nie było od roku, a zawieszenia broni w Compiègne nikt u nas nawet nie zauważył.
Tu liczyły się wpływy Berlina, jego koncepcje i nikt nie uważał ich za nieaktualne. W końcu tradycja legionowa afirmowała niemieckojęzyczne zabory, wrogiem zaś była związana z Francją i Anglią (czyli Zachodem) Rosja, której faktycznie nie było, a Piłsudski po cichu wspierał bolszewików będących wrogami Ententy.
Byliśmy więc po stronie przegranych, choć dziś sądzimy, że wtedy „wygraliśmy niepodległość”. A po której stronie jesteśmy dzisiaj?
Witold Modzelewski