Czy poziom migracji z Polski ludzi wykształconych jest tak wysoki, że można się obawiać o przyszłość kraju?
Moim zdaniem, nie ma powodu do obaw. To, co się obecnie dzieje, jest w dużej mierze konsekwencją wzrostu dynamiki migracji. Coraz więcej osób wyjeżdża i migracja stała się tematem bardzo modnym medialnie i politycznie. Natomiast jeśli mówimy o migracjach osób wykwalifikowanych, to trzeba sobie zdać sprawę z kilku faktów, które zupełnie zmieniają nasz ogląd tej sytuacji. Po pierwsze, że migracja jest zawsze domeną ludzi relatywnie młodych, w wieku 18 – 35 lat. Dotyczy to również Polski. Po drugie, musimy uwzględnić poziom wykształcenia społeczeństwa, który od początku lat 90. znacznie wzrósł. Obecnie wskaźnik skolaryzacji w grupie wiekowej 19 – 24 lata zbliża się do 50%. Oznacza to, że co drugi młody człowiek albo studiuje, albo skończył studia wyższe. Jeśli teraz skonfrontujemy te dwie informacje, nie jest zaskakujące, że coraz więcej młodych osób, które wyjeżdżają za granicę, ma wyższe wykształcenie. Pouczające jest tu spojrzenie na dane statystyczne z innych krajów. Kilka lat temu ukazała się publikacja OECD, w której zebrano dane dotyczące struktury migrantów z różnych krajów świata. Wynika z nich, że Polska jest tak naprawdę na szarym końcu pod względem wykształcenia migrantów. W takich krajach, jak USA, W. Brytania, Japonia, odsetek osób z wyższym wykształceniem wśród wszystkich migrantów sięga często 40-50%. W Polsce wynosił około 27%, czyli wciąż więcej niż frakcja osób z wyższym wykształceniem w całej populacji. A więc migracja jest procesem, który selekcjonuje pozytywnie. Należy się jednak spodziewać, że w kolejnych latach ten odsetek będzie wzrastał i można to traktować jako naturalny proces, konsekwencję rozwoju społecznego.
Ten nasz niepokój wynika z doświadczeń poprzedniej fali migracji, w latach 80., kiedy za granicę wyjechało bardzo dużo młodych wykształconych ludzi, naukowców. Oni nie powrócili. Mówi się nawet o luce pokoleniowej w nauce.
Z badań prof. M. Okólskiego wynika, że wówczas niemal co czwarta osoba z kończących studia wyjeżdżała za granicę. To były potężne straty, jeśli chodzi nie tylko o absolwentów, ale i pracowników nauki, z tym że sytuacja zupełnie zmieniła się już w latach 90. Od końca lat 80. do połowy 90. zespół badawczy pod kierunkiem prof. B. Jałowieckiego prowadził badania mobilności polskich naukowców, przy czym badano nie tylko odpływ za granicę, ale także do innych sektorów gospodarki. Z tego badania wynikało jednoznacznie, że właśnie ta faza, o której pani mówiła, była okresem masowej ucieczki za granicę, ale potem mobilność zagraniczna spadła niemal do zera. Oczywiście miał też miejsce odpływ do innych sektorów gospodarki i to ta kwestia, a nie migracja za granicę, była naprawdę poważnym problemem polskiej nauki.
Obecnie migracje nabrały dynamiki, z tym że dotyczą przede wszystkim ludzi z wyższym wykształceniem, niekoniecznie ludzi nauki, a druga obserwacja jest taka, że relatywnie częściej niż poprzednio, a na pewno częściej niż w latach 80., mają charakter czasowy, a nie osiedleńczy. Trudno więc oceniać je negatywnie. Sam zajmuję się pracą naukową i dla mnie mobilność jest nieodłącznym elementem tego zawodu. Wydaje mi się, że to, co obecnie obserwujemy w Polsce, jest nadrabianiem pewnych zaległości. O ile w poprzednim okresie, przed rokiem '89, mobilność naukowców była bardzo poważnie ograniczona, to teraz weszliśmy w normalność. Spójrzmy jeszcze na dane dotyczące mobilności polskich studentów. Jesteśmy daleko nie tylko za krajami Europy Zach., ale nawet za krajami naszego regionu, takimi jak Czechy czy Węgry i należy oczekiwać, że ta mobilność będzie się zwiększała.
Jest tendencja, by traktować ludzi, którzy wyjeżdżają z Polski, jako straconych. Nie jest to uzasadnione, bardzo wyraźnie pokazały to badania, o których wspominałem. Wynika z nich, że większość osób, które osiedliły się za granicą i pozostały w sferze nauki, miało stałe kontakty z polską nauką: uczestniczyli we wspólnych projektach badawczych, konferencjach, przygotowywali wspólne publikacje w czołowych czasopismach światowych. Proszę pamiętać choćby o doświadczeniach Irlandii, gdzie nagle, po wielu latach ta populacja, która była za granicą, także traktowana jako stracona, zdecydowała się powrócić albo zainwestować swoje pieniądze, zbliżyć się jakoś do swego macierzystego kraju. Przyniosło to wiadome efekty.
Zresztą dziś mówi się raczej już nie o drenażu mózgów, ale cyrkulacji mózgów i to jest naprawdę to, co cechuje współczesne społeczeństwa i współczesną naukę. Ludzie muszą się przemieszczać, by poprawiać swoje kompetencje.
Skoro mówimy o cyrkulacji mózgów, dwukierunkowym przemieszczaniu naukowców, specjalistów, to wypada zapytać, czy Polska jest krajem atrakcyjnym dla cudzoziemców? Czy wielu z nich przyjeżdża, by pracować u nas?
Coraz więcej, ale ograniczeniem jest przede wszystkim ilość kursów w językach obcych, które są oferowane na polskich uczelniach. Jest dla mnie rzeczą niezrozumiałą, dlaczego studenci, doktoranci, naukowcy z krajów zza naszej wschodniej granicy, zwłaszcza Ukraińcy, których jest najwięcej, mają wielkie problemy z uzyskaniem polskiej wizy, prawa pobytu. Także z tym, żeby uzyskać polskie obywatelstwo, jeśli mają taką chęć, a przebywają w Polsce od wielu lat, skończyli tutaj studia, zrobili doktorat, mają stałe zatrudnienie na uniwersytecie. Myślę, że z takimi sytuacjami powinniśmy walczyć.
W wielu krajach prowadzona jest specjalna polityka migracyjna, są programy pozyskiwania migrantów o najwyższych kwalifikacjach, akcje werbunkowe.
Rzeczywiście, wszędzie na świecie stwarza się programy zachęcające do mobilności studentów i naukowców, przyciągania większej liczby osób zza granicy. W tej mierze największe sukcesy osiąga ostatnio W. Brytania. W wielu krajach są sektory, gdzie szczególnie brakuje specjalistów, jak np. szczególnie dynamicznie rozwijający się sektor IT, czy sfera związana z opieką medyczną. Pamiętamy, zakończoną zresztą niepowodzeniem, sprawę niemieckiej zielonej karty, czyli próby werbunku informatyków. W Polsce nie ma takiego programu, który by zmierzał nie tylko do zwiększenia napływu studentów do Polski, ale w ogóle napływu pracowników wysokokwalifikowanych. Mówi się obecnie o tak dużych potrzebach w sektorze opieki medycznej w Polsce, a tymczasem nie robi się w zasadzie nic, by umożliwić napływ takich osób, chociażby zza wschodniej granicy.
Znacznie trudniej jest jednak wprowadzić działania polityczne, zmierzające do kontroli migracji z Polski. Nie znam przypadku, żeby komukolwiek udało się powstrzymać migrację, nie mówiąc już o migracji zarobkowej. Potencjał migracyjny zawsze znajdzie ujście w jakiś sposób, być może mobilność nie będzie legalna, ale będzie istnieć. Podobnie nie można zakazać mobilności, migracji. Czasami zresztą pojawiają się takie absurdalne pomysły. Żyjemy w kraju, gdzie przez dziesiątki lat walczono o to, by móc się przemieszczać, wybierać miejsce życia i pracy. To jest jeden z kluczowych wymiarów wolności jednostki. Proszę też zwrócić uwagę, że ta swoboda migrowania wpływa na motywację do zdobywania kwalifikacji, wykształcenia. Dla młodego człowieka edukacja na poziomie np. akademickim jest inwestycją, z której chciałby osiągnąć pewien zwrot. Tymczasem w Polsce – to problem i polskiej edukacji, i polskiej nauki – jest bardzo wysoki poziom niepewności co do pozycji na rynku pracy po ukończeniu studiów, czyli co do zwrotu inwestycji edukacyjnej. Szansa zdobycia pracy za granicą i znalezienia tam swojego miejsca sprawia, że skłonność do zdobywania wyższych kwalifikacji powinna być większa.
I wreszcie, co zrobić, by skłonić migrantów do powrotu? Przede wszystkim stworzyć jak najlepsze warunki w kraju. Wiele mówi się o tym, że np. pracownicy nauki wyjeżdżają z Polski ze względu na niskie zarobki. To chyba nie jest cała prawda. Badania wskazują, że młodzi naukowcy wyjeżdżają, bo w Polsce nie ma odpowiedniej aparatury badawczej, warunków do prowadzenia badań, odpowiednich zespołów. Tej migracji nie powstrzymamy. Ważnym problemem jest struktura i organizacja polskiej nauki, dość mocna wciąż hierarchizacja uczelni, która sprawia, że dla wielu młodych ludzi szanse rozwoju są niewielkie. Szukają miejsca za granicą i co paradoksalne, czasem okazuje się, że tam sytuacja jest jeszcze trudniejsza. I młodzi, dobrze wykształceni Polacy bardzo często podejmują pracę poniżej swych kwalifikacji. Zjawisko to określamy jako brain waste, czyli marnotrawstwo mózgów. Kiedy spojrzymy choćby na dane brytyjskie, to się okaże, że mniej więcej 1/3 osób tam wyjeżdżających posiada wyższe wykształcenie, ale olbrzymia większość z nich pracuje jako kelnerzy, barmanki, pracownicy w magazynach. Te osoby nie tylko nie podwyższają swoich kwalifikacji, ale mogą je tracić.
Jakie rozwiązania by Pan sugerował, żeby zapobiec owemu marnotrawstwu mózgów i niepotrzebnej migracji?
Na skalę migracji może wpłynąć poprawa sytuacji gospodarczej w kraju, zmniejszenie kosztów pracy i stopnia fiskalizacji, poprawienie elastyczności rynku pracy, poprawa sytuacji mieszkaniowej. Jeśli chodzi o sferę nauki, to trzeba zwiększyć nakłady na badania i uprościć zasady finansowania działań badawczych. Raczej sugerowałbym, żeby skupić się na tym, co jest ważne dla wszystkich, nie tylko dla migrantów…
Czy wiek XXI będzie wiekiem wielkich migracji?
Oczywiście, że będzie wiekiem nasilających się migracji ludzi wykształconych, bo po prostu wszyscy jesteśmy coraz lepiej wykształceni. W zasadzie od wieku XIX panowało przekonanie, że kolejny okres to wiek migracji. Wiekiem migracji był wiek XX - zwłaszcza jego druga połowa. Mobilność wydaje się jednym z immanentnych składników procesu rozwoju społecznego, zmienia się tylko charakter tej mobilności. O ile wcześniej była raczej osiedleńcza, to obecnie częściej jest krótkookresowa. Spójrzmy na pracowników korporacji transnarodowych, którzy w zasadzie nie mają stałego miejsca zamieszkania, zmieniają miejsce pobytu co kilka tygodni, miesięcy. Taki styl życia nie będzie dotyczył nas wszystkich, ale należy liczyć się z tym, że skala mobilności będzie się zwiększać, choćby dlatego, że dziś znacznie łatwiej się przemieszczać niż kilkadziesiąt lat temu, środki transportu są doskonalsze, tańsze i wreszcie, że język angielski, przynajmniej w naszej strefie kulturowej, staje się lingua franca i coraz łatwiej, także nam, Polakom, funkcjonować poza granicami kraju.
Dziękuję za rozmowę.
oem software