Szanowna Redaktorko!
Na łamach SN ze zdziwieniem przeczytałem o ponoć pierwszej w Polsce stworzonej przez? (dzieki?)Społeczny Instytut Ekologiczny, trasie ekoturystycznej w obszarze między Bugiem a Narwią*.
Co ciekawe, podczas jej objazdu, zorganizowanego przez SIE, jej przedstawiciele uparcie twierdzili - mimo moich prostowań - że to oni mają święte prawo i przekonanie o posiadaniu palmy pierwszeństwa. Także z materiałów, jakie przedstawili wynika, że to SIE jest autorem "polskiego certyfikatu ekologicznego" i nic innego ani nie istniało przedtem, ani - być może - nie zaistnieje potem.
Groza, coraz liczniejsze są szeregi uzurpatorów, wspieranych np. przez Fundusz
norweski, nadających godności ekologiczne, turystyczne, agroekologiczne ludziom
dobrej woli (jak funkcjonariuszom SIE i właścicielom gospodarstw eko między Bugiem a Narwią).
A najlepiej i najwygodniej pominąć to wszystko, co już było w terenie od co najmniej 10-15 lat, czyli na zasadzie "każda sroka swój ogon chwali" albo "moja d... najważniejsza".
Przykro, choć te części ciała bywają ponętne i atrakcyjne "jak "cieple, świeże bułeczki",
ale - na Boga, nie codziennie między Bugiem a Narwią, i oczywiście - w całkiem odmiennych sytuacjach...
Totalny bełkot coraz bardziej obowiązkowy dla ignorantów, nieodłączne na końcu każdego zdania "tak?", robienie kefiru z mózgu nie tylko mniej zorientowanym i bez refleksji połączonej z upływającym czasem. A nade wszystko - z poszanowaniem dla tego, co już było od dziesiątków lat i istnieje nadal.
Mnoży się bałagan pojęciowy, terminologiczny, różne "projekty", "certyfikaty", "marki", "produkty", "lokalna kuchnia", "zrównoważony rozwój" "podniesienie świadomości w kluczowych dla rozwoju dziedzinach oraz zbudowanie networku regionu", a także setki innych takich tytułów, programów zawracania glowy, aż dziwne, że ich adresaci jeszcze nie mają pomieszania.
Nazywanie wymyślonego, pod dyktando z zagranicy projektu "wzorcowa sieć ekoturystyczna między Bugiem i Narwią" i na dodatek nazywanie tego "pierwszym lokalnym i pierwszym w Polsce systemem certyfikacji ekoturystycznej" - to nic innego - moim zdaniem - jak mnożenie bytów.
Po co ???? Ano, być może, żeby utrzymać się na powierzchni coraz bardziej mętnej agro,
eko turystycznej wody.
Żeby nie było gołosłowia - podsyłam kilka moich tekstów, o wspieranym przez około 10 lat
przedsięwzięciu, które poznałem dawno temu w kontaktach z ludźmi, hodowcami, sadownikami, właścicielami kwater agro, eko i turystycznych, o typowym od dawna stowarzyszeniu regionalnym agro, eko itd, nagradzanym na targach zdrowej żywności w kraju i poza granicami, o grupie producenckiej wymyślonej na wzór z austriackiej Styrii, o szlaku turystyczno-przyrodniczym, o wiekowych tradycjach w tej dziedzinie nad Dunajcem, co prawda to daleko od Bugu i Narwi, ale jednak coś takiego było i jest...
A najbardziej megalomańskie (z materiałów SIE) jest stwierdzenie: "Celem Polskiego Certyfikatu Ekoturystycznego jest wdrażanie i promowanie światowych standardów ekoturystycznych w polskiej agroturystyce i turystyce wiejskiej", a dalej definicja ekoturystyki: "to wzbogacające doświadczenia z naturą i kulturą"....
Ha, ha, ha - już w 1913 r, Jan Gwalbert Pawlikowski napisał traktat "Kultura a natura", zaś pierwsza wycieczka przyrodnicza i agrotustyczna miała miejsce w 1907 r. w Puszczy Kampinoskiej, a jeszcze wcześniej, statuty Towarzystwa Tatrzańskiego i potem Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego zalecały swoim członkom "poznawanie kraju", "upowszechnianie wiedzy o jego walorach" i "wspieranie lokalnej gospodarki" (czyli, choć nie dosłownie według dzisiejszej nomenklatury) - poprawy jakości życia społeczności lokalnych (dziś: właścicieli gospodarstw agroturystycznych).
Zwracam uwagę, że kilku odwiedzonych przez naszą wycieczkę gospodarzy "agro" to emigranci z miasta...
Może trochę przesadziłem w opiniowaniu tego "projektu", ale przecież... kozi ser nie powinien zmieniać mojego krytycyzmu wobec pseudo ekologicznego bełkotu i wazeliniarstwa wspomaganego przez jakieś cudze fundusze, wymagające dostosowania do wydumanych standardów typu "prosty banan".
Od co najmniej 12 lat na Hali Majerz w Pienińskim PN, dokładniej na szlaku turystycznym z Czorsztyna Nadzamacza do Przełęczy Szopka (Chwała Bogu), jest pierwsza w Polsce
bacówka ekologiczna z certyfikatem Stowarzyszenia Ekoland, bo wtedy nie było tak
wielu, jak dzisiaj, samozwańczych inicjatyw podnoszenia w niebo walorów
ekologicznych tradycyjnej gospodarki pasterskiej i polaniarskiej, czyli wypasu
kulturowego owiec na halach tatrzańskich, gorczańskich, pienińskich, bieszczadzkich.
Jak umierać, to za Ojczyznę Ekologiczną, rozległą tu i tam, także nad Bugiem i Narwią.
Tomasz Kowalik
*http://www.sprawynauki.edu.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1669&Itemid=44
Od redakcji: Autor jest znanym dziennikarzem od kilkudziesięciu lat promującym walory przyrody Polski i turystykę, autorem wielu książek o tematyce turystycznej, w tym ostatniej - o Mieczysławie Orłowiczu.