Z prof. Jackiem Staszewskim, historykiem, rozmawia Janina Słomińska
- Od ponad 30 lat uparcie przywraca Pan dobrą sławę dwom polskim monarchom elekcyjnym - Sasom: Augustowi II i Augustowi III. Z jakim skutkiem?
fot. Piotr Kurek |
- Mizernym, ponieważ opinia o czasach saskich jak była negatywna, tak negatywna pozostała. Przysłowie „za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa" - synonim rządów Augusta III Sasa - tkwi w świadomości zarówno Polaków jak i Niemców. Ale są symptomy zmiany na lepsze. Krytycznej weryfikacji doczekało się, na przykład, powiedzenie, że za czasów Augusta III Polska była zajezdną karczmą, w której biesiadowały nieustannie wojska rosyjskie i wojska niemieckie. Moja koleżanka po fachu, z Krakowa, dokładnie przebadała zasięg pobytu wojsk rosyjskich na terenie Polski w początkach XVIII wieku. Stwierdziła, iż dotyczyło to tylko niektórych dzielnic i krótkich odcinków czasu. Nadto wojska rosyjskie płaciły dobrą monetą za żywność dla ludzi i koni. W przeciwieństwie do wojsk pruskich. Ale kto by sobie takimi niuansami zawracał głowę...
Stereotypy o czasach saskich utrwaliła literatura i filmy realizowane w oparciu o dzieła literackie. Jak długo będą wydawane książki Ignacego Kraszewskiego „Hrabina Cosel" (metresa Augusta II) i „Brühl" (minister Augusta III) mogę tylko rozkładać ręce.
- Najbardziej prestiżowa w Polsce oficyna wydawnicza - Ossolineum - skierowała w tym roku do sprzedaży drugie wydanie biografii Augusta III Sasa, której jest Pan autorem. Recenzenci i czytelnicy komplementują (dowody - na forach internetowych) i dzieło, i twórcę. Nic dziwnego. Uchodzi Pan w środowisku historyków polskich i niemieckich za najlepszego znawcę czasów unii personalnej Polski i Saksonii oraz polityki obu Augustów - ojca i syna, królów, którzy nie mieli szczęścia do dobrej pamięci. Jeden przetrwał w zbiorowej świadomości jako seksoholik, drugi jako sybaryta i marionetka w rękach własnych ministrów.
- Władcy z rodu Wettynów panowali w Polsce nieco ponad sześćdziesiąt lat. Królowie elekcyjni August II i August III w latach 1697- 1763, a książę warszawski Fryderyk August - wnuk Augusta III - o którym niewielu Polaków wie i pamięta - w latach 1807-1815.
Według naukowców ten dość krótki okres w dziejach dynastii Wettynów, która w Saksonii sprawowała władzę przez ponad 800 lat, zadecydował o upadku obu państw: Saksonii i Polski. Historykom niemieckim wystarczyła konstatacja, że upadek Saksonii nastąpił na skutek zaangażowania się elektora saskiego w sprawy polskie - zdobycia korony i utrzymania jej. Historycy polscy natomiast uważali, że obaj Augustowie - ojciec i syn - bardziej zajmowali się dziedziczną Saksonią niż elekcyjną Polską, co doprowadziło do rozbiorów i likwidacji politycznej państwa. W poszukiwaniu winnych upadku Rzeczpospolitej najbardziej chyba zagalopował się Władysław Konopczyński, niewątpliwie najwybitniejszy historyk polski zajmujący się XVIII wiekiem. Zrobił Augustowi III tak fatalną opinię, że trudno o gorszą. Bezmyślna bryła mięsa, władca pozbawiony instynktów przywódczych, za to zdominowany przez instynkt rozrodczy (spłodził 12 dzieci), marionetka w rękach własnego ministra Henryka Brühla itd, itd...
- Ile w tym prawdy?
- Obaj władcy nie zasługują na tak surowy osąd. Wystarczy powiedzieć, że za Augusta II (patrz - biografia Augusta II Mocnego), mimo wojen, jakich za jego rządów doświadczyły Saksonia i Polska, terytoria obu państw nie doznały uszczerbku. Nadto w czasach panowania obu Augustów, a zwłaszcza Augusta III Sasa, nastąpił rozkwit kultury, sztuki i nauki, choć uparcie mówi się o tamtych latach jako o czasach ciemnoty i nietolerancji.
Odkryłem, że negatywne opinie o obu Sasach weszły do obiegu publicznego dopiero kilkadziesiąt lat po śmierci Augusta III, w połowie XIX wieku. Był to czas, kiedy historycy Prus i Rosji szukali usprawiedliwienia dla udziału swoich państw w rozbiorach Polski. Z punktu widzenia techniki uprawiania propagandy, dopuścili się świadomej manipulacji. Ich tropem podążyli kolejni naukowcy. Badacze niemieccy np. eksponowali źródła pruskie, pomniejszające znaczenie Saksonii w Europie, po myśli Fryderyka II dyskredytującego polityczne, gospodarcze i kulturalne zasługi Wettynów dla historii Niemiec. Zresztą główne źródło wiedzy o czasach saskich - Archiwum Drezdeńskie - było bardzo słabo znane polskim i niemieckim historykom.
- Pan, jako jeden z nielicznych naukowców, sięgnął po dokumenty w nim zgromadzone. Przez 26 lat, rok w rok, jeździł Pan do Drezna i spędzał po kilka tygodni na wertowaniu achiwaliów. Sam się Pan na tę benedyktyńską robotę skazał?
- Zaczęło się bardzo zwyczajnie. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku mój szef naukowy na UMK w Toruniu prof. Witold Łukaszewicz wpadł na pomysł napisania historii nuncjatury w Polsce. Podzielił między swoich uczniów zadania. Mnie przypadły czasy saskie. Cztery lata zmarnowałem, aby nauczyć się na pamięć nazwisk i imion papieży, kardynałów, sekretarzy stanu, premierów i tych, których nazwiska wiązały się z uprawianiem polityki w ówczesnej Europie. Po czym okazało się, że z tego nic nie wyjdzie, bo odmówiono nam dostępu do archiwum watykańskiego. Ale szukając materiałów do czasów Augusta II, trafiłem na Drezno. Olśniło mnie. To była kopalnia mało znanej wiedzy o polityce w czasach saskich. Tak urodziła się moja praca doktorska, która dotyczyła nieznanego historykom wątku powstania polskiej misji w Rzymie. Nieznanego, ponieważ dotąd sądzono, że pierwszą polską misję w Watykanie powołano za czasów Augusta Poniatowskiego. Tymczasem w Dreźnie natrafiłem na dokumenty, z których wynikało, że już August II, tuż po wstąpieniu na tron polski, wydelegował do Rzymu swojego specjalnego wysłannika w charakterze królewskiego korespondenta a zarazem strażnika polskich i saskich interesów .
Praca doktorska „Stosunki Augusta II z Kurią Rzymską" miała być - jak mi się wówczas wydawało - pierwszym krokiem na drodze mojej naukowej specjalizacji. Krok następny dotyczył stosunków Polski i Saksonii z Francją. Udało mi się po długich staraniach i zabiegach uzyskać trzymiesięczne stypendium w Paryżu. Zebrałem masę materiałów, przeorałem źródła i napisałem... pracę habilitacyjną. Pełen nadziei na kontynuację wątków z zakresu polityki międzynarodowej ówczesnej Europy starałem się o kolejne zagraniczne stypendia naukowe. Bezskutecznie. Czyjeś ręce nieustannie skreślały moje nazwisko z listy ubiegających się o wyjazd.
- Dlaczego?
- Domyślam się, że zdecydował o tym incydent z celnikiem w czasie mojego powrotu z Francji do Polski. Do Paryża na stypendium leciałem samolotem. Chciałem również samolotem wracać. Miałem bilet lotniczy do Polski, ale uległem namowom znajomego, aby wrócić samochodem. Był dziennikarzem telewizyjnym, miał świetne stypendium, z którego zostało mu 500 dolarów. Kupił za te pieniądze fiata, ale nie miał prawa jazdy. Ubłagał mnie, żebym doprowadził mu ten samochód do Polski. Zgodziłem się. Drugi poznany w Paryżu kolega, który wymyślił sobie powrót do kraju przez Londyn, podrzucił mi do samochodu paczkę książek. Wszystko było dobrze, dopóki nie stanąłem na granicy polskiej. Jak dziś pamiętam: to był 5 marzec 1968. Celnik rozbebeszył mi paczkę z książkami. Okazało się, że wiozę prohibity. Skonfiskowano mi je oczywiście, ale informacja poszła ministerstwa, no i... Zamiast Rzymu i Paryża pozostało mi enerdowskie Drezno. I tak, dzięki czujności celnika, stałem się specjalistą od zbiorów drezdeńskich.
- Rezultatem wieloletniej przyjaźni z archiwum drezdeńskim są Pana książki. Między innymi biografie Augusta II i Augusta III. Którego z tych dwu królów darzy pan większym sentymentem - ojca czy syna?
- Zdecydowanie ojca. Był człowiekiem o szerokich horyzontach myślowych, z głową pełną pomysłów, które potrafił wcielać w życie. Nieprawdą jest, że dla własnych przyjemności tracił fortunę. Dzięki jego umiłowaniu sztuki Saksonia stała się państwem, które dysponowało jednym z najlepszych w ówczesnej Europie zespołów muzycznych i baletowych. Ale równie nietuzinkowym człowiekiem był jego syn, August III, który z woli ojca siedem lat swojej młodości spędził na terenie Włoch, głównie w Wenecji, Toskanii i Mediolanie. To wielki mecenas sztuki. Jego doradcą był włoski filozof i krytyk sztuki Francesco Algarottii, twórca współczesnej idei porządkowania kolekcji dzieł sztuki i zbiorów. Nikt o tym nie pamięta, ale współczesne muzealnictwo narodziło się na dworze drezdeńskim. Dzięki Augustowi III nie tylko Drezno stało się centrum kultury europejskiej, ale także nasz kraj wzbogacił się o pierwszy teatr, o wspaniałe budowle i dzieła sztuki, również dlatego, że styl bycia i życia króla znajdował naśladowców na dworach magnackich. Nieprawdą jest, że był leniwym sybarytą. Ilość dokumentów z jego podpisem dostępnych w Archiwum Drezdeńskim świadczy o jego pracowitości. Ich lektura pozwoliła mi odkryć nieznane szerzej fakty dotyczące polityki Wettynów - podejmowanie prób, aby Polskę zbliżyć do Saksonii i uczynić z tych państw trwałą podstawę do odzyskania wpływów politycznych w Europie.
August III był barwną postacią. Sama jego śmierć to wielkie przedstawienie teatralne. Zjechał z Warszawy do Drezna na uroczyste obchody swoich urodzin. Na dworze przygotowywano wielką galę, którą miała uświetnić premiera nowej sztuki teatralnej. Cały pałac królewski był pełen gości. I nagle, w samym centrum owego zgiełku i krzątaniny, król umiera. Pada na podłogę, córki mdleją, kawalerowie je wynoszą, królowi puszczają krew z żył. Nic nie pomaga... O ironio... Był przekonany, że będzie pochowany na Wawelu. Spoczął w podziemiach kościoła dworskiego na brzegu Łaby. Polacy nie zgodzili się na pochówek w Krakowie.
- Trudno się dziwić niechęci Polaków. Augustowi III zarzucali, że nie nauczył się polskiego, przesiadywał w Dreźnie, rzadko przebywał w Warszawie słowem nie dbał o Polskę i o niej nie myślał...
- Nieprawda. To przecież August III w Dreźnie urządził swój gabinet w pokoju, którego okna wychodziły na słynny kamienny most, za którym zaczynała się droga do Polski. To było symboliczne upodmiotowienie celu polityki Augusta: silna Polska. Miał ten cel codziennie przed oczyma. To przecież za jego panowania podejmowane były inicjatywy (reforma finansów , reforma szkolnictwa), które miały doprowadzić do odbudowy państwa polskiego na różnych polach. Niestety, zabrakło czasu i dobrej woli polskiej magnaterii i szlachty... A przy okazji... Popularne powiedzenie „za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa" pierwotnie w Rzeczpospolitej miało inne znaczenie. Pochlebne dla Augusta III. Utrwalało wspomnienie dobrobytu czasów pokoju po latach wielkiego głodu i ubóstwa czasów wojny na początku XVIII wieku.
- Jak środowisko historyków polskich i niemieckich przyjmuje Pana próby rehabilitacji czasów saskich?
- Moje książki nie budzą szczególnych emocji, no może poza jednym znanym mi przypadkiem historyka niemieckiego, który twierdził, że zajmowanie się czasami panowania Augusta III to wynik bolszewickiej formacji kulturowej, która wymyśliła sobie unię polsko-saską. Nawet nie podjąłem polemiki, bo trudno polemizować z przekonaniami. Mity rodzą się z urazów, które wypełniają życie duchowe społeczeństw. Próbują one sobie wytłumaczyć losy państw „na skróty", bez docierania do prawdy. Mnie satysfakcjonuje, że ukazało się już kilka syntez dziejów Polski, których autorzy powołują się na moje ustalenia i wprowadzają zmiany do tego dotychczasowego czarnego obrazu czasów saskich. Wiem, że trudno go odwrócić, bo nie da się wykreślić rozbiorów Polski. Rzecz w tym, aby rozsądnie czerpać wiedzę z doświadczeń przeszłości. Choć nie jestem w tym względzie nadmiernym optymistą i pamiętam to, co powiedział znakomity badacz dziejów Polski, profesor Janusz Tazbir: jeśli historia jest nauczycielką życia to trzeba przyznać, że uczniów ma niewielu.
Dziękuję za rozmowę.
oem software