Finansyzacja, to termin, który w różnych swoich odmianach przewija się przez większość dyskusji dotyczących współczesnej gospodarki i jej przemian. Nie ukształtowała się jeszcze ostateczna wersja tłumaczenia anglojęzycznego terminu financialization, toteż za M. Ratajczakiem, który po raz pierwszy w polskiej literaturze podjął szerzej to zagadnienie, przyjmuję określenie „finansyzacja” jako najbardziej zwięzłe.
Chodzi tu o nasilające się zjawisko redukcji sfery realnej gospodarki (a więc wszelkich aktywności, których skutkiem jest wytwarzanie dóbr i usług zaspokajających potrzeby ludzkie) przez sferę finansów – rozumianą przede wszystkim jako pomnażanie zasobów finansowych bez związku z działaniami na rzecz sfery realnej.
Mamy tu do czynienia ze zmianami charakteru instytucji działających w tej sferze. Najkrócej charakteryzuje owe zmiany H.-J. Chang, pisząc: „Rynek finansowy przestaje być po prostu źródłem pieniędzy na inwestycje, a staje się miejscem do ich zarabiania poprzez wykorzystanie różnic między poglądami na zwrot z tych samych projektów inwestycyjnych. Innymi słowy – miejscem spekulacji”.
Wydana niedawno przez Oficynę Wydawniczą SGH praca zbiorowa „Finansjalizacja gospodarki i jej wpływ na przedsiębiorstwa”* ujmuje to zjawisko jako przejście od kapitalizmu menedżerskiego, w którym zyski i rentowność inwestycji są kreowane przez przedsiębiorstwa produkcyjne do formy kapitalizmu finansowego, w którym przedsiębiorstwa postrzegane są jako aktywa przeznaczone do obrotu.
Podobnie ujął to O. Orhanganzi: „Podwyższone inwestycje finansowe oraz większe możliwości uzyskania zysku finansowego wypychają rzeczywiste inwestycje poprzez zmiany w budżetach dla kadry zarządzającej firmami i kierowanie funduszy z dala od rzeczywistych inwestycji”.
Nie mnożąc dalej, zwykle bardziej ogólnikowych, definicji, zwróćmy uwagę, iż mamy do czynienia z przejawem degeneracji kapitalistycznej gospodarki rynkowej. U podstaw mechanizmu wywołującego finansyzację leży właściwa gospodarce kapitalistycznej tendencja do koncentracji kapitału, wzmożona przez upowszechnienie spółek akcyjnych jako dominującej formy przedsiębiorstw z jednej strony, a załamaniem się systemu waluty złotej - z drugiej.
Powszechność spółek akcyjnych zaowocowała zmianami sposobu dokonywania koncentracji – w miejsce akumulowania zysków umożliwiającego stopniowe wypieranie z rynku słabszych konkurentów pojawiły się fuzje i wrogie przejęcia, zwiększające masę kapitału w dyspozycji jednego ośrodka decyzyjnego, ale niekoniecznie owocujące pozytywnymi zmianami w działalności połączonych firm.
Z kolei przejście do systemu pieniądza papierowego, a więc fiducjarnego, spowodowało nie tylko większą łatwość zasilania operacji spekulacyjnych, ale przede wszystkim – utratę hamulców powstrzymujących kreowanie pieniądza w ramach poszczególnych gospodarek narodowych.
Deficyty budżetowe i narastający dług publiczny stały się codziennością niemal wszystkich państw, a powszechne zadłużenie skutkuje uzależnieniem od rynków finansowych niegdyś suwerennych ośrodków decyzji, jakimi były państwa. Dążenie do uzyskiwania możliwie korzystnej ceny za emitowane obligacje skarbowe pociąga za sobą priorytet nieustannego wzrostu PKB, co w praktyce oznacza przyjęcie neoliberalnej polityki gospodarczej oraz dalsze pogłębianie się opisanego uzależnienia.
Kapitalizm menedżerski
Dominacja spółek akcyjnych w gospodarce spowodowała przeobrażenie się klasycznego kapitalizmu, w którym władza należała do właścicieli przedsiębiorstw, w kapitalizm menedżerski, marginalizujący instytucje właściciela, (jeśli nie dysponuje on zasobami niezbędnymi do kontrolowania firmy), oraz podporządkowujący strategie przedsiębiorstw koncepcji wzrostu ekstensywnego.
Powiększanie się rozmiarów podmiotów reprezentujących stronę podażową odwróciło dotychczasową asymetrię pomiędzy nabywcami dóbr finalnych a ich dostawcami, co dodatkowo zostało wzmocnione przez rozwój medialnych środków przekazu, ubezwłasnowolniających w znacznym stopniu nabywców. To z kolei dokonało wyłomu w dotychczasowym, ciągle zwącym się kapitalizmem, systemie - ze względu na przewagę rynkową i informacyjną sprzedawców starania o jakość dóbr finalnych straciły rację bytu.
Zjawisko to objęło po pewnym czasie również przeważającą część sfery usług, a wobec zmniejszania się nacisku na jakość dóbr finalnych – także producentów dóbr inwestycyjnych. Regulacje, którymi mogły dysponować państwa, tylko w niewielkiej mierze ograniczyły opisane tu tendencje. Coraz więcej wielkich firm przybierało charakter transnarodowy, co zmniejszało ich podatność na regulacje, a jednocześnie rynki finansowe wymuszały wzrost gospodarczy napędzany sztucznie stymulowaną konsumpcją. Gdyby politycy gospodarczy zdecydowali się na opór wobec tej tendencji, narażaliby swoje gospodarki na quasi-upadłość.
Zabrakło więc przeciwwagi dla postępującej oligopolizacji gospodarek, a zapewnienie swobody przepływu kapitału i siły roboczej w skali globalnej zaostrzyło selekcje wśród wielkich koncernów, pozostawiając jedynie największe z nich.
Poza samymi rozmiarami, coraz bardziej istotnym czynnikiem decydującym o pozostaniu w gronie wielkich graczy globalnych stała się rentowność inwestycji, a przede wszystkim – czas zwrotu wykładanego kapitału.
Cel - szybki zysk
Omawianym tu zjawiskom towarzyszy powszechne skracanie horyzontu czasowego podejmowanych przedsięwzięć. W połączeniu z rozrastaniem się grup kapitałowych o czysto spekulacyjnym nastawieniu tendencja ta spowodowała dalsze zmiany w funkcjonowaniu spółek akcyjnych.
System „kapitalizmu menedżerskiego” z wolna słabnie, natomiast pojawia się „sojusz” pomiędzy elitami menedżerskimi a udziałowcami o krótkoterminowym nastawieniu.
O ile wcześniej menedżerowie wiązali swoje interesy z rozwojem zarządzanych przez siebie firm (co prawda, głównie z rozwojem ekstensywnym), to obecnie przyjmują oni w ślad za wielkimi udziałowcami ich krótkoterminowe nastawienie. Odchodząc z zarządzanej dotychczas spółki, mają spore szanse na otrzymanie równie lukratywnego stanowiska w następnej. Dodatkowo, otrzymują jeszcze sowite odprawy, zapewniające im utrzymywanie dotychczasowego statusu.
Przesądza to o ostatecznej marginalizacji działań w sferze realnej. Istotne staje się uzyskiwanie wysokich zysków w krótkim okresie (często – w skali kwartału), kosztem redukcji zatrudnienia i spadku jakości produktów. Gdy zyski te materializują się, menedżerowie kasują wysokie premie i zmieniają miejsce zatrudnienia, zaś akcjonariusze – zbywają akcje wyeksploatowanej w ten sposób spółki, korzystając z wywindowanej zyskami ceny.
Wobec upowszechnienia się takich praktyk, logicznym krokiem staje się ostatecznie porzucanie przedsięwzięć związanych ze sferą realną. Za przenoszeniem się do sfery bankowości przemawia przede wszystkim czas zwrotu – rozwiązania współczesnej informatyki zwiększyły ogromnie szybkość dokonywania transakcji, co zapewnia atrakcyjność zaangażowania kapitału nawet w przedsięwzięciach, które na dłuższą metę nie musiałyby być przesadnie rentowne. Na tym tle nawet najbardziej rentowne dziedziny „prawdziwej” działalności nie są już tak interesujące. Następuje więc ruch wolnych kapitałów w kierunku rozwijającego się i dywersyfikującego się systemu rynków finansowych.
Skalę tego przemieszczania się kapitałów można ocenić obserwując zmiany stosunku wartości aktywów finansowych do PKB w danym kraju, lub analogicznie – globalnych aktywów finansowych do produkcji całej światowej gospodarki.
G. Palma twierdzi, że ten ostatni wskaźnik wzrastał w okresie 1980 – 2007 r. od poziomu 1,2 do 4,4. Dla poszczególnych gospodarek proporcja ta bywała znacznie wyższa. W Wielkiej Brytanii w roku 2007 wyniosła ona 7,0.
C. Laparitsas szacuje jej wysokość na 7,0 już dla końca lat 80-tych, a dla roku 2009 na 12,0 , przy czym, jeśli uwzględnić aktywa posiadane przez obywateli brytyjskich poza granicami Zjednoczonego Królestwa, wskaźnik ten osiągnąłby poziom 18,0. Oznaczałoby to redukcję obrotów sfery realnej do ok. 6% całości obrotów gospodarczych.
Innowacyjne oszustwa
Wolno przypuszczać, że okres wychodzenia z kryzysu roku 2008 pogłębił jeszcze opisywane dysproporcje. W osiągnięciu dominacji przez zorientowane na zyski spekulacyjne grupy kapitałowe istotną rolę odegrał burzliwy rozwój nowych instrumentów finansowych. Dało to bodziec do tworzenia wyspecjalizowanych podmiotów zajmujących się obrotem określonych typów owych „produktów finansowych”. Nie wchodząc głębiej w to zagadnienie, wskazać można wyodrębnienie się rynku instrumentów sekurytyzacji opartych na długu (collateralized debt obligations), czy też rozległego i zróżnicowanego wewnętrznie rynku derywatów.
Trzeba podkreślić, że stopień komplikacji poszczególnych produktów finansowych jest na ogół tak wysoki, że nabywca nie ma szansy na rzetelną ocenę związanego z daną transakcją ryzyka. Przykłady wysokich zysków osiąganych w podobnych transakcjach są dostatecznie wymowne, aby skłonić drobnych inwestorów do angażowania się w przedsięwzięcia, których istota umyka ich oglądowi.
Szczegółowa analiza przejawów finansyzacji nie zmieniłaby już niczego w generalnej ocenie zjawiska. M. Ratajczak pisze, iż inflacja aktywów finansowych i instrumentów finansowych, a zwłaszcza derywatów powiązanych z zabezpieczaniem kredytów, powoduje zasadniczą zmianę relacji pomiędzy kredytobiorcami a kredytodawcami.
Dawniej, „w przypadku problemów kredytobiorcy, kredytodawca był zainteresowany w ewentualnym wspomaganiu kredytobiorcy w szukaniu rozwiązania. Perspektywa bankructwa kredytobiorcy oznaczała bowiem potencjalnie także poważne konsekwencje dla kredytodawcy. W świecie CDS (kredytowych instrumentów pochodnych) możliwa jest wręcz gra na upadłość kredytobiorcy, korzystna zwłaszcza dla emitentów i pośredników w handlu CDS”.
Ten sam autor podkreśla też, że korporacje działające w sferze realnej stopniowo przeobrażają się w korporacje finansowe. Jeśli obowiązujące prawo pozwala na równoległe prowadzenie obu rodzajów działalności, to udział transakcji o czysto spekulacyjnym charakterze wzrasta. W roku 2012, kiedy M. Ratajczak opublikował swoje rozważania, w wielu firmach znanych z działalności w sferze realnej przekraczał już 50%.
Kapitalizm mętnej wody
Wskazane zjawiska powodują, że świat wielkich korporacji staje się coraz bardziej nieprzejrzysty. Współcześnie trudno jest nawet określić w przybliżeniu liczbę wielkich korporacji, których zachowania determinują zmiany gospodarki globalnej. Badania prowadzone przez naukowców z Politechniki w Zurychu pozwalają szacować ich liczbę na ok. 160. Zauważmy jednak, że część tych podmiotów manifestuje swoje istnienie jedynie poprzez przepływy pomiędzy stronami transakcji, które nie dają się zidentyfikować, a jeśli nawet – to nie sposób rozstrzygnąć, czy działają one na własny rachunek, czy też są agentami innych nieujawniających się ośrodków decyzyjnych. Nieprzypadkowo w analizach rynków finansowych pisze się chętniej o „strumieniach finansowych”, nie przypisując im określeń pozwalających określić strony dokonywanych transakcji.
W świecie „niefinansowych” korporacji również niełatwo określić, które transakcje zawierane są pomiędzy niezależnymi od siebie podmiotami, a które stanowią „przepływy wewnętrzne” (motywowane względami fiskalnymi) wielkich korporacji. Poziom udziału obrotów spekulacyjnych w takich firmach, jak np. Ford pozwalają wątpić, czy podmioty te funkcjonują nadal zgodnie z regułami, które zwykliśmy przypisywać sferze realnej.
Nie jest nieprawdopodobna – brzmiąca jak z powieści SF – hipoteza, iż obserwowalna rzeczywistość gospodarki globalnej stanowi coś w rodzaju teatrzyku kukiełkowego, w którym ręce sterujące marionetkami pozostają niewidoczne.
Dodatkowym aspektem nieprzejrzystości rynków finansowych, a w istocie chyba po prostu generalnej nieprzejrzystości gospodarki, jest wspominany wcześniej stopień złożoności tworzonych tam i wprowadzanych do obrotu produktów finansowych. J-H. Chang twierdzi, że dla zrozumienia zasad działania jednego z tworzonych dla celów spekulacyjnych instrumentów (CDO 2), potencjalny inwestor musiałby przyswoić sobie ponad 1 mld stron informacji. Mamy więc do czynienia z rynkiem, którego wpływ na gospodarkę jest kluczowy, a jednocześnie transakcje na nim zawierane są między nie wiadomo kim i dotyczą nie wiadomo czego.
Państwo nie bez winy
Dość powszechnie przyjmuje się, że poza wskazanymi już „obiektywnymi” przesłankami finansyzacji proces ten jest dodatkowo wspomagany przez państwo, a ściślej – przez politykę gospodarczą prowadzoną zgodnie z doktryną neoliberalną.
Mamy w tym względzie do czynienia z tendencją do luzowania ograniczeń wobec podmiotów działających na rynku finansowym, utrzymywaniem wyjątkowo niskiego poziomu stopy procentowej oraz z wycofywaniem się z progresji w systemie fiskalnym.
Niskie opodatkowanie osób i firm o najwyższych dochodach skutkuje możliwością lokowania nieskonsumowanych nadwyżek w instrumentach finansowych.
Rozszerzaniu sfery finansowej służy również odchodzenie od budżetowego finansowania transferów socjalnych (przede wszystkim emerytur). Zastępowanie dotychczasowych rozwiązań przez prywatne, a w każdym razie niezależne od budżetu fundusze emerytalne zwiększa liczbę graczy szukających na rynku finansowym zysków o spekulacyjnym charakterze.
Wreszcie trudno pominąć skłonność rządów poszczególnych wysokorozwiniętych państw (szczególnie USA) do brania na siebie (a w istocie – przerzucania na barki podatników) negatywnych konsekwencji ryzykownej gry prowadzonej przez wielkie podmioty sfery finansowej. Idea, że istnieją podmioty o takiej wielkości i skali powiązań gospodarczych, że ich upadek zagrażałby całej gospodarce stanowi swego rodzaju polisę ubezpieczeniową dla „wielkich graczy”.
Ścisłe związki sfery politycznej i finansowej powodują, iż teza ta przyjmowana jest jako uniwersalne usprawiedliwienie. Podważa to, moim zdaniem, utrwalane wciąż propagandowo przeświadczenie o suwerenności państw narodowych w zakresie prowadzenia polityki gospodarczej.
Trzeba też zgodzić się ze sformułowaną przez M. Ratajczaka opinią, iż to nie tyle państwo jako takie, a oparty o przymus ciągłego wzrostu gospodarczego system kapitalistycznej gospodarki rynkowej jest w ostatecznej instancji sprawcą finansyzacji.
Maciej Miszewski
Prof. Maciej Miszewski jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach
Tytuł, śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od Redakcji.
*Ksiązkę recenzowalismy w nr. 11/17 SN - O wpływie finansistów na gospodarkę