Spór o ACTA dotyczy próby absolutyzacji i nadinterpretacji praw własności autorskiej, reprezentującej interesy wielkich koncernów medialnych i rozrywkowych.
Propozycja ratyfikacji ACTA przez Polskę wspierała te interesy. Nie dostrzeżono nawet, że próby takie były wnikliwie i przekonywująco skrytykowane w tłumaczonej na polski (już kilka lat temu) książce Wolna kultura Lawrance Lessiga, amerykańskiego prawnika wynajętego przez takie koncerny dla lobbingu ich interesów w Waszyngtonie. Rząd USA jednak, po dogłębnym rozpoznaniu zagadnienia, zdecydował się stanąć po stronie przeciwnej – obrońców wolności kultury.
Zdaniem Lessiga, argument „jeśli wartość, to własność indywidualna”, stanowiący podstawę roszczeń wzmocnienia praw własności intelektualnej, nie wytrzymuje krytyki logicznej i prawnej – bowiem wiele wartości podstawowych stanowi własność wspólną ludzkości. Uważa on, że rozwój kultury ludzkiej zawsze opierał się na twórczej adaptacji dokonań poprzedników, zatem nadmierne wzmocnienie praw własności intelektualnej stanowi zagrożenie dla swobodnego rozwoju kultury.
Lessig podkreśla też, że twórca kultury – np. piosenkarz – ma odmienne interesy niż wielkie koncerny, np. cieszy się, jeśli płyty z jego utworami są popularyzowane nawet nieodpłatnie, bo to wzmacnia jego pozycję rynkową; tracą na tym natomiast wielkie koncerny. Jeszcze inne interesy ma społeczeństwo jako podmiot rozwoju kulturowego czy indywidualni odbiorcy kultury; w interesie społecznym są bardzo ograniczone prawa własności intelektualnej, tak by można było stosunkowo szybko podejmować twórczą adaptację utworów. Mamy więc tu do czynienia z konfliktem faktycznie trójstronnym: wielkie koncerny – twórcy – odbiorcy i całe społeczeństwo.
Argumenty Lessiga nie są jednak dobrze postrzegane przez polskie środowisko prawnicze, które ma interesy faktycznie zbieżne z interesami wielkich koncernów (bo wzmocnienie praw intelektualnych to więcej zadań dla prawników), chociaż twierdzi, że występuje w obronie interesów twórców (pogląd ten prezentuje np. Jan Błeszyński w: Dostęp do zasobów wiedzy a prawa autorskie tych zasobów, 2011).
Argumenty Lessiga kwitowane są więc przez prawników jako teoretyczne, nie mające nic wspólnego z praktyką. Jednakże przenoszą się one bezpośrednio na kwestie praw intelektualnych w nauce i wysokiej technice. Także tutaj mamy triadę: firmy rynkowe; twórcy; odbiorcy i całe społeczeństwo, o jeszcze silniej zarysowanym konflikcie interesów, gdyż cały rozwój nauki i techniki zawsze oparty był na wykorzystaniu cywilizacyjnego dziedzictwa ludzkości, traktowanego jako wartość nadrzędna i własność publiczna. Stanowisko to akcentuje także Włodzimierz Bojarski w: Monopol wiedzy a otwarty dostęp do wiedzy (2011) i Ryszard Tadeusiewicz w: Otwarcie zasobów wiedzy jako czynnik dynamizujący rozwój cywilizacyjny (2011).
Wielkie firmy rynkowe już dawno zorientowały się, że w epoce gospodarki opartej na wiedzy wiedza jest wartością i od ok. roku 1980 zaczęły wprowadzać rozwiązania służące prywatyzacji wiedzy wytworzonej przez ich pracowników (a także prywatyzacji jak największej części dziedzictwa cywilizacyjnego ludzkości, np. na rynkach lekarstw) pod hasłami „zarządzania wiedzą”. Oprogramowanie z tym związane rozwijane było w najrozmaitszych kierunkach, bowiem współczesne techniki programistyczne pozwalają na bardzo różnorodne rozwiązania: zarówno pełną swobodę kopiowania jak i pełny nadzór nad każdym działaniem użytkownika komputera, czyli zarówno na pełną wolność anarchiczną jak i na najczarniejsze wersje Wielkiego Brata.
Nie jest więc prawdą, że Internet to wyłącznie swoboda kopiowania. W Internecie znany jest związany z tym spór o Digital Rights Management (DRM), ukryte dodatki do oprogramowania uniemożliwiające jego wykorzystanie inne, niż przewidziane przez dystrybutora. Rozwiązania DRM spotkały się też z ostrą krytyką różnych środowisk, także informatyków, o czym pisze Richard Stallman: „DRM jest złośliwym dodatkiem – właściwością zaprojektowaną w celu zaszkodzenia użytkownikowi oprogramowania – a więc cechą, dla której nie może być tolerancji” (http://www.gnu.org/philosophy/right-to-read.html).
Z przykładów tych wynika jednak, że spór o ACTA jest tylko przykładem wielkiego konfliktu o własność wiedzy, charakterystycznego dla epoki po rewolucji informacyjnej oraz dla gospodarki opartej na wiedzy. W konflikcie tym trzeba zdawać sobie sprawę, że wiedza nie jest prostym towarem rynkowym, jak to chcieliby traktować niektórzy ekonomiści (pogląd ten wyraża np. Wojciech Cellary w: Zasoby wiedzy dobrem ekonomicznym w społeczeństwie wiedzy, 2011).
Towarem rynkowym mogą być tylko określone produkty wiedzy. Natomiast pojęcie wiedzy obejmuje także dziedzictwo intelektualne ludzkości, np. świat 3 Karla Poppera, czy sądy syntetyczne a priori Immanuela Kanta jako wyraz intuicyjnej części tego dziedzictwa.
Obok wiedzy wspólnej, nawet wiedza indywidualna nie może być prostym towarem rynkowym, bowiem każdy człowiek posiada zarówno wiedzę jawną jak i wiedzę oraz umiejętności ukryte (Polanyi,1966, Nonaka i Takeuchi,1995). Te ostatnie zaś tak dalece współokreślają kreatywność jednostki, że próba ich prywatyzacji przez firmy rynkowe (które żądają, by każdy pomysł ich pracowników był wyłączną własnością firmy) jest faktycznie formą nowego niewolnictwa.
Tak więc w konflikcie o własność wiedzy musimy precyzyjnie rozróżniać różne rodzaje wiedzy – a także dostrzegać fakt, że współczesne techniki oprogramowania pozwalają na różnorodne, czy nawet skrajnie odmienne rozwiązania, zatem nie jest to kwestia techniki, tylko kwestia etyczna dobrego wykorzystania techniki w interesie całej ludzkości.
Wielkie uniwersytety w USA też dostrzegły ten konflikt i odpowiedziały już dość dawno inicjatywą Open Access, przekonując jeszcze prezydenta Busha (juniora) do wydania dyrektywy, w myśl której wszelkie wartości intelektualne wytworzone za pieniądze publiczne (np. federalne) powinny stanowić własność publiczną (wyrazicielami takiego poglądu w Polsce są m. in. R. Tadeusiewicz i M. Niezgódka). Jednakże sam fakt, że doszło w Polsce do sporu o ACTA świadczy o tym, że wiedza o konflikcie o własność wiedzy jest w polskiej klasie politycznej bardzo uboga i możemy się spodziewać dalszych konfliktów tego typu.
Andrzej P. Wierzbicki
Instytut Łączności i Komitet Prognoz PAN „Polska 2000 Plus”
Od redakcji: dla PT Czytelników chcących pogłębić swoją wiedzę w powyższym temacie udostępniamy literaturę przedmiotu wybraną przez Autora.