banner



ModzelewskiStulecie podpisania Traktatu Wersalskiego (28 czerwca 1919 r.) przeszło zupełnie bez echa, mimo że było to najważniejsze wydarzenie prawnopolityczne w historii Drugiej Rzeczypospolitej, nieporównywalnie ważniejsze niż wszystkie symboliczne lub pozorne działania wiążące się z odzyskaną wówczas niepodległością. Przypomnę, że ów Traktat realizował najważniejszy ów punkt wilsonowskiej „czternastki”, czyli czternastu zasad, na których miał być zbudowany powojenny pokój, w tym zwłaszcza międzynarodowego zagwarantowania naszej państwowości (punkt 13). Traktat ten decydował również o naszych granicach: wbrew dominującej propagandzie historycznej dotyczył on wszystkich granic - nie tylko na zachodzie, ale również na wschodzie.

Wilsonowska Polska miała się składać z ziem etnicznie bezspornie polskich, miała mieć zapewniony „dostęp do morza”, czyli miała być tworem z istoty antyniemieckim i antyaustriackim, bo właśnie ziemie tych dwóch zaborców były w większości zamieszkałe przez ludność uznawaną za Polaków. Zapyta ktoś: a Kongresówka? Przecież my nazywamy ją dziś „zaborem rosyjskim”, podobnie jak tereny Pierwszej Rzeczypospolitej na wschód od Bugu. Tu też spotkamy się z uproszczeniem lub wręcz nadużyciem „polityki historycznej” ostatniego stulecia: Kongresówka była w sensie prawnym „Królestwem Polskim” od 1815 rok (Akt Finalny Kongresu Wiedeńskiego) i nie trzeba było udowadniać jej istnienia oraz polskości jej ziem.

Wilsonowski pkt 13 pośrednio stawiał pod wątpliwość polskość „ziem zabranych”, czyli terytorium byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, będącego częścią istniejącego wciąż w sensie prawnym państwa Rosyjskiego. Dziś wolimy powtarzać niewiele znaczące słowa Piłsudskiego, że Ententa decyduje „tylko” o polskich granicach zachodnich, a na wschodzie (jakoby) dano nam lub mamy wolną rękę. Nie dano słowa, te nie miały dla polityków rządzących ówczesnym światem żadnego znaczenia, podobnie jak ich autor.

Dlaczego tak ważne jest zrozumienie treści punktu 13 orędzia prezydenta Wilsona dla naszej historii? Ano dlatego, że proces zakończenia tamtej wojny rozpoczęła deklaracja ostatniego cesarskiego kanclerza Maksymiliana Badeńskiego (Maxa von Badena) o przyjęciu przez Niemcy wilsonowskich zasad. Traktat wersalski był przede wszystkim ich realizacją.
Przypomnę in extenso treść tego punktu, bo on był dużo ważniejszy niż wszystkie razem wzięte „czyny niepodległościowe” proniemieckich, proaustriackich i prorosyjskich polityków tego okresu:
„Powinno być utworzone niepodległe państwo polskie, które powinno obejmować ziemie zamieszkałe przez bezspornie polską ludność, mieć wolny dostęp do morza i którego niezawisłość polityczną, gospodarczą oraz całość terytorialną winny być zagwarantowane układem międzynarodowym”.

Mimo różnic w publikowanych tłumaczeniach tego punktu i jego prawnej interpretacji (słowo „niepodległe” jest zastępowane słowem „autonomiczne”), nie sposób przecenić zarówno faktu ogłoszenia tego orędzia w dniu 8 stycznia 1918 roku, które było inicjatywą pokojową idealisty, jakim był prezydent Thomas Woodrow Wilson, jak i późniejszej zgody wszystkich pokonanych państw centralnych na zawarcie pokoju zgodnie z treściami tego orędzia. Zamieszczenie „polskiego punktu” o tym dokumencie zawdzięczamy osobistym zabiegom Ignacego Paderewskiego, czyli to on powinien stanąć na wszystkich pomnikach „twórcy niepodległości” - ale o tym innym razem.
Gdy w jeszcze cesarskich, lecz chylących się do upadku Niemczech przyjęto werbalnie wilsonowskie zasady, powstała tam również koncepcja zainstalowania proniemieckich władz w Warszawie, które zapewniłyby formalną neutralność, a faktycznie zależny, proniemiecki charakter państwa polskiego, które będzie ową „niepodległą”, czy też „autonomiczną” Polską z 13. punktu orędzia.
Również Rada Regencyjna rezydująca w Warszawie, czyli niemiecko – austriaccy nominaci zastępujący „króla Polski”, w dniu 7 października 1918 roku proklamowali „niepodległość” na podstawie zasad pokojowych orędzia prezydenta Wilsona.

Mamy sporo dowodów na to, że władze w Berlinie, zarówno te sprzed, jak i po 11 listopada 1918 r., realizowały projekt zainstalowania w Warszawie rządów proniemieckich polityków, którzy mieli dzierżyć władzę już w powojennej Polsce. W sposób lapidarny wyraził tę myśl nasz dobry znajomy Harry von Kessler, który w swoich nieocenionych dziennikach stwierdził, że „Polska połączona sojuszem z Ententą, rządzona przez Komitet Narodowy (Komitet Narodowy Polski pod przewodnictwem Romana Dmowskiego – przyp. autora), Narodowych Demokratów byłaby na Kongresie pokojowym wobec nas (Niemiec – przyp. autora) silniejsza, aniżeli obecnie, nie ciesząca się pełnym zaufaniem Ententy Polska Piłsudskiego (Harry hr. Kessler, Moja polska misja. Z dziennika 1918, Nauka i Innowacje, Poznań 2018). Jest to myśl zapisana w dniu 12 grudnia 1918 r., w czasie, gdy ów polityk był już niemieckim posłem w Warszawie przy uznawanym wyłącznie przez Niemcy rządzie Jędrzeja Moraczewskiego. Wiedział co pisze.

Wiemy, że od ponad dwustu lat w obowiązującej w naszym kraju poprawności „niepodległościowy charakter” mają wyłącznie politycy oraz siły polityczne utworzone lub którym patronują władze w Berlinie, a prorosyjskie postawy są dowodem „zdrady”, „zaprzaństwa”, a w najlepszym wariancie głębokiej naiwności, bo Polska niepodległa jest tylko wtedy, gdy wyzwoli się spod wpływów rosyjskich i będzie w pełni uległa wobec rządów niemieckich.

Taki wariant naszej państwowości realizowały władze w Berlinie w latach 1918 – 1919, ale i później. Sądzę, że analogie ze współczesnością są aż nadto widoczne: polityczne koncepcje „uporządkowania”, czyli podporządkowania tej części świata są dość stabilne, zwłaszcza że współczesne Niemcy silnie nawiązują właśnie do weimarskich czasów, bo na pełne utożsamianie się z III Rzeszą nie pozwala obowiązująca do dziś poprawność. Pod tym względem granice absurdu przekroczyła obecna szefowa rządu w Berlinie (2019 r.), która nazwała lądowanie wojsk angloamerykańskich w Normandii w 1944 roku jako początek „wyzwolenia” nie tylko Europy, ale również … Niemiec.

Przypomnę, że ówcześni Niemcy w zasadzie bez wyjątku twardo bronili się przed tym „wyzwoleniem”, wojna trwała jeszcze prawie rok i nie znalazł się ani jeden polityk niemiecki, który chciałby dać się „wyzwolić” przez Ententę bis, czyli ówczesną koalicją antyhitlerowską, złożoną w zasadzie z tych samych głównych państw co w czasie poprzedniej z wojen, przy czym Rosję zastąpił stalinowski Związek Radziecki.
To tak przy okazji, dla naszkicowania szerszego tła obecnej polityki. Ale przed stu laty wilsonowska wizja Polski nie przewidywała powstania proniemieckiej, czy też „neutralnej” atrapy państwa polskiego, lecz własne państwo – nie miejmy złudzeń – politycznie i gospodarczo związane z państwami Ententy, czyli również Rosji, bo w styczniu 1918 roku nikt nie dopuszczał nawet myśli (również w Waszyngtonie), że proniemieccy bolszewicy reprezentują Rosję i utrzymają się u władzy.

Utworzona w 1945 roku obecna wersja państwa polskiego, będąca kolejną mutacją pokojowego ułożenia tej części świata z udziałem nowej Ententy, czyli również w antyniemieckiej wersji, okazała się tworem dużo bardziej stabilnym niż jej poprzedniczka z 28 czerwca 1919 r. Przecież istnieje już 75 lat i nie przerwało jej istnienia samorozwiązanie się Związku Radzieckiego, który był protektorem w latach 1944 – 1989. Trzecia RP powstała jako państwo silnie zdominowane przez wpływowe niemieckie (stąd tak często podkreślana jest jej „niepodległość”).

Czy współczesna próba częściowego wyjścia spod tej kurateli okaże się skuteczna? Można to jednak osiągnąć tylko przy poparciu dwóch wciąż ważnych autorów jałtańskiego porządku granicznego w tej części świata: Stanów Zjednoczonych i Rosji (jako następcy Związku Radzieckiego). Pozwolę sobie jednak na pewne ostrzeżenie: te państwa mogą jednak w pełni afirmować proniemiecką wersję Polski, ale jako stan przejściowy, zdefiniowany jako porażka, niepowodzenie.
Wyzwolone spod niemieckich wpływów państwo Polskie może być stabilnym tworem, gdy nie będzie on ani antyamerykański, ani antyrosyjski, bo bez tych dwóch państw nie pozbędziemy się berlińskich wpływów, które jak dotąd prowadziły nas do katastrofy sojuszu niemiecko-rosyjskiego (radzieckiego).
Witold Modzelewski