banner



W XI w. p.n.e. powstała monarchia izraelska, a pierwszym królem został Saul (do ok. 1010 r. p.n.e.). Jego następcą był Dawid (1010–970 p.n.e.), który uczynił Jerozolimę stolicą królestwa oraz zorganizował podstawy administracji centralnej. Największy rozkwit monarchii izraelskiej nastąpił w okresie panowania syna Dawida Salomona (970–931/930 p.n.e.), kiedy państwo izraelskie zajmowało niemal całą Palestynę (oprócz filistyńskich i fenickich miast-państw), część Syrii oraz tereny Zajordanii.

Salomon podzielił państwo na okręgi administracyjne i prowadził ożywioną wymianę handlową, wzniósł też w Jerozolimie świątynię ku czci Jahwe, zwaną Pierwszą Świątynią. I to był jedyny okres w Starożytności, kiedy istniało jednolite, zjednoczone państwo żydowskie - o ile wtedy można było mówić o wspólnocie narodowej w dzisiejszym tego słowa rozumieniu. Była to raczej wspólnota religijna, choć targana różnymi formami rozumienia zasad religii mojżeszowej. Do tego dochodziły, widoczne cały czas do chwili ostatecznego podboju Palestyny przez Rzymian, regionalne różnice nie tylko religijne, ale i kulturowe, a nawet rasowe. Judea, Izrael i Samaria zawsze stanowiły jakby oddzielne fragmenty tego królestwa.

 

Potomkowie Żydów nigdy nie posiadali jednego języka i wspólnej kultury. Do dyspozycji [….] ustawodawców pozostawały zatem jedynie kryteria religijne.
(Shlomo Sand, Dlaczego przestałem być Żydem)

 


Czarnecki do zajawkiPo śmierci Salomona
na przełomie 931 i 930 r. p.n.e. królestwo Izraela rozpadło się na dwa państwa: północne - zwane Izraelem i południowe - Judę, gdzie rządzili nadal potomkowie Salomona i Dawida i gdzie znalazło się religijne centrum w Jerozolimie, świątynia Jahwe oraz obsługująca ją kasta kapłańska. Stąd czerpać chciała swą supremację wobec sąsiada z północy. A z czasem wobec wszystkich konwertytów, jakich zdobywał judaizm na Bliskim Wschodzie, a potem na terytorium Imperium Romanum.

Losy królestwa północnego wiązały się bezpośrednio z tym, co działo się na terenach dzisiejszej Syrii i Iraku. Po początkowej zależności (i uleganiu cywilizacyjno-kulturowym wpływom) od Damaszku w 722 p.n.e. król asyryjski Salmanasar V (początek potęgi nowo-asyryjskiego państwa pod rządami dynastii Sargonitów) kładzie kres istnieniu Izraela, burząc doszczętnie stolicę w Samarii. Izrael staje się prowincją Asyrii. Po raz pierwszy następują masowe, zorganizowane wysiedlenia ludności izraelskiej w głąb imperium asyryjskiego. Judea staje się wasalem Asyrii.

W tym czasie król Jozjasz (640/639–609 p.n.e.) przeprowadzić mógł - bo na więcej nie pozwalał mu namiestnik asyryjski - reformę religijną, polegającą na ostatecznej centralizacji kultu Jahwe. Od tego czasu można mówić o początkach absolutnej i jednoznacznej hegemonii świątyni jerozolimskiej w przestrzeni interpretacji kanonów wiary przez kastę kapłańską pozostającą wokół tego przybytku. Rozpoczyna się też mityczny, pogłębiony przez tysiącletni pobyt wyznawców judaizmu w diasporze, proces rozumienia tożsamości Żydów, głównie poprzez religię. I musiało to wywrzeć określony, widoczny dziś, rys w ich mentalności. Zwłaszcza przez element narodu wybranego przez Boga, ciągle podnoszony w świętych pismach judaizmu.

W latach 587-586 p.n.e. nowe imperium, które powstało na gruzach Asyrii – Babilon – po podboju Judei przez Nabuchodonozora II i splądrowaniu Jerozolimy, wysiedla kilkadziesiąt tysięcy miejscowej ludności w głąb swego państwa. Rozpoczął się okres zwany niewolą babilońską. W Babilonie, multikulturowym olbrzymim mieście, żydowskie wspólnoty kultywowały religię, prowadząc ożywioną działalność literacko-intelektualną, różną od tego, co miało miejsce w prowincjonalnej Jerozolimie. Po podboju Babilonu przez imperatora perskiego Cyrusa II Starszego w 538 r. p.n.e. stosowny edykt pozwala przesiedleńcom z Judei powrót (z czego nie wszyscy skorzystali i w Babilonie pozostała spora wspólnota wyznawców judaizmu, mająca z czasem coraz luźniejsze związki z Jerozolimą). Zarówno w prowincji perskiej, jaką stała się wówczas Judea, jak i w Babilonie, prowadzone były intensywne prace nad Pismami Świętymi, ich interpretacją i prawnymi kanonami z nimi związanymi. Odbudowana zostaje też świątynia jerozolimska. Rozpoczyna się okres dający też początek znaczeniu synagogi w życiu każdej podstawowej wspólnoty.

W okresie Imperium Aleksandra Wielkiego i jego następców – władza diadochów (Palestyna pozostawała cały czas w politycznej zależności od panujących w na Bliskim Wschodzie Seleucydów) – ludność Judei i Izraela ulegała stopniowej hellenizacji. Język, obyczaje, wyznanie i kulty obce monoteizmowi Hebrajczyków prowadziły do określonych napięć społecznych i kulturowego pluralizmu. Słabła tym samym władza Świątyni (a z tym wiążą się określone dochody) i kasty kapłanów, którzy poprzez powolnych im władców mogli sterować ludem i opinią publiczną. Ortodoksja religijna poczęła – jak zawsze, gdy postępująca pluralizacja podkopuje jej znaczenie i prestiż – zdobywać coraz szersze znaczenie i poparcie. W tym okresie Świątynia Jerozolimska podczas panowania Antiocha IV Epifanesa stała się przybytkiem Zeusa.

W 165 r. p.n.e. po powstaniu Machabeuszy organizuje się w miarę suwerenne państwo rządzone przez dynastię hasmonejską. Wraca ortodoksyjny kult Jahwe w Świątyni Jerozolimskiej ze wszystkimi związanymi z judaizmem obrzędami i prawodawstwem. Nie na długo. W 63 r. p.n.e. Pompejusz Wielki podbija Palestynę, tworząc prowincję w której rządzić będą wasale zależni od Rzymu. W skład tego quasi-suwerennego państwa wchodziły: Juda, Idumea, Filistea, Samaria, Galilea, płaskowyż Golan, Zajordania oraz Moab.
Dochodzimy do czasów przełomu tysiącleci, działalności mesjaszów i proroków oraz rządów mniej lub bardziej krwawych satrapów m.in. Heroda Wielkiego, potężnego władcy i mecenasa sztuki antycznej (wiekopomny budowniczy i organizator państwa, choć zależnego od Imperium Romanum). To wtedy prowadzą działalność religijno-polityczną postacie w rodzaju Jana Chrzciciela czy Jezusa z Nazaretu, uaktywniają się sykariusze i różnego rodzaju zeloci, zaś część wyznawców alienuje się od panującego chaosu i niepokojów, idąc na pustynię Judzką uprawiać ascezę (tzw. esseńczycy).

Kolejne bunty i niepokoje kładą ostateczny kres jakiejkolwiek państwowości żydowskiej w Palestynie. Dzieje się tak po ekspedycjach karnych Rzymian w czasach imperatorów: Wespazjana (zdobycie Jerozolimy przez Tytusa w 66 r. n.e.) i Hadriana. Tytus - jak podają rzymskie źródła (np. Sulpicjusz Sewer czy Tacyt) - był zwolennikiem całkowitego zniszczenia świątyni, stanowiącej jego zdaniem genezę oporu miejscowej ludności przeciwko Rzymowi. Dokonali tego legioniści rzymscy ze znaną sobie skrupulatnością i bezwzględnością. Rozpoczęła się też planowa deportacja autochtonów. Towarzyszyła jej też emigracja z podupadającej prowincji (podlegającej peryferyzacji) do innych, bardziej kulturowo rozwiniętych centrów Imperium. Przede wszystkim do Aleksandrii, Antiochii czy do Rzymu.

W 132 roku cesarz Hadrian postanowił odbudować Jerozolimę jako miasto hellenistyczne ze świątynią Jowisza i nazwą Colonia Aelia Capitolina. Wywołało to wybuch powstania ortodoksów religijnych pod wodzą Bar-Kochby (lata 132–135). Odzyskali oni przejściowo Jerozolimę, jednak w 135 r. ich opór został złamany. Jerozolima została doszczętnie zniszczona, a na jej miejscu założono rzymskie miasto zgodnie z planem Hadriana. Plac, na którym stała świątynia oraz jej otoczenie, zostały zaorane i posypane solą. Rzymianie zmienili nazwę kraju z Judei na Syria-Palestina, zakazując Żydom wstępu do miasta.

Rozpoczyna sie na dobre życie wyznawców judaizmu, w diasporze na terytorium olbrzymiego Imperium Romanum, a także poza jego granicami: Persja, Środkowa Azja czy nawet Indie, gdzie dotarli oni na tereny dzisiejszego stanu Kerala w południowo-zachodniej części tego subkontynentu. Tym samym tożsamości poszczególnych, żyjących w rozproszeniu wspólnot, jednoczy wyłącznie coraz słabiej rozumiany monoteizm judaistyczny – zachodzą naturalne w takich przypadkach procesy synkretyzacji oraz legendarne i mistyczne pojmowanie Świątyni Jerozolimskiej. To jest kontynuacja tego, z czym mieliśmy do czynienia w przypadku antycznych królestw Izraela i Judy. Choć wyrastały z tego samego pnia, rozwijały się oddzielnie i w innych kierunkach. Z różnych powodów i racji, przede wszystkim kulturowo-społecznych. Teraz ten trend musiał przybrać na sile i być po prostu zwielokrotniony.

Społeczeństwo Izraela – celowo nie piszę żydowskie, gdyż jest to błąd zawężający właśnie wyłącznie do tożsamości opartej na przesłankach religijnych (co jest m.in. oprócz pobudek politycznych toksycznym lepiszczem każdego społeczeństwa) - było jeszcze przed wojną w Gazie i agresją Izraela na ten skrawek palestyńskiego państwa głęboko podzielone. Z różnych racji i przyczyn. Emanacją tego było również to, co działo się wokół tzw. reformy sądownictwa forsowanej przez rząd „Bibi” Netanjahu.
A podziały, jak pokazywały nieliczne relacje (bo większość mainstreamu medialnego zakodowało się na modnej i chwytliwej polaryzacji według schematu: liberałowie i demokraci kontra konserwa i faszyzm), przebiegają w formie bardziej skomplikowanej i w niejednoznacznym wymiarze jak to pokazują media. Świadczy choćby o tym opisany przez nieliczne środki masowej komunikacji, a wywołujący w samym Izraelu szok i niedowierzanie wśród przedstawicieli demokratyczno-liberalno-tęczowej części społeczeństwa, okrzyk prowincjonalnego działacza Likudu (partii premiera Netanjahu) zapowiadający protestującym coś na kształt Holocaustu uczynionego europejskim Żydom przez nazistów.
Ta szokująca zapowiedź - Żyda wobec innych Żydów, łamiąca wewnątrzżydowskie tabu dotyczące Zagłady – ukazała, iż społeczeństwo izraelskie dzielą nie tylko polityczne i aktualne zagadnienia. Ta polaryzacja jest głęboka i ma przede wszystkim podłoże klasowe, kulturowe, a nawet rasowe.

Podziały na Aszkenazich i Sefardów, niewidoczne i sztucznie zasłonięte niby-demokratyczną woalką wyborów, ograniczoną, (ale zawsze podnoszoną) wolnością słowa, wspólnotą religijnych symboli i przywiązania (choć to pozory) do pryncypiów judaizmu są jednak rzeczywiste i odgrywają znaczącą rolę. Ot, choćby argument, jaki podnoszą Sefadzi, a który jest m.in. jednym ze źródeł próby reform sądownictwa przez rząd Netanjahu: otóż 90-95% przedstawicieli władzy sądowniczej i kasty prawniczej to potomkowie Żydów Aszkenazyjskich wywodzących się z Europy Zachodniej, Środkowej i Ameryki. Od samego początku zajęli oni uprzywilejowane pozycje w strukturze państwa izraelskiego. I taka sytuacja, niewidoczna na co pierwszy rzut oka, trwa po dziś dzień.

O relacjach szokujących dla wszystkich, którzy uważają, iż Żydzi są zbiorowością niesłychanie spójną i odnoszącą się do siebie z atencją immanentną „szlachetnej wspólnocie religijnej i etnicznej” (Sh. Sand, Kiedy i jak wynaleziono naród żydowski), niech świadczy określenie emigrantów z Afryki północnej do Izraela od samego początku jako tzw. Marokańczyków, nie Żydów (w odróżnieniu od tych, co przyjeżdżali z Europy i Ameryki). To pojęcie zachowało przez długie lata swe pejoratywne znaczenie, niosące niepełnocenność żydostwa przez owych emigrantów.

Jurysprudencję i praktykę państwa Izrael w tym i podobnych przypadkach doskonale opisuje Uri Huppert, izraelski prawnik i wykładowca akademicki, także działacz społeczny (U. Huppert, Izrael w cieniu fundamentalizmów). Przedstawia, jak oba fundamentalizmy religijne, wywiedzione z tego samego źródła i posługujące się analogicznymi uzasadnieniami – islamizm jako huba religii Mahometa i polityczny judaizm z agresywnym nacjonalizmem – krępują demokratyczne i liberalne prawodawstwo, myślenie i społeczne działania na rzecz modernizacji państwa. Gdy w dodatku dochodzi do rasistowskich praktyk zahaczających często o klasyczny apartheid wobec części obywateli (ponad 600 tys. to Arabowie / Palestyńczycy różnych denominacji , ponadto potomkowie Samarytan, Maronici, Druzowie), trudno nie dziwić się kwitnącemu od dekad na tych terenach terroryzmowi. Okupacja Palestyny i niespełnienie rezolucji ONZ z 29.11.1947 r. dotyczącej powstania Izraela i Palestyny po dekolonizacji tzw. Ziemi Świętej zbierają tragiczne owoce.

I tak dochodzimy do współczesnej sytuacji oraz wojny na tym obszarze, wiążącej się z kolejnymi ofiarami wśród arabskiej ludności cywilnej. Pomijając niejasne przesłanki i okoliczności, w jakich zaistniał atak terrorystyczny Hamasu na terytorium Izraela – koła rządzące w tym kraju były z różnych stron i od dawna informowane o mającej nastąpić akcji z terytorium Gazy.(Trzeba stwierdzić, iż z polityczno-wewnętrznego punktu widzenia ów akt był korzystny dla kół rządzących w Izraelu: wprowadzono stan wojenny, zarządzono mobilizację, ustały protesty i niepokoje. Społeczeństwo jest znów jednością, zjednoczone wokół lidera walczącego z opresją, a narracja może być pełna patriotyzmu, uniesienia i narodowego wzmożenia).

Gdy mówimy o religijnym fundamentalizmie, od razu zapala się światełko „islamskie” i wybuchają islamofobiczne emocje (Vincent Geisser, Nowa islamofobia) powtarzające stare, europejskie obsesje antyjudaizmu i antysemityzmu. Także cywilizacyjny paternalizm i cywilizacyjne poczucie wyższości wobec innych kultur, które dało o sobie wielokrotnie znać m.in. w czasach krucjat krzyżowych i kolonialnych podbojów. A fundamentalizm – widoczny w tzw. religiach abrahamowych – jest immanencją wyznań i kultów religijnych, zwłaszcza gdy doktryna uzurpuje sobie: wybranie i jedyną prawdziwość (Radosław Czarnecki, „Kiedy nasze zasady wykluczają inne racje” Sprawy Nauki nr 2/2020, „Esencjalizm – wrota fundamentalizmu religijnego” ,Sprawy Nauki nr 8-9/2020). Gdy do tego dochodzi mityczność i rozbujała religijna retoryka dominująca w przestrzeni publicznej, nie mająca zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością, efekty muszą owocować podziałami, polaryzacją, konfliktami.

Religie niosą sobą emocje, a one są zawsze złym doradcą i złym drogowskazem w jakiejkolwiek działalności publicznej. Tym samym przedstawianie przez publiczną narrację fikcyjnej – jak pisze wspominany Shlomo Sand – wspólnoty etnicznej (a de facto religijnej) jako klubu wybranych przez Boga, opartego na mitycznych, starotestamentowych przekazach jest głęboko sprzeczna z podstawowymi zasadami demokracji i pluralizmu. Nie mówiąc o wolnościach słowa i swobodach obywatelskich do wyrażania odmiennych poglądów.
Opieranie swej tożsamości wyłącznie na religijnych, mocno wątpliwych z racji swej mityczności i minionego czasu (czasem nawet kilku tysiącleci, gdy sięgamy epoki państw Salomona i Dawida) prowadzić musi na manowce. Stąd wziął się magiczny, mający charakter religijny „rytuał wokół Zagłady ustanawiający tożsamość żydowską jako odrębną i wyłączną” (Sh.Sand, Dlaczego przestałem być Żydem). Tragedii, będącej wynikiem i podsumowaniem określonej kultury oraz dróg, jakimi postępowała przez wieki cywilizacja zachodnioeuropejska, nie mogą towarzyszyć obrzędy i liturgia rodem z jakiejkolwiek świątyni, jakiegokolwiek wyznania religijnego. Tej tragedii winna towarzyszyć zaduma, refleksja i cisza.

Wspominając w skrócie o podziałach państwa (i w państwie) Żydów jeszcze w czasach Antyku – a faktycznie o społecznościach zamieszkujących od zawsze Palestynę, o różnych tożsamościach, o przeciwstawnych kulturowych korzeniach – pragnę podkreślić, iż niezwykle realnym jest podział współczesnej Palestyny nie tylko na państwo żydowskie i palestyńskie, ale też na dwa państwa żydowskie. Może wyjściem byłaby jedna struktura w formie bardzo luźnej konfederacji, na kształt Belgii czy Szwajcarii? Te rozwiązania miały w historii miejsce wielokrotnie. I dziś to jest także widoczne. Zresztą taka tendencja odpowiada zjawiskom na świecie. Dziś struktury większe rozpadają się, rozluźniają wzajemne związki na wzór rozproszonej przestrzeni wirtualnej. Tym samym poczynają przedstawiać coś na wzór galaktyki, gdzie różne gwiazdy, planety krążące wokół nich, asteroidy i pył kosmiczny tworzą formę mgławicy, czyli czegoś zupełnie przeciwstawnego do formuły narodowego, scentralizowanego państwa. Te siły rozrywające państwa narodowe to zlepek różnych systemów i interesów, głównie rynkowych i związanych z nimi korporacji. „Wszystko to tworzy wokół obumierających państw narodowych atmosferę klęski”. To steruje ku wizji wielkiego, światowego nieporządku i bezwładu. Na kształt rynku i jego niewidzialnej ręki (Z.Bauman, Globalizacja).

Współczesny Izrael rozpada się na naszych oczach, Palestyńczycy doświadczają bezprecedensowych cierpień, będących m.in. efektem tego rozpadu, który rządzące elity starają się powstrzymać, eksportując swe zamiary w obszary konfrontacji z Palestyńczykami czy z islamem w ogóle. Społeczeństwo izraelskie było od początku mozaiką grup imigrantów, które w większości były od siebie odległe niczym w Antyku plemiona zamieszkujące dawny Kanaan. Pierwotna fascynacja państwem narodowym Żydów, po doświadczeniach II wojny światowej, wyparowała. Do głosu doszły elementy kultury przodków i ugruntowanych wielowiekowo tożsamości. A także konflikty klasowe.
Podobnie ma się rzecz z emigrantami tureckimi w Niemczech, gdzie trzecie i kolejne pokolenia tam mieszkających Turków są coraz bardziej „tureckie”. A na dodatek rozwarstwienie społeczne, wzrost nierówności – co ma miejsce w całym świecie wskutek neoliberalnych porządków i bałwochwalczego kultu rynku – powodują w społeczeństwie izraelskim te same niepokoje i konflikty jak w Europie.

Narracja o jedności narodu i spajanie go wyłącznie na bazie mitów religijnych sięgających 1000 lat p.n.e. oraz traumą Zagłady ulega erozji. Na takiej podstawie można prorokować, iż Izrael czekają olbrzymie zmiany. We wszystkich obszarach i sferach. Historia jest tu właściwym drogowskazem i zapowiedzią.
Radosław S. Czarnecki