Wiek XXI będzie czasem religii, albo nie będzie go wcale. Takie teorie wygłaszane są nie tylko z ust fideistycznie zorientowanych myślicieli, teologów, działaczy czy hierarchów religijnych, ale spotkać je można w rozważaniach naukowców przyznających się do agnostycznej, bądź racjonalnej proweniencji, polityków, animatorów świeckiej kultury czy elity intelektualnej współczesnego świata. Jest to o tyle zaskakujące, gdyż – jak pisał Leszek Kołakowski - kult religijny nigdy się nie pozbędzie przyrodzonej skłonności do degradowania świeckich wartości życia, do uznawania ich za względne i pochodne, jeśli nie wręcz wrogie prawdziwemu powołaniu człowieka.
Rewitalizacja to pojęcie określające powtórzenie jakiejś czynności, powrót do idei kiedyś wypowiedzianych, a być może zapomnianych. Odnosząc je do wierzeń religijnych, trzeba zaznaczyć, iż jest to tendencja, która przezwycięża wiele dotychczas panujących (a związanych najszerzej z modernizmem) paradygmatów immanentnych współczesnej kulturze Zachodu, bazujących na ideach czerpiących natchnienie z tradycji Renesansu i Oświecenia. Negacja wielu podstawowych zdobyczy utożsamianych jednoznacznie z tamtym dorobkiem prowadzi wprost do uwolnienia tych sił i procesów, które w przeszłości wywierały destrukcyjny wpływ na ludzką rzeczywistość z tytułu swej emocjonalności, antyracjonalizmu, swawoli uczuć, warcholstwa namiętności i tyranii popędów.
Żarliwe erupcje mistycznej ekstazy towarzyszyły zawsze człowiekowi, zwłaszcza kiedy chodziło o religijne przeżycia lub wizje. Na pewno wielki wpływ na to miały procesy społeczne i polityczne zachodzące w danym okresie historycznym. Poczynając od Starożytności - przez wczesne Średniowiecze, wyprawy krzyżowe, masowe ruchy religijne dojrzałego Średniowiecza, pojawienie się pierwszych sanktuariów kościelnych – zinstytucjonalizowana wiara religijna zawsze budziła namiętności.
Później - poczynając od Odrodzenia, kiedy do głosu zaczęła dochodzić racjonalno-emipryczna strona procesu poznawania przez człowieka otaczającej go rzeczywistości, a następnie w okresie Oświecenia - proces ów przybrał wymiar jawnie antyklerykalny i nie emocjonalny zarazem (sławienie racji rozumu, chłodna kalkulacja, przewaga prawa nad porywami serca).
Myśl człowieka europejskiego biec poczęła nie ku pozaziemskim bóstwom, ale w stronę poprawy jego własnego ziemskiego bytu, doczesności.
Stąd właśnie zrodziły się wielkie idee Rewolucji Francuskiej i te, które legły u podstaw konstytucji amerykańskiej. Na te elementy wspólne, ale i zarazem na zdecydowane różnice w dorobku demokracji europejskiej i amerykańskiej zwraca uwagę Andrzej Filipiak, podkreślając źródła obu tych systemów: Europa czerpie raczej z doświadczeń Oświecenia francuskiego (Wolter, Diderot czy Rousseau), Ameryka przychyla się ku spuściźnie angielskiej (Hume, Locke, Smith).
Oświecenie racje rozumu podniosło na piedestał. Tradycja francuska przedkładała antynomię rozumu i wiary, dziedzictwo anglosaskie podążało raczej ku zracjonalizowaniu religii. Osiągnięto jednak w kulturze Zachodu stan, iż wydawać się mogło (w połowie XX wieku), że wiara religijna zaniknie zupełnie (nie tylko w życiu publicznym, ale i w wymiarze indywidualnym), nie budząc żadnych emocji. Tak się jednak nie stało. Sacrum w turbokapitalizmie Dziś religia, jak dawnymi czasy, staje się na powrót egzemplifikacją masowych (a tym samym społecznych) dążeń i pragnień, pomagających w znajdowaniu własnej tożsamości, kiedy nie można się samorealizować w realnej rzeczywistości; kiedy dotychczasowy świat wewnętrznych przeżyć i życiowych busoli się załamał; kiedy „Ja” indywidualne ucieka od „Ja” umocowanego zbiorowo. Tę namiętną grę uczuć i religijnego żaru stymulują media.
Należy sądzić, iż dwudziestowieczne systemy polityczno-społeczne oparte o racjonalistyczno-agnostyczną ideologię oświeceniowej proweniencji w niedostateczny sposób postrzegały duchowy wymiar funkcjonowania jednostek, plemion, grup społecznych czy narodów. Mistyka, metafizyka, transcendencja, duchowość – czyli wszystko co niematerialnego pochodzenia – zostało odstawione do lamusa.
Obecnie, w czasach postideologicznych, mamy do czynienia z sytuacją innej sakralizacji, też o materialnym podłożu, lecz zorientowanej czysto utylitarnie. Tak możemy zakwalifikować np. tzw. zakupizm, jak Benjamin Barber nazywa system uzależnienia konsumentów od wszechobecnej reklamy i wynikającej z niej potrzeby ciągłego nabywania nowych dóbr. Z kolei Rodney Stark i William Bainbridge starają się opisać współcześnie zachodzące zjawiska religijne w kategoriach ściśle ekonomicznych, tak popularnych w dobie postmodernizmu i powszechnej globalizacji. Próbują tym samym elementy wolnego rynku i swobodnej gry sił ekonomicznych zastosować do zrozumienia i wyjaśnienia zjawisk religijnych.
Jest to, co prawda, pewien rodzaj redukcjonizmu - gdzie religijne przeżycia traktuje się jako zachowania konsumenckie, a instytucje religijne jako podmioty gospodarcze - lecz powszechna ekonomizacja i utylitaryzacja rzeczywistości sprzyja takiemu podejściu do opisu świata.
Patrząc na ów problem w dialektyczno-historyczny sposób, trzeba zauważyć, że zarówno kapitalizm wolnorynkowy jak i realny socjalizm czy komunizm w minionym stuleciu igrały z ogniem nie dostrzegając i bagatelizując, często prześladując i postponując, znaczenie sacrum w życiu człowieka. Imitacje pierwiastka duchowego w jednym i w drugim przypadku zakonserwowały i ukryły skłonności człowieka do fundamentalizmu religijnego, fanatyzmu i bigoterii.
Aktualnie widzimy tego efekty, kiedy coraz bardziej rozszerza się w świecie – również w społeczeństwach uważanych do tej pory za otwarte, demokratyczne, pluralistyczne i wolne – skłonność ku nienawiści Innego, egoizmu, do poszerzania pola działalności religijnych szalbierzy, różnej maści ortodoksów i politycznych demagogów. Religia i polityka tworzą bowiem w dzisiejszych czasach zabójczy koktajl, przeważnie skrajnie prawicowo-konserwatywnej proweniencji.
Nie wszystko bowiem można załatwić wolnym rynkiem i ideą powszechnego (co było i jest zwykłym oszustwem) bogacenia się i szczęśliwości stąd wynikającej. Dlatego to na początku XXI stulecia można na fanatyzmie religijnym, obskurantyzmie i intelektualnym oszustwie (m.in. dotyczy to totalnej krytyki Oświecenia, racjonalizmu jako metody opisu rzeczywistości) zbić kapitał polityczno-społeczny. Demagogia i populizm są w cenie, a media powielają po wielokroć ten schemat, przez co dyskurs publiczny staje się irracjonalny, liczą się efekty wizualne, marketingowe, bądź merkantylne.*
Demony przeciw Innemu
Wybuchy religijnych namiętności i zsakralizowanego obłędu pociągają za sobą zawsze niebezpieczeństwo konfliktów, zawirowań społecznych, często krwawych porachunków. To właśnie namiętności, jako pozbawione racji rozumu i odniesień pragmatycznych, będące nośnikiem najgorszych, brutalnych i skierowanych przeciwko innemu człowiekowi szaleństw, depersonalizują osobę ludzką zarówno w wymiarze jednostkowym jak i zbiorowym. Nie od dziś wiadomo, że gdy rozum śpi rodzą się demony. I nie chodzi tu o to, że wszystkie religie i wierzenia, mówiąc o pokoju, jednocześnie ukierunkowują namiętnych wyznawców swoich zasad i kodeksów przeciwko Innemu, inaczej wierzącemu. Problem dotyczy bowiem nieprzekraczalnej antynomii tradycyjnie pojmowanego sacrum i modernizującego się w coraz szybszym tempie profanum. Krucjaty krzyżowe stały się w późnym Średniowieczu wykładnikiem i syntezą ówczesnej wiary chrześcijańskiej. Łącząc prozelityzm i swoiście pojmowane apostolstwo z zaborem, grabieżą, powszechnym mordem i fizyczną eliminacją Innego, wyciskają piętno na mentalności społeczeństw Europy Zachodniej i Bliskiego Wschodu, zachowaniach ludzkich, wymiarze życia społecznego, sposobie opisu świata, duchowości czy symbiozie władzy świeckiej i duchowej. Ówcześnie i w dalszej historii obu cywilizacji – Zachodu i islamu.
Krucjata w swym najogólniejszym archetypie jest więc nieodłączną częścią składową cywilizacji Zachodu. Wyprawy krzyżowe do Palestyny były pierwszą tego typu eskapadą większości społeczeństw średniowiecznej Europy w celu szerzenia wiary, kultury, zwyczajów, idei. Wówczas pokryte to zostało płaszczem wiary religijnej. Kościół rzymski – jak największy feudalny suweren w tamtejszej epoce – przejął kierownictwo nad tym przedsięwzięciem.
Wraz z uwalnianiem się kultury Zachodu od wpływów religii (a tym samym Kościoła), elementy wiary były coraz mniej widoczne w argumentacji przy dokonywaniu kolejnych interwencji zbrojnych. Niemniej, religia i wiara chrześcijańska legły na zawsze (od epoki wypraw krzyżowych) u podstaw kolejnych europejskich zdobyczy jako wygodne i wzniosłe wytłumaczenie. Idei krucjat poczęto używać do zwalczania chrześcijan inaczej interpretujących Pismo Święte czy nie uznających prymatu Rzymu, innowierców itd. Częścią (i to na pewno pokaźną) tej idei są podboje kolonialne, zwłaszcza opanowanie Ameryki przez Hiszpanów po odkryciu Nowego Świata przez Kolumba w 1492 roku i eksterminacja autochtonicznej ludności indiańskiej.
Także sam Holokaust jest pewną formą krucjaty w obrębie kultury Zachodu, przeciwko Innemu. Różnicą była tylko skala tej potworności. Auschwitz i inne hitlerowskie obozy zagłady stały się egzemplifikacją epoki masowości. Ale ta wyprawa krzyżowa miała tylko jednowymiarową skalę. Była najwyższą formą idei krucjatowej – eksterminacją.
Podobnie ma się rzecz z systemem Gułagu zorganizowanym przez państwowy komunizm w Rosji i innych krajach Ost bloku. Mentalne korzenie niszczenia Innego są zawsze jednakie. Krucjata zawsze bowiem pobudza religijne namiętności, wyzwala wśród wyznawców i uczestników mistyczne przeżycia, które prowadzą przeważnie do irracjonalnych i paranormalnych zachowań.
Cywilizacja Zachodu szczyci się rzymskim rodowodem. Starożytny Rzym zasysał, wchłaniał, akomodował i przyswajał elementy wszystkich podbijanych kultur. Miękka siła przyciągania rzymskiej kultury zaszczepiała w elitach wszystkich prowincji podziw, szacunek, uwielbienie i chęć naśladownictwa. Religia rzymska miała znaczenie czysto formalne i była wypadkową wielu wierzeń złączonych ideą Imperium i stojącego na czele cesarza. Postępowało więc wynarodowienie prowincjonalnych, nie-rzymskich przecież elit. Następowała ich debarbaryzacja.
Natomiast chrześcijaństwo, stając się religią państwową, swój naturalny prozelityzm włączyło w struktury państwa (od panowania cesarza Teodozjusza I Wielkiego rozpoczyna się systematyczne i siłowe niszczenie pogaństwa). Inny odtąd staje się materiałem do nawrócenia. Element barbarzyński (plemiona germańskie) wchłonięty przez chrześcijaństwo miał też swój w tym udział. Można więc stwierdzić, że oba totalitaryzmy XX wieku – nazizm i komunizm - powstałe w ramach kultury Zachodu są hybrydą chrześcijaństwa. To jest także pokłosie m.in. wpływu tej kultury religijnej na życie umysłowe Europy.
Przegrany sekularyzm
Dziś krucjata wiąże się ponownie z nawrotem zainteresowania religią i zagadnieniami wiary. W ostatnich dziesięcioleciach było nader wiele przypadków świadczących o tej tendencji: wojny w byłej Jugosławii, interwencja NATO w Kosowie, dwie wojny o Irak, konflikt w Afganistanie (obie interwencje – radziecka i amerykańska - są egzemplifikacją tezy Huntingtona o zderzeniu cywilizacji i religijnym podłożu owych konfliktów, głównie z tytułu odrodzenia i ofensywy islamizmu), światowa wojna z terroryzmem islamskim, konflikt w Ulsterze, starcia Azerów z Ormianami, naloty na Libię, wojna w Mali itd.
Religia zawsze jest w tle tych zapalnych punktów naszego globu. Dlatego trudno nie przyznać racji amerykańskiemu publicyście związanemu z neokonserwatystami, Davidowi Brooksowi, iż „Zwolennicy sekularyzmu trwają w błogiej nieświadomości zachodzących wokół zmian. Niczego się o religii nie nauczyli, ani w kraju, ani za granicą. Gdy wokoło przewala się Niagara religijnego zapału, oni tkwią w swej suchej norze jak w zaścianku, bez pojęcia o czymkolwiek”.
Wynikać może stąd wniosek, iż sekularyzm przegrał batalię o duszę współczesnego człowieka. Na kanwie tego spostrzeżenia Philip Jenkins (profesor historii i religioznawstwa na Uniwersytecie stanowym w Pensylwanii) zwraca uwagę na rozwój powstałego 100 lat temu w Los Angeles Kościoła Zielonoświątkowców, który obecnie wykazuje najwyższą progresję w przyroście wyznawców pośród wszystkich kościołów chrześcijańskich na świecie (ponad 380 milionów), a to jest wyznanie przede wszystkim charyzmatyczne, skrajnie irracjonalne, często fundamentalistyczne.
Te wyznania, które odrzucają jakikolwiek dialog z sekularyzmem czy laicko pojmowanym państwem, wykazują najszybszy wzrost ilościowy wyznawców. Nowoczesne, otwarte, czy idące z duchem czasu – więdną i przeżywają kryzys. Przykładem niech będzie Afryka. Tu liczba wyznawców wszystkich kościołów chrześcijańskich oscyluje aktualnie wokół 400 milionów (przy 10 milionach w 1900 roku). Dominują wyznania konserwatywne, ofensywnie ewangeliczne, ortodoksyjnie prozelickie. Podobnie ma się rzecz z Ameryką Łacińską, gdzie kościoły i wyznania protestanckie odnotowują zdecydowany wzrost ilościowy kosztem katolicyzmu.
Następuje przy tym wyraźna fundamentalizacja opisu otaczającego świata. I jest to tendencja ogólnoświatowa, z której wyłamuje się jedynie Europa Zachodnia (stara UE) oraz niewielka część elit amerykańskich zlokalizowana w stanach północno-wschodnich, Kalifornii, Oregonie, Waszyngtonie czy w stolicy kraju (jajogłowi, menadżerowie, aktorzy, pisarze, dziennikarze znanych periodyków, publicyści, reżyserz, itd.). Są bogaci, leniwi, racjonalistyczni, agnostyczni i przedkładający sekularyzm nad wierzenia religijne. Nauka i racje rozumu są dla nich sacrum. To ewenement we współczesnym świecie. Małe wyspy w potopie namiętności, żywiołów, nienawiści religijnych czy mistycznych uniesień. Radosław S. Czarnecki * Przykłady z ostatnich lat z Europy i Ameryki są nadto widoczne: Szwajcaria (Christopher Blocher), Holandia (lista Pima Fortuyna i jej kolejne mutacje), Belgia (polityczne asocjacje De Wintera), Austria (Joerg Haider and company), Francja (Jean Marie le Pen i dziś jego córka), Dania (Pia Kjaessgaard), Włochy (Gian-Franco Fini, Umberto Bossi, Sylvio Berlusconi), Polska (Radio Maryja, LPR, Samoobrona, dziś - PiS, Ruch Narodowy i ONR), Grecja (Złoty Świt), USA (Teleewangeliści i prawica republikańska, popularność idei kojarzonych jednoznacznie z ideologią białych suprematystów), Watykan i Kościół katolicki (Communione et Liberazione, Opus Dei, neokatechumenat). Nie wszystkie podane tu przykłady związane są bezpośrednio z odradzaniem się czy wzrostem poziomu religijności w bigoteryjnej lub dewocyjnej formie. Jednak w bliższym, albo dalszym tle wymienionych zjawisk pojawia się zawsze – biorąc pod uwagę ich konserwatyzm, integryzm, skrajną prawicowość czy wręcz symptomy fundamentalizmu – problematyka związana z religią i transcendencją.