Wzrost liczby zgonów w Polsce to nieunikniona konsekwencja II wojny światowej
Odnotowany w Polsce w roku 2017 znaczący wzrost liczby zgonów na pierwszy rzut oka może stanowić powód do niepokoju.
O ile w latach 2010-2016 corocznie umierało 375-395 tys. osób, o tyle w 2017 roku dopiero drugi raz w powojennej historii przekroczona została liczba 400 tys. zgonów (403,5 tys.).
Co więcej, gdy wielkość taka została przekroczona po raz pierwszy w roku 1991, działo się w warunkach wyraźnego pogorszenia warunków zdrowotnych, bytowych i socjalnych spowodowanych szokiem okresu transformacyjnego.
Dziś brak jest takich niekorzystnych uwarunkowań w skali makro. Co zatem się dzieje?
Udzielając odpowiedzi na to pytanie, trzeba wspomnieć o trzech osobnych czynnikach warunkujących liczbę zgonów. Są to odpowiednio:
1) liczba ludności i jej struktura według wieku,
2) poziom umieralności,
3) czynniki nadzwyczajne, związane np. z warunkami pogodowymi, epidemiami itp.
Jeśli idzie o czynnik pierwszy, to musimy zdawać sobie sprawę z tego, iż powojenny wyż demograficzny (osoby urodzone w latach 1946-1959) dochodzi powoli do wieku odznaczającego się wysokim prawdopodobieństwem zgonu.
W rezultacie wszystkie prognozy demograficzne formułowane w ostatnich dekadach – niezależnie od poziomu swojej trafności – wskazywały na nieunikniony na dłuższą metę wzrost liczby zgonów w najbliższych latach (rys. 1).
Jednakże zwrócić należy uwagę na to, że – choć wszystkie wskazywały na takie same trendy – poszczególne projekcje oraz rzeczywista ewolucja liczby zgonów różnią się między sobą.
Rysunek 1
Liczba zgonów w latach 1960-2017 i oczekiwana liczba zgonów według prognoz demograficznych z różnych lat (w tys. zgonów)
Źródło: dane GUS
Wynika to z drugiego czynnika – poziomu umieralności. Umieralność to natężenie zgonów w danej zbiorowości, ich częstość. Z reguły za jej syntetyczny miernik uznawane jest trwanie życia noworodka danej płci. Jest to informacja o przeciętnej spodziewanej długości życia nowo narodzonego dziecka w sytuacji utrzymywania się w długim okresie takiej częstości zgonów na poszczególnych etapach życia, jaką odnotowano w roku wyjściowym.
W trakcie ostatniego ćwierćwiecza powyższy miernik trwale i stabilnie wzrastał (rys. 2). Wyjątkami były w tym względzie po 1991 r. jedynie w przypadku mężczyzn lata 1998 i 2015 (w tym ostatnim trwanie życia kobiet nie zmieniło się).
Jednak można zauważyć było pewną prawidłowość w takiej sytuacji. O ile w kabarecie Olgi Lipińskiej śpiewano „co się polepszy, to się popieprzy”, o tyle w przypadku umieralności panowała odwrotna zasada.
Jeśli w jakimś roku zaobserwować można było w trakcie ostatniego ćwierćwiecza pogorszenie się sytuacji zdrowotnej lub choćby jej zdecydowanie bardziej powolną poprawę, w roku następnym występował szybki wzrost trwania życia. Wyższa liczba zgonów odnotowywana w latach o wyższej umieralności oznaczała wszak dodatkowe zgony przede wszystkim osób o gorszym stanie zdrowia, które umarłyby i tak w relatywnie krótkim czasie. Ich wcześniejsza śmierć oznaczała obniżkę liczby zgonów w następnym roku kalendarzowym.
Rysunek 2
Trwanie życia noworodka w Polsce według płci w latach 1950-2016
Źródło: dane GUS
Z czego jednak takie rzadkie zwyżki umieralności wynikały? Tu dochodzimy do czynnika trzeciego – czynnika losowego. W polskich realiach były to i choroby zakaźne (grypa), lecz przede wszystkim anomalie pogodowe. Tak się bowiem składa, iż gwałtowne i głębokie zmiany ciśnienia atmosferycznego, czy długie okresy temperatur ekstremalnie wysokich i – nade wszystko – ekstremalnie niskich przyczyniają się do wzrostu liczby zgonów, głównie wśród jednostek najsłabszych, czyli osób starszych.
Wpływ czynnika pogodowego znakomicie widać jest w przypadku podwyższonej liczby zgonów w roku 2017. ¾ całorocznego przyrostu wolumenu zgonów wystąpiło w styczniu. W drugim tygodniu stycznia utrzymywały się mrozy rzędu minus 5-15 stopni w ciągu dnia, w nocy temperatura schodziła do minus 20 stopni (przy czym tzw. temperatura odczuwalna osiągała minus 25 stopni). Trzeci tydzień stycznia przyniósł utrzymywanie się wartości ujemnych, choć niewiele poniżej zera. Czwarty przyniósł niewielkie ochłodzenie i śnieg. W międzyczasie pojawiały się okresy ocieplenia z dodatnimi temperaturami.
Wojewódzkie Stacje Sanitarno-Epidemiologiczne wskazywały na zwiększoną w stosunku do roku 2016 o 50-60% liczbę nowych zachorowań na grypę. W efekcie w styczniu 2017 umarło 44,4 tys. osób, podczas gdy rok wcześniej liczba zgonów była aż o ¼ niższa (33,3 tys.).
W przypadku reszty roku w trakcie 5 miesięcy liczba zgonów była o 1-3% niższa od tej z poprzedniego roku, w kolejnych 3 o 1-3 miesiące wyższa, zaś w przypadku 3 kolejnych trochę wyższa (luty o 7%, lipiec o 6%, październik 7%).
Takie relatywnie niewielkie, kilkuprocentowe zmiany w ciągu roku są czymś normalnym, wynikającym ze wspomnianego wpływu pogody. W efekcie o zwyżce liczby zgonów w rzeczywistości zdecydował styczeń.
Jednak – jak już wspomniano – po roku o wyższej umieralności – oczekiwać należy, iż rok 2018 będzie zdecydowanie bardziej korzystny, jeśli idzie o liczbę zgonów.
W długim okresie natomiast, niezależnie od zmian klimatycznych oraz postępu medycyny i warunków życia skazani jesteśmy na zwiększanie się liczby osób umierających. Choć trudno jednoznacznie wskazać skalę zmian, samo starzenie się ludności będzie w najbliższych latach podwyższać liczbę zgonów o 1-2% w skali rocznej (w sytuacji braku postępu w zakresie wydłużania się trwania życia wielkość ta wynosiłaby 2-3%). Dziać się to będzie w warunkach coraz niższej umieralności i wzrostu prawdopodobieństwa dożycia zaawansowanego wieku. Liczba zgonów nie może być zatem traktowana jako miernik opisujący warunki życia czy sytuację zdrowotną danej populacji.
Piotr Szukalski
Uniwersytet Łódzki
Komitet Nauk Demograficznych PAN
Komitet Prognoz „Polska 2000Plus” PAN