Czy Beskidy będą bezleśne?
Autor: Tomasz Kowalik 2008-03-06
Zamieraniu lasów świerkowych w Beskidach od kilku lat nie sposób zaradzić. Nie ma też jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje. Problem nie dotyczy tylko tego pasma górskiego - w innych regionach również widać obniżanie odporności świerków, a nawet zamieranie tych drzew. Jest ono widoczne także w innych rejonach Europy. Giną całe połacie lasów, przepadają walory krajobrazu, innymi słowy – klęska ekologiczna o dużej skali.
Leśnicy wśród przyczyn martwoty lasów świerkowych w naszych Beskidach wymieniają jednym tchem: nasilenie występowania szkodników owadzich, patologiczne choroby korzeni i masowe występowania kornika drukarza natychmiast po osłabieniu drzew. Zamieranie górskich świerczyn poznaliśmy w Górach Izerskich i Karkonoszach w latach 80. i 90. z powodu zatrucia atmosfery SO2 z kominów elektrowni na pograniczu Czech, Niemiec i Polski. Tam jednak po klęsce lasy zostały odnowione dzięki likwidacji wielkich elektrociepłowni. A miejsce niedawnej klęski - zadrzewione rozmaitymi gatunkami drzew Lasy Gór Izerskich i Karkonoszy - za kilkadziesiąt lat wrócą do świetności. Niestety, w Beskidach takiej nadziei, a nawet jej cienia, jeszcze nie ma.
Do wymienionych biotycznych przyczyn zamierania lasów beskidzkich leśnicy dodają abiotyczne, przede wszystkim wichury, susze, okiść śnieżną, a także antropogeniczne, gdy winowajcą jest człowiek i jego zachłanna gospodarka (np. skażenia przemysłowe). Na wiele lat zapamiętane będą wichury (jesienią 2004 r. wyłamane zostało 341 tys. m3, w 2005 r. wycięto z konieczności 575 tys. m3 posuszu). Z powodu braku opadów i upałów latem 2006 r. wycięto 632 tys. m3. W styczniu 2007 r. huragan „Cyryl” powalił 71,5 tys. m3 dorodnych starodrzewów świerkowych w nadleśnictwach Ujsoły, Węgierska Górka i Wisła. W 2006 r. w tych nadleśnictwach dzieło zniszczenia rozpoczęła inwazja brudnicy mniszki, która zaatakowała również drzewostany w nadleśnictwach Ustroń i Jeleśnia w nasileniu 2-4 razy większym niż w latach poprzednich.
Szkodniki pod nadzorem
Stan zagrożenia potwierdzają coroczne raporty z badań Zespołów Ochrony Lasu w regionalnych dyrekcjach Lasów Państwowych w Katowicach, Krakowie, Krośnie, Wrocławiu oraz w mniejszej skali w górskich parkach narodowych. W 2006 r. z powodu alarmującej sytuacji zdrowotnej wznowiono ciągły monitoring i odławianie w 100 pułapkach larw wskaźnicy modrzewianeczki, kolejnego wroga beskidzkich świerczyn. Jednocześnie szkody z powodów atmosferycznych w lasach RDLP w Krakowie oszacowano na ponad 87,8 tys. m3, a w nadleśnictwach RDLP w Katowicach - prawie 116 tys. m3.
Drzewostany świerkowe w nadleśnictwach górskich dyrekcji w Krakowie w 2006 r. osłabione były przez czynniki abiotyczne i biotyczne. Na jednym hektarze w 136 przypadkach odnotowano zaburzenie stosunków wodnych, w 218 przypadkach czynnikiem niszczącym były huraganowe wiatry, w 79 - śnieg. Ponadto w 3040 przypadkach stwierdzono martwicę drzew spowodowaną przez zgniliznę opieńkową a w 663 - hubę korzeniową. W lasach RDLP w Katowicach od kilku lat w tempie zastraszającym rośnie ilość cięć sanitarnych – w 2002 r., gdy nie obawiano się postępu klęski, wycięto „zaledwie” 227,3 tys. m3, w 2003 r. już 359 tys.m3, a w 2005 r. - ponad dwa razy więcej niż w 2002 r. Zgrozą powiało, gdy w 2006 r. trzeba było usunąć aż 621 tys. m3 drewna. W 82% przypadków było to spowodowane zaatakowaniem drzew przez owady. Największe uszkodzenie świerczyn nastąpiło w nadleśnictwach Ustroń, Wisła i Węgierska Górka.
Siła złego na beskidzkie lasy
Fachowcy z Zespołu Ochrony Lasu i Zakładu Gospodarki Leśnej Regionów Górskich w Instytucie Badań Leśnictwa są dość dalecy od optymizmu. Prognoza na 2007 r. mówiła o ciągłym zagrożeniu klęską w lasach całego pasma górskiego od Beskidu Śląskiego po Pieniny. Zwracano uwagę na gradację owadów, zwłaszcza kornika drukarza, choroby grzybowe korzeni, skutki suszy atmosferycznej i huraganu „Cyryl” oraz niemożności usunięcia w trudnym terenie górskim ogromnej i szybko powiększającej się ilości posuszu. Innymi słowy – już osłabione od kilku lat drzewostany świerkowe nie są zdolne do samodzielnej, naturalnej obrony przed zamieraniem.
Leśnicy, od najniższych szczebli służbowych w nadleśnictwach po szefów dyrekcji regionalnych w Katowicach, Krakowie i warszawskiej centrali, mówią niemal jednym głosem: zawiniła błędna, krótkowzroczna, gospodarka leśna, nastawiona na szybką, często rabunkową eksploatację gospodarczą zasobów beskidzkich świerczyn. Klęska i ogromne straty w drzewostanie Beskidów wynikają m.in. z rabunkowej gospodarki, braku wiedzy i przezorności leśników już 300 lat temu. Monokultura świerkowa nie mogła się utrzymać, ale wiemy o tym dokładnie dopiero dzisiaj, gdy beskidzkie lasy zamieniają się w wiatrołomy, wywroty, drewno toczy kornik a korzenie gniją żywiąc hubę. Skala klęski wykracza poza nasze możliwości finansowe i ratownicze – stwierdzają. – Nie mamy szans za pomocą techniki, chemii czy innych metod ratować beskidzkich lasów szybciej niż roznosi się wszelkiego rodzaju zaraza. Czynniki biotyczne i abiotyczne niszczące lasy świerkowe jakby „postanowiły” pozbawić nas ogromnego majątku i radości z podziwiania zalesionych gór.{mospagebreak}
Wiedzieć to mało
Zagrożenie lasów w skali europejskiej i wyraźne przejawy klęski są podstawą programu badań, monitoringu i działań ratunkowych znanego jako „Program dla Beskidów”, wdrażanego od 2003 r. Jednym z jego głównych celów jest przebudowa gatunkowa ogromnych połaci lasów świerkowych. Służą temu: nowoczesna gospodarka nasienna, inwentaryzacje najbardziej zagrożonych lasów górskich, uruchomienie szkółek i produkcja ogromnej ilości sadzonek z zakrytym systemem korzeniowym.
Jednocześnie lasy Beskidu Żywieckiego i Śląskiego uznano za tereny, gdzie istnieje groźba utraty ich trwałości. W latach 2004 - 2007 Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej oraz RDLP w Katowicach (z Funduszu Leśnego) przeznaczyły na ratowanie 2,8 tys. ha świerczyn i przebudowę gatunkową 36 mln zł. Ale to za mało, biorąc pod uwagę, że na stokach Beskidów jest ciągle zagrożonych od 10 do 15 mln drzew.
Wiedza o skali klęski wymaga zastosowania najnowocześniejszych, wcale nie tanich, technologii ratowniczych. Najbardziej groźne jest opóźnianie tych prac, poczynając od niezwykle trudnego do wykonania - i to tylko przez część roku - każdego zadania ochronnego w terenie górskim. Musi wzrosnąć tempo usuwania i wywozu posuszu do zakładów przerobu masy drzewnej, a ponadto brakuje specjalnych pojazdów i maszyn, sieci wytrzymałych dróg. A co jeszcze bardziej martwi – brak ludzi zdolnych i chętnych do ciężkiej pracy w górach.
Konieczne jest zwiększenie wydajności istniejących i uruchomienie nowych szkółek do hodowli sadzonek kilkunastu gatunków drzew, które mają służyć przebudowie gatunkowej beskidzkich lasów. A potrzeba co najmniej 10 mln sadzonek rocznie, których... nie da się posadzić w krótkim czasie.
Kto to ma robić?
Ze szkółek leśnych, np. w Bielsku Białej czy Ustroniu, można uzyskać po ich rozbudowie - i to nie od razu - nawet ponad milion sadzonek w jednym cyklu wegetacyjnym. Karpacki Bank Genów w Wiśle może zapewnić 3 tony nasion jodły, chłodnia szkółki w Bielsku może przechować 15 ton nasion buka, tak bardzo potrzebnego dla przebudowy lasów beskidzkich. Rozbudowa szkółek w Ustroniu, Zaporze, Chrzanowie oraz przechowalni nasion w Wiśle – stwarzają szanse na przebudowę gatunkową około 600 ha lasów dotkniętych klęskami.
Jednak nadal na takie zabiegi ratunkowe - z perspektywą skuteczności za kilkadziesiąt lat - czeka ponad 15 tys. ha beskidzkich świerczyn. A już dziś wiadomo, że „Program dla Beskidów” wymaga ponad dwukrotnie większych nakładów finansowych niż dotąd przeznaczono na ten cel. Warto wspomnieć, że w 2006 r. mieliśmy prawie 9,3 mln lasów (zalesione ok. 29% obszaru kraju), czyli tyle samo, co w 1933 r. (ale zajmowały one tylko 23% powierzchni II RP).
Podczas konferencji „Zagrożenie trwałości lasów w Beskidach, czynniki sprawcze i środki zapobiegawcze” (Ustroń, koniec 2007 r.) obradujący stwierdzili m.in. brak elastycznej strategii i taktyki postępowania wobec przejawów klęski ekologicznej w górskich lasach. Pomimo świadomości zagrożenia, nie sposób każde drzewo uchronić przed inwazją np. kornika czy zgnilizny korzeniowej. W 2007 r. nie znikną wielkie trudności (brak robotników leśnych i środków transportu), nie będzie więcej czasu na usunięcie z beskidzkich lasów 1,5 mln m3 drewna.
Trudne pytania, brak odpowiedzi
A co dalej? Wiadomo, ze na 2008 r. Dyrekcja Generalna LP zaplanowała sfinansowanie m.in. badań naukowych w zakresie planowania i realizacji przebudowy drzewostanów ze szczególnym uwzględnieniem lasów górskich. Na skutki trzeba będzie czekać dość długo, tymczasem kornik, zgnilizna korzeniowa, a może jakieś nawalne opady śniegu czy wichury przyczynią leśnikom jeszcze większych zmartwień i spotęgują uczucie bezsilności. Natura ma swoje prawa, podobno sama sobie poradzi. Ale kiedy będziemy mieli z tego jakąś korzyść? Ciągle bowiem tzw. zrównoważony rozwój to tylko marzenie.
Pytanie retoryczne pierwsze: czy wystarczą do osiągnięcia tego celu dotychczasowe przepisy ustawy o lasach, o nasiennictwie leśnym, gdy zarazem wiadomo, iż lasy świerkowe odgrywają coraz mniejszą rolę wśród gatunków lasotwórczych. Jest to skutek zmniejszania się odporności świerka na choroby i klęsk żywiołowych w lasach górskich. W 1978 r. udział powierzchni świerka w naszych lasach sięgał 11,3%, a w 2006 r. tylko 5,5%. Dane GUS „Ochrona środowiska 2007” pokazują, że pod zarządem Lasów Państwowych jest 7,053 mln ha lasów, a w przypadku świerka jest to ponad 15,1 mln m3 drzew w wieku 41-60 lat, ponad 27 mln m3 drzew w wieku 61-80 lat, 25,2 mln m3 drzew 81-100- letnich i prawie 11 mln m3 w wieku 101-120 lat. Pytanie retoryczne drugie: czy w ogóle, w jakim czasie i jakim kosztem (jak dotąd z niewielkim wsparciem ze środków budżetowych) z tej masy drewna – dziś liczonego „na pniu” – uda się w 100 pułapkach feromonowych (bo tylko tyle jest obecnie ustawionych) uratować i zachować beskidzkie świerczyny. Nie tylko dla przemysłu, także dla krajobrazu, także dla naszej przyjemności i zdrowia.