banner

ModzelewskiPytanie o sens wydarzeń sprzed stu lat na ziemiach polskich jest w istocie dialogiem z legendą, tzw. mitem założycielskim, kształtującym czas minionego wieku w Polsce. Jest to legenda obowiązująca we wszystkich okresach naszej „odrodzonej” państwowości, w tym również – co szczególnie znamienne – w latach 1944–1989, który to okres bzdurnie niektórzy nazywają dziś „komunizmem”. Co jest treścią tej legendy? Ma ona trzy wątki: rezurekcyjny, cudotwórczy i etniczny. Przypomnę w skrócie ich istotę.

Wątek rezurekcji, czyli zmartwychwstania, oznacza jednorazowe zakończenie niebytu Polski, trwającego jakoby sto dwadzieścia trzy lata, tj. odrodzenie, które nastąpiło w 1918 roku. Czas „niebytu” jednak bez sensu unieważnił wszystko to, co było formą polskości między 1795 a 1918 rokiem, łącznie z Księstwem Warszawskim, epopeją napoleońską, liberalnym i demokratycznym Królestwem Kongresowym lat 1815–1830 oraz rządami władz powstańczych trzech dziewiętnastowiecznych zrywów narodowych (tak: trzech, bo oprócz powstań antyrosyjskich, była jeszcze Rewolucja Krakowska 1846 roku, czyli powstanie antyaustriackie). Unieważnienie tych zdarzeń jest nadużyciem, wręcz zafałszowaniem przeszłości, która była dużo ważniejsza zarówno wtedy, jak i później.

Wątek cudotwórczy legendy kreuje powstanie państwa polskiego jako akt wyjątkowy, wręcz nadprzyrodzony, gdy po naszej stronie było DOBRO zwyciężające raz na zawsze bezwzględne ZŁO. Ów cud odrodzenia miał być należną nam łaską, sakralizować twór publicznoprawny powstały przed stu laty. Zwycięstwo DOBRA (pisanego dużą literą) jest wyrazem „sprawiedliwości dziejowej” czy też „ładu moralnego”, który został tym samym przywrócony.

Wątek trzeci legendy ma charakter etniczny – odrodzone państwo było państwem Polaków, czyli ludzi, którzy mówią i myślą po polsku. Polska jest „Matką wszystkich Polaków”, my jesteśmy jej „dziećmi” i nie ma tu miejsca dla „obcych” ani wyrodnych, nieuznających swojej matki dzieci. Jesteśmy bowiem jednym plemieniem, musimy być solidarni, tworzyć wspólnotę, która ma „swoje państwo”.

Mitologia ta nie ma i nie miała wiele wspólnego z ówczesną rzeczywistością. Nie było cudu odrodzenia, bo od początku grudnia 1916 roku istniały w centralnej Polsce twory państwopodobne („Królestwo Polskie”), które jednak powołali do życia niemieccy okupanci. Utworzono Radę Regencyjną owego „Królestwa” oraz wcześniej Tymczasową Radę Stanu, a nawet jakiś „rząd” złożony z ludzi mówiących po polsku, którzy lojalnie współpracowali z okupantami m.in. w grabieży naszego kraju i jego mieszkańców. Tworzono z niemieckiego rozkazu pseudopolskie wojsko (Polnische Wehrmacht), do którego jakoś jednak nie garnęli się byli poddani „ruskiego cara” z priwislinskiego kraju. Administracja i szkolnictwo zostały jednak spolonizowane, a przyjazd z Niemiec brygadiera Piłsudskiego nie był niczym nadzwyczajnym, bo rok wcześniej był on członkiem Tymczasowej Rady Stanu, która stała wiernie przy tronach niemieckich monarchii. Upadek protektorów, a zwłaszcza abdykacja obu niemieckojęzycznych cesarzy, były czymś zaskakującym. Można raczej mówić o próżni, która otworzyła wręcz nieograniczone możliwości. Komu? Temu, kto chciał rządzić. W Warszawie zostali jednak polscy nominaci niemieckich zaborców, którzy stracili oparcie i legitymację swoich „rządów”. Czy był to cud odzyskania niepodległości? Nie, w jakimś sensie cudem był upadek „nadgniłych tronów”, przegrywających swoje idiotyczne – a dla nas błogosławione – wojny.

Odrodzenie nie miało również charakteru etnicznego. Ziemie, które później weszły w skład państwa polskiego, były mozaiką ludów: w miastach ulice mówiły w jidysz, w gwarach ruskich, po niemiecku i po polsku. Najszybciej rozwijającą się demograficznie nacją był żydowski proletariat. Ale nawet ci, którzy mówili w naszym języku, nie zawsze czuli się Polakami. Chłopi nie kryli obaw, że przywrócenie Polski odbierze ziemie i przywróci pańszczyznę – wszak uwłaszczenie chłopów było dziełem zaborców. Myśli tych nie krył polityk dużego formatu, czyli Wincenty Witos. Naszych ziem nie zasiedlał jeden naród. Wręcz odwrotnie – sprzeczności na tle narodowym były tak głębokie, że doprowadziły do wojny domowej trwającej jeszcze przez kolejne dwa lata. Koncepcję państwa jednego narodu zrealizował dopiero Józef Stalin, który stworzył przesuniętą na zachód, współczesną Polskę, bardzo różniącą się od jej przedwojennej wersji.

Nasze odrodzenie narodowe zawdzięczamy zbrodniczemu rasizmowi Niemców, którzy wzmocnili polską tożsamość. Więcej: to ich antysemityzm stworzył współczesny naród żydowski, wyodrębnił Żydów jako odizolowaną grupę, która już częściowo uległa asymilacji.
Witold Modzelewski