Historia
Historia
Mitomania
- Autor: Stanisław Bąkowicz
- Odsłon: 4728
W jednej z łódzkich gazet przeprowadzono czytelniczą sondę, której uczestnicy mieli odpowiedzieć na dwa pytania: jakie straty osobowe poniósł II Korpus Polski w Bitwie pod Monte Cassino oraz ilu żołnierzy polskich poległo podczas walk o zdobycie Wału Pomorskiego? Wyniki pokazały jak silne są narodowe mity.
Ponad 80% uczestników odpowiedziało, że pod Monte Cassino zginęło od 20 do... 100 tys. polskich żołnierzy. Na pytanie drugie prawie 90% „ankietowanych” stwierdziło: na Wale Pomorskim zabitych zostało od... 300 do 800 żołnierzy WP.
Interesujące było także i to, że bardzo podobnych odpowiedzi, nie mających wiele wspólnego z prawdą historyczną, udzielali zarówno robotnicy, kierowcy taksówek, nauczyciele, lekarze, uczniowie, studenci jak i pracownicy wyższych uczelni.
Wyniki tego rodzaju nieprofesjonalnie przeprowadzanych ankiet nie mogą prowadzić do większych uogólnień, dobrze pokazują jednak funkcjonowanie niektórych mitów narodowych. Wiadomo przecież, że lata zakazów, zapisów cenzury i oficjalnego milczenia wokół Bitwy pod Monte Cassino sprawiły, iż obrastała ona coraz większą legendą, do której w znaczący sposób przyczyniła się też „zakazana” pieśń „Czerwone maki...”. Stąd tak wyolbrzymione straty osobowe po stronie polskiej funkcjonujące w społecznej świadomości. Z drugiej zaś strony, pozbawione legendy, ciężkie boje o Wał Pomorski, w dodatku toczone przez co prawda polskie wojsko, ale sformowane po „niewłaściwej” stronie. Wojsko, którego szlak bojowy obrzydzano ponadto nachalną propagandą. W efekcie podstawowa wiedza o dwóch ważnych i głośnych wydarzeniach w dziejach polskiego oręża jest dość mętna i zniekształcona narodowym mitem.
Tymczasem z łatwo dostępnych wydawnictw poświęconych II wojnie światowej czy choćby encyklopedii dowiedzieć się można, że w Bitwie pod Monte Cassino uczestniczyło łącznie 45.999 żołnierzy II Korpusu Polskiego, spośród których 923 poległo, 2931 zostało rannych, a 94 uznano za zaginionych. Natomiast w walkach na Wale Pomorskim wzięło udział ogółem 93,5 tys. żołnierzy 1 Armii, 2 Dywizji Artylerii i 1 Brygady Moździerzy WP. Zabitych zostało 3430 żołnierzy, 8472 odniosło rany, 2180 zaginęło bez wieści. (dane z: „Wojsko Polskie w II wojnie światowej” , red. Edward Pawłowski i Zbigniew Wawer, Bellona).
Cała Polska na Wschodzie
Wiele nieporozumień i mitów narosło też wokół sprawy deportacji ludności polskiej po zajęciu przez Związek Radziecki 17 września 1939 r. wschodnich terenów Rzeczypospolitej i włączeniu ich do ZSRR. Panuje dość powszechna opinia, że wywieziono wówczas w głąb Związku Radzieckiego, głównie na północno-wschodnie obszary europejskie Rosji w republice Komi, do obwodu archangielskiego i swierdłowskiego, w różne rejony Uralu, na Syberię i do Kazachstanu, minimum pięć milionów polskich obywateli, choć spotkałem się również z poglądami, że były to dwa, trzy, a niekiedy nawet osiem do dziesięciu milionów!
Górne liczby funkcjonują szczególnie wśród Polonii rozsianej po całym świecie, a zwłaszcza w rodzinach, z których ktoś znalazł się na Syberii. Ale też pojawiają się one w prasie polonijnej przy okazji różnego rodzaju rocznic, świąt, uroczystości i nic dziwnego, że utrwaliły się w świadomości polonusów. Trudno dyskutować na temat tych danych, bo przecież „bolszewia” świadomie je zaniżała lub fałszowała. Spotkałem się wielokrotnie ze swego rodzaju ostracyzmem towarzyskim, kiedy kwestionowałem liczby wzięte z sufitu. Jeden z moich dobrych znajomych, który jako dziecko spędził wraz z matką sześć lat na zesłaniu w Kazachstanie, nawet pięć milionów deportowanych Polaków po 17 września 1939 r. uważa za liczbę bardzo zaniżoną. Zarzucił mi... brak patriotyzmu i niemal zdradę narodowego interesu, gdy podawałem dane przytoczone przez łódzkiego historyka prof. Albina Głowackiego w książce „Sowieci wobec Polaków na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej 1939-1941”. Usłyszałem, że to praca tendencyjna, napisana zapewne na „określone” zamówienie, a autor pewnie korzystał z niebudzących zaufania źródeł NKWD itp. A przecież my, Polacy, powinniśmy być zainteresowani w podawaniu wszem i wobec, zwłaszcza zaś na forum międzynarodowym, jak największej liczby deportowanych, bo to jest korzystne dla Polski i być może kiedyś przyczyni się do wypłacenia przez Rosję odszkodowania sybirakom. Nie pomogły argumenty, że książka otrzymała Nagrodę Polskiej Fundacji Kulturalnej im. Prezydenta Edwarda Raczyńskiego w Londynie, a więc została doceniona przez opiniotwórcze środowiska emigracyjne, nie mające nic wspólnego z „bolszewią”. Mój znajomy wie swoje, nie tylko on.
Skąd my to mamy?
Bardzo trudno jest przezwyciężyć taki sposób myślenia. Prof. Głowacki twierdzi, że najprawdopodobniej bierze się on z nieporozumienia, gdyż w naszej historiografii przez całe lata operowano danymi dotyczącymi wszystkich Polaków przebywających w ZSRR, łącznie z tymi (m.in. potomkowie dawnych zesłańców), którzy znaleźli się w Związku Radzieckim przed deportacjami w 1939r.
Tymczasem w publicystyce prasowej, głównie emigracyjnej, liczba 8 do 10 i więcej milionów Polaków w ZSRR po 17 września 1939 r. bierze się najprawdopodobniej stąd, że po napaści ZSRR na Rzeczypospolitą w nowych jego granicach znalazło się ponad 13 mln naszych obywateli, w tym nieco powyżej 5 mln narodowości polskiej. Nie wszyscy zostali jednak deportowani, gdyż w większości pozostali w miejscu swego zamieszkania, tyle że nie z własnej woli i nie ruszając się z miejsca, znaleźli się na terytorium obcego im państwa. Do tego należałoby jeszcze doliczyć kilka tysięcy Polaków, którzy uciekając przed nacierającymi wojskami hitlerowskimi szukali schronienia na Kresach Wschodnich. Z jakim skutkiem, to już zupełnie inna historia.
Natomiast, jak podaje w swej książce prof. Głowacki, z bardzo skrupulatnie prowadzonych przez NKWD danych – czego się nie kwestionuje – wynika, że podczas czterech masowych deportacji w lutym, kwietniu i czerwcu 1940 oraz maju-czerwcu 1941 r. wywiezionych zostało w głąb Związku Radzieckiego 330 tys. polskich obywateli. Wśród nich było nie mniej niż 60% Polaków. Należy bowiem pamiętać, że deportowano również Żydów, Ukraińców, Białorusinów, Niemców, Litwinów, a nawet Rosjan mających obywatelstwo polskie. W czerwcu 1940 r. wywózka objęła np. głównie Żydów, uchodźców z ziem Rzeczypospolitej, które znalazły się pod okupacją niemiecką.
Do 330 tys. deportowanych, zdaniem prof. Głowackiego, należałoby doliczyć jeszcze ok. 130 tys. polskich jeńców wojennych przejętych przez NKWD, w tym również z Litwy i Łotwy, osadzonych pierwotnie w ośmiu, a później w dziesięciu obozach jenieckich zlokalizowanych w Kozielsku, Starobielsku, Ostaszkowie, Kozielszczynie, Orankach, Putywlu, Pawliszczewym Borze, Talicach, Griazowcu i Zaonikijewie. Można więc przyjąć, że w latach 1940-1941 władze radzieckie deportowały łącznie ok. 460 tys. obywateli polskich, ale nie pięć czy dziesięć milionów.
W pierwszej kolejności wysiedlano polskich osadników z Kresów Wschodnich, leśników (ich siedziby stanowiły naturalne zaplecze dla polskiego ruchu oporu) oraz uchodźców wojennych. Prowadzone w nieludzkich warunkach masowe akcje wysiedleńcze (pierwsza w lutym przy 42-stopniowym mrozie) pochłonęły kilkanaście tysięcy ofiar. Jak się szacuje, przymusowo wcielono do Armii Czerwonej od 100 do 130 tys. polskich obywateli, w tym dwie trzecie Polaków.
Golono, strzyżono
Do tej pory jednak kwestia liczby deportowanych obywateli polskich budzi kontrowersje, również wśród historyków. Polska historiografia sprzed roku 1990, odwołując się do ocen z lat 1940-1942, określała liczbę deportowanych obywateli polskich najczęściej na 880 -1 080 tys. Gdy jednak udostępnione zostały badaczom dokumenty radzieckie, zawierające znacznie niższe dane, część polskich historyków odniosła się do nich z nieufnością. Większość badaczy jednak uznaje je obecnie za wiarygodne, choć wymagające dalszych uściśleń. Sięganie przez naukowców do coraz bardziej otwartych zasobów archiwalnych wzbogaca ich wiedzę; dobrze byłoby, gdyby ta wiedza stała się też na tyle powszechna, by obalać narosłe latami mity.
Stanislaw Bąkowicz