W jaki sposób najlepiej przedstawiać historię wojskowości, rozmawiać o niej i próbować wyjaśniać? Czym jest wojna?
Jednym z głównych problemów podczas takich rozważań jest sposób, w jaki z powrotem przywołuje się dawnych myślicieli, często powtarzając stare tezy i omawiane wcześniej dylematy. W debacie o wojnie lądowej dominują Sun Tzu, Clausewitz, Jomini i Fuller, konflikty na morzu to zaś domena Mahana i Corbetta. Co więcej, typowa debata na ten temat, zarówno akademicka, jak i popularyzatorska skupia się na wielkich dowódcach, kluczowych wojnach i bitwach, które rzekomo miały decydujące znaczenie.
Clausewitz i Jomini zyskali uznanie jako komentatorzy sztuki wojennej doby Wielkiej Rewolucji Francuskiej i wojen napoleońskich, Fuller i Liddell Hart skupili się na I wojnie światowej i szukali sposobu na uniknięcie kolejnego, tak kosztownego impasu na froncie, Mahan i Corbett studiowali zaś dzieje morskiej potęgi Wielkiej Brytanii w latach 1689–1815, a przede wszystkim jej konflikty z Francją.
Do listy można dopisać kolejne nazwiska, w tym Michaiła Frunze i Mao Zedonga traktujących o wojnach rewolucyjnych w XX wieku oraz Charlesa Calwella i (reprezentującego inne poglądy) Davida Galulę studiujących działania przeciwpartyzanckie. Włączenie do panteonu postaci Sun Tzu i Mao Zedonga stanowi odpowiedź na rosnące znaczenie Chin jako potęgi wojskowej. Podobnego zainteresowania nie wzbudziły przy tym Indie, które wysuwają się na pierwsze miejsce pod względem liczby ludności. Także wojna powietrzna zrodziła swoich propagatorów oraz analityków (wchodzących często w ostre spory), szczególnie w osobach Giulia Duheta i Williama Mitchella.
Zarówno treść, jak i zakres oraz wydźwięk tradycyjnych prac teoretycznych rodzą jednak szereg problemów.
Po pierwsze, teorie myślicieli wojskowych zwykły górować nad ideami, a tym bardziej praktycznymi działaniami faktycznych uczestników walk. Większość z nich nie pozostawiła po sobie teoretycznych prac lub nie nadała im usystematyzowanej formy, lecz prawdziwy problem polega na tym, że teoretycy wojskowości opowiadają o… innych teoretykach wojskowości. Niekoniecznie interesuje ich zbliżenie do decydentów, poznanie ich pobudek i wolą raczej rozwodzić się nad swoimi spostrzeżeniami i wtłaczać innych w przyszykowane ramy koncepcyjne, a następnie przesadnie podkreślać ich znaczenie. I tak, Basil Liddell Hart, który z ochotą pozował na wzgardzonego proroka we własnej ojczyźnie, Wielkiej Brytanii, jednak przyczynił się do rozwoju koncepcji blitzkriegu, a także działań Izraela podczas wojny sześciodniowej w 1967 roku. Pozwoliło mu to znacznie wyolbrzymić swoje znaczenie.
Po drugie, autorzy dzieł teoretycznych znacznie większą wagę przykładają do wojen między państwami niż konfliktów wewnętrznych. Zdaje się, że wojny domowe biorą na tapet jedynie wówczas, gdy obie strony dysponują formalną lub na wpół formalną, strukturą organizacyjną armii, jak choćby podczas wojny w Anglii (1642–1648) i w Stanach Zjednoczonych (1851–1865).
Po trzecie, oś dyskusji wyznaczają najczęściej bitwy, nie zaś potyczki czy „małe wojny” (lub blokady morskie), mimo iż są równie powszechne i podobnie istotne. Ich znaczenie jeszcze wzrosło od czasów II wojny światowej, a w ich dostrzeżeniu nie pomaga podejście oparte na filozofii „decydującej bitwy”. Może się ono sprawdzić, gdy liczba jednostek jest niewielka, jak okrętów wojennych czy współcześnie samolotów, a utrata każdej z nich ma istotny wpływ na przebieg walk.
I po czwarte, znaczna część świata w klasycznych opracowaniach jest sprowadzana do „prymitywnego” obrazu, w którym przeważa wizerunek prostego i surowego wojownika, widoczny zwłaszcza w odniesieniu do ludów stepowych i państw Afryki.
Autorzy prac teoretycznych zwykli prezentować je jako niezbyt rozwinięte (i zróżnicowane) w porównaniu z państwami o „ugruntowanej” strukturze, szczególnie jeśli gospodarka tych drugich opierała się na dobrze rozwiniętym rolnictwie i przemyśle i przynależały do Zachodu (Europa i Ameryka Północna) lub Azji Wschodniej. Tworzy to mapę punktów ciężkości, wspartą przekonaniem, że „rozwinięte społeczeństwa” są z miejsca najskuteczniejsze w swoich działaniach. Równocześnie to z nich
wyrastają skrojone na „nowoczesną” modłę armie i prace teoretyków wojskowości. Tym sposobem społeczeństwa „niedorozwinięte” zyskują znaczenie jedynie wówczas, gdy kopiują elementy najskuteczniejszej praktyki, czyli zachodniej, lub tworzą coś na jej wzór.
Wyrażona w taki sposób postawa klasycznych autorów rodzi liczne problemy. Często pomniejsza się znaczenie skuteczności armii Hunów w V wieku, Mongołów w XIII, Timura Chromego w XIV i Mandżurów w XVII wieku, czyli zdominowanych przez kawalerię pozaeuropejskich sił, lub z góry skazuje się na porażkę w dłuższej perspektywie, choć zgodnie z taką optyką każda siła wojskowa kiedyś musi stracić znaczenie. Podejście to wynika z kolei z wagi, jaką przywiązuje się do zachodnich formacji piechoty. Widać to jeszcze wyraźniej, gdy uwypukla się rolę powiązań wojska z przemysłem, tworzących „kompleks”, czyli zaczyn dla produkcji zaawansowanego uzbrojenia wykorzystywanego w nowoczesnych konfl iktach, terminy zaś „przemysłowy”, „zaawansowany” i „nowoczesny” odnoszą się do konkretnych zjawisk.
Opierające się na gospodarce rolnej bez większego udziału przemysłu społeczeństwa stepowe nie rozwijały takich systemów. Tym samym mogą sprawiać wrażenie przestarzałych. I to nawet w sytuacji, gdy ich zacofanie stawało się widoczne dopiero w XIX wieku. Różnica w rozwoju jest bowiem zarówno przyczyną, jak i skutkiem epoki imperializmu tamtego stulecia, choć trudno mówić o czymś takim jak wiek imperializmu. W dyskusji nad społeczeństwami stepowymi pobrzmiewa teleologiczna nuta (wiemy, dokąd wszystko zmierza, a ten kierunek jest właściwy i nieunikniony), podobnie jak w całej historii wojskowości. Ramy tej teleologicznej wykładni wyznaczają coraz skuteczniejsze rozwiązania technologiczne i organizacyjne.
Jednak zbudowana na teleologii narracja, czerpiąca z teorii modernizacji i posługująca się często dyskursem o rewolucjach wojskowych jako narzędziach tłumaczenia zmian, nie wytrzymuje starcia z rzeczywistością lat 20. XXI wieku. Współcześnie meksykańskie kartele przestępcze mają pod bronią więcej ludzi niż niejedna europejska armia.
Kultura jest kluczowym konceptem w badaniu dziejów wojskowości, ponieważ to właśnie spojrzenie na odmienne sposoby postrzegania i doświadczania konfliktów umożliwia wyjście poza rzekomo uniwersalne założenia dotyczące ich natury. Co więcej, takie podejście jest konieczne podczas walki pośród − lub przeciwko – społecznościom odmiennym niż własne, aby właściwie ocenić rolę, jaką odgrywają siła i rozumienie sukcesu. Niedocenienie tych czynników było wyraźnie widoczne w problemach, z którymi borykały się Stany Zjednoczone podczas konfliktów toczonych w Iraku i Afganistanie.
Większość współczesnych obserwatorów z Zachodu prawie w ogóle nie włącza do rozważań kwestii religijnych ani ich roli w kształtowaniu postaw społeczeństwa wobec zwycięstwa i klęski, cierpienia i śmierci, a co za tym idzie, gotowości do pogodzenia się ze stratami. Jak wielokrotnie dowiodły ostatnie dekady walk w świecie islamu, budowane w oparciu o taktyczne, operacyjne i strategiczne kalkulacje koncepcje osiągnięcia zwycięstwa, czyli praktyczne działania, mogą łatwo zostać zaburzone przez czynnik religijny, czego liczne przykłady znajdziemy w najstarszych relacjach o wojnach.
Pominięcie wpływu religii to problem związany z jedną z najbardziej intrygujących teorii tłumaczących dzieje wojskowości, którą w XVIII wieku rozwijali tacy autorzy, jak Edward Gibbon, William Robertson czy Adam Smith. W ich opinii historia to przechodzenie z jednego etapu do kolejnego w procesie rozwoju społeczno-gospodarczego, poczynając od społeczeństw łowców i zbieraczy, do społeczności pasterskich, rolniczych, a następnie do zurbanizowanych systemów, cechujących się odmiennymi instytucjami zarówno politycznymi, jak i wojskowymi. Włączając w nią dzisiejsze społeczeństwa, teoria zakłada, że występują różnice między środowiskami naturalnymi i kulturowymi na całym świecie, choć nie czyni już podobnego rozróżnienia na kierujące nimi prądy ideologiczne.
Bez względu na to, czy zagłębiamy się w teorie Clausewitza, czy Gibbona tworzącego pół wieku wcześniej, mamy do czynienia z ideami rozciągniętymi w perspektywie longue durée (długiego trwania), z próbą uchwycenia esencji wojny. Mimo to większość rozważań teoretycznych odbywa się w bardzo ograniczonej skali czasowej. Polegają one na analizie nieodległych dla autora konfliktów w celu odkrycia, jakimi możliwościami dysponują potencjalni przeciwnicy. Niemcy na przykład skłoniły się ku inwazji na Związek Radziecki w 1941 roku po przyjrzeniu się błędom, jakie popełniła Armia Czerwona w wojnie zimowej. Jednak dowodząc tego, że teoria i analiza mogą prowadzić nas ku uprzednio pożądanym wnioskom, zignorowały kluczowy etap, w którym po początkowych bolesnych klęskach ZSRR odniósł ostatecznie zwycięstwo.
Takie analizy wojskowe często nie wykraczają poza strefę komfortu i mają skłonność do potwierdzenia instytucjonalnych, narodowych i społecznych uprzedzeń. Skupiając się zatem na aktualnych problemach i nadchodzącym konflikcie, analitycy z United States Army Corps (Korpusu Lotniczego Armii Stanów Zjednoczonych) winili za porażkę niemieckiego Luftwaffe w walkach o Wielką Brytanię w 1940 roku brak strategicznych bombowców, nie zaś ogólne słabości sił powietrznych III Rzeszy lub znaczenie brytyjskich zintegrowanych systemów obrony powietrznej. Dało to zielone światło do inwestowania w bombowce strategiczne.
W lipcu 1941 roku Air War Plans Division 1 (Dział Planowania Wojny w Powietrzu 1) przedstawił szczegółowy plan pokonania Niemiec siłami powietrznymi. Stany Zjednoczone mierzyły się w tym wypadku z przeciwnikiem, który we właściwy sposób nakierował je zarówno na rozwój swojej doktryny, jak i kluczowe wsparcie przy jej wdrażaniu.
Istnieje tendencja do postrzegania błędów w analizie i uprzedzeń kierujących instytucjami państwa jako rzeczy z przeszłości, ale równie dobrze dziś możemy się zmagać z takimi problemami, na przykład przy zakupach uzbrojenia czy kształtowaniu „doktryn” odzwierciedlających idee. Co więcej, polemiczne i nastręczające problemów publikacje strategicznych przeglądów podkreślają znaczenie wyborów w wykonywaniu zadań, wyznaczaniu priorytetów, zakupach sprzętu i formułowaniu doktryn.
Wszystko to ma następnie wpływ nie tylko na kierunek kolejnych posunięć, lecz także na cały kontekst, w ramach którego wybory te są przedstawiane, rozważane i wdrażane. Innymi słowy, „przygotowywanie się na minioną wojnę” to długi proces, który z jednej strony wyrasta z nieprawidłowego czytania przeszłości, a z drugiej przypomina o konieczności jej studiowania. Ostatecznym krokiem w rozważaniach jest ujmowanie wojny jako całości w ramy teorii.
Teoria wojskowości jest intensywnie rozwijana dzięki kulturze popularnej, gdzie duży nacisk kładzie się na heroizm jednostek, zbiorową odwagę, a także jedność społeczności cementującą gotowość do walki. Cechy te odgrywały ogromną rolę w najstarszych dziełach literackich i do dzisiaj silnie rezonują we współczesnych utworach, grach komputerowych i innych mediach. W tym przypadku teoria mówi jednak o triumfie charakteru, choć jeśli przybrać narrację w płaszcz prowidencjalizmu i fatalizmu, także klęska może stać się heroiczna, jak choćby ta zadana przez Persów Spartianom pod Termopilami w 480 roku p.n.e., czy zadaną przez Meksyk Teksańczykom w bitwie o Alamo w 1836 roku. Wówczas to właśnie klęska jest wyrazem niezłomnej woli.
Ten sposób objaśniania wojny budzi największe zainteresowanie, na co wpływ między innymi miała rosnąca, szczególnie od lat 70. XX wieku, popularność rozważań o „obliczu bitwy”, w której na pierwszy plan wysuwały się historie pojedynczych jej uczestników i gromadzenie relacji naocznych świadków. To podejście mniej uwagi poświęca istotnym elementom rozgrywającym się w tle, czyli strategii, logistyce i komunikacji, a skupia się na wymiarze taktycznym i sile woli człowieka. Związek tych czynników jest ukazywany choćby w postaci jedności oddziałów.
Współczesne społeczeństwa szczególnie żywo reagują na przekaz wizualny i gotowe „lekcje”. Można w nich zawrzeć opowieści o heroicznych czynach, lecz także zademonstrować możliwości poszczególnych rodzajów uzbrojenia, przy czym nietrudno tutaj o materiał graficzny. Historia to szczególny nośnik przesłania, które w tym wypadku niekoniecznie musi przybrać formę pisemną, bo może mu ona odebrać czytelność i niejako sugerować, że nie każdy jest zdolny je przyswoić. Co więcej, dzięki mediom wizualnym przekaz łatwiej dociera do mieszkańców większości rejonów świata. Przekaz wizualny pozwala na ekspresję teoretycznych rozważań z zakresu historii wojskowości w sposób niebezpośredni, a media, w których one rozbrzmiewają, stanowią współczesny odpowiednik mówionych poematów, tak ważnych w przeszłości. I znów zarysowują się tu związki, a przynajmniej echa podobieństw rezonujące przez wieki.
Jeremy Black
Jest to fragment książki Jeremy’ego Blacka Wojna. Krótka historia, wydanej przez Wydawnictwo RM, której recenzję zamieszczamy w tym numerze.