banner

 

Wielu ludzi w Polsce zbulwersowała polityka historyczna prowadzona na Ukrainie po przewrocie politycznym w 2004 roku, w dobie prezydentury Wiktora Juszczenki (2005–2010), a zwłaszcza po przewrocie politycznym z 2014 roku w okresie rządów Petra Poroszenki (2014–2019).
Oczywiście wśród zbulwersowanych nie było – przynajmniej oficjalnie – znacznej części polskich elit politycznych i medialnych, które uważały i uważają, że należy wspierać każdą Ukrainę, o ile jest antyrosyjska, a polskiej opinii publicznej tłumaczą, że kult UPA na Ukrainie ma charakter jakoby tylko antyrosyjski (co jest w porządku?), a nie antypolski.
Niemniej jednak wielu tzw. szarych obywateli polskich bulwersowała i bulwersuje obecność w przestrzeni publicznej Ukrainy miejscami obłędnego kultu OUN i UPA, w tym licznych pomników czołowych nacjonalistów ukraińskich, odpowiedzialnych za ludobójczą czystkę etniczną na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Oburza ich narracja historyczna zakłamująca historię nacjonalizmu ukraińskiego, negująca faszystowski charakter jego ideologii oraz ciemne strony jego historii.

Tak zwani szarzy obywatele mieli prawo być zbulwersowani tym, że np. w tym samym czasie, gdy minister stanu Krzysztof Szczerski mówił publicznie o wspieraniu przez Polskę „europejskiego wyboru Ukrainy”, na Ukrainie w szokujący sposób pokazano, jak ten „europejski wybór” wygląda. 5 marca 2015 roku miały tam miejsce pierwsze po „rewolucji godności” państwowe obchody 66. rocznicy śmierci Romana Szuchewycza – hitlerowskiego kolaboranta, twórcy i dowódcy Ukraińskiej Powstańczej Armii, czołowego inspiratora i organizatora ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego.
W następnych latach też odbywały się podobne uroczystości ku czci tej i innych czołowych postaci OUN i UPA, w których zawsze brały udział nie tylko władze państwowe i samorządowe oraz duchowieństwo, ale i młodzież szkolna, ubrana w czarne koszule i czerwone krawaty (barwy banderowców), maszerująca z czerwono-czarnymi flagami OUN-B oraz portretami Bandery i Szuchewycza, śpiewająca banderowskie pieśni.

Faszyzacja na Łotwie

Taka faszyzacja przestrzeni publicznej nie jest jednak rzeczywistością tylko i wyłącznie Ukrainy. Ma miejsce także na Łotwie, gdzie 16 marca obchodzony jest dzień pamięci Ochotniczego Legionu Łotewskiego Waffen-SS, utworzonego 16 marca 1943 roku. Do obchodów tych dochodzi pomimo protestów części opinii publicznej, a nawet – jak w 2015 roku – negatywnego stanowiska premiera Łotwy Marisa Kučinskisa. Władze Rygi z reguły wydają na te uroczystości pozwolenia. Tzw. marszów pamięci Legionu Łotewskiego Waffen-SS nie powstrzymują też protesty międzynarodowe.

Podczas drugiej wojny światowej po stronie III Rzeszy walczyło około 150 tysięcy Łotyszy. Służyli oni w Ochotniczym Legionie Łotewskim Waffen-SS, składającym się z 15 i 19 Dywizji Grenadierów Waffen-SS (1. i 2. łotewska), Łotewskim Legionie Luftwaffe, dywizjach niemieckich oraz batalionach policyjnych19. Popełnili wiele zbrodni wojennych. Jedną z nich była zbrodnia w Podgajach, 2 lutego 1945 roku. Podczas walk na Wale Pomorskim, esesmani z grupy bojowej „Elster” – wchodzącej w skład 15 Dywizji Grenadierów Pancernych Waffen-SS „Lettland” (1. łotewskiej) – dokonali w Podgajach (niem. Flederborn) zbrodni na 32 jeńcach z 3 pułku piechoty 1 Dywizji WP, których związali drutem kolczastym i spalili żywcem w stodole. Marsze ku czci łotewskich esesmanów są organizowane w Rydze regularnie od 1990 roku. W 1998 roku rząd Łotwy ustanowił święto narodowe w rocznicę powstania Legionu Łotewskiego Waffen-SS. W 2000 roku, po międzynarodowych protestach obniżono rangę tego święta do narodowego dnia pamięci.

W Estonii, na Litwie, w Chorwacji…

Nie inaczej jest w sąsiedniej Estonii. Tam z kolei podobnym świętem jest 28 sierpnia – rocznica rozpoczęcia przez niemieckie władze okupacyjne w 1942 roku werbunku do Estońskiego Ochotniczego Legionu Waffen-SS, który po wielu zmianach organizacyjnych przybrał ostatecznie formę 20 Dywizji Grenadierów Waffen-SS (1 estońskiej). Brała ona udział w walkach pod Narwą oraz na Dolnym Śląsku i w Czechach. Przedtem jednak estońscy esesmani uczestniczyli w akcjach antypartyzanckich na zapleczu
frontu wschodniego, popełniając masowe zbrodnie na ludności cywilnej. Dowodził nimi wówczas SS-Obergruppenführer Erich von dem Bach-Zelewski, późniejszy kat powstańczej Warszawy.
Niezależnie od 30 tysięcy Estończyków służących w Waffen-SS, dalsze tysiące służyły w pułkach straży granicznej SS, niemieckiej policji porządkowej i Wehrmachcie.

Na Litwie kultem otaczany jest tzw. Legion Plechavičusa (Litewski Korpus Lokalny – LVR) – zbrodnicza formacja kolaboracyjna w służbie III Rzeszy, a na Ukrainie 14 Ochotnicza Dywizja Grenadierów Waffen-SS „Galizien” (1. ukraińska), której rocznica utworzenia (27 kwietnia 1943 roku) jest od lat hucznie świętowana we Lwowie i innych miastach zachodniej Ukrainy. Gloryfikacja dywizji SS-Galizien, obok gloryfikacji OUN-UPA, stała się fundamentem, na którym w okresie prezydentury Wiktora Janukowycza i Petra Poroszenki budowano tożsamość narodowo-polityczną Ukrainy. Wreszcie na Litwie, Łotwie i w Estonii krzewi się kult tzw. „leśnych braci” (tamtejszych żołnierzy wyklętych), czyli antykomunistycznej partyzantki z lat 1944–1953, złożonej niejednokrotnie z byłych esesmanów i kolaborantów hitlerowskich.

W Chorwacji tamtejsza prawica od początku lat 90. XX w. czci ustaszy. Jak zauważył red. Ziemowit Szczerek: „Chorwacja to kolejny środkowoeuropejski kraj, w którym wykładnia „godności narodowej” znajduje się w pieczy rządzącej partii i wszelkiej maści nacjonalistów”.

Faszyzm przechodzi

Czy kult OUN-UPA na Ukrainie, formacji SS w Estonii, na Łotwie i Ukrainie, formacji kolaboracyjnych na Litwie oraz ustaszy w Chorwacji nie stoi w sprzeczności z wartościami europejskimi, do których odwołuje się Unia Europejska? Stoi. Faszyzacja przestrzeni publicznej tych krajów jest jednak tolerowana przez Zachód, a zwłaszcza przez USA. Warto zwrócić uwagę, co łączy kult wymienionych formacji. To antykomunizm i antysowietyzm (antyrosyjskość).

Ukraina oraz państwa bałtyckie są krajami peryferyjnymi szeroko rozumianego świata euroatlantyckiego i od 2014 roku odgrywają kluczową rolę w polityce amerykańskiej, nastawionej na polityczno-ekonomiczną penetrację obszaru poradzieckiego oraz wbijanie klina pomiędzy Unię Europejską i Rosję. Do ich peryferyjnego, ale zarazem frontowego, znaczenia w polityce amerykańskiej zostały dostosowane ich polityki historyczne. W sytuacji geopolitycznej, w jakiej znajdują się te kraje, istotne jest stałe podtrzymywanie nastrojów antyrosyjskich oraz dostarczanie tamtejszym władzom takiej ideologii historycznej, która nie będzie miała jakiegokolwiek związku z tradycją radziecką i lewicową. Mało tego – będzie negowała tę tradycję i uniemożliwiała wykreowanie alternatywy geopolitycznej i gospodarczej.
Temu służy odpowiednie preparowanie historii oraz kult faszystowskich
formacji i organizacji na Ukrainie, w Chorwacji i w krajach bałtyckich. Natomiast w Polsce w ten sam nurt wpisuje się kult tzw. żołnierzy wyklętych, których oczywiście par excellence nie można nazwać faszystami. Pełni on jednak podobną funkcję. Jest mianowicie elementem propagandy totalnie dyskredytującej PRL.

I Polska w tym towarzystwie

Ta dyskredytacja wynika nie tylko z tego, że Polska po 1989 roku jest budowana na negacji PRL-u, ale także z tego, że potencjalnie krytyczne nastroje wobec projektu III/IV RP najlepiej pacyfikować przez obrzydzanie – zwłaszcza młodemu pokoleniu – przeszłości z lat 1945–1989. Uczestnicy polskiego podziemia antykomunistycznego znaleźli się na płaszczyźnie politycznej w jednym szeregu z UPA, litewskimi szaulisami oraz łotewskimi i estońskimi esesmanami, nie dlatego, że tak jak tamci byli jawnymi faszystami, ale dlatego, że propaganda kreowana przez IPN i PiS tam ich postawiła. A Polskę postawiła równocześnie w gronie państw pokonanych w drugiej wojnie światowej.

Zamiast pokazać złożoność ówczesnej sytuacji politycznej, różnorodność postaw i skomplikowanych losów oraz tragizm wyborów moralnych, zamiast wyciągnąć z tej bolesnej lekcji historii jakieś wnioski na przyszłość stworzono infantylny mit o żołnierzach wyklętych i niezłomnych. Bo nie o wnioski z historii tu chodzi, ale o mit właśnie. Mit ten ma dwa główne cele: podtrzymywanie wrogości do utożsamianej z ZSRR Rosji oraz dyskredytowanie PRL-u i wymazywanie go z historii – by nie można się było do niego odwoływać, by nie mógł być odniesieniem dla rzeczywistości stworzonej po 1989 roku. Ważną rolą tego mitu w polityce wewnętrznej
jest również pacyfikowanie opozycji politycznej poprzez etykietowanie osób zdobywających się na krytykę takiej peryferyjnej polityki historycznej określeniami typu „postkomuna”, „lewacy”, „rosyjska agentura wpływu” itp.

Kreowanie członków polskiego podziemia antykomunistycznego na „niezłomnych bohaterów”, którzy ponoć jako jedyni zajęli właściwą postawę polityczną po 1945 roku, jest takim samym zabiegiem ahistorycznym jak kreowanie UPA na narodową partyzantkę ukraińską (podczas gdy było to tylko zbrojne ramię OUN-B), walczącą nie tylko z ZSRR, ale podobno też z Niemcami, czy kreowanie estońskich, łotewskich i ukraińskich formacji SS oraz litewskich formacji kolaboracyjnych na obrońców Europy przed „sowiecką zarazą”.

Ahistoryczny kult podziemia antykomunistycznego w Polsce, połączony z tezą, że Polska w 1945 roku jakoby przegrała wojnę i przeszła pod drugą okupację, ma daleko idące konsekwencje historyczno-polityczne. Najważniejszą z nich jest ta, że Polska automatycznie wypisuje się ze zwycięskiej koalicji antyhitlerowskiej i wchodzi do obozu pokonanych kolaborantów III Rzeszy, gdzie zajmuje miejsce obok nacjonalistów ukraińskich, faszystów estońskich, litewskich i łotewskich oraz chorwackich ustaszy. Widać to było doskonale podczas uroczystości 70. rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej, zorganizowanych 7 maja (sic!) 2015 roku na Westerplatte, gdzie prezydent Bronisław Komorowski zaprosił prawie wyłącznie przedstawicieli krajów, które były kolaborantami III Rzeszy i drugą wojnę światową rzeczywiście przegrały.
Bohdan Piętka

Jest to fragment książki Bohdana Piętki Kłamstwa o historii wydanej przez Fundację Oratio Recta, której recenzję zamieszczamy w tym numerze.
Wyróżnienia i śródtytuły pochodzą od Redakcji SN.