Z prof. Januszem Symonidesem z Akademii Nauk Społecznych rozmawia Anna Leszkowska
- Panie Profesorze, czy prawo międzynarodowe jasno określa czyja jest Arktyka? Choć są teorie dotyczące statusu prawnego tego obszaru nie będącego lądem, nie ma przecież umowy międzynarodowej w tej sprawie.
-To pytanie nabrało szczególnego wymiaru, kiedy w 2007 roku ekspedycja rosyjska statku „Akademik Fiodorow” umieściła tytanową flagę na dnie Oceanu Arktycznego na biegunie północnym a w prasie pojawiły się bardzo dramatyczne tytuły, jak „Ostatnia grabież świata”, „Walka o biegun” czy „Zimna wojna w Arktyce”, co było i jest nieporozumieniem, bo Rosja wielokrotnie oświadczała, że umieszczenie tej flagi na dnie było symbolicznym gestem - podobnym do umieszczenia flagi na Księżycu przez Amerykanów, do którego nie zgłoszono przecież żadnych roszczeń.
Co prawda, w prawie międzynarodowym istnieje takie pojęcie jak symboliczne zawłaszczenie. W przeszłości ten, który odkrywał, często dawał wyraz symbolicznemu zawłaszczeniu miejsca poprzez umieszczenie flagi, zbudowanie jakiegoś umocnienia czy instalacji, itp. Ale później społeczność międzynarodowa zaczęła uznawać tytuł do zajmowanych przez państwo nowych, czy spornych terenów tylko oparty na efektywnej okupacji.
-Co efektywna okupacja oznacza w praktyce?
- To, że państwo demonstruje faktycznie nie tylko swoją chęć do wzięcia w posiadanie jakiegoś terytorium, ale i praktycznie sprawuje nad nim władztwo. Tyle, że dzisiaj praktycznie nie ma już ziemi niczyjej, choć istnieje wiele sporów np. dotyczących wysp. W szczególności takim obszarem jest Morze Południowochińskie, na którym znajdują się Wyspy Paracelskie i Wyspy Spratley, do których pretensje zgłaszają Chiny, Brunei, Filipiny, Tajwan i Wietnam. Lista uzasadnień odnośnie prawa do ich posiadania jest imponująca: mówi się w nich m.in. o prawach historycznych, czy wynikających z odkrycia, cesji czy sukcesji, ale w istocie decydującym argumentem jest to, kto obecnie zajmuje daną wyspę.
W przypadku Arktyki, dyskurs wokół tej flagi umieszczonej na dnie Oceanu Arktycznego nie ma żadnego znaczenia i świadczy o braku znajomości prawa międzynarodowego, gdyż zastosowanie tu ma Konwencja Narodów Zjednoczonych o prawie morza z 1982 r.
To prawda, że w okresie międzywojennym pewną popularność zdobyła teoria sektorów wysunięta przez Kanadę, do której dołączyła się Rosja. Ale nie bardzo było wiadomo, jakich one uprawnień chcą w tych sektorach (obszarach o kształcie trójkątnym, rozciągających się od wybrzeża danego państwa do bieguna). Przyjmowano, że było to roszczenie do wszystkich wysp znajdujących się na tym obszarze.
Ale w okresie międzywojennym, a nawet wcześniej, jeśli chodzi o obszary morskie to istniały tylko pojęcia wód wewnętrznych i terytorialnych – nieznane było pojęcie ani szelfu kontynentalnego, ani strefy ekonomicznej. Koncepcja szelfu kontynentalnego powstała dopiero w 1945 r., kiedy USA wysunęły takie roszczenie, co zostało uznane w Konwencji Genewskiej o szelfie kontynentalnym przyjętej dopiero w 1958 roku. Natomiast roszczenia wychodzące poza morze terytorialne pojawiają się w latach 60. i 70. XX w.
- … kiedy granice na świecie są już określone...
- Niezupełnie, bo jeśli chodzi o morze terytorialne trwała debata na ten temat. Państwa o rozwiniętych flotach były za wąskim morzem terytorialnym, a inne – za szerszym. Np. ZSRR – za 12 milami morskimi, skandynawskie – za 4 milami, kraje rozwinięte – za 3 milami. Była więc sytuacja niejasna, formułowano różne roszczenia, ale próbowano ten problem jednak rozwiązać. W 1958 r. na pierwszej konferencji NZ, kiedy przyjęto cztery konwencje: o morzu terytorialnym, o morzu otwartym, o rybołówstwie i ochronie środowiska morskiego oraz o szelfie kontynentalnym, nie udało się określić szerokości morza terytorialnego.
Nie powiodło się to także na drugiej konferencji w 1960 r., specjalnie zwołanej dla ustalenia szerokości morza terytorialnego – do rozstrzygnięcia zabrakło 1 głosu. I dopiero na trzeciej konferencji, trwającej od 1975 do 1982 r., zgodzono się co do 12-milowej szerokości morza terytorialnego oraz zaakceptowano nowe pojęcie wyłącznej strefy ekonomicznej. Sprecyzowano też granice szelfu, gdyż konwencja z 1958 r. mówiła, że państwa mają prawa suwerenne tak daleko, jak daleko sięgają ich możliwości eksploatacyjne, czyli dla państw najbardziej technologicznie zaawansowanych granice praktycznie nie istniały.
W tej chwili mamy bardzo ciekawą sytuację, bo państwa mogą zgłosić roszczenie wychodzące poza 200 mil, nawet do 350 Mm. Możliwe jest wyjście nawet poza 350 Mm.
- Do kogo państwa zgłaszają roszczenia odnośnie granic szelfu?
- Państwo wysuwa takie roszczenie jednostronnie, ale żeby ono mogło być uznane i zaakceptowane, musi złożyć zawiadomienie do Komisji Granic Szelfu Kontynentalnego NZ. I ta Komisja, złożona z 21 specjalistów wybranych przez strony Konwencji, ustosunkowuje się do wniosku. Może go zaakceptować lub zakwestionować. Na przykład, zakwestionowano zgłoszenie Rosji z 2001 roku, w którym Rosjanie rościli sobie prawo do obszaru rozciągającego się do bieguna północnego. Stąd w wyprawie na statku „Akademik Fiodorow” w 2007 roku próbowali znaleźć dowody na to, że ich szelf kontynentalny sięga dalej niż 350 Mm i obejmuje biegun północny.
Ale w kontekście bieguna północnego występuje jeszcze jeden problem: uznanie większej szerokości szelfu kontynentalnego, sięgającego poza 350 Mm, może nastąpić wówczas, jeśli znajdujące się na dnie oceanicznym wzgórza są jego przedłużeniem. Jak wiadomo, dno morskie jest pofałdowane, są tam góry i grzbiety (np. Wzgórza Łomonosowa), które mogą być śródoceaniczne i wówczas nie są traktowane jako przedłużenie szelfu kontynentalnego. Roszczenia do szelfu obejmującego biegun północny wysuwają trzy państwa – Rosja, Dania i Kanada, uważając, że Wzgórza Łomonosowa, czy Mendelejewa są przedłużeniem ich szelfu (kanadyjskiego, duńskiego, rosyjskiego).
- Z dotychczasowych badań naukowych nie wynika jednoznacznie jak wygląda dno oceaniczne i kto ma rację. Dania np. chce wykazać, że Wzgórza Łomonosowa to przedłużenie lądu Grenlandii...
- Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że choć te kraje zgłaszają przeciwne roszczenia, to ze sobą współpracują, organizują wspólne ekspedycje badania dna. Próbują pokojowo znaleźć uzasadnienie swoich roszczeń. Jednak gdyby okazało się, że rzeczywiście Wzgórza Łomonosowa są połączone nie z jednym, a ze wszystkimi szelfami państw arktycznych, to wtedy należałoby podzielić szelf. A kiedy jest spór między państwami, wówczas Komisja Granic Szelfu Kontynentalnego nie może zająć stanowiska…
- Niektórzy wieszczą konflikt, nawet zbrojny...
- Uważam, że nie ma takiego niebezpieczeństwa. Co prawda, Arktyka ma wiele bogactw naturalnych, m.in. metale ziem rzadkich, ropę i gaz , ale wielu geologów twierdzi, że na tych głębokościach, na których znajduje się biegun północny - ok. 4,5 tys. m – w szelfie nie ma nic cennego i państwa nie mogą liczyć na wiele. Zasoby mineralne można znaleźć praktycznie tylko do głębokości 500 m.
W tej chwili organizacje pozarządowe jak Greenpeace – próbują zatrzymać eksploatację, która rodzi niebezpieczeństwo katastrof ekologicznych, co w surowym klimacie Arktyki grozi nieobliczalnymi skutkami dla środowiska.
Chodzi też o ograniczenie żeglugi w tym rejonie świata. Organizacje pozarządowe wysuwają też koncepcje utworzenia w Arktyce rezerwatu - wyłączenia tego terenu dla użytku całej ludzkości.
Trudno jednak byłoby zakwestionować prawo państw do szelfów, które choć nie stanowią ich terytorium, to państwa mają na nich prawa suwerenne. Byłaby to rewizja prawa morza, w dodatku nieskuteczna, gdyż przeciw takiemu rozwiązaniu wystąpiłyby wielkie mocarstwa posiadające ogromne szelfy.
- W jaki więc sposób można byłoby utworzyć w strefie arktycznej rezerwat, park Narodów Zjednoczonych?
- Jestem zwolennikiem takiego rozwiązania i uważam, że możliwe jest stworzenie takiego rezerwatu na obszarze znajdującym się w odległości ponad 350 Mm od linii podstawowej (linii brzegowej) państw leżących wokół bieguna północnego i ogłoszenie go wspólnym dziedzictwem ludzkości.
Jednak w debatach na temat Arktyki nie dostrzega się, że mamy tu do czynienia z różnymi sytuacjami prawnymi. W Arktyce są bowiem nie tylko morza, ale i terytoria lądowe podlegające suwerenności państwowej, na których państwa od dawna prowadzą eksploatację. Państwa mają też wody wewnętrzne i 12-milowe morze terytorialne, także będące ich terytorium oraz wyłączną strefę ekonomiczną i szelf kontynentalny, które nie są ich terytorium państwowym, ale gdzie mają prawa suwerenne do eksploatacji ich zasobów.
Zapomina się przy tym – zapominają też same państwa arktyczne - że w obszarze arktycznym istnieje także morze otwarte – całkiem spory fragment Oceanu Arktycznego. I jeśli chodzi np. o możliwość żeglugi na tym obszarze, prawa do decyzji ma cała społeczność międzynarodowa, nie tylko te 8 państw arktycznych. To samo dotyczy rybołówstwa – nie mogą one same decydować o zasadach jego wykonywania w tej części Oceanu Lodowatego, która pozostaje morzem otwartym. Jest także fragment dna Oceanu Arktycznego – poza granicami szelfu – nieduży, ale uważany za wspólne dziedzictwo ludzkości. To jest terytorium - obszar międzynarodowy zarządzany przez Organizację Dna Morskiego.
- Czy działania takich organizacji pozarządowych jak Greenpeace mogą doprowadzić do powstrzymania eksploatacji i ograniczenia żeglugi w tym obszarze?
- Nie jestem tu optymistą, bo niektóre państwa arktyczne mają trudną sytuację z surowcami energetycznymi. Dotyczy to zwłaszcza Rosji, której zasoby gazu i ropy na lądzie powoli się wyczerpują. Trudno więc zakładać, by zrezygnowała ona z poszukiwań i eksploatacji zasobów swego szelfu, do czego ma zresztą prawo zgodnie z konwencją z 1982 r.
- Dziękuję za rozmowę.
Stwórzmy Arktyczny Park Narodów Zjednoczonych
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 4783