Prawo (el)
- Autor: Andrzej Wierzbicki
- Odsłon: 4188
Spór o ACTA dotyczy próby absolutyzacji i nadinterpretacji praw własności autorskiej, reprezentującej interesy wielkich koncernów medialnych i rozrywkowych.
Propozycja ratyfikacji ACTA przez Polskę wspierała te interesy. Nie dostrzeżono nawet, że próby takie były wnikliwie i przekonywująco skrytykowane w tłumaczonej na polski (już kilka lat temu) książce Wolna kultura Lawrance Lessiga, amerykańskiego prawnika wynajętego przez takie koncerny dla lobbingu ich interesów w Waszyngtonie. Rząd USA jednak, po dogłębnym rozpoznaniu zagadnienia, zdecydował się stanąć po stronie przeciwnej – obrońców wolności kultury.
Zdaniem Lessiga, argument „jeśli wartość, to własność indywidualna”, stanowiący podstawę roszczeń wzmocnienia praw własności intelektualnej, nie wytrzymuje krytyki logicznej i prawnej – bowiem wiele wartości podstawowych stanowi własność wspólną ludzkości. Uważa on, że rozwój kultury ludzkiej zawsze opierał się na twórczej adaptacji dokonań poprzedników, zatem nadmierne wzmocnienie praw własności intelektualnej stanowi zagrożenie dla swobodnego rozwoju kultury.
Lessig podkreśla też, że twórca kultury – np. piosenkarz – ma odmienne interesy niż wielkie koncerny, np. cieszy się, jeśli płyty z jego utworami są popularyzowane nawet nieodpłatnie, bo to wzmacnia jego pozycję rynkową; tracą na tym natomiast wielkie koncerny. Jeszcze inne interesy ma społeczeństwo jako podmiot rozwoju kulturowego czy indywidualni odbiorcy kultury; w interesie społecznym są bardzo ograniczone prawa własności intelektualnej, tak by można było stosunkowo szybko podejmować twórczą adaptację utworów. Mamy więc tu do czynienia z konfliktem faktycznie trójstronnym: wielkie koncerny – twórcy – odbiorcy i całe społeczeństwo.
Argumenty Lessiga nie są jednak dobrze postrzegane przez polskie środowisko prawnicze, które ma interesy faktycznie zbieżne z interesami wielkich koncernów (bo wzmocnienie praw intelektualnych to więcej zadań dla prawników), chociaż twierdzi, że występuje w obronie interesów twórców (pogląd ten prezentuje np. Jan Błeszyński w: Dostęp do zasobów wiedzy a prawa autorskie tych zasobów, 2011).
Argumenty Lessiga kwitowane są więc przez prawników jako teoretyczne, nie mające nic wspólnego z praktyką. Jednakże przenoszą się one bezpośrednio na kwestie praw intelektualnych w nauce i wysokiej technice. Także tutaj mamy triadę: firmy rynkowe; twórcy; odbiorcy i całe społeczeństwo, o jeszcze silniej zarysowanym konflikcie interesów, gdyż cały rozwój nauki i techniki zawsze oparty był na wykorzystaniu cywilizacyjnego dziedzictwa ludzkości, traktowanego jako wartość nadrzędna i własność publiczna. Stanowisko to akcentuje także Włodzimierz Bojarski w: Monopol wiedzy a otwarty dostęp do wiedzy (2011) i Ryszard Tadeusiewicz w: Otwarcie zasobów wiedzy jako czynnik dynamizujący rozwój cywilizacyjny (2011).
Wielkie firmy rynkowe już dawno zorientowały się, że w epoce gospodarki opartej na wiedzy wiedza jest wartością i od ok. roku 1980 zaczęły wprowadzać rozwiązania służące prywatyzacji wiedzy wytworzonej przez ich pracowników (a także prywatyzacji jak największej części dziedzictwa cywilizacyjnego ludzkości, np. na rynkach lekarstw) pod hasłami „zarządzania wiedzą”. Oprogramowanie z tym związane rozwijane było w najrozmaitszych kierunkach, bowiem współczesne techniki programistyczne pozwalają na bardzo różnorodne rozwiązania: zarówno pełną swobodę kopiowania jak i pełny nadzór nad każdym działaniem użytkownika komputera, czyli zarówno na pełną wolność anarchiczną jak i na najczarniejsze wersje Wielkiego Brata.
Nie jest więc prawdą, że Internet to wyłącznie swoboda kopiowania. W Internecie znany jest związany z tym spór o Digital Rights Management (DRM), ukryte dodatki do oprogramowania uniemożliwiające jego wykorzystanie inne, niż przewidziane przez dystrybutora. Rozwiązania DRM spotkały się też z ostrą krytyką różnych środowisk, także informatyków, o czym pisze Richard Stallman: „DRM jest złośliwym dodatkiem – właściwością zaprojektowaną w celu zaszkodzenia użytkownikowi oprogramowania – a więc cechą, dla której nie może być tolerancji” (http://www.gnu.org/philosophy/right-to-read.html).
Z przykładów tych wynika jednak, że spór o ACTA jest tylko przykładem wielkiego konfliktu o własność wiedzy, charakterystycznego dla epoki po rewolucji informacyjnej oraz dla gospodarki opartej na wiedzy. W konflikcie tym trzeba zdawać sobie sprawę, że wiedza nie jest prostym towarem rynkowym, jak to chcieliby traktować niektórzy ekonomiści (pogląd ten wyraża np. Wojciech Cellary w: Zasoby wiedzy dobrem ekonomicznym w społeczeństwie wiedzy, 2011).
Towarem rynkowym mogą być tylko określone produkty wiedzy. Natomiast pojęcie wiedzy obejmuje także dziedzictwo intelektualne ludzkości, np. świat 3 Karla Poppera, czy sądy syntetyczne a priori Immanuela Kanta jako wyraz intuicyjnej części tego dziedzictwa.
Obok wiedzy wspólnej, nawet wiedza indywidualna nie może być prostym towarem rynkowym, bowiem każdy człowiek posiada zarówno wiedzę jawną jak i wiedzę oraz umiejętności ukryte (Polanyi,1966, Nonaka i Takeuchi,1995). Te ostatnie zaś tak dalece współokreślają kreatywność jednostki, że próba ich prywatyzacji przez firmy rynkowe (które żądają, by każdy pomysł ich pracowników był wyłączną własnością firmy) jest faktycznie formą nowego niewolnictwa.
Tak więc w konflikcie o własność wiedzy musimy precyzyjnie rozróżniać różne rodzaje wiedzy – a także dostrzegać fakt, że współczesne techniki oprogramowania pozwalają na różnorodne, czy nawet skrajnie odmienne rozwiązania, zatem nie jest to kwestia techniki, tylko kwestia etyczna dobrego wykorzystania techniki w interesie całej ludzkości.
Wielkie uniwersytety w USA też dostrzegły ten konflikt i odpowiedziały już dość dawno inicjatywą Open Access, przekonując jeszcze prezydenta Busha (juniora) do wydania dyrektywy, w myśl której wszelkie wartości intelektualne wytworzone za pieniądze publiczne (np. federalne) powinny stanowić własność publiczną (wyrazicielami takiego poglądu w Polsce są m. in. R. Tadeusiewicz i M. Niezgódka). Jednakże sam fakt, że doszło w Polsce do sporu o ACTA świadczy o tym, że wiedza o konflikcie o własność wiedzy jest w polskiej klasie politycznej bardzo uboga i możemy się spodziewać dalszych konfliktów tego typu.
Andrzej P. Wierzbicki
Instytut Łączności i Komitet Prognoz PAN „Polska 2000 Plus”
Od redakcji: dla PT Czytelników chcących pogłębić swoją wiedzę w powyższym temacie udostępniamy literaturę przedmiotu wybraną przez Autora.
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 4303
Z prof. Januszem Symonidesem z Akademii Nauk Społecznych rozmawia Anna Leszkowska
- - Panie Profesorze, akcja Greenpeace'u na platformę Gazpromu w 2012 r. skończyła się łagodniej niż ta we wrześniu 2013. Rosjanie nie aresztowali statku protestujących.
W tym roku potraktowano aktywistów jak piratów, później – chuliganów, a w końcu ich uwolniono. Aktywiści jednak od początku twierdzili, że działali na wodach międzynarodowych. Jak prawo morza traktuje takie zachowania, zwłaszcza w obrębie Arktyki, gdzie de facto pięć państw sprawuje władzę?
- Trzeba tu się odwołać do Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie morza, która ma specjalną część poświęconą załatwianiu sporów. Określa ona także status prawny obszarów morskich. Kiedy powstają spory dotyczące przestrzegania konwencji (czyli interpretacji prawa), przewidziana jest możliwość obowiązkowego załatwiania sporów.
Tzn. strony winny uciec się do znanych sposobów pokojowego rozwiązywania sporu – negocjacji, pośrednictwa, koncyliacji. Jeśli to nie przyniesie efektów, to mają obowiązek odwołać się (czy wyrazić zgodę na wniesienie sprawy) do Międzynarodowego Trybunału Prawa Morza, albo Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, bądź do arbitrażu ogólnego, albo specjalnego.
Jeśli strony nie wybiorą same któregoś z tych rozwiązań, wówczas z urzędu stosuje się arbitraż. W tym przypadku Rosja już wcześniej wyłączyła obowiązkową jurysdykcję (bo jest taka możliwość), ale sprawa i tak zakończyła się przed Międzynarodowym Trybunałem Prawa Morza, bo wyłączenie obowiązkowej jurysdykcji nie odnosi się do wolności żeglugi, a Trybunał ma prawo orzekania w sprawie tzw. środków tymczasowych.
Nakazał on Rosji zwolnienie statku i jego załogi po wpłaceniu kaucji przez Holandię - państwa bandery statku Sunrise Arctic. Rosja zakwestionowała jurysdykcję Trybunału, nie uczestniczyła w postępowaniu i nie wykonała orzeczonych środków tymczasowych w przewidzianym terminie do 2 grudnia 2013 r. Jednak później zwolniła zatrzymanych i umożliwiła im opuszczenie terytorium Rosji.
- Ale pozostaje sprawa aresztowania statku Greenpeace’u...
- Rosjanie aresztowali statek uznawszy, że naruszył on ich terytorium. Chodzi o to, że platforma wydobywcza, na którą próbowali wejść aktywiści i wywiesić transparent (ale im się to nie udało), ma prawo do strefy bezpieczeństwa, której szerokość wynosi 500 m. Jej status prawny różni się od wód wewnętrznych i morza terytorialnego - zakres jurysdykcji państwa jest znacznie mniejszy, gdyż strefy bezpieczeństwa znajdują się w obrębie wyłącznej strefy ekonomicznej Rosji, (strefa nie jest jej terytorium państwowym, a jedynie obszarem, w jakim ma ona prawa suwerenne, ale nie ma suwerenności).
W strefie ekonomicznej obowiązuje wolność żeglugi, wolność przelotu oraz wolność układania kabli i rurociągów. Jednak do strefy ochronnej wokół platformy nie wolno wpływać bez pozwolenia. Tak mówi prawo międzynarodowe. Prawo wewnętrzne poszczególnych państw także zakazuje wchodzenia do strefy bez zezwolenia, przewiduje grzywny za naruszenie tego zakazu, ale nie mówi nic o odpowiedzialności karnej.
- Zatem ewidentnie Greenpeace naruszył tu prawo nie tylko rosyjskie, ale i międzynarodowe.
- Oczywiście. Powstaje jednak problem, jakie są konsekwencje tego naruszenia. Rosyjskie ustawodawstwo także przewiduje w takich przypadkach grzywnę, ale nie areszt czy więzienie. Strona rosyjska próbowała zwrócić uwagę na to, że akcja aktywistów stworzyła zakłócenia w prawidłowym funkcjonowania platformy, że zagrażała jej bezpieczeństwu, jak i bezpieczeństwu pracowników.
Nie ulega jednak wątpliwości, że reakcja Rosjan była zbyt daleko idąca i przesadna – tak w kontekście rozumieniu prawa międzynarodowego, jak i wewnętrznego. Zakwalifikowanie korzystania z prawa do pokojowego protestu - co jest niekwestionowanym prawem człowieka - jako piractwa zostało jednoznacznie poddane krytyce przez światową opinię publiczną.
Powstaje też pytanie, dlaczego aresztowano statek i całą załogę? Być może – jak pokazują to późniejsze wydarzenia – miało to działać odstraszająco na wszelkie tego typu akcje organizacji pozarządowych, zwłaszcza organizowane przez Greenpeace w ramach kampanii „Save the Arctic”.
- Arktyka – z racji topnienia lodów – staje się coraz bardziej dostępna dla żeglugi. Czy obecnie istniejące prawo morza wystarcza do rozstrzygania istniejących i możliwych konfliktów związanych ze zwiększeniem żeglugi w Arktyce? Problemy już są widoczne w obszarze kanadyjskim. Mówi się nawet o pełzającej jurysdykcji.
- To jest ulubiony termin z III Konferencji Prawa Morza (1974-82), na której zgodzono się, że w cieśninach używanych dla żeglugi międzynarodowej obowiązywać będzie coś więcej niż prawo swobodnego przepływu, które obowiązuje na morzu terytorialnym – a mianowicie nowa koncepcja „prawo tranzytowego przejścia”.
Na konferencji zgodzono się na powiększenie szerokości mórz terytorialnych do 12 mil morskich, co spowodowało, że społeczność międzynarodowa stanęła wobec perspektywy, że około 120 cieśnin na Oceanie Światowym, na których obowiązywała wolność żeglugi (bowiem ich wody były częścią morza otwartego), zostanie przekształcona w morze terytorialne. A to wiąże się z możliwością ograniczenia swobody żeglugi. Kwestia - czy prawo tranzytowego przejścia przez cieśniny w Arktyce obowiązuje - ma ogromne znaczenie nie tylko dla tego regionu, ale i dla światowego obrotu morskiego.
Kanada nie zaakceptowała prawa tranzytowego przejścia w odniesieniu do cieśnin znajdujących się w obrębie tzw. Północno-Zachodniego Przejścia przebiegającego przez Archipelag Kanadyjski. Co więcej, uznała wody tego archipelagu za wody wewnętrzne. USA , które konsekwentnie walczą o to, aby na morzach i ocenach świata panowała wolność żeglugi, nie zgadzają się z tym stanowiskiem, uważając (i chyba słusznie), że Północno- Zachodnie Przejście jest jedną wielką cieśniną (poszczególne cieśniny są ze sobą ściśle połączone) i wobec tego ma w stosunku do nich zastosowanie prawo tranzytowego przejścia.
Kanada nie zgadza się z tym stanowiskiem, uważa wody archipelagu za podlegające jej suwerenności i wprowadziła m.in. obowiązek notyfikacji wejścia na te wody i podawania pozycji przepływających statków, co zostało oprotestowane przez dużą grupę państw w IMO, jako daleko idące ograniczenie wolności żeglugi.
Pewne ograniczenia, choć w mniejszym stopniu, wprowadziła także Rosja w odniesieniu do Północnej Drogi Morskiej, uzależniając przepływ obcych statków od swojej zgody. Wprawdzie Rosja także traktuje tę drogę jako wody wewnętrzne, jednak wyraźnie mówi o jej udostępnieniu dla żeglugi międzynarodowej.
- Jednak jeśli w latach 2030-2040 cała Arktyka w okresie letnim będzie wolna od lodów - rozwiązanie przyjęte przez Kanadę, częściowo również przez Rosję, będzie niepotrzebne. Rosja już coraz więcej statków przepuszcza swoją drogą północną – także obcych bander.
- Wydaje się, że Rosja idzie w kierunku szerszego otwarcia tej drogi dla świata. Obecne ustawodawstwo rosyjskie (z 2012 r.) stwarza większe ułatwienia dla żeglugi – skrócono termin zgłoszeń na przepływ z 4 miesięcy do 15 dni, zmniejszono też opłaty za konwój przy pomocy pilotów i lodołamaczy. Statki posiadające odpowiednie wzmocnienia lodowe mogą nawet przepływać same bez asysty, a w razie kłopotów z lodami – doraźnie wezwać lodołamacz. Oczywiście, statki muszą być tak zabezpieczone, aby w razie kolizji z lodami nie powodowały zanieczyszczenia morza. Jest np. przepis, że nie wolno umieszczać materiałów ropopochodnych w tej części statku, która może ulec uszkodzeniu (dziobowej).
- Czy coraz większy rozwój żeglugi w Arktyce z uwagi na topnienie lodów i znacznie krótszy czas przepływu między Azją a Ameryką Płn. jest przez wszystkich akceptowany?
- Istotnie, rozmiary tej żeglugi szybko się zwiększają na szlakach coraz bardziej dostępnych latem – przede wszystkim na Północnej Drodze Morskiej, a w mniejszym stopniu na Przejściu Północno-Zachodnim. Uważa się, że większe perspektywy dla rozwoju żeglugi istnieją zwłaszcza na Północnej Drodze Morskiej oraz na szlaku prowadzącym przez biegun, który jest jeszcze krótszy i prowadzi w znacznej części przez morze otwarte. Ta ostatnia możliwość nie jest tylko teoretyczna. Chińczycy już tego dokonali - przepuścili lodołamacz tam i z powrotem, ale kiedy Arktyka będzie wolna od lodu latem, to przejście przez biegun nie będzie stwarzało żadnego praktycznego problemu dla żadnego odpowiednio wzmocnionego statku.
Co do Północnej Drogi Morskiej – jej znaczenie zwiększa to, iż jest ona używana do żeglugi przez Rosję zwłaszcza w jej zachodniej części także zimą. Jej wykorzystanie tranzytowe przez statki obcych bander jest też coraz większe – w 2009 przepłynęły tym szlakiem dwa (niemieckie) statki, w 2010 – 4, w 2011 – 34, w 2012 – 46, a w 2013 – już 60. Widać więc ogromny wzrost ilościowy. To z kolei napędza rozwój stoczni – do zwiększonych przepływów tą drogą morską przystosowują się stocznie norweskie, fińskie, japońskie i chińskie.
Budują one statki klasy lodowej, które same mogą pływać po wodach Arktyki, bez asysty i we wszystkich warunkach lodowych.
Nie ma wątpliwości, że ta droga morska staje się szczególnie ważna dla Azji, zwłaszcza Chin, Japonii i Korei, a także Indii. Oblicza się, że żegluga tym szlakiem będzie tańsza niż przez Kanał Sueski. Już się spekuluje, że może to prowadzić w dłuższej perspektywie czasu do obniżenia opłat na Kanale Sueskim. Zwiększeniem żeglugi na Północnej Drodze Morskiej poprzez jej uatrakcyjnienie i wprowadzenie dalszych ułatwień z pewnością jest zainteresowana Rosja, która liczy na korzyści finansowe. Ten wzgląd odgrywa mniejszą rolę w przypadku Kanady.
Stanowisko innych państw czy ludów tubylczych wobec rozwoju żeglugi w Arktyce, w tym także turystyki, nie jest jednoznaczne. Grenlandczycy są bardziej zainteresowani jej rozwojem, podobnie jak rosyjskie ludy tubylcze zamieszkujące wybrzeże Syberii. Żyją one w znacznej mierze z zaopatrywania statków handlowych i rybackich, z hodowli i handlu skórami oraz lokalnymi wyrobami artystycznymi. Mogą też liczyć na zatrudnienie w rozwijającej się infrastrukturze portowej i obsłudze żeglugi. Opór jest głównie ze strony organizacji pozarządowych jak Greenpeace i ze strony Kanady – zarówno rządu, jak i mieszkających w niej Innuitów.
Natomiast trzeba sobie uzmysłowić, że wzrost żeglugi to nie tylko sprawa żeglugi handlowej, ale i wojskowej. Kraje arktyczne muszą zwiększyć liczbę statków patrolowych, z uwagi na konieczność kontrolowania coraz większych obszarów i zwalczania patologii międzynarodowych. Zwiększa się także rybołówstwo, a to również żegluga. I turystyka, która na razie jest głównie w okolicach Grenlandii i przy Spitsbergenie, ale perspektywa otwarcia dostępu do Bieguna Północnego z pewnością spowoduje wzrost zainteresowania całą Arktyką.
- A to są duże statki, zabierające tysiące ludzi...
- To są potężne statki, choć istnieje pogląd, że ten rodzaj żeglugi można ograniczać. Generalnie żegluga jest jednak dużym zagrożeniem dla środowiska, bo statki powodują zanieczyszczenie powietrza (black carbon, czyli sadza), groźne zwłaszcza w rejonie Arktyki, z uwagi na przyśpieszanie topnienia lodów. Żegluga niesie ze sobą także niebezpieczeństwo zanieczyszczenia wód morskich, zwiększa hałas, zmienia szlaki migracyjne ryb i ssaków morskich. Trzeba więc podjąć różne kroków, żeby żegluga w tym regionie była jak najmniej szkodliwa. Pozytywnym działaniem byłoby rozłożenie wykorzystania szlaków żeglugowych tak, by nie koncentrowały się tylko na Północnej Drodze Morskiej. W moim przekonaniu, służyć temu może porozumienie z 11 września 2011 o poszukiwaniu i ratownictwie w Arktyce, sprzyjające bezpiecznej żegludze, uwrażliwiające społeczności na ewentualność katastrof, o których wiadomo, że kiedyś nastąpią.
Arktyka to akwen trudny dla żeglugi, zwłaszcza przez przejście kanadyjskie, występują tu problemy z pogodą, sztormy, niskie temperatury wpływające na działanie maszyn, ale i człowieka. Z drugiej jednak strony, świat jest coraz lepiej przygotowany do pokonywania takich wyzwań – technologia jest coraz lepsza, statki są lepiej przygotowane do żeglugi w warunkach polarnych, marynarze- polarnicy mają coraz większą wiedzę i umiejętności. Nie sposób zapomnieć także, że żyjemy w czasach globalizacji i ekspansji wolnego rynku, jeśli żegluga arktyczna będzie coraz bardziej opłacalna, to stanie się to istotnym czynnikiem determinującym jej rozwój.
Można się więc zastanawiać, czy organizacje pozarządowe mają szanse zablokowania rozwoju żeglugi? Nie wydaje mi się, żeby tak się stało.
Organizacje te mają do spełnienia i mogą odegrać bardzo pożyteczną rolę wymuszając standardy zabezpieczeń, ochrony środowiska i przygotowania na wypadek katastrof żeglugowych, ale z punktu widzenia społeczności międzynarodowej nie da się Arktyki po prostu zamknąć.
Tak państwa arktyczne, jak i leżące poza tym regionem - azjatyckie i europejskie - mają swoje interesy ekonomiczne w Arktyce i będą je realizować. Możliwe, że organizacjom pozarządowym łatwiej będzie zablokować eksploatacje surowców czy rybołówstwa w Arktyce niż ograniczyć żeglugę. Choć i tu głównie w odniesieniu do korporacji, bo doświadczenia (Shell) pokazują, że liczą się one z opinią publiczną w obawie przed spadkiem sprzedaży ropy czy gazu.
Rosja w tym przypadku jest w stosunkowo dobrym położeniu, czego się nie dostrzega i nie podkreśla. Bowiem jej znaczne zasoby surowcowe są już na wodach płytkich, na głębokości kilkunastu czy kilkudziesięciu metrów i tym samym niebezpieczeństwa katastrofy są relatywnie mniejsze niż przy eksploatacji z głębokości kilkuset czy nawet kilku tysięcy metrów.
- Dziękuję za rozmowę.
- Autor: Krystyna Hanyga
- Odsłon: 6693
Europejska polityka wielokulturowości przeżywa kryzys. Jako „nieudany eksperyment”, a nawet „całkowitą klęskę” określili tę politykę David Cameron, Angela Merkel, Nicolas Sarkozy – a ich kraje mają długie tradycje imigracji i bardzo różne strategie integracyjne. I nie tylko władze oceniają ten problem jako poważny, integracja imigrantów budzi wiele kontrowersji. Po latach życia z imigrantami także społeczeństwa stają się mniej otwarte, bardziej niechętne przybyszom, a do głosu coraz częściej dochodzą poglądy skrajne, ksenofobiczne.
Z prof. Ireną Rzeplińską z Instytutu Nauk Prawnych PAN rozmawia Krystyna Hanyga.
- Pani Profesor, czy to koniec jakiegoś europejskiego mitu? Czy po prostu Europejczycy nie przewidzieli pewnych zjawisk, skali imigracji, czy też popełnili zasadnicze błędy wobec imigrantów?
- Tu jest kilka kwestii. Jedna, to historia obecności przybyszów w Europie w czasach po II wojnie światowej. Tu zrobię małą dygresję – przecież przed wojną mieliśmy już w Europie państwa wieloetniczne; takim państwem była Polska.
- To była ludność tubylcza, nie napływowa.
- Nawet jeśli osiadła od kilkuset lat, to jednak w dużych liczbowo grupach, inna kulturowo, religijnie. Tych nacji mieliśmy sporo i jakoś to funkcjonowało. Natomiast popatrzmy na okres po II wojnie światowej, historię obecności przybyszów w państwach europejskich, takich jak Francja, Niemcy, Holandia i Wielka Brytania. W każdym z nich było troszkę inaczej.
We Francji, w Niemczech te skupiska wieloetniczne tworzyli ludzie sprowadzani jako gastarbeiterzy. W Wielkiej Brytanii - to spuścizna po imperium brytyjskim, przyjeżdżali przede wszystkim ludzie z terenów byłych kolonii. Podobnie w Holandii. W Belgii to przyjeżdżający do pracy. Pierwotne założenie wobec sprowadzanych w latach 60. czy 70. było takie, że popracują i wyjadą kiedy przestaną być potrzebni. Tak miało być np. w Niemczech, gdzie pojawili się Turcy czy Kurdowie, później również mieszkańcy b. Jugosławii. A potem okazało się, że ci ludzie zapuszczają korzenie, są dłużej niż sami zakładali, sprowadzają rodziny, rodzą się dzieci, już trzecie pokolenie… I teraz niewątpliwie mamy Europę wieloetniczną.
Na terytoriach państw europejskich pojawili się także obcy z ostatnich lat, migranci ekonomiczni, którzy uciekają z biednych państw, głównie z Afryki, trochę z Azji. Przez Hiszpanię, Włochy, przez te „przyczółki”, przedostają się do Europy. To jest druga grupa. Wśród nich są również uchodźcy uciekający przed prześladowaniami, a więc ci, których obowiązane jest przyjąć każde z państw europejskich. Powody przybywania migrantów na terytorium Europy są więc różne – ekonomiczne i także polityczne.
I teraz jest to pytanie, co niedobrego stało się z naszym sposobem integrowania w społeczeństwie tych obcych etnicznie, tych innych? Twierdzę, że państwa mają swoją granicę wytrzymałości obecności innych. Ta granica pewnie pojawia się w momencie, kiedy ci obcy, zdaniem społeczeństwa, zaczynają być dominujący, choćby przez swoją liczebność.
Tworzą odrębne społeczności, żądając dla siebie jakichś specjalnych praw. Miejscowe społeczeństwa obawiają się, że ich kultura, dotychczasowe zwyczaje zaczną być w pewnym zaniku czy na drugim miejscu.
Trzeba pamiętać, że na postawy przeciwne obecności innych wpłynęły też różne wydarzenia, przede wszystkim szok, jaki przeżyło społeczeństwo brytyjskie po zamachach w londyńskim metrze i w innych miejscach w W. Brytanii, w latach 2005 i 2006. Te zamachy zostały dokonane, co prawda, przez muzułmanów, ale obywateli brytyjskich, mało tego, urodzonych, wykształconych i studiujących w W. Brytanii. A więc nie można powiedzieć, żeby oni byli dyskryminowani w tym społeczeństwie. Myślę, że to zdarzenie na pewno miało wpływ na dyskusje w społeczeństwie brytyjskim o problemie imigrantów.
Natomiast w społeczeństwie niemieckim miało znaczenie zauważenie pewnej gettoizacji tych innych etnicznie; inność w Europie polega głównie na tym, że to są muzułmanie.
Moim zdaniem, mniejszy problem jest z innymi rasowo (choć może we Francji bardziej), a większy z tym, że to są getta tworzone przez innych religijnie. I tutaj właśnie wypłynęła też sprawa, o której mówi się i pisze: że te społeczności na terenach Niemiec, Francji starają się przestrzegać pewnych swoich zasad obyczajowości i wymuszać to samo na innych członkach społeczności w sposób przestępczy. To są np. zabójstwa honorowe, które miały miejsce i w Niemczech, i we Francji, ale również w krajach skandynawskich, w Szwecji, gdzie też jest taka społeczność. I na to już chyba społeczeństwa europejskie nie mogą się zgodzić.
- A jednak próbują się godzić, jeśli mówimy o uwzględnianiu prawa szariatu w prawie cywilnym w W. Brytanii. Wyrażane są obawy, że polityka wielokulturowości przesłoniła prawa człowieka. Na drugim biegunie jest Francja, gdzie kobietom zakazuje się noszenia chust i wszelkich znaków religijnych.
- To jest dyskusyjne, ale te wszystkie przykłady już nam uzmysławiają, że społeczeństwa europejskie poszczególnych państw różnie reagują na te problemy. Myślę, że znaleźliśmy się w takich czasach, w których w ogóle nie ma dobrego rozwiązania. Jesteśmy obecnie w trakcie dyskusji i uważam, że każdemu społeczeństwu trzeba pozostawić pewną swobodę. I tu oczywiście od razu zderzamy się z kwestią przestrzegania praw człowieka.
- Te państwa mają różne strategie integracyjne. Model brytyjski jest uznany za najbardziej humanitarny, oparty na dobrym prawodawstwie, a jednak istnieje dyskryminacja instytucjonalna i wszędzie obecna ksenofobia. Holandia np. miała znakomite osiągnięcia w edukacji międzykulturowej, w Belgii są centra, które wszechstronnie opiekują się imigrantami, podobnie jest na południu Europy. Tak więc w jednej dziedzinie mamy sukces, ale całość się wali, a obecny kryzys i wprowadzane oszczędności na pewno odbiją się na polityce antydyskryminacynej.
- Znaleźliśmy się na rozdrożu, potrzeba nam dyskusji i zastanowienia się, co dalej. Zgadzam się z panią, że problem polega na tym, że nawet jeżeli znakomicie kształcimy społeczeństwa w szacunku dla innego, w postawach antydyskryminacyjnych, antyksenofobicznych, to i tak okazuje się, że dyskryminacja, ksenofobia są obecne jakby podskórnie. Choćby w takiej prostej sprawie, że nie zmusimy pracodawcy, który ma iluś kandydatów, żeby nie wybrał białego. Problem polega na tym, że imigranci nawet kończą studia, tylko że potem nie mogą dostać pracy. Powiem szczerze, nie widzę prostego rozwiązania i myślę, że nikt nie widzi, poza jakimś tłumaczeniem i wyjaśnianiem i pokazywaniem społeczeństwu, jaka droga jest właściwa, lepsza itd. Ale z drugiej strony, jeżeli mamy takie postawy i takie zdarzenia, jak zamachy terrorystyczne w W. Brytanii, zrobione przez swoich, to trudno się dziwić, że społeczeństwo brytyjskie jest nastawione coraz bardziej negatywnie do imigrantów.
- Te nastroje podsycają też rozruchy wybuchające co pewien czas na przedmieściach wielkich miast, w środowiskach imigranckich, z tym że one nie zawsze mają podłoże rasowe, religijne, raczej jest to protest wykluczonych.
- Trzeba rozróżnić - te, które miały miejsce we Francji, to były wyraźnie rozruchy w dzielnicach zasiedlonych właśnie przez innych etnicznie, przez migrantów, którzy protestowali przeciwko swojemu beznadziejnemu położeniu. Na pewno inne było podłoże ostatnich rozruchów w W. Brytanii, bo w nich uczestniczyli nie tylko kolorowi, ale i biali, głównie Brytyjczycy, którzy zaczęli być wykluczeni, bo mają również kłopoty ze znalezieniem pracy, z kiepskim usytuowaniem ekonomicznym. Tak że mamy tu sytuację zróżnicowaną.
- Czy zdaniem Pani Profesor, problemem jest to, że imigranci, mówimy głównie o środowiskach islamskich, po prostu nie akceptują porządku prawnego Europy, instytucji demokratycznych? Tworzą zamknięte środowiska, żyją we własnym osobnym świecie? Autosegregacja sprzyja ekstremizmom, ale i powstawaniu negatywnych stereotypów.
- Uważam, że imigranci, inni kulturowo, religijnie, jeżeli chcą się osiedlić w danym państwie, powinni być informowani, że muszą dostosować się do miejscowego systemu politycznego, do systemu demokratycznego. Myślę, że takiej informacji zabrakło, że nie wyjaśniono tym przybyszom, że szanujemy ich prawa, ich religię - natomiast jednocześnie oni muszą uszanować system, w którym się znaleźli. Sądzę, że gdzieś tutaj został popełniony błąd.
- Weźmy choćby spór o pozycję, sposób traktowania kobiet, które w tych środowiskach bardzo daleko odbiegają od standardów europejskich. Europa, która chce swój model demokracji wprowadzać w innych krajach, tutaj, u siebie, toleruje łamanie zasad.
- Problem polega na tym, na ile możemy się wtrącać do życia tych społeczności imigranckich, do zasad prowadzenia życia rodzinnego? Na pewno granicą jest sytuacja, w której dochodzi do popełnienia przestępstw - według naszego systemu oczywiście. Zabójstwo honorowe jest zabójstwem.
- Ale łagodzić karę?
- Zmierza pani do tego, co w tej chwili jest obecne w dyskusjach, mianowicie tzw. cultural defence, czyli podawanie argumentów broniących sprawcy przestępstwa ze względu na uwarunkowania kulturowe. Ja uważam, że to mogą być elementy, wyjaśniające motywy popełnienia takiego zabójstwa honorowego, ale nie mogą być brane pod uwagę jako usprawiedliwienie, nie mogą wpływać na przyjęcie łagodniejszej kary, czy w ogóle wręcz odstąpienie od wymiaru kary ze względu na specyficzny rodzaj zabójstwa. Każdy, kto zabije, ponosi odpowiedzialność. I tak pewnie moglibyśmy przejść do wymuszania pewnych zachowań na kobietach, stosowania przemocy, która jest jakoś usprawiedliwiana w obyczajowości rodzin migrantów, a w systemach europejskich jest to przestępstwo.
- Jakich praw imigrantów trzeba bezwzględnie przestrzegać?
- Europejska Konwencja Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, która obowiązuje wszystkie państwa europejskie, dotyczy każdego, kto znajduje się na ich terytorium, kto podlega ich jurysdykcji. A prawa podstawowe w odniesieniu do imigrantów to prawo do życia, do wolności od tortur, prawo do – i tu jest pewnie zderzenie – swobody sumienia i wyznania. A zatem ci, którzy do nas przybyli i są wyznawcami innych religii, mogą zbierać się, odprawiać modlitwy, w Europie powstają meczety. Mają także prawo do wolności zgromadzeń, a więc mogą zbierać się, protestować, wygłaszać swoje tezy, o które chcą walczyć, ale muszą to być pokojowe zgromadzenia. Konflikt zaczyna się wtedy, kiedy zgromadzenie przestaje być pokojowe, zagraża bezpieczeństwu innych osób i policja musi podjąć czynności. Mało tego, policja ma również obowiązek osłaniać takie zgromadzenie np. przed atakami wrogów migrantów.
Myślę, że również ważne jest prawo do wolności uzyskiwania i przekazywania opinii, uzyskiwania informacji o sytuacji w świecie i w danym kraju, czyli takie nasze prawo do informacji, ono również ma znaczenie dla funkcjonowania migrantów. Wracając do prawa swobody wyznania, tu mamy problem, jaki wystąpił w W. Brytanii: swoboda głoszenia słowa bożego w meczetach. Sprowadza się do tego, czy imam ma prawo, w ramach tej swobody wyznania, do przekazywania dowolnych treści w swoich kazaniach, namawiania np. do agresji, do występowania przeciwko władzom państwa, w którym się znajduje. Uważam, że nie ma prawa, co innego, jeśli namawia do przeciwstawienia się pokojowo.
W demokracji są kanały, którymi można w sposób pokojowy przekazać swój sprzeciw wobec pewnych zarządzeń władz. Wiem, że ci imamowie, którzy w meczetach namawiali do agresji, zostali usunięci z Wielkiej Brytanii.
Z jednej strony walczymy z ksenofobią, postawami dyskryminacyjnymi, z drugiej z postawami agresywnymi. Nie godzimy się, żeby jakaś grupa ludności czy jakaś partia polityczna miała np. w swoim programie agresywne wystąpienia wobec migrantów. Władza ma prawo wtedy reagować. Tak samo, moim zdaniem, ma prawo zareagować wobec imama, który nawołuje do agresywnych wystąpień wobec władzy.
- Jak, Pani zdaniem, można pogodzić te zupełnie nieprzystające do siebie kultury, zwyczaje, style życia? Jesteśmy skazani na imigrantów ze względów demograficznych.
- Powiedziałabym, że nie mamy innego wyjścia jak tylko rozmawiać, w jaki sposób pogodzić różne kultury. Nawet gdybyśmy zamknęli Europę, ogrodzili płotem i nikt więcej już nie przyjechał, to ci, którzy już tu mieszkają, są wystarczająco liczni, żebyśmy musieli na ten temat dyskutować. Imigranci- muzułmanie to jest najliczniejsza grupa, z którą są największe zderzenia i konflikty. Musimy znaleźć rozwiązanie, sposób współżycia. Imigranci będą do nas przyjeżdżać, z różnych powodów. Po pierwsze, w dalszym ciągu ludzie są prześladowani w swoich krajach i będziemy mieć uchodźców. A drugi powód, znacznie liczniejszej migracji, to przyjazdy do pracy. Europa się wyludnia, będą nam potrzebne ręce do pracy i w związku z tym, czy nam się to podoba, czy nie, musimy ich zaprosić.
- Trzeba na nowo określić politykę wielokulturowości, koegzystencji, warunki prawne, zasady integracji…
- Musimy wymyślić model koegzystencji różnych etnicznie, kulturowo i religijnie ludzi, którzy na kontynencie europejskim żyją w różnych państwach. Natomiast w tej chwili obok problematyki wielokulturowości, która w dotychczasowym wydaniu stanęła pod znakiem zapytania, dyskutuje się w Europie o tym, w jaki sposób realizować politykę integracji obcych. Migrantom trzeba przedstawić jasną i czytelną drogę, jak mają funkcjonować w tych społeczeństwach, łącznie z drogą legalizacji pobytu, bo uważam, że musimy otworzyć drogi do legalnego przyjazdu do pracy. Nie ma się co oszukiwać, tacy ludzie są i będą nam potrzebni. Należy pokazać tym, którzy płyną i będą płynąć z tych biednych państw, jaka jest droga dojścia do rynku pracy. Jest praca, przyjeżdżasz, zatrudniasz się i takie a takie masz możliwości.
-Rodzaj migracji selektywnej? Kanada odnosi sukces stosując takie zasady…
- Tak, to jest pytanie, czy selektywna… selektywna dla mnie o tyle jednak musi być, że ludzie przyjeżdżają wtedy, kiedy jest praca, przyjeżdżają na określone miejsce. Co oczywiście nie wyeliminuje całkowicie napływu takich, którzy będą tu jechać różnymi drogami nielegalnymi, również szmuglowani czy przerzucani przez przemytników, handlarzy ludźmi itd. Myślę, że tu powinniśmy bardzo wyraźnie określić drogi przyjazdu, ale warunkiem musi być zagwarantowana praca. I również czytelne określenie praw migranta do tego, żeby mógł kultywować swoją religię, wyznanie, kulturę, obyczaje, ale z wyraźnie określoną granicą, że tam, gdzie to kultywowanie obyczajów zaczyna być przestępcze, na to zgody nie wyrażamy.
- Jeszcze parę lat temu Polacy obawiali się zalewu imigrantów, jednak nie mamy takiego problemu i nic nie wskazuje, że w najbliższym czasie będzie. Środowisko muzułmańskie jest dość słabe, mamy więcej Wietnamczyków. Parę lat temu mówiliśmy dużo o przygotowaniu społeczeństwa, edukacji międzykulturowej itd. Na pewno musimy wyciągnąć wnioski z błędów Zachodu. Jak Polska powinna się zachowywać w tej sytuacji?
- Czy Polska na pewno stała się jakoś atrakcyjna przez to, że jest państwem unijnym i legalizacja pobytu u nas otwiera również możliwość przejazdu do innych państw UE? Polska może jeszcze ciągle nie jest aż tak atrakcyjna dla migrantów, ale nie można wykluczyć, że będzie. Ja znowu wrócę do mojej tezy - uważam, że musimy utworzyć jasne i czytelne kanały dostępu do pracy i legalizacji przyjazdu, w sposób powiedziałabym jeszcze bardziej prosty niż to jest w tej chwili. Moim zdaniem, jeśli będą miejsca pracy dla imigrantów, to przyjadą. Natomiast jest kwestia następna, jak - wyciągając wnioski z doświadczeń krajów zachodnich - realizować integrację. Czyli jak się zabezpieczyć przeciwko gettoizacji tych, którzy do nas przyjadą. Musimy obserwować i odpowiednio reagować mając w pamięci to, co źle zrobiły albo zaniedbały państwa zachodnie.
- Ale tego nikt jeszcze nie sprecyzował.
- Moim zdaniem, źle zrobiły niewystarczająco reagując na niezgodne z prawem, przestępcze zachowania wewnątrz społeczności. Władze państw nigdy w sposób doskonały nie będą kontrolować tych środowisk, zawsze będą zdarzały przestępstwa, które nigdy nie wyjdą na jaw, bo będą załatwiane we własnym środowisku. Trzeba jednak próbować wpływać na to, żeby ci, którzy przyjeżdżają, mieli świadomość tego, że muszą dostosować się do wymiaru sprawiedliwości, do społeczeństwa i do systemu prawnego, które w tym społeczeństwie obowiązuje.
- Często mówi się, że powinniśmy się nastawić na imigrantów bliskich nam kulturowo, którzy łatwo wtapiają się w polskie społeczeństwo.
- Nie ma co mówić o nastawianiu się, tylko należy otworzyć przed wszystkimi jednakowe możliwości. Dzięki naszemu położeniu i jak będziemy atrakcyjni finansowo i pod względem rynku pracy, to przyjadą do nas obywatele Ukrainy, Białorusi i może Rosji, ci, co są najbliżsi. I może jeszcze z dalszych krajów postradzieckich. W znacznie mniejszej skali będą do nas przyjeżdżać uchodźcy z Afryki, którzy głównie atakują bliższe kraje, Włochy i Hiszpanię. Więc tego nie obawiałabym się.
Natomiast na pewno wprowadziłabym przewidywalny i w regularnych odstępach czasu pojawiający się tzw. mechanizm regularyzacyjny dla tych, którym zdarzyło się, że pozostali nielegalnie. (od 1 stycznia weszła właśnie w życie ustawa legalizacyjna). Uważam, że to jest bardziej opłacalne, również dla państwa, niż system wydalania ludzi z tego tytułu, że mają za sobą długoletni nielegalny pobyt. Są takie przypadki, sama je znam, kilkanaście lat pobytu w Polsce, ze zmiennym szczęściem, trochę legalnie, trochę nielegalnie i wreszcie po tych kilkunastu latach decyzja o wydaleniu i wyjazd z Polski. Akurat ci, którzy są tutaj kilkanaście lat, to są osoby, o których można powiedzieć, że funkcjonują dobrze i najczęściej nie wyciągają po nic ręki do naszych władz. Pracują, ale jeśli nie mają możliwości zalegalizowania tej pracy i pobytu, to siedzą w podziemiu, pracują nielegalnie, czyli bez płacenia podatków, ubezpieczenia zdrowotnego i składek emerytalnych. W konsekwencji zostaną na garnuszku pomocy społecznej. Uważam, że lepiej legalizować, nawet tych, którzy mają te grzechy nielegalnego pobytu, z wymogiem oczywiście, że podejmą legalną pracę.
- Dziękuję za rozmowę.
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 3815
Karta praw ofiary powołuje się na: zagwarantowaną w Konstytucji przyrodzoną i niezbywalną godność człowieka i obywatela, będącą źródłem jego wolności i praw, które władze publiczne mają obowiązek szanować i chronić;
fakt, iż Rzeczpospolita Polska jest państwem prawa, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej, w którym każdy ma obowiązek przestrzegania prawa; zalecenia wypracowane przez międzynarodową społeczność kształtujące politykę postępowania z ofiarami przestępstw, a w szczególności: deklarację ONZ o podstawowych zasadach sprawiedliwości dla ofiar przestępstw i nadużyć władzy z 1985 r., Europejską Konwencję o kompensacji dla ofiar przestępstw popełnionych z użyciem przemocy z 1983 r., zalecenia Rady Europy Nr R(85)11 w sprawie pozycji ofiary w prawie i procesie karnym, zalecenia Rady Europy Nr R (87)21 w sprawie zapobiegania wiktymizacji i pomocy dla ofiar przestępstw.
KARTA PRAW OFIARY
Wszystkie polskie organizacje, instytucje i osoby prywatne stykające się w swojej pracy z ofiarami przestępstw postanowiły dla poprawienia sytuacji ofiar w Polsce podpisać ten dokument.
Warszawa, 6 listopada 1999 r.
I. Definicja i zakres uprawnień
1. Ofiarą w rozumieniu Karty jest osoba fizyczna, której dobro chronione prawem zostało bezpośrednio naruszone lub zagrożone przez przestępstwo, a także jej najbliżsi.
2. Ofiara ma prawo do: (1) pomocy; (2) godności, szacunku i współczucia; (3) wolności od wtórnej wiktymizacji; (4) dostępu do wymiaru sprawiedliwości; (5) mediacji i pojednania ze sprawcą; (6) restytucji i kompensacji.
3. Ofiara, niezależnie od tego, czy ujawniony został sprawca przestępstwa i czy ma miejsce postępowanie karne (kiedy ofiara uzyskuje status pokrzywdzonego), bądź cywilne (kiedy ofiara uzyskuje status poszkodowanego) oraz niezależnie od więzi rodzinnej łączącej sprawcę i ofiarę, winna uzyskać potrzebną jej pomoc prawną, materialną, medyczną, psychologiczną i socjalną.
II. Prawo do godności, szacunku i współczucia
1. Ofiara ma prawo do traktowania jej z godnością, szacunkiem i współczuciem. Do szczególnego przestrzegania tego prawa zobowiązani są przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, służby zdrowia i służb socjalnych.
2. Nie można przerzucać odpowiedzialności za przestępstwo ze sprawcy na ofiarę. Nie można usprawiedliwiać przestępstwa tradycją, kulturą, stereotypami minimalizującymi winę sprawcy.
III. Prawo do bezpieczeństwa i zakaz ponownego dręczenia ofiary
1. Ofiara ma prawo do bezpieczeństwa i ochrony oraz poszanowania jej życia rodzinnego i prywatnego. Ofiary nie wolno ponownie dręczyć - należy dołożyć wszelkich starań, by uniknęła ona powtórnej wiktymizacji. Oznacza to zakaz wkraczania w prywatność ofiary i jej rodziny ze strony wszystkich, którzy stykają się z nią w związku z popełnionym przestępstwem, w szczególności: przedstawicieli organów państwowych, służb medycznych i socjalnych, mediów.
2. Ofiara ma prawo do traktowania ze szczególna troską i powagą przez organy wymiaru sprawiedliwości i organy ścigania. Postępowanie w sprawie powinno być prowadzone tak, by uwzględniać interesy i stan ofiary. Jej przesłuchania winny być: ograniczone do minimum, prowadzone w sposób kulturalny, wolne od opóźnień, odwołań i zmuszania ofiary do wielokrotnego przezywania na nowo tragedii, jakiej doświadczyła.
3. Ofiara ma prawo do bezpieczeństwa osobistego, a obowiązkiem policji i prokuratury jest jej to bezpieczeństwo zapewnić.
4. Ofiara może zażądać utajnienia swoich danych osobowych.
5. Ofiara ma prawo domagać się zastrzeżenia danych dotyczących jej miejsca zamieszkania do wyłącznej wiadomości prokuratora lub sądu.
6. Ofiara ma prawo do zachowania anonimowości w sprawozdaniach prasowych, telewizyjnych, w Internecie i w innych mediach, dotyczących jej sprawy.
7. Właściwe organy państwowe są zobowiązane do przyjęcia każdego zawiadomienia o przestępstwie zgłoszonego przez ofiarę i podjęcia odpowiedniej interwencji. Dotyczy to również sytuacji, gdy zagrożenie pochodzi od osoby dla ofiary bliskiej lub gdy ofiarą jest dziecko.
8. Właściwe organy państwowe są zobowiązane do przyjęcia każdego zawiadomienia zgłoszonego przez osobę trzecia i podjęcia odpowiedniej interwencji.
9. Ofiara ma prawo do uzyskania fachowej pomocy: psychologicznej, medycznej, materialnej i prawnej od momentu zgłoszenia naruszenia lub groźby naruszenia dobra chronionego prawem. Oznacza to m.in. prawo do wsparcia psychicznego, prawo do fachowej pomocy psychologicznej i prawnej od momentu zawiadomienia o przestępstwie.
10. Ofiary przestępstw o podłożu seksualnym powinny być przesłuchiwane przez funkcjonariuszy policji tej samej płci, a gdy ofiarą jest dziecko, przesłuchanie powinno odbywać się w obecności psychologa lub osoby, którą dziecko darzy zaufaniem.
IV. Prawo ofiary jako strony postępowania karnego do wymiaru sprawiedliwości
11. Ofiara nie powinna być narażona na dodatkowe dolegliwości wynikające z konieczności kontaktu ze sprawcą czynu niedozwolonego. W sądach powinny istnieć odrębne pomieszczenia dla ofiar przestępstw, by nie były one narażone przed rozprawą na kontakt z oskarżonym, jego bliskimi i znajomymi.
1. Ofiara ma prawo do swobodnego dostępu do wymiaru sprawiedliwości. Ofiara ma prawo w granicach przewidzianych w ustawie w sposób wolny od jakiegokolwiek przymusu lub oporu kształtować swoje interesy prawne.
2. Prawo ofiary do pomocy i reprezentacji prawnej powinno być przynajmniej zrównane z prawami przysługującymi oskarżonemu. Ofiara powinna mieć np. prawo do bezpłatnego pełnomocnika w tych samych przypadkach, w których przyznaje się prawo sprawcy do obrońcy z urzędu.
3. Ofiara w sprawach o przestępstwa ścigane z oskarżenia publicznego może działać jako strona w charakterze oskarżyciela posiłkowego. Od wniesienia aktu oskarżenia aż do momentu jego odczytania w sadzie ofiara może złożyć oświadczenie, ze chce działać jako strona w charakterze oskarżyciela posiłkowego.
4. W razie powtórnego wydania przez prokuratora postanowienia o odmowie wszczęcia lub o umorzeniu postępowania pokrzywdzony może w terminie miesiąca wnieść swój akt oskarżenia do sądu.
5. Ofiara ma prawo do rzetelnej, zrozumiałej dla niej i wyczerpującej informacji o przysługujących jej prawach i procedurach ich dochodzenia.
6. Ofiara ma prawo do rzetelnej, zrozumiałej dla niej i wyczerpującej informacji na temat toczącego się w sprawie postępowania.
7. Ofiara ma prawo do wystąpienia z powództwem cywilnym w celu dochodzenia w postępowaniu karnym roszczeń majątkowych wynikających bezpośrednio z popełnienia przestępstwa. Ofiara może to uczynić aż do rozpoczęcia przewodu sądowego na rozprawie głównej.
8. Ofiara powinna mieć prawo do zebrania potrzebnych w jej sprawie dowodów bez narażenia na dodatkowe koszty. Dotyczy to m.in. obdukcji lekarskiej i pomocy psychologicznej.
9. Ofiara ma prawo brać udział w czynnościach śledztwa lub dochodzenia toczącego się w jej sprawie.
10. Ofiara ma prawo do składania wniosków o dokonanie czynności w toku postępowania przygotowawczego, a wiec zanim sprawa trafi do sadu.
11. Ofiara ma prawo wglądu do akt sprawy i sporządzania odpisów dokumentów występujących w sprawie.
V. Prawo ofiary jako strony postępowania karnego do mediacji i pojednania ze sprawcą
1. Ofiara ma prawo do mediacji i pojednania ze sprawcą. Ofiara ma prawo wystąpić z taką inicjatywą do prokuratora lub do sądu.
2. Ofiara ma prawo w sprawach z oskarżenia prywatnego do pojednania i ugody.
3. Ofiara ma prawo na swój i oskarżonego wniosek do porozumienia się ze sprawcą w kwestii naprawienia szkody lub zadośćuczynienia.
VI. Prawo ofiary do restytucji poniesionych szkód
1. Ofiara ma prawo do restytucji poniesionych przez nią szkód.
2. Sprawca czynu zabronionego powinien wyrównać ofierze poniesione szkody (czyli dokonać restytucji). Przestępcy, albo osoby trzecie odpowiedzialne za ich zachowanie, powinni dokonać sprawiedliwej restytucji na rzecz ofiar, ich rodzin lub osób pozostających na utrzymaniu. Restytucja powinna obejmować zwrot własności, zapłatę za doznaną krzywdę lub poniesioną szkodę, zwrot wydatków poniesionych w wyniku wiktymizacji, zabezpieczenie usług oraz przywrócenie praw.
3. Jeżeli sprawca lub inne uprawnione instytucje (np. ubezpieczenie) nie wyrównają szkód poniesionych przez ofiarę, powinno się dążyć do zapewnienia kompensacji materialnej ze strony państwa:
a) ofiarom, które doznały ciężkiego uszkodzenia ciała lub uszczerbku na zdrowiu fizycznym lub psychicznym w wyniku poważnych przestępstw,
b) rodzinie, a w szczególności osobom pozostającym na utrzymaniu ofiar, które poniosły śmierć lub które dotknęło kalectwo fizyczne lub psychiczne w wyniku takiej wiktymizacji.
Dodatkowo - http://www.podlaska.policja.gov.pl/programy/prawa_ofiar/doc/1.pdf