Nauka-gospodarka
Nauka-gospodarka
Wychodzenie z laboratoriów
- Autor: Stanisław Bąkowicz
- Odsłon: 2946
Unijne konfitury
- Autor: Stanisław Bąkowicz
- Odsłon: 3169
Znawcy przedmiotu twierdzą, iż częściowo na własne życzenie nie uczestniczymy we wszystkich unijnych programach naukowo-badawczych, w których współpracują kraje zjednoczonej Europy. Wynika to głównie z niedostatków polskiej nauki. Musi ona bowiem wzmocnić własny potencjał, aby stać się atrakcyjna dla europejskich partnerów.
Mimo to, znaleźliśmy się na niezłym, dziesiątym miejscu pod względem liczby składanych wniosków i ich realizacji, jeśli chodzi o dofinansowanie projektów badawczych zgłoszonych do 6. Programu Ramowego. Pozycję tę wypracowali dla Polski w zasadzie tylko naukowcy, przemysł właściwie nie pomagał im we wspieraniu badań na poziomie europejskim. Jest to więc dorobek społeczności naszych uczonych.
Tymczasem ze Strategii Lizbońskiej wynika jasno, że to właśnie przemysł powinien w dwóch trzecich partycypować w wydatkach na badania w kolejnych programach ramowych. A jest o co walczyć, bowiem na 7. PR Komisja Europejska przeznacza ponad 53 mld euro. Aby więc zasiąść do stołu, przy którym będą dzielone te unijne konfitury, trzeba dysponować własnymi środkami, a także z przemysłu, gdyż sugerowane w programie kierunki badań łączą się ściśle z ich zastosowaniem w gospodarce. Można też zaproponować europejskim partnerom własny program badań, określając w nim swój udział.
Nasze systematycznie rosnące uczestnictwo w programach ramowych sprawiło, że polska nauka otrzymała prawie 2% środków przewidzianych dla kończącego się właśnie 6. PR. Pozornie wygląda to skromnie, jednak w przeliczeniu na twardą walutę otrzymaliśmy na prace badawcze z funduszy unijnych ok. 1 mld euro, a więc kwotę nie do pogardzenia. Jeśli ten pozytywny kierunek zostanie utrzymany, a wszystko wskazuje, że tak, wówczas możemy liczyć, iż z 7. Programu Ramowego możemy w latach 2007-2013 uzyskać nawet do 3% będących w jego dyspozycji funduszy, czyli ponad 1,5 mld euro.
Europejski KBN
Jednak programy ramowe to nie tylko badania stosowane, jest w nich bowiem również miejsce na prace o charakterze podstawowym. W 7. PR jeden z jego działów obejmuje właśnie badania poznawcze. UE przywiązuje do nich dużą wagę, podobnie jak i do badań przyszłościowych, ale takich, które rokują zastosowania praktyczne. Od strony organizacyjno-koordynacyjnej zajmie się nimi tworzona właśnie nowa instytucja, którą w Polsce nieformalnie nazwano “Europejskim Komitetem Badań Naukowych”, w nawiązaniu do naszego KBN. Ma ona zatrudniać ok. 300 urzędników i otrzymać 300 mln euro na działalność, w tym również na wspieranie młodych pracowników nauki.
Z unijnymi przedsięwzięciami koresponduje niejako pomysł powołania w Polsce Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, zajmującego się m.in. poważnymi programami i projektami badawczymi, wśród których należyte miejsce zajmą oczywiście europejskie programy badawcze.
O powyższych sprawach mówił dr Andrzej Siemaszko, dyrektor Krajowego Punktu Kontaktowego Programów Badawczych Unii Europejskiej, doradca Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego i gość specjalny posiedzenia Uniwersyteckiej Komisji Programów Międzynarodowych, która 27 października obradowała w Łodzi. Spotkanie poświęcone było optymalnemu wykorzystaniu w polskiej nauce funduszy europejskich, głównie strukturalnych, w tym przede wszystkim 7. PR. Uczestniczący w posiedzeniu członkowie komisji, prorektorzy polskich uniwersytetów ds. współpracy z zagranicą i nauki, interesowali się m.in. możliwością dofinansowania z programów unijnych badań podstawowych, co jest ważne dla uniwersytetów, w których te właśnie badania z natury rzeczy odgrywają ważną rolę.
Problemy z UE
Na spotkaniu pytano również o szanse na wsparcie unijne badań realizowanych w dyscyplinach społecznych i humanistycznych, istotnych dla rozwoju uniwersyteckiej nauki.Narzekano przy tym na krótkie terminy przygotowywania i składania wniosków o dofinansowanie badań z europejskich programów, kłopoty z wypełnianiem niezbędnej dokumentacji i niepełne lub późno nadchodzące informacje związane z unijnymi projektami. Wskazywano też, że różnorodność i mnogość programów oraz źródeł ich finansowania sprawiają, iż nawet zajmujący się tymi sprawami na co dzień zaczynają się już w nich gubić. Do tego dochodzą jeszcze niejasne i zmieniające się przepisy. Mówiono, że najgorsze w tym wszystkim jest jednak, że niektóre projekty są niedopracowane, zmieniane w trakcie realizacji, a niekiedy nawet niepostrzeżenie “rozmydlane”, co de facto oznacza ich koniec. Wywołuje to zrozumiałą frustrację uczonych, którzy poświęcili im dużo czasu i włożyli wiele wysiłku w przygotowanie projektów, osłabia aktywność i chęć uczestnictwa nauczycieli akademickich w tego rodzaju przedsięwzięciach, zabija entuzjazm tak potrzebny w podejmowaniu nowych wyzwań
Ponadto, biorąc pod uwagę nasze uwarunkowania gospodarcze, chroniczne niedoinwestowanie nauki oraz brak większego zainteresowania przemysłu badaniami naukowymi, mamy w Polsce zasadnicze problemy z pozyskaniem partnerów z gospodarki. Trzeba lat abyśmy osiągnęli w tym zakresie standardy europejskie – skonstatował prorektor UŁ ds. współpracy z zagranicą prof. Wojciech J. Katner.
Kto z tarcza, kto na tarczy
Mimo kłopotów i trudności, głównie natury biurokratyczno-organizacyjnej, niedoinformowania, różnego rodzaju obaw i wątpliwości, niektóre uczelnie mogą mówić już o pewnych sukcesach. Jak wynika z wypowiedzi prorektora Uniwersytetu Jagiellońskiego ds. badań i współpracy międzynarodowej prof. Szczepana Bilińskiego uczelnia ta złożyła do 6. PR 84 wnioski, spośród których 44 zostały zaakceptowane do realizacji. Największy udział mają w tym nauczyciele akademiccy reprezentujący następujące dyscypliny: fizyka, biotechnologia, biologia, socjologia, zarządzanie. Ale “przebili” się też i historycy, co przeczy obiegowym opiniom, że nauki humanistyczne są traktowane w programach ramowych “po macoszemu”. Dobry projekt zgłosiła również centralna administracja UJ, która otrzymała z 6. PR 680 tys. euro na inwestycje.
Zdaniem prof. Sz. Bilińskiego, do sukcesu uczelni w istotny sposób przyczyniły się wyspecjalizowane biura UJ ds. programów europejskich, mające znakomitą kadrę wspomagającą uczonych w całym procesie przygotowywania, wypełniania i składnia wniosków o dofinansowanie ze środków unijnych, a także podejmujące w tej dziedzinie sprawne działania organizacyjne.
Nieco gorszy wynik od Uniwersytetu Jagiellońskiego osiągnął Uniwersytet Warszawski. Prorektor tej uczelni ds. badań naukowych i współpracy z zagranicą prof. Wojciech Tygielski poinformował, że 44% wniosków z UW skierowanych do 6. PR zostało zaakceptowanych i przyjętych do realizacji. Przodują tu dwie dziedziny: fizyka i chemia, one też zdominowały ocenione pozytywnie projekty zgłoszone przez stołeczną uczelnię.
Doświadczeniami łódzkimi podzieliła się z kolei mgr Jolanta Pacura, kierownik Biura Międzynarodowych Programów Badawczych UŁ, które finansowane jest częściowo przez uczelnię, a częściowo ze środków unijnych. Zajmuje się ono wspomaganiem pracowników naukowych w procedurze przygotowywania wniosków związanych z projektami europejskimi, rozliczaniem projektów z udziałem uniwersyteckich naukowców, a także pomocą w zdobywaniu środków z funduszy strukturalnych UE.
Z inicjatywy uniwersyteckiego biura podjęto działania umożliwiające dodatkowe wynagradzanie ze środków unijnych nauczycieli akademickich uczestniczących w europejskich programach badawczych. Była to pierwsza tego typu inicjatywa w Polsce i co ważniejsze nie budząca zastrzeżeń UE, gdyż potraktowana została jako element motywacyjny, sprzyjający udziałowi w unijnych projektach. Podobnie, jak i propozycja promowania pracowników naukowych zaangażowanych w te projekty poprzez częściowe ich zwalnianie z obowiązku prowadzenia zajęć dydaktycznych.
Według J. Pacury należy oczywiście wykształcić na wysokim poziomie kadrę administracyjną do pomocy w realizacji w uczelniach europejskich projektów badawczych, ale to nie wszystko. W szkołach wyższych przede wszystkim trzeba wypracować odpowiednie strategie i kierunki badań dające realne szanse na wsparcie unijne i uczestnictwo w programach europejskich.
Do 6. PR Uniwersytet Łódzki zgłosił 18 projektów, ale były to głównie projekty w dziedzinie edukacji. Natomiast do realizacji zakwalifikowane zostały dwa projekty badawcze.
Warto jeszcze nadmienić, że nawiązując w swoim wystąpieniu do Strategii Lizbońskiej dr A. Siemaszko przypomniał, że aby w skali globalnej nasz kontynent stał się bardziej dynamicznym i konkurencyjnym regionem, gospodarka krajów europejskich musi wykorzystać do maksimum innowacyjność wspartą szeroko zakrojonymi badaniami naukowymi. Będzie to jednak realne, jeśli nakłady na nie wzrosną do roku 2010 w państwach członkowskich UE do 3% PKB. Obecnie nakłady na badania naukowe wynoszą w krajach unijnych niespełna 2% PKB, gdy tymczasem w USA przeznacza się na nie 2,9 a w Japonii 3% PKB. W Polsce przez kolejne lata nakłady na ten cel będą rosły o 25%, tak by w roku 2010 osiągnąć 2% PKB. Warto pamiętać, że od wielkości zaangażowanych własnych środków w znacznej mierze zależeć będzie nasz udział w europejskich programach badawczych.
Stanisław Bąkowicz
Szybki wzrost - wielki wysiłek
- Autor: Ryszard Ginalski
- Odsłon: 3173
Sukces niebieskiego lasera?
- Autor: -
- Odsłon: 2940
Rada Ministrów 16.05.06. zaakceptowała Raport końcowy z realizacji programu wieloletniego „Rozwój niebieskiej optoelektroniki. Stworzenie technologicznych i produkcyjnych podstaw nowej gałęzi przemysłu – niebieskiej optoelektroniki”, przedłożony przez ministra gospodarki.
Nakłady budżetowe na realizację programu „Rozwój niebieskiej optoelektroniki” w latach 2001-2005 wyniosły 28 900 tys. zł. Uzyskane efekty dają możliwość stworzenia nowej gałęzi przemysłu – niebieskiej optoelektroniki. Ta szybko rozwijająca się dziedzina elektroniki ma zastosowanie m.in. w: medycynie, wojsku i ochronie środowiska.
Dzięki realizacji programu opanowano nowe technologie umożliwiające nowoczesną produkcję wszystkich przyrządów niebieskiej optoelektroniki, a w szczególności laserów i diod świecących w zakresie widmowym niebieskim, fioletowym i UV oraz detektorów UV. Rozpoczęto produkcję laserów niebieskich i fioletowych pracy impulsywnej. Trwają prace nad uruchomieniem produkcji laserów pracy ciągłej. Na rynek krajowy i zagraniczny trafiły już pierwsze polskie urządzenia niebieskiej optoelektroniki, takie jak: sygnalizatory bezpieczeństwa drogowego, analizatory medyczne, systemy monitoringu zanieczyszczeń i inne. Stworzono warunki do dalszego wzrostu produkcji wyrobów niebieskiej optoelektroniki. Sukces nie ogranicza się jednak wyłącznie do produkcji. Dzięki programowi powstał ponad dwustuosobowy zespół, który stanowi poważny potencjał badawczy, technologiczny i produkcyjny, a jego działalność zauważana jest przez światowe autorytety. Powstały trzy laboratoria badawcze niebieskiej optoelektroniki: w Instytucie Technologii Materiałów Elektronicznych, Instytucie Optoelektroniki Wojskowej Akademii Technicznej i Instytucie Wysokich Ciśnień Polskiej Akademii Nauk. Stworzono podstawy nowej gałęzi przemysłu „High Technology”, wykorzystując potencjał naukowy i technologiczny Polski w dziedzinie fizyki i technologii półprzewodnikowych materiałów dla niebieskiej optoelektroniki.
Dalszy rozwój niebieskiej optoelektroniki wymaga pozyskania znacznych środków finansowych na kolejne inwestycje. W innych państwach wspierane są projekty zaawansowanych technologii, dlatego również w Polsce takie wsparcie jest konieczne. Pożądane byłyby przedsięwzięcia oparte na partnerstwie publiczno-prywatnym. Zaproponowano też wpisanie niebieskiej optoelektroniki, jako strategicznej dziedziny rozwoju, do oficjalnych dokumentów rządowych, np. „Strategii dla przemysłu elektronicznego do roku 2010”.
Sami sobie
- Autor: Tadeusz Juliszewski
- Odsłon: 3001
Zużycie oleju napędowego przez ciągniki i samobieżne maszyny wynosi 100 – 200 litrów na 1 ha użytków rolnych, do wysuszenia 1 tony ziarna potrzeba niekiedy spalenia 80 kg węgla, a ogrzewanie szklarni o powierzchni 100 m2 wymaga ok. 9 ton węgla rocznie.
Współczesne technologie produkcji rolniczej – roślinnej i zwierzęcej – wymagają dostarczania energii spoza rolnictwa. Są to paliwa gazowe, płynne i stałe, wykorzystywane w zmechanizowanych technologiach uprawy roli, zbioru i transportu ziemiopłodów, suszenia, ogrzewania szklarni, pomieszczeń inwentarskich itd. Zewnętrzne zaopatrzenie w nośniki energii obejmuje zarówno paliwa rodzimego pochodzenia (np. węgiel) jak i importowane (przede wszystkim olej napędowy). Bez tego nie można byłoby uprawiać ok. 18 mln hektarów ziemi w Polsce, ani zastosować maszyn do prac w ok. 8 mln hektarów lasów.
Nie wykorzystujemy natomiast możliwości częściowego samozaopatrzenia energetycznego rolnictwa. Ograniczyłoby to import paliw płynnych, a także zużycie węgla. Jest wiele znanych argumentów, które przemawiają za takim rozwiązaniem. Warto zwrócić jednak uwagę na pomijany często aspekt nieopłacalności transportu biomasy (słomy, zrębków drewna) na odległość powyżej 50 kilometrów. To racjonalny argument za lokalnym wykorzystaniem biomasy do celów energetycznych. Dodajmy, że lokalne wykorzystanie biomasy, jako substytutu węgla, czy gazu ziemnego, może dotyczyć tylko gospodarstw rolnych, lecz i innych użytkowników (budynki użyteczności publicznej, domy mieszkalne ludzi nie związanych z rolnictwem, lecz mieszkających na wsi).
W koncepcji samozaopatrzenia energetycznego, płynne biopaliwa nie byłyby kierowane do obrotu handlowego, lecz wykorzystywane przez producentów surowca (nasion rzepaku). Nb. takie rozwiązanie z powodzeniem stosowane jest już w niektórych krajach, np. w Austrii. Biopaliwo rzepakowe z 3 t nasion, tj. ok. 1400 l, wystarczałoby w gospodarstwie na rok pracy na powierzchni 7- 14 ha. Biopaliwo o tej objętości, tj. 1400 litrów, wystarczy zaledwie na 2 tygodnie jazdy autobusu miejskiego lub dużego samochodu ciężarowego. Skierowanie biopaliwa do obrotu handlowego, tj. do zastosowania poza rolnictwem, nie przyniesie żadnego zysku – i tak na każdy 1 hektar uprawy należy dostarczyć 100 – 200 litrów paliwa tradycyjnego (oleju napędowego z ropy naftowej).
Ogrzewanie domu jednorodzinnego przeciętnej wielkości wymaga ok. 5-7 t węgla rocznie lub ok. 3000 m3 gazu ziemnego. Te nieodtwarzalne nośniki można zastąpić słomą w ilości ok. 10 – 15 t (tj. z ok. 3-4 ha uprawy zbóż) lub np. wierzbą energetyczną uprawianą tam, gdzie jest to siedliskowo i ekonomicznie uzasadnione. Do celów produkcyjnych (ogrzewanie szklarni, tuneli foliowych, budynków inwentarskich, suszenie ziarna, suszenie traw itd.) można by również stosować biomasę zamiast najczęściej spalanego węgla.
Barierą powszechniejszego zastosowania biomasy jako substytutu tradycyjnych (konwencjonalnych) nośników energii jest ograniczony dostęp zainteresowanych (rolników, mieszkańców wsi) do wszechstronnych informacji w tym zakresie. Akademia Rolnicza w Krakowie podejmuje od 2 lat starania, by zbudować centrum wdrożeniowo-eksperymentalne samozaopatrzenia energetycznego rolnictwa. W przedsięwzięciu realizowanym na Wydziale Agroinżynierii uczestniczą przedstawiciele innych krakowskich uczelni.
Prof. Tadeusz Juliszewski jest pracownikiem Akademii Rolniczej w Krakowie.