Poniżej przedstawiamy drugą część eseju dr. Jacquesa R. Pauwelsa pt. Pierwsza wojna światowa i imperializm. Pierwszą zamieściliśmy w SN 8-9/24. Trzecią, ostatnią, zamieścimy w SN 11/24.
To, że bezlitosna rywalizacja pomiędzy wielkimi mocarstwami imperialistycznymi – walka na śmierć i życie, widziana z punktu widzenia darwinizmu społecznego – praktycznie z pewnością doprowadzi do wojny, pokazał także przypadek Wielkiej Brytanii. Kraj ten wkroczył w XX wiek jako światowe supermocarstwo, kontrolujące bezprecedensowy zbiór posiadłości kolonialnych. Ale potęga i bogactwo Imperium oczywiście zależały od faktu, że dzięki potężnej Królewskiej Marynarce Wojennej Brytania rządziła falami. I pod tym względem na przełomie wieków pojawił się bardzo poważny problem. Jako paliwo dla statków węgiel został szybko zastąpiony ropą naftową ze względu na jej znacznie większą wydajność. Albion miał mnóstwo węgla, ale nie miał ropy naftowej, nawet w swoich koloniach, a przynajmniej w niewystarczających ilościach. Trwały więc poszukiwania obfitych i niezawodnych źródeł ropy naftowej, „czarnego złota”. Na razie ten cenny towar musiał być importowany z USA, ówczesnego największego producenta i eksportera na świecie. Na dłuższą metę było to jednak nie do przyjęcia, ponieważ Wielka Brytania często kłóciła się ze swoją byłą kolonią transatlantycką w kwestiach takich jak wpływy w Ameryce Południowej, a Stany Zjednoczone stawały się także poważnym rywalem w imperialistycznym wyścigu szczurów.
Poszukując alternatywnych źródeł, Brytyjczycy znaleźli sposób, aby choć częściowo zaspokoić swoje pragnienie ropy naftowej w Persji. W tym kontekście powstała Anglo-Iranian Oil Company, później znana jako British Petroleum (BP). Ostateczne rozwiązanie problemu pojawiło się jednak dopiero, gdy jeszcze w pierwszej dekadzie XX wieku odkryto w Mezopotamii, a dokładniej w rejonie miasta Mosul, znaczne złoża ropy naftowej. Patrycjat rządzący Albionem – uosabiany przez takich panów jak Churchill – zdecydował wówczas, że Mezopotamia, dotychczas nieistotny zakątek Bliskiego Wschodu, który po I wojnie światowej miał stać się Irakiem, ale wówczas nadal należał do Imperium Osmańskiego, musi zostać poddana kontroli brytyjskiej. Nie był to cel nierealistyczny, gdyż Imperium Osmańskie było dużym, ale słabym krajem, z którego rozległego terytorium Brytyjczykom udało się już wcześniej wykroić atrakcyjne kąski, na przykład Egipt i Cypr. W rzeczywistości już w 1899 r. Brytyjczycy zagarnęli bogaty w ropę Kuwejt i ogłosili go protektoratem; mieli go w 1914 roku przekształcić w rzekomo niezależny emirat. Posiadanie Mezopotamii było postrzegane zatem jako jedyny sposób umożliwiający niezakłócony przepływ nieograniczonych ilości ropy naftowej w kierunku wybrzeży Albionu.
Jednak w 1908 roku Imperium Osmańskie stało się sojusznikiem Niemiec, co oznaczało, że planowane przejęcie Mezopotamii niemal na pewno wywoła wojnę między Wielką Brytanią a Rzeszą. Jednak zapotrzebowanie na ropę naftową było tak duże, że mimo to planowano działania militarne. I te plany trzeba było jak najszybciej wdrożyć. Niemcy i Turcy rozpoczęli budowę Bagdad Bahn, linii kolejowej, która miała połączyć Berlin przez Stambuł z Bagdadem, mezopotamską metropolią położoną niedaleko Mosulu, co stworzyło perspektywę, że pewnego dnia beczki pełne mezopotamskiej ropy zaczną płynąć ku Niemcom na rzecz rosnącej kolekcji pancerników Rzeszy, które okazały się najniebezpieczniejszym rywalem Królewskiej Marynarki Wojennej! Ponieważ budowa kolei bagdadzkiej miała zostać ukończona w 1914 r., wielu brytyjskich decydentów politycznych i wojskowych było zdania, że lepiej nie czekać zbyt długo z rozpoczęciem wojny, która i tak wydawała się nieunikniona.
W tym kontekście dobiegła końca tradycyjna przyjaźń Londynu z Niemcami, Wielka Brytania dołączyła do dwóch byłych arcywrogów, Francji i Rosji, w sojuszu znanym jako Potrójna Ententa, a dowódcy armii brytyjskiej zaczęli opracowywać szczegółowe plany wojny przeciwko Niemcom we współpracy ze swoimi francuskimi odpowiednikami. Pomysł był taki, że ogromne armie Francuzów i Rosjan rozbiją niemieckie wojska, podczas gdy większość sił zbrojnych Imperium dokona najazdu na Mezopotamię z Indii, pokona Osmanów i zagarnie pola naftowe. Królewska Marynarka Wojenna obiecała także uniemożliwić niemieckiej marynarce wojennej atak na Francję przez kanał La Manche, a na lądzie armia francuska miała skorzystać z (głównie symbolicznej) pomocy stosunkowo niewielkiego Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego (BEF).
Ten makiaweliczny układ został wymyślony w największej tajemnicy i nie poinformowano o nim ani parlamentu, ani opinii publicznej.
W przededniu Wielkiej Wojny kompromis z Niemcami nadal był możliwy i cieszył się nawet przychylnością niektórych frakcji w brytyjskiej elicie politycznej, przemysłowej i finansowej. Kompromis zapewniłby Niemcom przynajmniej część mezopotamskiej ropy, ale Londyn dążył do osiągnięcia wyłącznej kontroli nad „czarnym złotem” Mezopotamii.
Brytyjskie plany inwazji na Mezopotamię przygotowywane były już w 1911 roku i przewidywały zajęcie strategicznie ważnego miasta Basra, a następnie marsz wzdłuż brzegów Tygrysu do Bagdadu. Uzupełniona równoczesnym atakiem sił brytyjskich działających z Egiptu, inwazja ta miała zapewnić Wielkiej Brytanii kontrolę nad Mezopotamią i znaczną częścią pozostałej części Bliskiego Wschodu.
Scenariusz ten rzeczywiście rozwinął się podczas Wielkiej Wojny, ale w zwolnionym tempie, gdyż okazało się, że jest to zadanie znacznie trudniejsze, niż oczekiwano, a cele zostaną osiągnięte dopiero po zakończeniu konfliktu. Nawiasem mówiąc, słynny Lawrence z Arabii nie pojawił się nagle znikąd; był zaledwie jednym z licznych Brytyjczyków, którzy w latach poprzedzających rok 1914 zostali starannie wybrani i wyszkoleni do „obrony” interesów swojego kraju – głównie w odniesieniu do ropy – na Bliskim Wschodzie.
Podbój pól naftowych Mezopotamii stanowił główny cel przystąpienia Wielkiej Brytanii do wojny w 1914 r. Kiedy wybuchła wojna, a partnerzy niemieccy i austro-węgierscy rozpoczęli wojnę przeciwko duetowi francusko-rosyjskiemu i Serbii, wydawało się, że nie ma powodu, aby Wielka Brytania angażowała się w konflikt. Rząd w Londynie stanął przed dylematem; honorowo zobowiązany był dotrzymać obietnic złożonych Francji, ale to ujawniłoby, że plany te zostały obmyślone w tajemnicy. Jednak naruszenie przez Niemcy neutralności Belgii dało Londynowi doskonały pretekst do rozpoczęcia wojny. W rzeczywistości los małego kraju obchodził brytyjskich przywódców w niewielkim stopniu lub wcale, przynajmniej dopóki Niemcy nie przystąpili do zajęcia Antwerpii. Nie uważano też, że naruszenie neutralności kraju jest czymś wielkim; podczas wojny sami Brytyjczycy nie zawahaliby się naruszyć neutralności szeregu krajów, a mianowicie Chin, Grecji i Persji.
Podobnie jak wszystkie plany sporządzone w ramach przygotowań do tego, co miało stać się „Wielką Wojną”, scenariusz wymyślony w Londynie nie rozwinął się zgodnie z oczekiwaniami. Francuzom i Rosjanom nie udało się rozbić armii teutońskiej, dlatego Brytyjczycy musieli wysłać na kontynent znacznie więcej wojsk – i ponieść znacznie większe straty – niż przewidywano. Natomiast na odległym Bliskim Wschodzie armia osmańska – fachowo wspomagana przez niemieckich oficerów – nieoczekiwanie okazała się trudnym orzechem do zgryzienia.
Pomimo tych niedogodności, które w samej Wielkiej Brytanii spowodowały śmierć około trzech czwartych miliona żołnierzy, ostatecznie wszystko przebiegło pomyślnie; w 1918 roku Union Jack powiewał nad polami naftowymi Mezopotamii.
Ta krótka analiza pokazuje, że zdaniem władców Wielkiej Brytanii I wojna światowa nie toczyła się po to, by ocalić „dzielną małą Belgię”, ani by bronić sprawy międzynarodowego prawa i sprawiedliwości. Stawką były interesy gospodarcze, interesy brytyjskiego imperializmu, które tak się składa, że są interesami bogatych i potężnych brytyjskich arystokratów i mieszczan, których korporacje i banki pożądały surowców takich jak ropa naftowa – i wielu innych rzeczy.
Jest także oczywiste, że dla patrycjuszy sprawujących władzę w Londynie wojna nie była wcale wojną o demokrację. Na podbitym Bliskim Wschodzie Brytyjczycy nie zrobili nic, aby promować sprawę demokracji, wręcz przeciwnie. Imperialistycznym interesom Wielkiej Brytanii lepiej służyły subtelne i niezbyt subtelne, niedemokratyczne, a nawet antydemokratyczne porozumienia. Okupowana Palestyna była przez nich rządzona mniej więcej w taki sam sposób, w jaki okupowana Belgia była rządzona przez Niemców. Natomiast w Arabii działania Londynu uwzględniały jedynie własne interesy – a także interesy garstki rdzennych rodzin, które uważano za użytecznych partnerów. Rozległa ojczyzna Arabów została podzielona i rozdzielona pomiędzy tych partnerów, którzy przystąpili do zakładania państw, którymi mogli rządzić tak, jakby były własnością osobistą. A kiedy wielu mieszkańców Mezopotamii odważyło się stawić opór swoim nowym brytyjskim szefom, Churchill nakazał zrzucić na ich wioski bomby, w tym bomby z trującym gazem.
W przededniu wybuchu Wielkiej Wojny we wszystkich krajach imperialistycznych była niezliczona liczba przemysłowców i bankierów opowiadających się za „wojowniczym ekspansjonizmem gospodarczym”. Niemniej jednak wielu kapitalistów – a być może nawet większość – doceniało zalety pokoju i niedogodności wojny i dlatego wcale nie byli podżegaczami wojennymi, jak podkreślił Eric Hobsbawm. Jednak ta obserwacja błędnie skłoniła konserwatywnego brytyjskiego historyka Nialla Fergusona do pochopnego wniosku, że interesy kapitalistów nie odegrały żadnej roli w wybuchu Wielkiej Wojny w 1914 r. Po pierwsze, niezliczeni przemysłowcy i bankierzy oraz członkowie wyższej klasy średniej wykazywali ambiwalentne nastawienie do wojny. Z jednej strony nawet najbardziej wojowniczy z nich zdawali sobie sprawę, że wojna będzie miała bardzo nieprzyjemne aspekty i dlatego woleli jej unikać. Jednak jako członkowie elity mieli także podstawy sądzić, że nieprzyjemności doświadczą głównie inni – głównie prości żołnierze, robotnicy, chłopi i inni plebejusze, którym tradycyjnie powierzano zabijanie innych i umieranie.
Co więcej, założenie, że miłujący pokój kapitaliści nie chcieli wojny, odzwierciedla binarny, czarno-biały rodzaj myślenia, a mianowicie, że pokój jest alternatywą dla wojny i odwrotnie. Rzeczywistość jest jednak bardziej złożona. W rzeczywistości istniała inna alternatywa dla pokoju, a mianowicie rewolucja. Ale ta alternatywa była o wiele bardziej odrażająca niż wojna dla większości, jeśli nie wszystkich, kapitalistów i innych burżuazyjnych i arystokratycznych członków elity. Arystokracja i burżuazja były opętane strachem przed rewolucją, odkąd wydarzenia z lat 1848 i 1871 ujawniły rewolucyjne intencje i potencjał proletariatu. Później powstały partie robotnicze popierające rewolucyjny socjalizm Marksa, zyskiwały coraz większą popularność i były oficjalnie zaangażowane w obalenie ustalonego porządku politycznego i społeczno-gospodarczego poprzez rewolucję, mimo że, jak widzieliśmy, w rzeczywistości dyskretnie stały się reformistyczne.
Dekada poprzedzająca wybuch wojny, w końcu ironicznie nazwana Belle Époque, była świadkiem nie tylko nowych rewolucji (w Rosji w 1905 r., w Chinach w 1911 r.), ale także w całej Europie niekończącej się serii strajków, demonstracji i zamieszek, które wydawały się zwiastunami rewolucji w samym sercu imperializmu. W tym kontekście wojnę promowali nie tylko filozofowie, tacy jak Nietzsche i inni intelektualiści, przywódcy wojskowi i polityczni, ale także czołowi przemysłowcy i bankierzy, jako skuteczne antidotum na rewolucję.
W latach poprzedzających rok 1914 niezliczona liczba członków burżuazji (i arystokracji) wyobrażała sobie, że jest świadkiem wyścigu między wojną a rewolucją, sprintu, którego wynik może być przesądzony w każdej chwili. Który z nich miał wygrać? Mieszczanie, obawiając się rewolucji, modlili się, aby wojna zwyciężyła. Ponieważ rewolucja zamiast pokoju była najbardziej prawdopodobną alternatywą dla wojny, nawet najbardziej miłujący pokój kapitaliści zdecydowanie woleli wojnę. A ponieważ obawiali się, że rewolucja może wygrać wyścig, to znaczy wybuchnąć przed wojną, kapitaliści oraz burżuazyjni i arystokratyczni członkowie elity w ogóle mieli w rzeczywistości nadzieję, że wojna nastąpi jak najszybciej, i dlatego wybuch wojny latem 1914 roku uznali za wybawienie od nieznośnej niepewności i napięcia. Tę ulgę odzwierciedlał fakt, że słynne zdjęcia ludzi entuzjastycznie świętujących wypowiedzenie wojny, robione głównie w „lepszych” dzielnicach stolic, przedstawiały prawie wyłącznie dobrze ubrane panie i panów, a nie robotników czy chłopów, którzy byli w większości przygnębieni tą wiadomością.
W swojej imperialistycznej postaci kapitalizm był z całą pewnością odpowiedzialny za wiele wojen kolonialnych, a także za Wielką Wojnę, która wybuchła w 1914 roku. Niezliczeni współcześni zdawali sobie z tego sprawę aż za dobrze. Jak już w 1895 roku oświadczył wielki francuski przywódca socjalistyczny Jean Jaurès, „kapitalizm niesie w sobie wojnę, tak jak chmura burzowa niesie burzę”. Jaurès był oczywiście zadeklarowanym antykapitalistą, ale wielu członków elity burżuazyjnej i arystokratycznej było również w pełni świadomych związku między wojną a ich interesami gospodarczymi i czasami to potwierdzało. Na przykład generał Haig, który dowodził armią brytyjską od 1915 r. do końca wojny, oświadczył przy pewnej okazji, że nie „wstydzi się wojen toczonych, aby otworzyć światowe rynki dla naszych handlarzy”.
Zatem to fatalne pojawienie się imperialistycznej wersji kapitalizmu, używając słów Erica Hobsbawma, „pchnęło świat do konfliktu i wojny”. Dla porównania fakt, że wiele osób wśród przemysłowców i bankierów mogło prywatnie zabiegać o pokój, ma niewielkie lub żadne znaczenie i z pewnością nie pozwala na wniosek, że kapitalizm nie doprowadził do Wielkiej Wojny. Równie błędny byłby wniosek, że nazizm nie był w rzeczywistości antysemicki i nie odegrał żadnej roli w początkach Holokaustu, ponieważ całkiem sporo nazistów nie było osobiście antysemitami.
Również dlatego, że były za to odpowiedzialne aspiracje imperialistyczne, wojna, która wybuchła w 1914 roku, będąc w istocie konfliktem europejskim, przekształciła się w wojnę światową. Nie powinniśmy zapominać, że walki toczyły się nie tylko w Europie, ale także w Azji i Afryce. Podczas gdy wielkie mocarstwa walczyłyby ze sobą przede wszystkim i „w najbardziej widoczny sposób” w Europie, ich armie toczyły także bitwy na swoich posiadłościach kolonialnych w Afryce, na Bliskim Wschodzie, a nawet w Chinach. Wreszcie w Wersalu zwycięzcy podzielili się i zagarnęły nie tylko stosunkowo skromne łupy, jakie reprezentowały byłe kolonie Niemiec, ale zwłaszcza bogate w ropę naftową regiony Bliskiego Wschodu, które należały do Imperium Osmańskiego.
dr Jacques R. Pauwels
Autor jest pracownikiem naukowym Centrum Badań nad Globalizacją (CRG).
Za: https://www.globalresearch.ca/first-world-war-imperialism/5857486