U pańskiej klamki
Autor: Anna Leszkowska 2008-02-08
Dwudniowa konferencja polskiego środowiska naukowego zorganizowana przez ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego (24-25.01.08) była powrotem do kongresów nauki polskiej. Obecni upuścili sobie złej krwi, a kierownictwo resortu podstawiło na tę krew miskę. Czy krew zostanie wylana, czy użyta jako lekarstwo - okaże się pewnie jeszcze w tym roku.
Te kroki - sądząc z wystąpienia minister B. Kudryckiej - nie są jednak imponujące: wieloletnie już zabieganie rządu i władz Wrocławia o utworzenie w tym mieście Europejskiego Instytutu Technologicznego (na który ponoć nie mamy szans), wspomaganie współpracy uczonych w sieci małych, połączonych ze sobą instytutów (a mają być tworzone duże), większe uczestnictwo naukowców zagranicznych w projektach badawczych oraz powołanie rady ds nauki przy premierze (pomysły te wracają, więc nie należy z nimi wiązać większych nadziei). Zatem to zaledwie raczkowanie, bez wyraźnej koncepcji zmian (czyżby miała je stworzyć ta konferencja?). Może to sugerować, że nowe kierownictwo pomysłu na zmiany nie ma, lub - że woli go nie ujawniać z uwagi na charakter środowiska: trudny, ambicjonalny i ...chimeryczny, co powoduje, że wszystkie zmiany trzeba przeprowadzać w rękawiczkach, ewolucyjnie i z wielkim wyczuciem dyplomatycznym. Świadczyłby o tym głęboki ukłon w stronę środowiska, podkreślający zasługi elit intelektualnych dla dotychczasowych przemian w Polsce.
Oficjalnie celem tego spotkania było uzyskanie odpowiedzi na pytanie postawione przez panią minister: jak zmienić funkcjonowanie jednostek podległych MNiSW, by skutecznie wspomagać rozwój kapitału intelektualnego w Polsce i budowę inteligentnego społeczeństwa wiedzy? Jak zreformować naukę, żebyśmy nie byli tylko konsumentami osiągnięć światowych, ale i sami do nich się dokładali? Choć z frazeologii powiało urzędniczą Brukselą, niemniej podczas konferencji pojawiło się kilka propozycji interesujących, dotyczących zmian w dotychczasowej organizacji nauki. Uwagami wynikającymi z doświadczeń kilkuletniej kadencji w Radzie Nauki podzielił się dotychczasowy jej przewodniczący, prof. M. Szulczewski. Było to jedno z ciekawszych wystąpień politycznych, dotyczących rozbieżności miedzy zamiarami a realiami, w jakich przychodzi działać każdemu, kto zmierzy się z tą materią. Mówiąc o wypracowywaniu strategii zmian przypomniał, iż kolejni ministrowie na ogół nie wiedzą, że takie dokumenty już istnieją, choć zwykle nie były realizowane. Nie wiadomo bowiem, kto ma wymusić ich realizację. Niby gwarantem tego powinno być środowisko naukowe, niemniej politycy wchodzą w jego obszar działania, gdyż naukowcy nie kwapią się, aby utrzymać na nim swoją kompetencję. Widać to najlepiej po historycznym i nie do przezwyciężenia podziale na trzy sektory nauki. I zarzut najcięższy, powtarzający się zresztą od dziesiątków lat: ciągle nie mamy jasnej, wyraźnej polityki rządu, a nawet doktryny gospodarczej, tym bardziej - wizji wdrożeń. A to musi rzutować na system organizacji i finansowania nauki.{mospagebreak}
Równie interesujące było perfekcyjnie przygotowane wystąpienie prof. M. Żylicza, prezesa Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, który przedstawił przemyślaną, spójną koncepcję organizacji nauki. Pozostali mówcy - chcąc uniknąć powtórzeń - pokazywali problemy związane z organizacją i finansowaniem tej sfery z nieco bardziej szczegółowych stron, także ważnych. Prezes PAN, prof. M. Kleiber koncentrował się na porównaniach naszej nauki z systemem europejskim, dyrektor NCBR, prof. B. Smólski - przekazywał swoją wiedzę zdobytą na ten temat na uniwersytetach amerykańskich, które ostatnio wizytował. Kraków, a konkretnie PAU, w osobie jej prezesa, prof. A. Białasa, wracał do ukochanej przeszłości, a konkretnie - c.k. Austrii i galicyjskich zwyczajów. Scenariusz konferencji po pierwszych wystąpieniach był już mniej więcej znany z poprzednich tego rodzaju spędów: wiadomo było, o czym kto będzie mówił, choć dla pani minister mogły te wystąpienia mieć charakter nowości, czemu nawet dała wyraz w jednej z wypowiedzi. Na tle mówców z dwóch pionów, blado wypadło wystąpienie przewodniczącego RG JBR, dr. L. Rafalskiego, który zaczął od propagandy osiągnięć jbr-ów, by pokazać wielkość swojego instytutu (dzień bez reklamy, dniem straconym). Nie przedstawiając koncepcji organizacji nauki i jej finansowania z pozycji tego pomijanego przez lata pionu ( a byłoby przecież co pokazywać!), przypieczętował opinię przyzwalającą na jego marginalizację.
Konferencję odtrąbiono, ale pytanie pozostaje: co i jak dalej? Zmiany w strukturze tego resortu stają się coraz bardziej palące i nieuniknione. Nie tylko z powodu konieczności poprawy wskaźników, konsumpcji środków europejskich, etc., ale i wchodzenia w ten obszar coraz większej liczby młodych ludzi, kierujących się innymi zasadami w organizacji tej sfery. Ci najbardziej twórczy na razie odbijają się od starych, wręcz monarszych struktur, hamujących swobodę działań środowiska, które i tak słabo sobie radzi w kapitalizmie. Nauka bowiem to resort ciągle niedostosowany do przemian, jakie w kraju nastąpiły, choć w 1991 r. wydawał się ich awangardą. Dziś jest w ogonie z ciągle jedynym urzędem dysponującym wszystkimi środkami na badania i wykorzystującym swoją pozycję monopolisty stosownie do zamówień polityków. To z kolei skłania naukowców do przyjmowania pozycji klęczącej przed ministrem i trzymania się jego klamki w nadziei dostąpienia łaski przychylności. Czas najwyższy to zmienić i życzyć powodzenia w tym dziele nowej pani minister - nie uwikłanej w krajowe zależności.