banner

Bali: Stracone szanse, czy nadmierne oczekiwania?

Autor: Krystyna Hanyga 2008-01-17

Świat jest bardzo podzielony, interesy są rozbieżne, cały problem zmian klimatycznych właściwie dowiódł słabości gospodarki rynkowej, która nie umie sobie z tym poradzić.

Z dr. Andrzejem Kassenbergiem, prezesem Instytutu na rzecz Ekorozwoju rozmawia Krystyna Hanyga

Czy problem globalnego ocieplenia da się rozwiązać drogą dialogu między państwami, porozumień, dobrowolnych zobowiązań, samoograniczeń, w imię solidarności z przyszłymi pokoleniami?

<- XIII Konferencjia Stron Konwencji Klimatycznej na Bali dała bardzo mizerne wyniki, choć niektórzy uważają, że sam fakt zgody przez wszystkie kraje, także USA, na negocjacje prowadzone do 2009 r. jest pewnego rodzaju sukcesem. Niestety, nie został zaakceptowany cel podstawowy: że państwa wysokouprzemysłowione godzą się na zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych o 25 – 40 % do 2020 roku w stosunku do roku 1990. Porozumienie będzie bardzo trudne. Ale dziś nie widzę innej drogi, poza poszukiwaniem porozumienia. Jeżeli nie zaczniemy działać w ciągu najbliższych 10 – 15 lat, proces zmian klimatycznych na świecie będzie przyspieszał, co może nam grozić poważnymi perturbacjami w gospodarce, przyrodzie, zdrowiu ludzi. Najważniejsze jest zrozumienie, że choć zagrożenie jeszcze się nie pojawiło, albo pojawia się w bardzo małym stopniu, trzeba mu przeciwdziałać. Świat jest bardzo podzielony, interesy są rozbieżne, cały problem zmian klimatycznych właściwie dowiódł słabości gospodarki rynkowej, która nie umie sobie z tym poradzić; te aspekty nie są w znacznej części uwzględniane w kosztach. Natomiast wola porozumienia jest słaba u tych, którzy w największym stopniu odpowiadają za zmiany klimatyczne – jak Stany Zjednoczone, Japonia i – ku mojemu zdziwieniu – także Kanada. Pozytywne było to, że niektóre kraje tzw. szybko uprzemysławiające się, jak Chiny, Indie, Meksyk, Korea Płd. wykazywały gotowość pewnej elastyczności podejścia, ale wobec stanowiska tamtych bogatych państw też usztywniły swoje. Słowem, klincz. Jeżeli mamy w 2009 r. uzyskać jakieś porozumienie, tak żeby były jeszcze 3 lata na trudny proces ratyfikacji w poszczególnych krajach, to spotkanie na Bali było falstartem negocjacji. Od 2013 powinno już obowiązywać nowe porozumienie, inaczej, po wygaśnięciu w 2012 r. zobowiązań wynikających z Protokołu z Kioto, nie pozostanie nic.
Jednak, gdyby nawet państwa wysoko uprzemysłowione natychmiast zaprzestały emisji gazów cieplarnianych, to i tak jest to zdecydowanie za mało, żeby uzyskać do 2050 r. przynajmniej 50% redukcję w stosunku do roku 1990. To daje nam szansę nie na zatrzymanie zmian klimatycznych, tylko na takie ich spowolnienie, że jesteśmy w stanie do nich się adaptować. Inne kraje też muszą coś zrobić, ale niezbędna jest pomoc krajów wysokorozwiniętych i tu jest problem. Badania naukowe, postęp naukowo-techniczny kosztuje i nikt za darmo nie chce oddawać nowych technologii, nowych rozwiązań, a te państwa nie są w stanie za nie zapłacić. Jest z kolei grupa państw, które gwałtownie urosły w ostatnich 10 latach, od czasu podpisania protokołu z Kioto. I tak krajem, który obejmuje protokół z Kioto, jest Rumunia, a Korea Płd., Arabia Saudyjska - o znacznie większym dochodzie narodowym na mieszkańca - już nie. Jak je zachęcić, żeby weszły do tej grupy państw uprzemysłowionych? I pozostaje jeszcze bardzo trudny problem - adaptacja do zmian klimatycznych. Pewien postęp uzyskano na Bali, mianowicie postanowiono stworzyć fundusz adaptacyjny dla krajów najbiedniejszych, w części wyspiarskich, które praktycznie w ogóle nie przyczyniły się do zmian klimatycznych, natomiast są nimi najbardziej zagrożone, aż do perspektywy utraty egzystencji. {mospagebreak}

Idea solidaryzmu społecznego i globalnego nie jest oczywista?

- Kosztem wprowadzania pewnych rewolucyjnych rozwiązań może być spowolnienie rozwoju albo obniżenie standardu życia w państwach wysoko uprzemysłowionych i to jest bardzo poważną blokadą wynikającą z systemu politycznego. Ojciec dzisiejszego prezydenta Busha powiedział, że standard życia Amerykanów nie podlega negocjacjom międzynarodowym i to właściwie zamyka jakąkolwiek drogę porozumienia. Różne analizy pokazują, że nawet zastosowanie wielu nowych technologii może być niewystarczające wobec potrzeby tak znaczącego ograniczenia emisji. Ponadto wyraźnie niechętne tym rozwiązaniom jest lobby paliwowe związane z ropą naftową, lobby energetyczne związane z węglem kamiennym, brunatnym czy gazem, gdyż tracą wówczas swoją pozycję na rynku.

Koszty ograniczenia emisji, w ogóle realizacji protokołu z Kioto są jednak bardzo wysokie.

- Ale z drugiej strony, z raportu sir Nicolasa Sterna, przygotowanego dla rządu brytyjskiego przez zespół ludzi, wynika, że jeżeli nie będziemy działać w kierunku znacznego spowolnienia zmian klimatycznych, zapłacimy utratą światowego dochodu narodowego, w granicach od 5 do 20%. Natomiast na skuteczne zapobieganie wystarczy wydać 1% światowego PKB.

Zagrożenie globalnym ociepleniem jest czymś odległym, a decydują i ponoszą koszty dzisiejsze pokolenia.

- To sprawa świadomości.. Z badań Eurobarometru wynika, że w Polsce mniej więcej 1/3 ludzi uważa, że jest to problem. Natomiast w krajach Unii - ponad 50%. Jest to także problem uczenia ludzi zrozumienia konsekwencji swojego postępowania: nie tylko dla siebie samego, ale także dla otoczenia. Być może jest to sprawa nowej etyki, mówiącej o odniesieniu do przyszłych pokoleń i sprawiedliwości międzypokoleniowej, bo konsekwencje dzisiejszych decyzji będą dotykały obecnych dwudziestolatków. I o tym warto mówić.

Straszenie apokaliptyczną wizją katastrofy klimatycznej być może nie jest najlepszą metodą kształtowania świadomości. Właściwie dlaczego mamy się bać tego ocieplenia, może ma ono również dobre strony?

- Są dwa aspekty tej sprawy. W pewnych obszarach może być wytworzona korzystniejsza sytuacja w sensie ekonomicznym. Jeżeli np. nad Morzem Śródziemnym wystąpiłyby bardzo silne upały, to się może okazać, że biznes turystyczny przeniesie się nad Bałtyk, który będzie cieplejszy… Można sobie także wyobrażać, że będzie większe plonowanie na niektórych obszarach… Generalnie należy jednak liczyć się z tym, że straty w zasadniczym stopniu przeważą ewentualne korzyści, ponadto przystosowanie się do tych nowych warunków też będzie kosztować. Trzeba też uczciwie przyznać, że jest grupa naukowców, która twierdzi, że wpływ człowieka na zmiany klimatu jest albo żaden albo znikomy.

Że to są naturalne procesy…

- I że ten szum jest wywołany po to, żeby można było zdobyć pieniądze i prowadzić badania. To wydaje się być walką poza samymi problemami klimatycznymi, walką nauki o pieniądze. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby 2,5 tys. naukowców, którzy są w Międzyrządowym Panelu ds. Zmian Klimatycznych (IPCC), było nieuczciwych. Według ostatniego IV Raportu IPCC, w 90% udowodniono, że człowiek jest odpowiedzialny za to znaczące przyspieszenie zmian klimatycznych. Państwa, które podpisały i ratyfikowały konwencję dotyczącą zmian klimatycznych, też uznały, że tak jest. Zresztą działania, które chcemy podejmować i podejmuje się na rzecz ochrony klimatu, są ze wszech miar pożyteczne: działania na rzecz oszczędzania zasobów, przerzucanie się z zasobów nieodnawialnych na odnawialne, działanie na sferę społeczną, ażeby konsumpcja materialna była niższa, a niematerialna mogłaby być wyższa. One są bardzo korzystne dla sprawnego funkcjonowania środowiska. W ramach Koalicji Klimatycznej organizacji pozarządowych będziemy robić wszystko, by Polska, która podpisała i ratyfikowała konwencję i protokół z Kioto, była tu wiarygodna i odpowiedzialna w sensie globalnym. Czyli, co może jest trochę wyświechtane - taki solidaryzm globalny.{mospagebreak}

Polska znacząco ograniczyła emisje gazów cieplarnianych, zwłaszcza CO2, ale teraz jakby te wysiłki były mniejsze..

- To, co się stało, nie było wynikiem świadomej polityki ochrony klimatu w Polsce. Był to fakt wynikający z ogromnego marnotrawstwa zasobów w poprzednim systemie. Teraz, kiedy zaczęto to liczyć, okazało się, że możemy rozwijać się całkiem przyzwoicie bez wzrostu zużycia energii. Tak było do roku 2005, wyraźny skok zużycia energii jest w roku 2006.

Przyspieszamy rozwój, tak jak wszędzie, sprawa energii będzie tu kluczowa.

- Tak. Uzyskaliśmy 32% redukcji w stosunku do roku bazowego, ale trzeba sobie uczciwie powiedzieć, że Polska ma wyjątkowo korzystny rok bazowy - 1988. Gdybyśmy mieli jak inne kraje rok 1990, nasza sytuacja byłaby zasadniczo gorsza, jest tu różnica ok. 100 mln ton CO2, przy dzisiejszej emisji rzędu 320 czy 330 mln ton, choć i tak spełnilibyśmy wymogi Protokołu z Kioto, (6%). Jednak ta nadwyżka byłaby mała w stosunku do tego, co mamy dzisiaj.
Natomiast jest pytanie, w jakim kierunku Polska chce iść? Mamy trzy drogi – droga odcinania kuponów, czyli zjadania tej nadwyżki, co ewidentnie jest dziś robione. Wydaje się, że nasz kraj, bez większych problemów mógłby pójść inną drogą, zacząć powoli, systematycznie nakładać coraz większe zobowiązania na tych, którzy emitują gazy cieplarniane. To pozwoliłoby nam wykorzystać ogromne rezerwy, które nadal mamy - marnotrawstwo energii jest u nas dalej spore, efektywność energetyczna uzyskiwania dochodu narodowego w Polsce jest 2 – 2,5 raza niższa niż w krajach Europy Zachodniej. Jest także poważny potencjał w odnawialnych źródłach energii, oczywiście trudno sobie wyobrazić, żeby one w stu procentach zaspokoiły zapotrzebowanie energetyczne, ale nie jest to już sprawa kilku procent, tylko kilkunastu, a być może więcej niż 20 %. To już poważny udział, zwłaszcza że zasoby dla energetyki odnawialnej są zasobami krajowymi, co jest istotne dla bezpieczeństwa energetycznego, które jest jednym ze sztandarów naszej polityki energetycznej.

Na świecie węgiel wraca do łask, u nas też. Energetyka oparta na tradycyjnych surowcach wciąż dominuje, zwłaszcza w szybko rozwijających się krajach.

- Chiny bardzo gwałtownie rozwijają kopalnie węgla. Nie można sobie wyobrazić, żebyśmy z węgla, ot tak, zrezygnowali. Natomiast musimy mieć świadomość, że węgiel przynosi niekorzystną sytuację w sensie środowiskowym i nie jest zasobem, który się nigdy nie wyczerpie. Już widać, jak trudna jest sytuacja z ropą naftową, cena dziś przekracza sto dolarów za baryłkę.

Najlepiej byłoby, gdyby przedsiębiorstwa modernizowały się, postawiły na innowacje i w ten sposób eliminowały emisje.

- Ten kierunek pozwala uzyskiwać przewagę konkurencyjną na rynku. Oczywiście, część przedsiębiorstw wypadnie, część tych efektywnych pozostanie z silną pozycją. Jest jeszcze trzeci kierunek, który organizacjom pozarządowym wydaje się najciekawszy, najważniejszy - dokonanie bardzo szybkiej proekologicznej restrukturyzacji gospodarki oraz uruchomienie ekologicznej reformy podatkowej. To są bardzo zdecydowane, radykalne działania. Niektóre kraje wprowadzają elementy takich rozwiązań, Niemcom udało się uzyskać trochę pozytywnych efektów. Oczywiście, takiej reformy nie może wprowadzić pojedynczy kraj, bo narazi się na poważne straty gospodarcze; żeby były równoprawne warunki, jednakowe obciążenia dla przedsiębiorców, musi to zrobić liczniejsza grupa krajów, albo cała Unia Europejska. Nawiasem mówiąc, niektórzy uważają, że wskutek zaostrzenia polityki klimatycznej przez UE następuje wzrost emisji gazów cieplarnianych na świecie, bo część przedsiębiorstw przenosi się tam, gdzie tych ograniczeń nie ma. Jest to bardzo przewrotna teza, ale nie pozbawiona całkiem sensu. Czyli zaostrzanie polityki klimatycznej w wybranych krajach, czy nawet ich grupie, bez porozumienia międzynarodowego, nie oznacza osiągnięcia założonych wcześniej celów w skali globalnej.

Dziękuję za rozmowę.