Dążenie do prawdy jest odwiecznym i stałym zajęciem oraz celem badań naukowców i filozofów.
Również inni ludzie często domagają się prawdy, chcą ją znać, posiadać i być wyłącznym jej dysponentem. Wierzą bowiem w to, że znajomość prawdy zapewnia dominację w społeczeństwie. Dlatego ci, którzy posiedli prawdę, czynią z niej tabu i bronią innym dostępu do niej. Ponadto niektórym ludziom wydaje się, że znajomość prawdy jest korzystna i może ich uszczęśliwić. Poszukują jej nie tylko w nauce, ale także w wiedzy tajemnej: w religii, w horoskopach i u wróżek. Inni zaś boja się prawdy, wolą jej nie znać i uciekają od niej. Rację mają i jedni, i drudzy, bowiem czasami znajomość prawdy sprawia przyjemność, zwłaszcza, gdy jest ona zgodna z oczekiwaniami, a niekiedy przyprawia o ból, gdy okazuje się przykra, „gorzka” i nie na rękę. Trudno orzec, kogo jest więcej: czy tych, którzy za wszelką cenę chcą poznać prawdę, czy tych, którzy zupełnie dobrze obywają się bez niej i nie są zainteresowani jej poznaniem; czy tych, którzy chcą żyć w prawdzie, być uczciwymi wobec siebie i innych, czy tych, którzy wolą żyć w kłamstwie i oszukiwać siebie i innych.
Opłacalne kłamstwo
Nieuzasadnione są twierdzenia przedstawicieli różnych kościołów, jakoby każdy człowiek dążył do prawdy i chciał żyć w prawdzie ze względu na Boga, a poznanie prawdy utożsamianej z Bogiem zapewniało szczęście. Przecież nie wszyscy ludzie wierzą w Boga. A nawet ci, którzy chcieliby żyć w prawdzie, też posługują się kłamstwem, bo do tego zmuszają ich różne sytuacje życiowe. Tym bardziej, że współczesny świat staje się coraz bardziej zakłamany i generuje konieczność posługiwania się kłamstwem. Nawet więcej: kłamstwo, a nie prawda, stało się warunkiem koniecznym do zdobycia bogactwa, zrobienia kariery, życia oraz przeżycia.
Nie każda wypowiedź nieprawdziwa (niezależnie od wybranego kryterium prawdziwości) jest kłamstwem. Kłamie się wtedy, gdy jest się przekonanym, że jest inaczej, niż się mówi, gdy chce się, aby ktoś inny uznał to, co się mówi za prawdę, albo gdy zna się prawdę i nie chce się jej celowo ujawnić.
Ze swej natury kłamstwo jest zawsze intencjonalne i związane z interesem kłamcy. A intencje te są zazwyczaj złe. Nagminne stało się okłamywanie innych i samookłamywanie się. Wielu ludzi chce za wszelką cenę upodobniać się do idoli, gwiazd oraz przedstawicieli elit władzy. Naśladuje ich wygląd, mowę, ubiór, sposób życia i myślenia i wierzy w to, że wystarczy przybrać odpowiednie cechy zewnętrzne, przywdziać maskę, by uchodzić za idola, gwiazdę lub reprezentanta władzy. Świat współczesny przypomina teatr, gdzie zacierają się różnice między sceną a widownią, aktorami a widzami, realnością a fikcją, prawdą a kłamstwem.
Kłamstwo cnotą
Począwszy od czasów antycznych, prawda uznawana była za podstawową wartość etyczną i pozostawała w ścisłym związku z uczciwością. Kłamcy i ludzie nieuczciwi byli napiętnowani jak inni złoczyńcy i nie mieli szans na uznanie społeczne, ani na robienie kariery. Nie było przyzwolenia na kłamstwo. A jeśli ktoś kłamał, a tacy też byli, to czynił wszystko, aby jego kłamstwo nie wyszło na jaw. Kłamstwem brzydzono się i wstydzono się kłamać. W religii kłamstwo jest grzechem.
Ujawnienie kłamstwa było równoznaczne z utratą autorytetu lub prestiżu i stanowiło istotną przeszkodę w robieniu kariery zawodowej i politycznej. Zapotrzebowanie na prawdę rosło w szybkim tempie w okresach racjonalizmu, oświecenia i scjentyzmu w wyniku przekonania się o dobrodziejstwach płynących z postępu nauki, której celem było poznawanie prawdy. Wtedy, gdy przesadna wiara w rozum i jego możliwości poznawcze dawała nadzieję na poznanie prawdy do końca. Jednak w miarę rozwoju nauki okazało się, co jest swoistym paradoksem, że zamiast się przybliżać - coraz bardziej oddala się horyzont czasowy poznania prawdy. Po prostu, wiara w nieograniczone możliwości rozumu zawiodła.
Było to jedną z kilku wielkich frustracji ludzkości w jej historii: rozczarowanie się możliwościami rozumu. Równocześnie, w miarę rozwoju gospodarki kapitalistycznej i liberalnej oraz nasilania się walki konkurencyjnej, prawda zaczyna się dewaluować. Bowiem konkurencja - nieodzowna towarzyszka wolnego rynku - zmusza do posługiwania się różnymi chwytami, przeważnie nieetycznymi, w szczególności do posługiwania się półprawdami lub kłamstwem.
Kłamstwo jest niezwykle ważnym, efektywnym i powszechnie stosowanym instrumentem w uprawianiu manipulacji społecznej. Triumfuje w reklamie, propagandzie i w public relations. Coraz więcej jesteśmy okłamywani i kłamiemy. Zmusza nas do tego walka o byt i o status społeczny w skomercjalizowanym i skorumpowanym środowisku społecznym, gdzie człowiek człowiekowi jest wilkiem. Każdy, kto chce zwyciężyć w tej walce, musi być wilkiem, drapieżnikiem uciekającym się do wszelkich sposobów walki ze swą ofiarą, do stosowania środków per fas et ne fas. Powszechne posługiwanie się kłamstwem czyni z nas ludzi coraz mniej wrażliwych na kłamstwo. Uznajemy je za coś naturalnego, nierozerwalnie związanego z naturą ludzką. Świadczy o tym znane powiedzenie: „Tylko zwierzęta nie kłamią”.
Często chełpimy się tym, że znaleźliśmy naiwniaka, którego udało się okłamać. A za znalezienie takiego naiwniaka różne firmy nagradzają swych agentów. To coś niebywałego: kłamstwo jest nagradzane! A jeśli tak, to kłamstwa nie trzeba się wstydzić. Nie należy piętnować kłamców, lecz naśladować ich. W naszych czasach nie prawda, lecz kłamstwo urosło do cnoty. Jest tym, czego wcale nie trzeba się wstydzić, lecz należy się chwalić i eksponować jako zaletę swojej osobowości w robieniu kariery. Pojawił się jakby ekshibicjonizm kłamstwa.
Na gruncie tradycyjnej etyki, wyrosłej z europejskiej kultury antycznej i chrześcijańskiej, kłamstwo wciąż jeszcze uznawane jest za coś złego, niegodnego, nieuczciwego, grzesznego i nagannego. Rodzi się jednak wątpliwość, czy nie zmieni się wkrótce ta tradycyjna ocena kłamstwa w związku z upowszechnianiem się etyki relatywistycznej. Zwłaszcza, że w obecnej fazie ewolucja społeczna wykazuje trend ku liberalizacji. A ta wymaga relatywizmu etycznego.
Zbędna prawda
W dwudziestym wieku czynnikami zniewalającymi prawdę były totalitaryzm i dyktatura (faszystowska i proletariatu), a także liberalizm i relatywizm etyczny. Totalitaryzm ograniczał prawdę redukując ją do zaklęć ideologicznych, a także wskutek bezgranicznego zaufania przywódcom: prawdą były hasła ideologii oraz twierdzenia wodzów. Natomiast liberalizm zniewala prawdę za pomocą relatywizmu etycznego, relatywizmu poznawczego oraz postmodernizmu. Ten ostatni uznaje poszukiwanie prawdy za zajęcie zbędne, a nawet szkodliwe. Bowiem szukanie czegoś, czego nie ma, jest świadomym marnotrawieniem energii zużywanej na działania nieefektywne. Jest zaś szkodliwe, ponieważ może prowadzić do totalitaryzmu. Postmoderniści twierdzą, że powoływanie się na prawdę ma na celu wyłącznie wymuszanie posłuszeństwa „posiadaczom prawdy”, aby budować porządek społeczny wymyślony przez nich i korzystny dla nich. Przecież prawda zależy od sposobu wypowiadania jej, a więc od konwencji językowej. Biorąc pod uwagę fakt możliwości głoszenia i szerzenia prawd oraz tworzenia języka, w jakim się je wyraża przez elity władzy, które władają masmediami, łatwo wywnioskować, że to one tworzą prawdy na swój użytek i są monopolistami w tworzeniu i głoszeniu prawd. Tak więc postmodernizm, uwikłany w politykę, ideologię i gospodarkę liberalną, stał się sługą ideologii liberalizmu. Podobnie, jak marksizm - leninizm był filozofią na usługach ideologii komunizmu.
Liberalizm – nowy totalitaryzm
Kolejnym czynnikiem zniewalania prawdy jest odmitologizowanie czy „odbóstwienie” jej w wyniku laicyzacji życia: źródłem i twórcą prawdy nie jest żadne bóstwo ani siły nadprzyrodzone, tylko człowiek. A ponieważ ludzie są różni, przeto różne prawdy ustanawiają i głoszą. Jedni się z nimi zgadzają i uznają ich prawdy, a drudzy nie. W relatywizmie może więc występować konflikt prawd. W zasadzie jest on teoretycznie nierozwiązalny, ponieważ nie ma jakiejś obiektywnej gradacji prawd. A w praktyce likwiduje się go przez narzucanie ludziom tylko jednej z prawd, tej, dzięki której jakaś grupa społeczna (zazwyczaj reprezentująca elitę władzy) odnosi wymierne korzyści. W liberalizmie występuje pewien paradoks, który można traktować jako sprzeczność wewnętrzną tego systemu.
Z jednej strony liberalizm głosi potencjalną wolność każdej jednostki, całkowitą swobodę jej myśli, zachowań i działań, wykorzystując mit o wolnej woli człowieka, a z drugiej strony stwarza realną wolność wyłącznie elitom władzy politycznej i finansowej. (W dzisiejszej rzeczywistości społecznej to rozróżnienie na elity polityczne i finansowe jest już anachroniczne, ponieważ finanse i polityka sprzęgły się tak silnie ze sobą, że tworzą zintegrowany układ władzy).
W rzeczy samej, w zniewalaniu prawdy liberalizm nie różni się wiele od totalitaryzmu. Obie te formacje społeczne pozostają w relacji przeciwieństwa i tworzą ekstrema. Jedna jest zaprzeczeniem drugiej. Jedna bazuje na absolutnym zniewoleniu, a druga na absolutnej swobodzie, nie zważając ani na to, że w życiu społecznym żadne z tych ekstremów nie realizuje się (gdyż nie da się absolutnie kogoś zniewolić, ani uczynić go absolutnie wolnym), ani na to, że wolność i zniewolenie tworzą nieodłączną parę w myśl zasady les extrêmes se touchent (krańcowości się stykają). W istocie realizują się stany pośrednie ze skłonnością do przewagi jednej skrajności albo drugiej.
Cywilizacja zła
Dopóki prawdę uznaje się za wartość etyczną, cnotę i dobro, a mimo wszystko tak jeszcze jest, dopóty zniewolenie prawdy uznawać się będzie za zło. Ci, którzy zniewalają prawdę, a mam na myśli elity władzy światowej wywodzące się z postmodernistów i liberałów, nie uświadamiają sobie tego, że zniewoleniu prawdy towarzyszy nierozłącznie ograniczanie wolności, czyli coś, co przeczy ich ideologii. Znana jest bowiem prawidłowość ewolucji społecznej: system społeczny po osiągnięciu apogeum i wykorzystaniu swych możliwości rozwojowych ulega naturalnej destrukcji. Inaczej mówiąc: rodzący się system jest swoim potencjalnym grabarzem. Nie uświadamiają sobie też tego, że zniewolenie prawdy skutkuje dehumanizacją, dewaluacją innych wartości ufundowanych na prawdzie, mechanomorfizacją ludzi i totalną (globalną?) demoralizacją.
Elity władzy przeważnie kłamstwom zawdzięczają swoją karierę, wzbogacenie się, wygrane wybory i prestiż. A po dojściu do władzy kłamią nadal, by utrzymać swoje stanowiska i korzyści. Ich kłamstwa, głoszone bezkarnie i bez żenady, upowszechniane, nagłaśniane i powtarzane są coraz częściej przez masmedia. (Tak długo trzeba powtarzać kłamstwo, by ludzie w nie uwierzyli.) Dzięki temu wielu ludzi wierzy w kłamstwa elit, uznaje je za prawdę i naśladując elity też kłamie. Bo tak trzeba i wypada, bo w ten sposób upodabnia się do elit, bo tak nakazuje styl życia elit, bo tym sposobem można do czegoś dojść. A skoro tym na górze uchodzi kłamstwo, to tym na dole tym bardziej. Wszyscy, bez względu na poglądy, mogą korzystać ze zniewolenia prawdy. Nikomu ono nie przeszkadza, raczej pomaga.
Jeśli prawda kojarzy się z dobrem, to jej zniewolenie musi kojarzyć się z czymś złym. Tym samym, cywilizacja ewoluująca ku zniewoleniu prawdy staje się cywilizacją zła. A tam, gdzie nie ma prawdy ani dobra, dozwolone jest wszelkie zło i każde łajdactwo da się usprawiedliwić.
Wiesław Sztumski