banner

Wydanie: 2008 /11-12 - Jest o co walczyć
Nauka potrzebuje pieniędzy

Autor: notowała: Janina Słomińska 2008-11-29

Nie wystarczy mówić o pieniądzach, trzeba też dobrze je liczyć. Tymczasem – zdaniem prof. Andrzeja Jamiołkowskiego, fizyka, byłego rektora UMK, pierwszego przewodniczącego Państwowej Komisji Akredytacyjnej – projekt ustawy o reformie finansowania nauki zdaje się przeczyć temu, że jego twórcy rzeczywiście wszystko dobrze policzyli. I dowodzi tego na następujących przykładach…

Gdzie te miliardy?

Dokument „Projekt ustawy o zasadach finansowania nauki” zaczyna się od stwierdzenia, że zgodnie z deklaracją lizbońską, kraje unijne powinny do roku 2010 przeznaczać na badania naukowe około 3 % PKB, z czego 2/3 ma pochodzić z sektora prywatnego. Wniosek? Budżet państwa powinien adresować na badania 1% PKB.
W 2009 r. 1% PKB w Polsce będzie wynosił ok. 13 mld zł. Tymczasem planuje się przeznaczyć na badania kwotę 5 mld zł! Tak wynika ze znajdującego się w Sejmie projektu budżetu na 2009 rok. Zatem aż 8 mld złotych brakuje do obiecanych 13 mld! Jednocześnie projekt ustawy zaczyna się od stwierdzenia, że ma ona służyć temu, aby Polska spełniała kryteria lizbońskie. Pytanie „kiedy?”, skoro na końcu projektu widnieje stwierdzenie: ustawa o finansowaniu nauki nie wpłynie na stan budżetu państwa! Ja tego, uczciwie przyznaję, nie rozumiem! Jeśli jest ktoś, kto to rozumie, to chętnie go posłucham!

Rektor z ograniczonymi kompetencjami

Często słyszymy, że konieczna jest zmiana ustawy o szkolnictwie wyższym i wzmocnienie w niej roli organów jednoosobowych uczelni, w tym rektora. Mówiąc wprost: zwiększenie odpowiedzialności jednostki. Myśl słuszna. Oznacza w praktyce o jeden nonsens mniej, bo każdy przyzna, że wyegzekwowanie odpowiedzialności za decyzję od gremium 50 – 100-osobowego (a tyle na ogół liczą senaty) jest zadaniem nie do zrealizowania. Jednocześnie projekt ustawy o finansowaniu nauki likwiduje niektóre ważne narzędzia, które dawały rektorowi możliwość sterowania uczelnią. Brak np. w projekcie ustawy informacji o tym, że utrzymane zostaną środki na badania własne. A one z definicji służą rozwojowi kadry. Ktoś powie: nieprawda, pozostają przecież środki na działalność statutową uczelni... Oczywiście, tyle że te pieniądze otrzymuje bezpośrednio wydział uczelni. To dziekan wydziału jest dla ministerstwa nauki i szkolnictwa wyższego w tej kwestii partnerem. Nie rektor. Zatem w dziedzinie badań naukowych proponuje się, tak naprawdę, wzmocnienie roli dziekana, osłabienie roli rektora, a co za tym idzie zmniejszenie możliwości sterowania rozwojem całej uczelni, która nie powinna być jedynie luźną federacją wydziałów.

Miraż liczb, czyli kto, co i jak liczy

W projektach ustaw mówi się o tym, że środki na badania będą rozdysponowywane w drodze takich czy innych konkursów, natomiast nie wspomina się o warunkach tych konkursów. To ważne przemilczenie. Już są tego konsekwencje. Uczestniczyłem ostatnio w uroczystości rozdania nagród ministra nauki i szkolnictwa wyższego przyznanych na podstawie ustawy o „zasadach finansowania nauki” (nagrody za osiągnięcia naukowe i naukowo-techniczne). Kiedy usłyszałem, że w dziedzinie nauk technicznych zgłoszono tylko 6 wniosków do nagrody, to zdumiałem się. W Polsce mamy co najmniej 20 dobrych uczelni o charakterze technicznym! Dlaczego zatem tylko 6 wniosków? Otóż dotychczas wnioski za osiągnięcia naukowe (na podstawie ustawy „o szkolnictwie wyższym”) były akceptowane przez rady wydziałów i trafiały na posiedzenie senatu uczelni. Dopiero z rekomendacją senatu wniosek pojawiał się na biurku ministra. Teraz wnioski mogą składać wszelkie „podmioty” działające na rzecz rozwoju nauki. Oczywiście, można powiedzieć: przecież tam – w ministerstwie – jest duży zespół osób oceniających! Ale w skład tego zespołu wchodzą: językoznawcy i historycy, fizycy i biolodzy … Otóż uważam, że w tym wypadku zawiódł przepływ informacji pomiędzy ministerstwem i uczelniami a także, że oceny dokonywane przez komisje senackie mają olbrzymią wartość, prowadzą bowiem do wyboru tego co w danej uczelni jest najlepsze.
I kwestia następna… Oczywiście, generalnie, zasada, że powinniśmy jak największą część środków finansowych na badania rozdzielać w postaci konkursów, jest dobra. Ale nie można doprowadzić do sytuacji takiej, że w istotny sposób wpłynie ona na zmniejszenie środków na działalność statutową. Bo będziemy mieli pieniądze na prowadzenie badań i na kupno aparatury, ale zabraknie ich na ogrzewanie, utrzymanie i remont budynków, w których te badania są prowadzone. Przecież i tak Polska przeznacza niesłychanie mało pieniędzy na naukę. Bo czym są te 4 mld zł w 2008 r., czy 5 mld zł w 2009 r. w porównaniu z kosztami funkcjonowania Uniwersytetu w Cambridge? Ten jeden brytyjski uniwersytet ma do dyspozycji 1 mld funtów (czyli 4,5 mld zł) rocznie. Uniwersytet, na którym studiuje 20 tys. studentów (dla porównania na UMK w Toruniu studiuje 35 tys. słuchaczy) dysponuje takim budżetem, jaki przeznacza się na funkcjonowanie całego systemu nauki w Polsce!
Kiedy porównujemy się ze światem zewnętrznym musimy być bardzo ostrożni. Polska, na przykład, bardzo mało przeznacza na naukę jako udział w PKB, ale te same wydatki liczone jako procent budżetu państwa wynoszą mniej więcej tyle, ile wydatki innych krajów unijnych. Jak to się dzieje? Bardzo prosto… Polska jest krajem biednym, wytwarza więc niski PKB, na dodatek ma mały udział budżetu w redystrybucji PKB. W związku z tym pieniądze przeznaczone na badania w Polsce to 1,4 % budżetu państwa… W innych krajach Unii jest to 1,6%… Pozornie nie wypadamy źle, ale …
Bardzo ważne jest zatem porównywanie kwot bezwzględnych. Można poprawiać sobie samopoczucie takim czy innym wyliczeniem. Ale kiedy przychodzi kupić aparaturę, to trzeba być przygotowanym na to, że obojętnie, czy dane urządzenie kupuje uniwersytet w Cambridge czy polski uniwersytet, ono kosztuje tyle samo. I tu jest istota rzeczy.

Relacja: jakość - pieniądze

Projekt ustawy eksponuje nową ideę: pomysł powołania komisji akredytacyjnej oceniającej jakość badań naukowych. Jako pierwszy przewodniczący komisji akredytacyjnej badającej jakość kształcenia (PKA), powinienem być jej zwolennikiem. I jestem, pod warunkiem, że system finansowania nauki da uczelniom szansę dochodzenia do wartości porównywalnych z czołowymi uczelniami europejskimi. Co więcej, projekt proponuje podział uczelni na 3 grupy. Uważam, że jest to duże uproszczenie. Dlaczego? Proszę zauważyć – w pierwszej grupie najlepszych (flagowych) jednostek mają się znaleźć 2-3 najlepsze w danej dyscyplinie wydziały lub jednostki organizacyjne instytucji badawczych. Olbrzymia część spadnie zatem do grupy B. W grupie C znajdą się jednostki, które z czasem będą podlegać likwidacji. Moim zdaniem tę skalę powinno się rozszerzyć. To pierwszy wniosek. Drugi dotyczy systemu oceny. W projektach ustaw nie byłem w stanie doczytać się stwierdzenia, czy pozostanie tzw. parametryczna ocena jednostek. Audyt robią zespoły oceniające i to na bazie trudno mierzalnych ocen indywidualnych, na bazie odczuć ludzi a nie na bazie liczb. Tymczasem parametryczny opis, tzn., kto, co i gdzie publikuje oraz ile razy i przez kogo jest cytowany ma olbrzymią wartość.
Dlaczego polskich uniwersytetów nie ma w gronie najlepszych? Bo naukowcy często ścigają się w ilości a nie jakości publikacji. A przecież nonsensem jest uprawianie nauki powiatowej, nauki której jedynym celem jest wspinanie się po szczeblach kariery naukowej, a po latach zapewnienie sobie jubileuszowych ksiąg pamiątkowych. Tymczasem, tak naprawdę liczy się wkład do nauki światowej. Idee zawarte w projektach ustaw mają wymusić nasze bardziej zauważalne wejście do nauki europejskiej i światowej. Trzeba zatem wspierać tych, którzy już są tam obecni i tych, którzy mają szansę znaleźć się tam za chwilę. W Europie Zachodniej coraz częściej mówi się:” przestańmy liczyć prace, zacznijmy je czytać”. To ważne. Powinna honorowana być zatem jakość czasopism, w których prace są publikowane, liczba cytowań publikacji, bo to sygnalizuje, w jaki sposób naukowiec doceniany jest w świecie oraz liczba zaproszeń na międzynarodowe konferencje naukowe. Kiedy organizuje się konferencje, w cenie są spikerzy, których nazwiska naprawdę liczą się w nauce, tej przez duże N.

Co irytuje?

Tych kilka uwag dotyczących projektów ustaw o finansowaniu badań to zaledwie sygnał tematów do dyskusji. Nie upoważniają one – zdaniem prof. Jamiołkowskiego - do uogólnień. Bo uogólnienia irytują: - Złości mnie, kiedy o jakości nauki polskiej wypowiadają się fachowcy z zakresu bardzo wąskiej specjalności. Takie oceny mogę przyjąć od ludzi, którzy mają ogląd całości, ogląd wielu dyscyplin wiedzy. Moim zdaniem, przy tak niskich nakładach finansowych, jakie Polska przez dziesiątki lat przeznaczała na badania, cudem jest fakt, że np. polska fizyka plasuje się na 13-14 miejscu w świecie. Doceńmy to…

oem software