W zależności od kondycji gospodarki i spadku lub wzrostu stopy bezrobocia, liczby te okresowo nieznacznie się zmieniają, co nie ma większego znaczenia dla położenia ekonomicznego rodzin lub pojedynczych osób najbardziej dotkniętych transformacją ustrojową. Wielokrotnie wyrażany jest pogląd, że dane te - pochodzące z raportu sporzadzonego na zlecenie Banku Światowego - są przesadzone a raport tworzono w odniesieniu do europejskich krajów wysoko rozwiniętych, gdzie kryteria ubóstwa są zupełnie inne.
Jednak jak wynika z badań prowadzonych pod kierunkiem prof. Wielisławy Warzywody-Kruszyńskiej z Katedry Socjologii Ogólnej Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego, polska bieda nie jest wcale lepsza od tej zachodniej. Biorąc za przykład Łódź, uczona wykazała, że w końcu lat 90. aż 120 tys. osób w tym mieście wymagało wsparcia ze strony instytucji opieki społecznej. Oznaczało to, że co szósty mieszkaniec cierpiał wówczas biedę.
Dla porównania, w Warszawie i Katowicach w tym samym czasie ze wsparcia opieki społecznej korzystał co dwudziesty piąty obywatel tych aglomeracji. Badania te pokazują ponadto, że poza Łodzią nie ma w Polsce dużego miasta, w którym skupiona byłaby aż tak duża liczba ludzi biednych.
Współczesne getta
Nie to jest jednak najgorsze. Otóż w Łodzi występuje, niespotykany w innych aglomeracjach, proces koncentracji biedy, prowadzący do tzw. gettyzacji przestrzeni miejskiej. Prof. Warzywoda-Kruszyńska wraz z zespołem współpracowników wyodrębniła z obszaru miasta siedemnaście rejonów, określając je jako enklawy biedy. Charakteryzują się one znacznie wyższym niż 30% odsetkiem ludzi ubogich w stosunku do ogółu mieszkańców. Ci biedni żyją w sąsiadujących ze sobą kwartałach ulic, zlokalizowanych przede wszystkim na obrzeżach klasycznie rozumianego Śródmieścia, ze starą zabudową wielorodzinnych, najczęściej zdewastowanych kamienic, pozbawionych tzw. wygód.
Liczba mieszkańców tych enklaw nie zmniejsza się, a bywają okresy, że i wzrasta. Wynika to m.in. z faktu, iż w kamienicach o bardzo niskim standardzie użytkowym wygospodarowuje się lokale socjalne, do których kierowani są ubodzy nie mający szans na kupno własnego mieszkania, eksmitowani z pomieszczeń w innych dzielnicach oraz osoby po odbytej karze więzienia. W ten sposób degradacja społeczna mieszkańców enklaw biedy jeszcze się pogłębia, zwłaszcza że nieliczni, którym się powiodło i udało z nich wyrwać, już do nich nie wracają. Natomiast ich miejsce zajmują najczęściej jednostki wywodzące się ze środowisk patologicznych, w naturalny sposób ciążące ku enklawom ubóstwa.
Skupienie rejonów biedy w Śródmieściu nie oznacza, że nie występują one również w innych częściach miasta. Charakterystyczne pod tym względem są również obrzeża aglomeracji. Jednak najwięcej ubogich, w stosunku do całej populacji łodzian, mieszka w Śródmieściu i dzielnicy Górna. Badania prof. Warzywody-Kruszyńskiej jednoznacznie wskazują, że w enklawach biedy, a więc rejonach mocno spauperyzowanych, żyje co dwudziesty łodzianin, czyli ponad 43 tys. osób. A więc tyle, ile liczy całe Śródmieście Łodzi lub wcale niemałe miasto powiatowe.
Biedni młodzi
Z książki pt. "Ryzyka transformacji systemowej (na przykładzie Łodzi)", wydanej pod redakcją prof. Wielisławy Kruszyńskiej i dr Jolanty Grotowskiej-Leder dowiedzieć się też można, iż bieda jest coraz częściej udziałem ludzi młodych w okresie prokreacyjnym. Dlatego, co oczywiste, polska bieda charakteryzuje się również ubóstwem potomstwa. I to jest najgroźniejsze, bo w Łodzi spodziewać się można międzypokoleniowej transmisji biedy. W enklawach ubóstwa niemal co drugie dziecko i kilkunastoletnia młodzież wychowują się w rodzinach utrzymujących się z zasiłków opieki społecznej. Dzieci ubogich rodziców, żyjące w biedzie i nie mające szans na wykształcenie oraz zdobycie zawodu, skazane są już momencie urodzenia na wegetację w enklawie biedy i garnuszek opieki społecznej. Wytwarza się błędne koło. Jeśli nic się nie zmieni to samo czeka ich dzieci, a później wnuki i prawnuki. Bieda staje się więc dziedziczna.
Problem europejski
Wielopokoleniowe ubóstwo nie jest tylko polską specyfiką. Pojawia się bowiem coraz ostrzej również w nie najbiedniejszych krajach. Zaniepokojona jest nim Unia Europejska, która na tyle wysoko oceniła badania prof. Wielisławy Warzywody-Kruszyńskiej i zainteresowała się nimi, że uczonej tej powierzono funkcję głównego koordynatora projektu PROFIT. Jest to akronim utworzony z pierwszych liter pełnej nazwy tego projektu – Policy Responses Overcoming Factors in the Intergenerational Transmission of Inequalities (Polityka na rzecz przeciwdziałania międzygeneracyjnej transmisji nierówności).
Problematyka projektu jest częścią 7. priorytetu badawczego 6. PR pn. "Obywatele i sprawowanie władzy w społeczeństwie opartym na wiedzy", a na prace badawcze związane z projektem PROFIT Komisja Europejska wyasygnowała prawie milion euro. Prowadzone są one w dziesięciu uniwersytetach w Bułgarii, Estonii, Finlandii, Litwie, Niemczech, Polsce, Włoszech i Wielkiej Brytanii.
Celem całego przedsięwzięcia jest m.in. przeprowadzenie kompleksowych badań porównawczych nad międzygeneracyjnym dziedziczeniem nierówności społecznych. Jego twórcy liczą, że wyniki badań mogą dać odpowiedź na pytanie o najefektywniejsze sposoby zapobiegania reprodukowania się nierówności społecznych. Zakończenie prac badawczych przewiduje się jeszcze w tym roku.
Stanisław Bąkowicz