Informacje (el)
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 3051
>W jednostkach objętych ostatnią kontrolą NIK, w tym w czterech uczelniach wyższych, badania naukowe prowadziło ponad 6300 osób.
>
Instytuty mało twórcze
>W badanym okresie trzy jednostki (18%) nie wykorzystywały efektywnie potencjału naukowego swoich pracowników, koncentrując działalność na wykonywaniu usług i innych zadań niezwiązanych z prowadzeniem badań naukowych i prac rozwojowych. Dotyczyło to w szczególności instytutów badawczych, ale również w szkołach wyższych stwierdzono znaczne obciążenie pracowników naukowo-dydaktycznych zadaniami niezwiązanymi z pracą naukową.
Skutkiem ukierunkowania potencjału kadrowego instytutów badawczych na realizacje usług o charakterze komercyjnym była niepełna realizacja obowiązku twórczej działalności naukowej, wprowadzania do praktyki wyników tejże działalności oraz kształcenia kadry naukowej przez zatrudnionych w nich pracowników naukowych.
1) Pracownicy Instytutu Kolejnictwa byli zaangażowani w realizację łącznie 600 zadań, w tym opinii, ekspertyz, badań eksploatacyjnych, testów, analiz, pomiarów, konsultacji, opracowywania studium wykonalności. W badanym okresie 95% przychodów instytutu pochodziło z działalności komercyjnej. Instytut nie realizował również zadań badawczych na podstawie umów zawartych z innymi podmiotami na wykonanie prac B+R zakończonych osiągnięciem celu badawczego;
2) Instytut Transportu Samochodowego koncentrował swoją działalność na wykonywaniu usług homologacyjnych i certyfikacyjnych (badania homologacyjne pojazdów). Udział przychodów instytutu z działalności gospodarczej wynosił 70% przychodów ogółem w badanym okresie. W 2011 r. realizacja podstawowej działalności instytutu była obowiązkiem 73 pracowników naukowych oraz współdziałających z nimi pracowników badawczo-technicznych (34,2% wobec 65,8% zatrudnionych do innych zadań).
>Pracownicy o najwyższych naukowych kwalifikacjach (tj. stopniem naukowym doktora habilitowanego) realizowali nie więcej niż 15% w 2009 r. oraz 10% w 2010 r. zadań podstawowej działalności statutowej Instytutu;
Wszystkie wymienione wyżej jednostki charakteryzowały się niskim poziomem efektywności naukowej oraz brakiem wdrożeń B+R. Żadna z tych jednostek nie posiadała uprawnień do nadawania stopnia naukowego doktora, co utrudniało rozwój i kształcenie młodych kadr naukowych.
W szkołach wyższych głównie uczą
>
Z kolei w kontrolowanych szkołach wyższych zaobserwowano znaczny poziom obciążenia dydaktycznego pracowników naukowo-dydaktycznych oraz znikomy odsetek pracowników zaangażowanych wyłącznie w prowadzenie działalności naukowej.
>W trzech skontrolowanych szkołach wyższych ustalony przez senat roczny wymiar godzin
dydaktycznych (pensum) dla pracowników naukowo-dydaktycznych sytuował się w górnej granicy dopuszczalnego ustawowo limitu (120-240 godzin) i wynosił od 210 do 240 godzin dla profesora, adiunkta oraz asystenta. (Niższy wymiar pensum wynoszący 190 godzin dla osób zatrudnionych na stanowiskach profesorów i adiunktów ze stopniem doktora habilitowanego ustalono w Warszawskim Uniwersytecie Medycznym).W dwóch uczelniach (50%) wzrastała również liczba realizowanych godzin ponadwymiarowych (AGH, PW). Liczba pracowników naukowych zobowiązanych głównie do prowadzenia badań naukowych i prac rozwojowych oraz rozwijania twórczości naukowej (bez obowiązku kształcenia i wychowywania studentów) stanowiła znikomy odsetek osób zaangażowanych w prowadzenie działalności B+R nieprzekraczający 1% ogółu pracowników zaangażowanych w prowadzenie badań naukowych w uczelni. Za dobrą praktykę należy uznać (w dwóch skontrolowanych uczelniach) obniżanie wymiaru pensum dydaktycznego pracownikom naukowo-dydaktycznym wykazującym szczególne zaangażowanie w prowadzenie badań naukowych lub prac rozwojowych.
1) W latach 2009–2011 w Akademii Górniczo-Hutniczej wzrosło obciążenie dydaktyczne pracowników naukowo-dydaktycznych z 705.462 godzin (w tym 208.085 godzin ponadwymiarowych) w roku akademickim 2009/2010 do 714.709,5 (w tym 215.372 godzin ponadwymiarowych) w roku akademickim 2010/2011. Liczba pracowników naukowo-dydaktycznych prowadzących zajęcia w wymiarze przekraczającym pensum wynosiła odpowiednio: w roku akademickim 2009/2010 - 1.682 tj. 75,8% wszystkich zatrudnionych pracowników naukowo-dydaktycznych, a w 2010/2011 1.769, tj. 78,1% wszystkich
>zatrudnionych w uczelni pracowników naukowo-dydaktycznych.
We wskazanych latach akademickich w AGH korzystano z uprawnienia do obniżania pensum pracownikom naukowo-dydaktycznym m.in. z tytułu realizacji ważnych zadań naukowych lub wykonujących ważne zadania dla AGH. W roku akademickim 2009/2010 obniżono pensum łącznie 346 pracownikom naukowo-dydaktycznym, co stanowiło 15,6% wszystkich zatrudnionych w uczelni pracowników naukowo-dydaktycznych, a w roku
>akademickim 2010/2011 łącznie 215 pracownikom naukowo-dydaktycznym, co stanowiło 9,6% wszystkich zatrudnionych w tej grupie. Wymiar pensum adiunktom realizującym ważne zadania naukowe obniżono odpowiednio: w roku akademickim 2009/2010 – 246 tj. 71,1% wszystkich zatrudnionych w AGH adiunktów, a w roku akademickim 2010/2011 – 125, tj. 58,1% wszystkich adiunktów;
Skąd naukowcy biorą pieniądze?
Działalność naukowa skontrolowanych jednostek była finansowana w szczególności ze środków finansowych na naukę pochodzących z cz. 28 budżetu państwa, ze środków budżetu UE oraz środków własnych. Jednostki wykazywały znaczne zróżnicowanie źródeł uzyskiwanych przychodów uzależnione od ich rodzaju i profilu działalności (instytuty naukowe PAN, instytuty badawcze, szkoły wyższe).
>W latach 2009–2011 jednostki te uzyskały łącznie ponad 1,3 mld zł przychodów ze środków finansowych na naukę pochodzących z budżetu państwa (cz. 28) oraz ok. 700 mln zł przychodów ze środków pochodzących z budżetu UE w ramach programów ramowych i funduszy strukturalnych. Ponad 50,3 mln zł przychodów pochodziło ze środków Funduszu Nauki i Technologii Polskiej. W strukturze przychodów jednostek objętych kontrolą środki przeznaczone na badania naukowe i inwestycje służące ich potrzebom stanowiły od 10 do 99% przychodów ogółem.
Wysoki udział pozyskanych środków finansowych na naukę oraz środków pochodzących z programów ramowych i funduszy strukturalnych UE w przychodach ogółem odnotowano w instytutach naukowych PAN , w których osiągnął od 75 – 85%. W pozostałych jednostkach kształtował się na poziomie odpowiednio: od 5 – 30% w instytutach badawczych, 12 – 40% w szkołach wyższych oraz od 10 – 40% w dwóch skontrolowanych centrach badawczo-rozwojowych.
Najwyższy poziom finansowania działalności naukowej ze środków budżetu państwa oraz budżetu UE wystąpił w Międzynarodowym Instytucie Biologii Molekularnej i Komórkowej (99%). Zdecydowana większość przychodów instytutów badawczych (od 65 do 95% - z wyłączeniem OPI) pochodziła z gospodarczej (komercyjnej) polegającej na wykonywaniu usług certyfikacyjnych, homologacyjnych oraz innych usług badawczych dla sektora gospodarczego.
Najwyższy poziom przychodów pochodzących z działalności komercyjnej odnotowano w Instytucie Kolejnictwa (95%) oraz w IGPiM (83%). W badanym okresie zaledwie dwa instytuty badawcze osiągnęły znaczne przychody (pow. 10 mln zł) z wdrożeń wyników badań naukowych (Instytut Mechaniki Precyzyjnej, GIG).
W skontrolowanych szkołach wyższych najbardziej znaczącym źródłem przychodów były środki pochodzące z dotacji dydaktycznej przeznaczonej na kształcenie studentów oraz opłat za studia.
>W badanym okresie relacja przychodów z działalności dydaktycznej do przychodów ogółem wynosiła: 50% w AGH, 61% w PW, 75% w PŚ oraz 83% w WUM.
Jednocześnie należy wskazać, iż – w ramach przychodów ze środków finansowych na naukę pochodzących z budżetu państwa – trzy uczelnie (75%) pozyskały więcej środków na realizację projektów badawczych, rozwojowych i celowych niż na prowadzenie działalności statutowej (średnio o 16%) (AGH, PW, PŚ).Odwrotna tendencja wystąpiła w większości skontrolowanych instytutów badawczych. W czterech z nich (57%) przewaga środków na prowadzenie działalności statutowej była co najmniej pięciokrotna (IGPiM, IK oraz OPI, IPJ w Świerku).
Czym się zajmują instytuty?
W latach 2009 – 2011 kontrolowane jednostki realizowały łącznie 2048 projektów rocznie, w tym 1.491 projektów badawczych, rozwojowych i celowych (73%) oraz 341 projektów międzynarodowych w ramach współpracy naukowej z zagranicą (17%), a także 216 projektów finansowanych ze środków funduszy strukturalnych (10%).
>Udział projektów o potencjalnych celu aplikacyjnym (tj. projektów rozwojowych, celowych,
>zamawianych oraz projektów finansowanych przez NCB iR) kształtował się na poziomie 18% . Ponadto, kontrolowane jednostki były zaangażowane w wykonywanie łącznie 1149 zadań rocznie w ramach działalności statutowej.
>W badanym okresie łączny koszt działalności badawczo-rozwojowej skontrolowanych jednostek finansowanej ze środków budżetowych na naukę (w tym m.in. działalności statutowej, projektów badawczych, rozwojowych i celowych, współpracy naukowej z zagranicą oraz inwestycji służących potrzebom B+R) wyniósł ponad 1,3 mld zł. Koszt projektów realizowanych w ramach programów ramowych i funduszy strukturalnych wyniósł ok. 600 mln zł.
>
W objętych kontrolą szkołach wyższych również zaobserwowano większe zaangażowanie w realizację projektów badawczych (średnio 5-krotnie większe) aniżeli projektów rozwojowych, celowych, badawczych zamawianych oraz projektów finansowanych przez NCB iR. Przy czym w AGH oraz w PW wystąpiła mniejsza przewaga tego typu projektów (średnio 3-krotna), aniżeli w PŚ (8-krotna) i WUM (6-krotna).>
Odwrotną tendencję zaobserwowano w dwóch objętych kontrolą centrach badawczo-rozwojowych wykonujących w szczególności projekty rozwojowe i celowe nastawione na zastosowania praktyczne (brak projektów badawczych).
>Zróżnicowane trendy wystąpiły w pozostałych instytutach badawczych. W większości z nich przeciętna liczba projektów badawczych była zbliżona do łącznej liczby projektów rozwojowych i celowych. Wyjątek stanowił GIG, który realizował nieco więcej projektów o potencjalnym celu aplikacyjnym (średnio o 12%).
>
Prawie wszystkie objęte kontrolą jednostki (odpowiednio 82% i 88%) były zaangażowane
W badanym okresie jednostki objęte kontrolą złożyły łącznie 3887 wniosków o przyznanie środków na projekty badawcze, z czego 1464 uzyskało dofinansowanie Ministra oraz powołanych w tym celu agencji (38%).
Największa aktywność w tym zakresie (w relacji do liczby pracowników zaangażowanych w działalność B+R) charakteryzowała instytuty naukowe PAN (1,4) oraz GIG (1,7). Znacznie niższą aktywność zaobserwowano w pozostałych instytutach badawczych oraz centrach badawczo-rozwojowych (0,5), a także w szkołach wyższych (0,5).
Największą skuteczność w pozyskiwaniu środków finansowych ze źródeł krajowych i zagranicznych na realizację projektów badawczych (powyżej 50% pozytywnie rozpatrzonych wniosków) odnotowano w dwóch jednostkach, tj. w MIBMiK (69,6%) oraz w Instytucie Biologii Doświadczalnej im. M. Nenckiego PAN (56,5%).
W szkołach wyższych odsetek pozytywnie rozpatrzonych wniosków wahał się od 18 do 41% (PW i AGH – ok. 40%, WUM - 33%, PŚ – 18%).
W kontrolowanych instytutach badawczych i centrach badawczo-rozwojowych wskaźnik
>ten kształtował się na średnim poziomie 25%. Trzy objęte kontrolą jednostki (17%) nie uzyskały żadnej pozytywnej decyzji organu rozpatrującego wnioski o przyznanie środków na finansowanie projektów badawczych. Prawie 50% skuteczność w pozyskiwaniu środków finansowych na projekty osiągnął IPJ w Świerku (49%) oraz PIT S.A. (45%).
Pełne wyniki kontroli na www.nik.gov.pl
>
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 934
Centrum Nauki Kopernik uruchamia Planetobus i wyrusza w trasę z mobilnym planetarium. Odwiedzi w tym roku 20 szkół w małych miejscowościach w całej Polsce. Projekt realizowany jest wspólnie z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Mobilne planetarium podróżujące Planetobusem to duży namiot z dachem w kształcie kopuły o średnicy 5 metrów. W środku zmieści się 30 – 35 osób. Na półokrągłym „suficie” widzowie będą oglądać pokazy astronomiczne, prowadzone na żywo przez edukatorów z Kopernika.
Zobaczą niebo pełne gwiazd, poznają najciekawsze konstelacje, układy planet i inne obiekty astronomiczne. Odwiedzą także Międzynarodową Stację Kosmiczną i dowiedzą się, co na niej robią astronauci.
Planetobus zatrzyma się w każdym miejscu na 2 dni. W ciągu roku mobilne planetarium może odwiedzić nawet 20 tys. osób! Jeśli pogoda na to pozwoli, wieczorami organizowane będą także obserwacje nieba z wykorzystaniem lornetek i teleskopów.
Wszyscy możemy czasem być astronomami! Ekipa Planetobusa będzie do tego zachęcać, bo astronomia to fascynująca i łatwo dostępna dziedzina nauki.
Do obserwacji nieba zbędny jest specjalistyczny sprzęt. Wystarczy w bezchmurny wieczór wybrać się w ciemne miejsce, spojrzeć w górę i skupić wzrok. Pomocne są także specjalne aplikacje na smartfony, ułatwiające identyfikację konkretnych gwiazd i innych obiektów. Uczniowie uczestniczący w pokazach mobilnego planetarium otrzymają „Poradnik młodego naukowca” pełen astronomicznych ciekawostek, informacji o gwiazdach i planetach oraz eksperymentów, które można samodzielnie wykonać w domu.
Szkoły, które chciałyby zamówić bezpłatną wizytę Planetobusa, mogą to zrobić korzystając z tego formularza: http://naukadlaciebie.gov.pl/kategoria/naukobus/#formularz
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 401
Komitet Przestrzennego Zagospodarowania Kraju (KPZK) Polskiej Akademii Nauk opracował dokument w sprawie polityki przestrzennej państwa i planowania przestrzennego pn. Przestrzenne Zagospodarowanie Kraju – perspektywa długookresowa. (Pisaliśmy o tym w SN Nr 11/22). Zespół interdyscyplinarny (19 osób), który go stworzył, zawarł w tym opracowaniu nie tylko diagnozę stanu obecnego, ale i wskazuje wyzwania, przed jakimi stoją (lub staną) administratorzy państwa w najbliższej i dalszej przyszłości. Z wielu zagadnień ujętych w raporcie wybraliśmy kilka, które będziemy pokazywać w kolejnych numerach SN.
W tym numerze przedstawiamy fragment dotyczący morza z uwagi m.in. na rozwój energetyki.
Sfera morska
Polskie obszary morskie stały się przedmiotem intensywnych prac planistycznych. KPZK 2030 przewidywało przygotowanie planów zagospodarowania obszarów morskich oraz studium zagospodarowania przestrzennego dla obszarów przybrzeżnych.
Obecnie w obrocie prawnym funkcjonuje jeden plan zagospodarowania przestrzennego morskich wód wewnętrznych, morza terytorialnego i wyłącznej strefy ekonomicznej w skali 1:200 000 przyjęty rozporządzeniem Rady Ministrów z dnia 14 kwietnia 2022. Obejmuje on całość wód morskich w polskiej jurysdykcji z wyłączeniem wód portowych i zalewów.
Wcześniej powstało studium uwarunkowań zagospodarowania przestrzennego polskich obszarów morskich wraz z analizami przestrzennymi. Dokument ten ma charakter informacyjny i obejmuje swoim zasięgiem wody morskie oraz gminy nadmorskie.
Równolegle powstają plany dla wód portowych (17 planów), Zalewów: Szczecińskiego, Kamieńskiego i Wiślanego, jak również plany szczegółowe dla Zatoki Gdańskiej i wód przyległych do brzegu morskiego na odcinku od Władysławowa do Łeby. Oznacza to, że polskie obszary morskie zostaną w całości pokryte 23 planami zagospodarowania przestrzennego.
Przyjęty w 2022 r. plan reguluje zagospodarowanie 29768,53 km2, co stanowi 9,2% obszaru lądowego Polski. Plan zakłada daleko idącą zmianę struktury funkcjonalno-przestrzennej polskich obszarów morskich. Przede wszystkim przewiduje się pojawienie nowej funkcji w obszarach morskich „pozyskiwanie energii odnawialnej” (w obecnych polskich realiach dominującą formą będzie zapewne energia z wiatru). Na ten cel przeznaczono 2310,8 km2 co stanowi 7,8% obszaru planu i aż 11,7% polskiej wyłącznej strefy ekonomicznej (gdyż tylko w niej zgodnie z polskim prawem można lokować energetykę wiatrową).
Obszary te powinny zapewnić możliwość instalacji mocy produkcyjnych na poziomie 11 GW, czyli ponad 20% obecnie zainstalowanej mocy w polskiej energetyce.
Dodatkowo między obszarami produkcji energii a lądem zostaną położone kable energetyczne służące przesyłaniu energii (każdy podmiot produkujący energię na morzu będzie się musiał podłączyć do systemu własnymi kablami).
W omawianym planie pojawiają się także inne akweny promujące przemysłowe wykorzystanie obszarów morskich. Jest to akwen 61 km2 do lokalizacji systemu chłodzenia nadmorskiej elektrowni jądrowej. W jego ramach może powstać także tymczasowy port serwisowy tej inwestycji.
Natomiast 556 km2 przewidziano na zapewnienie dostępu do polskich portów i ich rozwój w głąb morza. Skala tego procesu będzie różna. Jednak w przypadku Gdyni i Gdańska obszar zarezerwowany pod rozwój portu w stronę morza jest relatywnie duży.
Projekt Portu Centralnego w Gdańsku przewiduje „zalądowienie” ok. 410 hektarów Zatoki.
Reasumując, wskazać należy na następujące tendencje ujawniające się w sferze morskiej zagospodarowania przestrzennego kraju:
• Zwiększy się zajętość przestrzeni morskiej na cele przemysłowe. W północnej Polsce powstanie zagłębie energetyczne porównywalne do Śląska. Zmiana kierunku przesyłu energii będzie wymagała także inwestycji w energetyczne sieci przesyłowe. Na północy Polski dostęp do energii będzie znacznie łatwiejszy, co może ułatwić rozwój gospodarczy tego obszaru. Również funkcje serwisowe farm wiatrowych powinny doprowadzić do rozwoju portów w Łebie, Ustce, Darłowie czy Kołobrzegu, czyli pozytywnie wpłynąć na rozwój małych miast nadmorskich.
• Usytuowanie zagłębia energetycznego poza granicami morza terytorialnego może mieć negatywny wpływ na poziom bezpieczeństwa energetycznego kraju. Wynika to z koncentracji produkcji i nieograniczonego dostępu stron trzecich do infrastruktury przesyłowej. Podobny problem wiąże się z gazociągiem Baltic Pipe.
• Pojawienie się nowych funkcji wprowadzi daleko idące zmiany w strukturze funkcjonalno-przestrzennej obszarów morskich i brzegowych. Już zostały przesunięte akweny o funkcji podstawowej transport i wyznaczony alternatywny (dłuższy) szlak transportowy łączący porty Zatoki Gdańskiej z cieśninami duńskimi. Wzrosną koszty żeglugi do polskich portów
● Dla niewielkich jednostek pływających z portów środkowego Wybrzeża powstać może przeszkoda transportowa, utrudniająca im przepływ na północ (np. na łowiska) w okresach niesprzyjającej pogody. Będzie to mogło mieć negatywny wpływ na funkcjonowanie rybołówstwa.
● Pojawią się nowe przeszkody nawigacyjne i utrudnienia oraz bariery dla organizmów migrujących. To może wywierać dodatkowe presje na ekosystem morski i zmniejszyć jego odporność na szoki zewnętrzne
● Zanieczyszczenie wizualne krajobrazu, może mieć negatywny wpływ na rozwój turystyki nadmorskiej i osłabić potencjał rozwojowy małych gmin nadmorskich.
Reasumując, można przewidywać rozwój funkcji gospodarczych w obszarach morskich o znaczeniu ogólnokrajowym przy próbach zachowania przestrzeni dla tradycyjnych funkcji morskich (np. rybołówstwo, poligony Marynarki Wojennej) i ochrony środowiska. Tego typu zmiany w zagospodarowaniu przestrzennym mogą mieć wpływ na obszar całego kraju, ale szczególnie na regiony nadmorskie.
Ze względu na dynamiczny charakter przeobrażeń krajowa polityka przestrzenna powinna zwrócić uwagę na znaczenie nowych obszarów funkcjonalnych morze-ląd i na wpływ zagospodarowania przestrzennego na morzu na procesy przestrzenne na lądzie (np. nowe sieci przesyłowe, ekologiczne korytarze migracyjne, zmiany cen nieruchomości w obszarach nadmorskich etc.). Powinna także kompensować opisaną powyżej potencjalną dominację obszarów morskich w produkcji i przesyle energii i jej nośników.
Cały raport dostępny pod adresem: Przestrzenne zagospodarowanie kraju - perspektywa długookresowa -https://pan.pl/pliki/pzk.pdf
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1779
W Polskim Towarzystwie Ekonomicznym odbyła się 21.05.15 promocja książki prof. Ryszarda Bugaja pt. Plusy dodatnie i ujemne, czyli polski kapitalizm bez solidarności.
Promocja książki wywołała ożywioną debatę na temat budzący ciągle wielkie emocje społeczne, czyli co w 1989 r. obiecywano, a co z tego zrealizowano. Dyskusję prowadził prof. Stanisław Rudolf, wiceprezes PTE.
Prof. Bugaj na wstępie przedstawił genezę książki: „Uważałem, że ludzie, którzy się przyczynili do polskichprzemian ustrojowych winni się odnieść do nich po latach, ocenić, co z tego wyszło. Początkowo wszyscy zaproszeni do takich refleksji się zgodzili, ale po pół roku okazało się, że nikt nic nie napisał, wobec tego zrobiłem to sam. Po 25 latach od zmiany ustroju warto się jednak zastanowić przez co przeszliśmy, gdzie się znajdujemy i co z tego może wynikać, zwłaszcza, że przyszłość jest dla nas trudna do przewidzenia.
Nasza transformacja była skuteczna o tyle, że pozwoliła nam wyjść z zaułka, w jakim znajdowaliśmy się kilkadziesiąt lat. Tamten ustrój okazał się niefunkcjonalny i konieczna była jego zmiana. Trzeba pamiętać, że w sejmie w 89 r. wszystkie zmiany zostały wprowadzone jednomyślnie. Rezultat tych zmian na pewno jest instytucjonalny. Mamy wzrost gospodarczy – to kolejny argument, wielki atut dla apologetów tych zmian. Ale w latach 90. Polska była krajem doganiającym i mogła zastosować wszelkie sposoby tego doganiania. Transformacja polska jest zatem sukcesem, ale nie nadzwyczajnym, choć dobrym.
Rezultat transformacji musi być jednak oceniany i w innych kategoriach – np. co ta zmiana wniosła do przyszłości. O tempie wzrostu decydował przez lata napływ kapitału zagranicznego, co było możliwe z powodu relatywnie taniej siły roboczej w Polsce i stabilności politycznej. Kluczowym pytaniem jest jednak, czy te atuty, ta taniość pracy będzie w przyszłości? Otóż wiadomo, że nie. Awans polskiej gospodarki jest tylko ilościowy, nie dokonał się jakościowy. W ciągu 25 lat w Polsce nie powstało ani jedno przedsiębiorstwo globalne.
Czy będziemy więc mogli w następnych latach przezwyciężać status montowni? Mamy co prawda, dzięki środkom z UE, sukcesy w rolnictwie, ale już sektor krajowych usług pracuje głównie na rynek krajowy.
W Polsce jest bardzo dotkliwy deficyt myślenia strategicznego. I to nie chodzi tylko o rady mędrców, ale dialog społeczny, zwłaszcza, że neoliberalizm trzeszczy w szwach i tylko nieliczni go podtrzymują. Niestety, nie ma innego pomysłu, bo nie zbadano jeszcze, czy neoliberalizm jest reformowalny i nie wiadomo, kto miałby go zmienić.
Prof. Maciej Bałtowski (UMCS), pierwszy z panelistów, zwrócił uwagę, iż książka prof. Bugaja nie ma czysto naukowego charakteru, gdyż takich poglądów nie da się opisać na zimno, ale autor ustrzegł się populizmu. Zwrócił przy tym uwagę, że krytyczna ocena transformacji przez zwykłych ludzi jest determinowana otwartymi granicami i możliwością porównywania Polski z najwyżej rozwiniętymi państwami. Stamtąd więc biorą wzorce oceny tego, co jest w Polsce.
Autor książki, wywołując dyskusję wokół podstawowych pytań dotyczących skutków przemian skłania do dywagacji, czy można było je zrobić inaczej, ale pomija jednocześnie porównania międzynarodowe. A warto byłoby porównać Polskę z Węgrami, Czechami czy Słowakami. Okazałoby się, że po 25 latach Polska właśnie odniosła z tych przemian największe korzyści – mamy m.in. najwyższą z tych państw konkurencyjność gospodarki, brak oligarchii czy korupcji – jak to jest w Czechach (tu sala zareagowała gromkim śmiechem).
Kolejny panelista, prof. Krzysztof Jasiecki (IFIS PAN) podkreślił atuty książki szczególnie w aspekcie nędznej jakości debaty publicznej w Polsce. Zgodził się tu z prof. Bugajem, iż myślenie długookresowe jest u nas rzadkie – możliwe, iż wpływ na to ma peryferyjność Polski i niemożliwość dogonienia czołowych światowych gospodarek. Polska intelektualnie jest w innej epoce – podkreślił.
Zaletą książki jest ciekawy i porządkujący przegląd zdarzeń i osób biorących w nich udział. Autor pokazuje też jak budowano w Polsce system przywilejów, jak instrumenty finansowe generowały i generują nierówności (np. nasze podatki to system podobny do XVIII-wiecznego). Prof. Bugaj stara się więc policzyć koszty i zyski, zwłaszcza że pole manewru było wówczas niewielkie. Pokazują to choćby nieduże różnice między prawicowymi a lewicowymi rządami w prowadzeniu polityki gospodarczej.
Dzisiaj widzimy to inaczej, bo mamy wiedzę, znamy kapitalizm zachodni. Wówczas tego wszystkiego nie wiedzieliśmy. Ale dzisiaj widać jednak brak nowego programu, koncepcji – idziemy na jałowym biegu. Ludzie władzy nie wiedzą, co robić dalej, po 2020, kiedy skończą się środki unijne. Bo w debacie publicznej unika się tematu integracji europejskiej. To świadczy o słabości intelektualnej zaplecza rządzących. Nikt też nie dyskutuje o statusie gospodarki peryferyjnej, jaką jesteśmy – częściej mówią o tym socjolodzy niż ekonomiści. To samo dotyczy napływu kapitałów – czy one nas uzależniają, czy budują polską gospodarkę? Trzeba być zdystansowanym do takich działań, aby uniknąć losu Argentyny.
Przez te 25 lat nie zbudowaliśmy silnych instytucji, a to one pozwalają państwu łatwiej znosić kryzysy. Jakość instytucji a radzenie sobie państwa w kryzysie najlepiej widać na przykładzie Grecji i Włoch. Kto jednak winien to zmieniać? Czy polski biznes nie powinien się jednoczyć, stworzyć samorząd? Jak widzimy, że prezydent przed wyborami w ciągu tygodnia zgłosił więcej propozycji legislacyjnych niż w ciągu 5 lat (podobnie jak Hanna Gronkiewicz-Waltz w swoim czasie), to mamy problem. I książka prof. Bugaja wszystko to dobrze pokazuje.
Prof. Elżbieta Mączyńska (SGH), gospodarz debaty, stwierdziła, iż ta „zielona wyspa” nas tak oślepia, że brakuje dyskusji na temat ustroju społeczno-gospodarczego, ładu, modelu ustrojowego. I to doprowadziło do wielu szkód. Zapomniano, że ekonomia jest nauką społeczną i nie rozwiązano spraw społecznych, tworzy się bariery popytu. Nierówności społeczne wytknęła nam w tym roku KE. W Polsce 25% ludności jest zagrożone ubóstwem, a także co trzecie dziecko. Dyskusja o nierównościach w Polsce jest o 25 lat za późno, nie wykorzystano przez to potencjału społecznego. Nie ma w tej chwili ważniejszego tematu jak nierówności i gospodarka winna zmniejszać rozwarstwienie społeczne. jeśli nie zmieni się więc model ustrojowy, przyszłość czeka nas nieciekawa.
W dyskusji, jaka wywiązała się po wystąpieniach panelistów zwracano uwagę, że mamy bardzo niski poziom życia, podczas gdy zagraniczni inwestorzy wywożą co roku z Polski 100 mld zł. Zostaliśmy wyrwani z pewnego systemu gospodarczego, a nie wiedzieliśmy jak przejść w inny. Że w 1989 r. zapomniano czym jest kapitalizm i nadprodukcja. Już na samym początku zabrakło myśli strategicznej. Błędem było wejście w układ waszyngtoński z Jeffreyem Sachsem. Mamy wątpliwości, czy transformacja przyniosła sukces, skoro znaczna część potencjału została stracona. Jak to odbudować – nie wiadomo – mówił prof. Jerzy Żyżyński.
Prof. Adam Wernik z kolei przestrzegał przed czarnowidztwem, przypominając, że prawda jak zwykle leży pośrodku. Nierówności w Polsce były, są i będą. Ludzie o najniższych dochodach nie są problemem ekonomicznym, ale humanitarnym. Problemem jest rozpiętość dochodowa między średnimi a najwyższymi, ale podniesienie płac jest niemożliwe, bo nie ma z czego.
Dr Bogdan Miedziński z kolei zwrócił uwagę, że autor książki nie pisze o braku kapitału w Polsce 25 lat temu, bez którego nie można zbudować gospodarki. Kapitał zagraniczny napływał do Polski w ogromnej skali, a jego wpływ na gospodarkę miał też charakter nieoficjalny. Ten czynnik powodował ogromne niezadowolenie społeczne. Był wówczas problem wsparcia kapitału rodzimego, bo nie było pieniędzy. W Polsce nie ma oszczędności (mamy najmniejsze w Europie), trzeba więc zachęcać do oszczędzania i pomyśleć, jak je przekształcać w kapitał.
Prof. Maria Szyszkowska pytała też prof. Bugaja, co się stało z 21 postulatami „Solidarność”, bo zrealizowano z nich tylko dwa: msze w radio i wolne soboty.
W odpowiedzi, prof. Bugaj stwierdził, iż 21 postulatów nie można czytać dosłownie. To była potrzeba zmiany ustroju. Przesłanie egalitarne tych postulatów nie powiodło się. Demokracja nie zawsze jest systemem, który antycypuje problemy i rozwiązuje je na czas. Dziś kluczem wzrostu jest podział dochodu narodowego. Ludzie o dochodach 1,5 – 3 tys. zł żyją w niedostatku (ci o najmniejszych dochodach objęci są bowiem jakąś ochroną) i to jest problem. Minął ten czas, że Polacy z satysfakcją przyjmują hasło iż „przywracamy normalność”. Nie przywróciliśmy bowiem normalności nawet w podatkach - najzamożniejsi płacą podatek liniowy, nie mamy w Polsce podatku majątkowego.
Jest też pytanie, czy w dobie globalizacji państwo może się wybić? Jeśli dziś mamy dobre polskie przedsiębiorstwo, to ono jest kupowane przez podmioty zagraniczne – każdy przecież może sprzedać i kupić firmę, bo mamy jednolity, wspólny rynek. Czy zatem sektor państwowy nie jest koniecznością? (obecnie kadrę spółek skarbu państwa na ogół stanowią krewni).
Prof. Jasiecki w odpowiedzi na pytania stwierdził, iż różne są standardy normalności, a krytyka rozwiązań przyjętych w Polsce jest za delikatna. Co do peryferyjności polskiej gospodarki: udział kapitału zagranicznego w grupie 500 (największych zakładów) to ok. 53%. Tu widać efekt odkurzacza – zderzenia mrówki ze słoniem. My rozbijaliśmy duże firmy, ale małych nie wspieraliśmy i nie wspieramy. Oddaliśmy zupełnie OFE zagranicznym podmiotom, choć winny one stanowić rodzime kapitały, a zyski ze sprzedaży NFI pozwoliliśmy wytransferować za granicę.
Co prawda, udział sektora zagranicznego w polskich bankach zmniejszył się z ponad 70% do 60%, ale z kolei w centrach usług finansowych wyprowadza się dane i nie zwraca uwagi na nieprzejrzystość ich działania. Pułapka średniego rozwoju w Polsce jest więc faktem. Wydawało się, że wejście Polski do UE przyniesie efekty w zarządzaniu instytucjami, ale udało się to tylko częściowo. Procesami gospodarczymi trzeba jednak sterować, bo jak mawiają Chińczycy – „nim otworzysz okno, załóż moskitierę”. Skutkiem braku tej moskitiery są np. nierówności społeczne, które blokują rozwój państwa.
Anna Leszkowska