banner


W Polskim Towarzystwie Ekonomicznym 16.01.20 w ramach konwersatoriów „Czwartki u ekonomistów” odbyła się debata pn. „Gospodarka nieposłuszna ekonomistom”.Była ona zainspirowana najnowszą książką prof. Andrzeja Sopoćki pt. „Zaskakujący kapitalizm. Miraże ekonomii XXI wieku”.

 Debata prowadzona przez prof. Elżbietę Mączyńską, prezeskę PTE, wpisywała się w najbardziej dzisiaj dyskutowany na świecie problem rosnących nierówności społecznych, czego ekonomiści nie umieją wytłumaczyć. Nie wiadomo, dlaczego bogaci się bogacą, a biedni biednieją. W Polsce mało kto zajmuje się tym problemem (jak twierdzi dr. Michał Brzeziński z UW – na palcach dwóch rąk można byłoby policzyć takich ekonomistów), toteż zainteresowanie spotkaniem było ogromne.

Prof. Sopoćko na wstępie przyznał, iż książkę tę napisał właściwie „z nerwów”, obserwując dyskusję ekonomistów na temat zgodności teorii z praktyką. Posłużył się przy tym przykładem trzmiela, który naukowo rzecz biorąc, latać nie powinien a lata!

A zatem czy rosnącym nierównościom społecznym rzeczywiście są winni współcześni kapitaliści i czy to oni zagarniają pieniądze pozostałym klasom? I czy rzeczywiście dobre są pomysły na lewicy, żeby duże przedsiębiorstwa uspołecznić w celu zmniejszenia tych różnic?
Może jest to jakiś sposób, jednak zdaniem autora książki, diagnoza tego zjawiska jest inna, a współcześni kapitaliści nie są gorsi od poprzedników. Obecnie bowiem dzieją się procesy, które same z siebie te nierówności tworzą. Są one na tyle silne, że byłoby bezsensowne twierdzenie, że można je zmodyfikować. Ich naturą jest to, że powodują rozwarstwienie społeczeństwa pracujących.

Pierwszy z nich to globalizacja, która jest inna, niż nam się kiedyś wydawało. Dzisiaj globalizacja odbywa się w ścisłym gronie: USA –UE - Wschodnia Azja i polega na rosnącej koordynacji państw najbardziej rozwiniętych. Widać to po liczbie bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ), które lokowane są tylko w krajach najbogatszych. Kapitał coraz mniej jest zainteresowany resztą świata.

Drugim z trzech procesów, które odpowiadają za zmianę struktury gospodarczej i społecznej (poza globalizacją i cyfryzacją) jest sekurytyzacja (technika związana z finansyzacją gospodarki*).
Sekurytyzacja pozwala zasilać nie tyle przedsiębiorstwa, co top management (bo nie mamy przedsiębiorców, tylko akcjonariuszy, a kapitałem zarządzają menedżerowie o ogromnych dochodach). Ta grupa osób jest wynagradzana głównie w zależności od poziomu inflacji, więc robią wszystko, co może im przynieść wysokie dochody w krótkim czasie, bez zwracania uwagi na inne aspekty działalności firm i instytucji finansowych, którymi zarządzają (zwłaszcza na sytuację pracowników).

Cyfryzacja (i robotyzacja) z kolei powoduje wzrost zatrudnienia, ale zwiększa różnice płacowe, bo tworzy zapotrzebowanie na pracowników o wysokich zdolnościach intelektualnych (twórców – innowatorów świetnie zarabiających) oraz osoby do prostej obsługi urządzeń i terminali (nisko wynagradzanych).

Wszystkie te procesy: globalizacja, sekurytyzacja i cyfryzacja uderzają więc w klasę średnią, która zanika nawet w Skandynawii. Jednak jeśli procesy te są nieuchronne, to nie należy ich zwalczać, tylko obchodzić. Zwłaszcza, że są za silne, aby je zmienić. Dobrego sposobu na przeciwstawianie się rozwarstwieniu dochodowemu nie ma, ale skutki rozwarstwienia może łagodzić państwo powszechnym i równym dostępem do usług publicznych.

Do tez prof. Sopoćki odnośnie wyrównywania różnic społecznych odniósł się prof. Andrzej Koźmiński, przypominając humorystyczne powiedzenie z lat PRL, iż „inteligencję trzeba zrównać z robotnikami, robotników z chłopami, a chłopów z ziemią” i zauważając, że ta idea znów odżywa i cieszy się coraz większym wzięciem wśród ekonomistów.
Analizując książkę prof. Sopoćki zauważył też, iż wpisuje się on na bardzo długą i prestiżową listę zdziwionych ekonomistów, zaczynającą się nazwiskami z połowy XIX w. Już wówczas bowiem ekonomiści byli zdziwieni różnicą między teorią a praktyką, choć fizycy jeszcze nie wypowiadali się o niemożliwości lotu trzmiela (uznano tak w początkach XX w.).

Dlaczego ekonomiści są zdziwieni i to coraz bardziej? Dlatego, że są ekonomistami i przyjmują wiele założeń a swoją analizę próbują sprowadzić do modeli ekonomicznych, które nie uwzględniają złożoności ludzkiej natury, a zwłaszcza społeczeństwa – tłumaczył prof. Koźmiński. Poza tym ekonomiści mają tęsknotę do tzw. centralnego planisty, czegoś, co ma centralnie kierować gospodarką i społeczeństwem. To jest największy błąd ekonomistów, bo nic takiego nie ma i nie będzie. Różne grupy społeczne mają różne interesy, różne sposoby działania, a ludzie nie są racjonalni i nie będą.

Żeby zrozumieć co się dzieje w gospodarstwie i społeczeństwie, trzeba sięgnąć do nauk społecznych, zwłaszcza socjologii, psychologii, nauk politycznych. Dopóki się tego nie zrobi – zdziwienie nie zniknie. O takim podejściu do współczesnej ekonomii mówią ostatnie nagrody Nobla – wszystkie one dotyczą badań z pogranicza tych nauk. Jednak nauki społeczne są bardzo rozwinięte i ekonomista nie może być dobrym naukowcem jednocześnie w zakresie ekonomii jak i innych nauk. Tu są potrzebne interdyscyplinarne zespoły badawcze, które mogą dać odpowiedzi na zdziwienie wielu ekonomistów.
Anna Leszkowska

Całość dyskusji opublikowana jest pod adresem - https://www.youtube.com/watch?v=q0Ii0QnGWL8

 

*Pisaliśmy o tym w SN Nr 11/17 - O wpływie finansistów na gospodarkę
oraz w SN Nr 4/18 - Finansyzacja - znak naszych czasów