banner

Wiara czyni cuda. Nadmierna jednak wiara generuje klęski. I należy zawsze o tym pamiętać. Tymczasem obserwując, z jak niezachwianą ufnością i wiarą masowo korzystamy ze źródeł internetowych, chciałoby się rzec za mistrzem Sztaudyngerem: wielu mistrzami się stało, publikując prawdę niecałą.

Liczba wiadomości ewidentnie bałamutnych podawanych na stronach internetowych rośnie wprost proporcjonalnie do ilości informacji zamieszczanych w tymże medium elektronicznym. I na takie "drobnostki", jak chociażby zaprezentowanie w Wikipedii biogramu światowej sławy elektryka Michała Doliwo - Dobrowolskiego w kategorii: uczeni rosyjscy - nie powinny budzić większego zdziwienia. Wszak w przypadku tego wybitnego wynalazcy i konstruktora chęć zaanektowania jego dorobku zgłaszają - oprócz Polski ? Rosja, Niemcy i Szwajcaria. Wiadomo, że był z pochodzenia Polakiem. Urodził się w Rosji. Pracował długo w Niemczech, gdzie zmarł, a w dodatku był obywatelem Szwajcarii. Ale o tym wszechwiedzący Internet milczy.

Większość korzystających z informacji w Internecie wie, że są strony mniej lub bardziej wiarygodne, niezależnie czy dotyczą nauki, techniki, czy problematyki bardziej niż frywolnej. W Internecie - jak za wszystkim - stoją oczywiście ludzie. Od ich rzetelności, sumienności i potępianej nawet gdzie indziej biurokratycznej skrupulatności, zależy wiarygodność informacji. Konstatacja powyższa jest tak dalece banalna, że jej wyartykułowanie wymaga w tym miejscu wyjaśnienia. Otóż, wiele szacownych instytucji naukowych szczyci się swą obecnością w awangardzie nowoczesności. Widomym jej znakiem jest Internet.

Strony internetowe tak wielce poważnych i poważanych instytucji, jak np. Polskiej Akademii Nauk zasługują wydawałoby się na niczym nieograniczony kredyt zaufania. Tymczasem, posługując się danymi zawartymi na oficjalnej stronie PAN (skład osobowy Komitetu Problemów Energetyki przy Prezydium PAN) zostałem postawiony w wyjątkowo - nazwijmy to eufemistycznie - niezręcznej sytuacji - gdy chciałem nawiązać telefoniczny kontakt z sekretarzem tegoż Komitetu. Po drugiej stronie telefonicznego przewodu najpierw zapanowała długa cisza, a następnie usłyszałem odpowiedź: "ależ pan doktor nie żyje od ponad roku!" Pech? Może i tak!. Ale w Internecie nie należą do rzadkości nieaktualne składy dyrekcji, rad naukowych jednostek badawczo-rozwojowych, etc. Fakt, iż w naszym życiu społeczno-politycznym (zwanym też publicznym) trudno już nadążyć za pędzącymi z szybkością światła personalnymi zmianami. Ale nad internetowym bałaganem w obszarze naukowej biurokracji chyba nie jest tak trudno zapanować? Problem internetowej niefrasobliwości nie ogranicza się oczywiście tylko do prawdopodobieństwa popełnienia nietaktów. Nie aktualizowane strony internetowe zamiast budować wizerunek, o który tak zabiegają placówki naukowo-badawcze, w rzeczywistości skutecznie podważają ich wiarygodność.

Marek Bielski