banner


Dotąd napisałem już sześć odcinków „Byłem pracownikiem ITME” (ostatni, szósty, Byłem pracownikiem ITME (Requiescat In Pace) ukazał się w SN 6-7/22 – red.). Nie mogę, jak widać, zakończyć i zabieram się za odcinek siódmy, mimo że ITME już dawno nie ma. Obawiam się, że to raczej „życie” dopisuje coraz dalsze odcinki, a ja co najwyżej je rejestruję.

 

jank.3 1Dwa zdarzenia spowodowały, że teraz znów powracam do tej tematyki. Pierwsze, to o ile pamiętam 18 kwietnia br. w audycji „W punkt” tv Republika wystąpił p. Janusz Piechociński. Ze swadą i standardowym (a obecnie tak modnym) uśmiechem na ustach grzmiał o konieczności ścigania tych, którzy dopuścili się niegospodarności i spowodowali, albo dopuścili do powstania w gospodarce jakichkolwiek strat.

Drugie, to treść hasła w Google odnosząca się do adresu byłego ITME, czyli „Wólczyńska 133”. Nie ma w nim już słowa o ITME, jest to dziś bowiem tylko adres budowanych apartamentowców reklamowanych z uwagi na wyjątkowo korzystne położenie, w pobliżu stacji metra, itp. Zdarzenie drugie niestety przewidziałem, co nie było znowu takie trudne. Wiadomo, że zawsze chodzi o pieniądze, a na Wólczyńskiej w Warszawie są cenne budowlane tereny, na których można dobrze zarobić.

Jeżeli chodzi o p. Janusza Piechocińskiego, to pragnę powrócić do odcinka czwartego –(Byłem pracownikiem ITME (4) – SN 5/21) - moich wspomnień o pracy w ITME i przypomnieć, że w roku 2014 był Pan, Panie Januszu, ministrem gospodarki i wicepremierem, a Instytut (ITME) bezpośrednio Panu podlegał. To wtedy nie zatwierdził Pan dokonanego już wyboru dr. Zygmunta Łuczyńskiego na kolejną kadencję dyrektora instytutu i z naruszeniem obowiązującego wtedy prawa zarządził przeprowadzenie ponownego konkursu na wybór dyrektora. Tym razem wygrał go już przysłany przez Pana inny kandydat. To wtedy rozpoczęła się karuzela kilku kolejnych niekompetentnych osób na stanowisku dyrektora tego instytutu. W kolejnych odcinkach „Byłem pracownikiem ITME” są oni przywoływani i opisane są straty, jakie poczynili. Do tych opisów kieruję ewentualnych zainteresowanych.

Znaczenie ITME

W dziedzinie technologii materiałów dla elektroniki i optoelektroniki (główny zakres zainteresowań ITME) niełatwo o sukcesy. Tak jest na całym świecie. Do wytworzenia materiałów, a z nich elementów i urządzeń o parametrach porównywalnych z najlepszymi, potrzebne są nie tylko bardzo drogie i czasem trudno dostępne urządzenia, ale także kompetentna, latami zdobywająca umiejętności i doświadczenie ich obsługa. Wcale niełatwo jednocześnie spełnić te dwa warunki. Jeżeli tak się zdarzy, jest szansa, że uda się osiągnąć powtarzalny, dobrej jakości końcowy produkt. Na dodatek taki produkt przeważnie jest kosztowny, wymaga stosunkowo dużych nakładów pieniężnych, ale i jego cena rynkowa jest odpowiednia. Nie do przecenienia są takie zdarzenia i trzeba umieć je docenić.

Jak to było w ITME? Spokojna i stosunkowo długa merytoryczna działalność za czasów kierowania instytutem przez odpowiedzialnych i kompetentnych dyrektorów prof. Wiesława Marciniaka i dr. Zygmunta Łuczyńskiego zaowocowała tym, że wiele zakładów naukowych instytutu wyposażono w dobrej jakości aparaturę technologiczną (zdobyto na nie środki), dzięki której otrzymano niezłe rezultaty w tworzonych materiałach i podzespołach. Było tak w przypadku niektórych kryształów (o specyficznych parametrach krzem – sprzedawany między innymi do USA, domieszkowany neodymem granat itrowo aluminiowy - Nd:YAG, fosforek indu - InP, półprzewodniki szeroko-przerwowe: azotek galu - GaN i węglik krzemu - SiC oraz grafen). Ten ostatni zrobił wyjątkową, choć moim zdaniem nie w pełni zasłużoną karierę po wyróżnieniu jego odkrywców i badaczy Nagrodą Nobla. Prace te opisałem wcześniej, tu je jedynie wymieniam.

Szczególną uwagę chcę zwrócić na inne technologie i osiągnięte w ich zakresie kompetencje. Chodzi mi o niezbędne technologie przy wytwarzaniu półprzewodnikowych struktur elektronicznych i półprzewodnikowych urządzeń optoelektronicznych.
Do tych technologii należy zaliczyć techniki epitaksji oraz wycinanie i ewentualnie reprodukcję zaprojektowanych struktur (np. tranzystorów lub układów scalonych, diod elektroluminescencyjnych - LED lub diod laserowych - DL).

W tej kwestii, moim zdaniem, pierwszą lokatę winienem oddać dr. Andrzejowi Kowalikowi i jego elektronolitografom. Pierwsze stosunkowo proste urządzenie (ZBA produkcji NRD z lat 80.) p. A. Kowalik przejął praktycznie bezpłatnie z WAT. W WAT mogło ono być co najwyżej demonstrowane studentom. W ITME zostało prawidłowo i zgodnie z wymogami zainstalowane (siedmiometrowy fundament) i zaistniało jako ważne i często wykorzystywane urządzenie technologiczne. To dlatego zostało z WAT przejęte.
Elektronolitograf ZBA ciągle modernizowany (np. wyposażany w odpowiednie komputery) przetrwał w ITME do 2013 r. tzn. do czasu zakupu nowego urządzenia produkcji amerykańsko – niemieckiej firmy VISTEC. Jak łatwo stwierdzić, p. dr A. Kowalik nieprzerwanie pracował na urządzeniu ZBA przez blisko 30 lat. W tym czasie potrafił poznać wszelkie jego możliwości i osiągać wyniki, o których inni nawet nie mogli marzyć. Z drugiej strony, poznał także wszystkie jego ograniczenia i zdawał sobie sprawę z tego, czego na nim osiągnąć nie może. Technika elektronolitografii bowiem nie stała w miejscu. Potrzeby elektroniki scalonej na coraz krótsze zakresy fal elektromagnetycznych i półprzewodnikowej optoelektroniki wymuszały osiąganie coraz lepszych parametrów tych urządzeń.

Kontakty p. dr. Kowalika z firmą VISTEC spowodowały, że nowe urządzenie budowane na potrzeby ITME miało parametry doświadczalne przekraczające stosowane w urządzeniach wytwarzanych seryjnie. Dotyczyło to między innymi „wyostrzenia” profilu wiązki elektronów w stosunku do powszechnie stosowanego profilu gaussowskiego. Nic dziwnego, że warunki instalacyjne urządzenia były wyjątkowo restrykcyjne. Ponadto między dyrekcją firmy i dr. A. Kowalikiem została zawarta niepisana umowa o informowaniu ich o osiąganiu ekstremalnych rezultatów w budowanych przez niego elementach i urządzeniach.

Sto milionów w błoto

Dlaczego o tym piszę? Elektronolitograf VISTEC kosztował 8 mln euro, a przygotowanie całej infrastruktury do jego instalacji było także kosztowne. W sumie wartość zainstalowanego urządzenia grubo przekraczała wartość 100 mln. zł. Urządzenia tego nie można zdemontować i przenieść. Jeżeli budowane są w tym miejscu apartamentowce, to urządzenie to zostanie złomowane. Nie tylko to. Złomowane będą też tam zainstalowane urządzenia MOCVD do epitaksji. Z pewnością jest ich ok. dziesięciu, a każde kosztowało przeszło 1 mln. zł nie licząc instalacji i kosztu infrastruktury. Nie chodzi jednak wyłącznie o pieniądze. Tam złomowany zostanie życiowy dorobek i starania p. dr. Andrzeja Kowalika i innych. Używam jego nazwiska przykładowo. Takich nazwisk mógłbym w tym miejscu przytoczyć co najmniej kilka. Tam, także złomowane zostaną marzenia o polskiej półprzewodnikowej elektronice i optoelektronice.

Skąd o tym wiem? Nie tylko dlatego, że zgodnie z tytułem tego artykułu tam pracowałem. Był w historii ITME taki moment, gdy dyrektor Departamentu Innowacji ARP (Agencji Rozwoju Przemysłu) Romuald Zadrożny ogłosił konkurs (2014 r.) na budowę mikrofalowego tranzystora na zakres długości fal 3 cm (9 GHz). Zespół pracowników ITME dr inż. Lech Dobrzański, dr inż. Włodzimierz Strupiński i dr inż. Andrzej Kowalik wyposażeni w stosowną aparaturę wzięli udział w konkursie i nie tylko pokazali możliwość wykonania tranzystora na ten zakres częstotliwości, ale także układów scalonych. Zadanie to było więc w zasięgu możliwości polskich specjalistów dysponujących istniejącymi wówczas urządzeniami technicznymi.
Pomiary parametrów zbudowanych elementów prowadzone były tzw. metodą ostrzową, bez ich wycinania. Możliwości naszych urządzeń były jednak znacznie większe.
Za pomocą elektronolitografu VISTEC można było reprodukować zaprojektowane struktury na płytkach 2- lub 4- calowych, uzyskując w trakcie jednego procesu technologicznego tysiące elementów.
W sprzedaży (USA) dostępne były ceramiczne obudowy (zakupiono ich 100 sztuk), w których można było montować wykonywane struktury. Zamierzano wtedy w ITME ręcznie zmontować partię kilkudziesięciu tranzystorów i przekazać je do PIT Radwar do badań aplikacyjnych. Pozytywny wynik takiego testu mógłby stanowić przesłankę dla podjęcia w warunkach instytutowych małoseryjnej produkcji tranzystorów. Możliwa była produkcja na poziomie 100 tys. tranzystorów rocznie, co początkowo zapewne zabezpieczałoby krajowe zapotrzebowanie.

Pozostanie tajemnicą, dlaczego prace te nie miały ciągu dalszego, a ludzie z tym zagadnieniem związani (dyr. R. Zadrożny i dr inż. Zygmunt Łuczyński – dyr. ITME) stracili zatrudnienie.
Brak zgody dla dr. inż. Z. Łuczyńskiego na przedłużenie kadencji dyrektora ITME miało jeszcze głębsze konsekwencje. Doprowadziło praktycznie do likwidacji Instytutu. O tym też już napisałem w poprzednich odcinkach „Byłem pracownikiem ITME”*.

A może komisja śledcza?

Obecnie stało się modne powoływanie sejmowych komisji śledczych. Powołana została takowa np. do prześledzenia, w jaki sposób powstały straty podobno ok. 70 mln. zł związane z nieodbytymi w wyznaczonym terminie wyborami prezydenckimi.
Idąc tym śladem można w sprawie nominacji dyrektorskich i ich skutków w instytutach badawczych powoływać identyczne sejmowe komisje śledcze. Komisja w sprawie nominacji dyrektora ITME miałaby do czynienia z nieporównanie większymi stratami niż ta, zajmująca się nieodbytymi w terminie wyborami Prezydenta RP. Śmiem twierdzić na dodatek, że decyzja o braku zgody dla dyrektora ITME była niezwykle słabo uzasadniona.
Spróbujmy zapytać byłego ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego, czym uzasadniał zastąpienie Zygmunta Łuczyńskiego przez Ireneusza Marciniaka. Mnie, mimo najlepszych chęci, nic rozsądnego do głowy nie przychodzi. To, że się z pewnością znali nie może być miarodajnym powodem jego nominacji. Na dodatek prawie jestem pewny, że minister nie przepytał przyszłego dyrektora, z jakimi urządzeniami technologicznymi będzie miał do czynienia i czy wie co z nimi zrobi? A czy on sam wiedział? Z podobnego rodzaju pytaniami nie możemy iść za daleko. Jako przełożony dyrektora instytutu powinien orientować się w możliwościach instytutu i jego zaplecza technicznego oraz przeprowadzić stosowną rozmowę z nowo mianowanym dyrektorem. Tak uważam i od tego nie odstąpię. Każde odstępstwo zmuszony jestem uznać za patologię, która winna być ścigana przez komisję śledczą.

Byłoby naprawdę nieźle taką komisję powołać. Wtedy przed jej oblicze można by zaprosić także wicepremiera w rządzie PiS Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego Pana Jarosława Gowina. Dałem się zwieść zapowiedzi o reorganizacji przez min. J. Gowina instytutów badawczych. Może nie tyle dałem się zwieść, ile chciałem dać się zwieść po przeczytaniu informacji, że przy Centrum Sieci Badawczej Łukasiewicz powstaje Rada złożona z wiceministrów ważniejszych resortów, w tym głównie resortów związanych z gospodarką. Rada miała wyznaczać główne kierunki działalności Instytutów Sieci zgodnie z potrzebami resortów.

Chciałem w to uwierzyć. Chciałem zobaczyć te kierunki badań potrzebne resortom. Nie wątpię, że takowe istnieją i wiele z nich mogło być zrealizowane. Przecież instytutów badawczych było wiele i pracowało w nich liczne grono pracowników. Nie musieliby wtedy wymyślać dla siebie tematyki podejmowanych zadań, a takowe otrzymywać łącznie z ich zakresem. Przede wszystkim jednak zadania te byłyby potrzebne innym, byłyby one konkretnie rozliczane i wykorzystywane. Dla mnie też wyglądało to rozsądnie.
Może podobnie myślał min. J. Gowin? Jeżeli tak, to Sieć Badawcza Łukasiewicz pod kierownictwem kiedyś najbliższego współpracownika Pana Ministra Gowina, Piotra Dardzińskiego jest od realizacji tych zamierzeń daleka.

Dałem się zwieść tej wizji. Niestety nie zauważyłem później, by kiedykolwiek generowana była potrzebna dla resortów tematyka badań dla poszczególnych instytutów, za to dały o sobie znać inne, mniej korzystne dla Sieci zapisy prawne przy jej tworzeniu. Jako przykład można podać znaczące ograniczanie tematyki instytutów przy ich przekształcaniu, np. łączeniu. Powstały z połączenia ITE i ITME Łukasiewicz IMiF (Instytut Mikroelektroniki i Fotoniki) praktycznie przestał zajmować się materiałami dla tych dziedzin. To wielka strata nie tylko dla nich, także dla gospodarki i kraju. Dlaczego tak się stało? Przekształcenia instytutów badawczych stały się zagadnieniem wewnętrznym powstałej Sieci. Zabrakło szerszego forum dyskusyjnego nad ogólnymi potrzebami (gospodarki, nauki, przemysłu). Uwidoczniły się partykularne punkty widzenia ludzi dalekich od odpowiedzialności za wspomniany powyżej szerszy ogląd. To ten partykularny punkt widzenia jest, jak sądzę, główną przyczyną powstałych w byłym ITME strat aparaturowych i nie tylko.

W rezultacie Instytuty Badawcze nie zyskały w wyniku połączenia ich w Sieć Łukasiewicz. Wystarczy prześledzić ich awans naukowy w bazie danych Scopus.
Zajmowane miejsca w latach 2020 – 2022 w tym rankingu IMiF Łukasiewicz i instytutów składowych (ITE I ITME) pokazałem w części szóstej „Byłem pracownikiem ITME. Requiescat in pace”(30.05.22). Do tej pory (mamy rok 2024) nic się w tej sprawie nie zmieniło. IMiF Łukasiewicz jak dotąd nawet nie zakwalifikował się do oceny.
Nie wiem jak inne instytuty Sieci Łukasiewicz mieszczą się w rankingu Scopus. Jeżeli z nimi jest podobnie, widzę dla Pana ministra J. Gowina wyższy rodzaj (stopień) odpowiedzialności niż sejmowa komisja śledcza. Za swoją reformę instytutów badawczych winien stanąć przed Trybunałem Stanu.

MON daje nadzieję


Było jeszcze jedno zdarzenie, które zdawało się czynić nadzieję na odmianę apokalipsy związanej ze stratami bazy technologicznej w ITME. Było to wystąpienie Ministra Obrony Narodowej do Sieci Łukasiewicz z listem intencyjnym, w którym MON zgłosił zainteresowanie uczestnictwa Centrum Łukasiewicz w wielu opracowaniach przydatnych w wojsku. Wymienione w nim zostało między innymi opracowaniu tranzystora mikrofalowego dla radiolokatorów i teletransmisji mikrofalowej.
W Wojskowej Akademii Technicznej odbyło się ponadto Forum Innowacyjności Sił Zbrojnych – B+R+Armia, na którym sformułowano podstawowe wymogi na sprzęt i technologie potrzebne dla naszej armii. To naprawdę wyglądało poważnie. Znów uwierzyłem. Mieliśmy nadzieję (mówię to także w imieniu byłego dyrektora ITME – dr. Zygmunta Łuczyńskiego, z którym wymieniłem poglądy), że tym razem chodzi o poważną akcję ożywienia tej problematyki. Nie przypuszczałem, że można podpisać umowy z najważniejszymi instytucjami w państwie i nic nie robić. Oczekiwaliśmy zatem zwrotu w przygotowaniu aparatury niezbędnej do tych prac, ale przede wszystkim aktywizację ludzi, którzy już wcześniej wykazali się umiejętnością opracowań w tym względzie.

O dziwo, nic takiego nie następowało. Wszystko pozostawało po staremu. Wspomnę tylko, że jedyny specjalista zdolny do wykorzystania elektronolitografu VISTEC do tego celu, dr A. Kowalik spokojnie przeszedł na wcześniejszą emeryturę.
To wtedy, jak się wyraziłem w części szóstej serii artykułów „Byłem pracownikiem ITME” postanowiliśmy uczynić desperackie kroki i 2 listopada 2021 napisaliśmy pisma do decydujących w tych sprawach osób: Jarosława Kaczyńskiego i ministra ON Mariusza Błaszczaka.

Merytorycznej odpowiedzi na obydwa pisma (22 lutego 2022) udzielił nam Sekretarza Stanu w MON Marcin Ociepa. List jest wyjątkowo obszerny. Zdaje się, że p. minister M. Ociepa chciał mnie przekonać o wyjątkowo głębokim przemyśleniu odpowiedzi.

Składa się ona jakby z trzech części. W pierwszej p. minister M. Ociepa powiadamia mnie, o misji jaką spełnia Sieć Badawcza Łukasiewicz i do niej przekonuje. Nie wiem, w jakiej relacji są względem siebie panowie J. Gowin i M. Ociepa, ale z tego co pozostało po Sieci Łukasiewicz widać, że nie wytrzymała ona próby czasu. Mimo zapewnień obydwu panów, Sieć Łukasiewicz nie zapewniła rozwoju instytutom badawczym poprzez planowane i skoordynowane prowadzenie w nich badań. Przynajmniej nie widać tego po pierwszych czterech latach ich przynależności do tej organizacji i miejsc zajmowanych w rankingu Scopus.

W części drugiej odpowiedzi p. minister M. Ociepa informuje mnie o własnościach elektronolitografu VISTEC i zapewnia o niemożności jego przenoszenia. Niepotrzebnie, jestem tego samego zdania i mógłbym jeszcze do jego argumentów dodać inne powody.
Część trzecią i najważniejszą p. minister poświęca konsultacjom z jednostkami badawczymi podległymi MON, kto ewentualnie na to urządzenie by reflektował. Okazuje się, że nikt. W tym momencie Pan minister zapomniał o liście intencyjnym, tranzystorach mikrofalowych, półprzewodnikach wysoko przerwowych dla elektroniki wysokonapięciowej odpornej na podwyższone temperatury, laserowych diodach półprzewodnikowych i co ważniejsze o Forum Innowacyjności Sił Zbrojnych – B+R+Armia w WAT, na którym wygłosił pogląd, iż „rozwój technologii kluczowych i przyszłościowych dla Wojska Polskiego jest priorytetem działania resortu”.
To dla tych „kluczowych i przyszłościowych dla wojska technologii” nie mógł Pan min. Ociepa znaleźć obecnie w MON miejsca. Gratulacje.

Arogancja urzędnicza

Jest jeszcze część czwarta w piśmie p. ministra M. Ociepy. Nie patrząc na mój wiek (90) i emeryturę, chyba przesadził, posądzając mnie o chęć zabierania czegokolwiek Sieci Łukasiewicz. Nie będę wdawał się w dyskusję z tym obrażającym mnie posądzeniem. Może jako odpowiedź przytoczę zdanie z pisma, jakie napisałem (z Z. Łukaszewskim) 2.11.21 do ministra ON M. Błaszczaka:
„Szanowny Panie Ministrze, naszym zdaniem dla osiągnięcia celów, jakie Panowie stawiają przed armią w projekcie ustawy o obronie ojczyzny i przed instytucjami naukowymi przez wspomniane forum innowacyjności sił zbrojnych, niezbędne jest przejęcie przez resort MON aparatury technologicznej zgromadzonej na terenie byłego ITME. Jest to celowe i pilne, gdyż wymaga ona bardzo skomplikowanej infrastruktury oraz kompetentnej obsługi. Dalsze trwanie obecnego stanu grozi bezpowrotną utratą tych niezwykle wartościowych urządzeń”.

Jak widać, chcieliśmy ratować niezwykle przydatną dla MON aparaturę technologiczną, której w Sieci Łukasiewicz z braku właściwej eksploatacji groziło zniszczenie. Obawiam się, że dziś nie ma już czego ratować. Aparatura ta prawdopodobnie nie jest już możliwa do użytku, a także nie ma jej kto użytkować. Zostanie rozebrana i złomowana razem z budynkiem, w którym jest zainstalowana. Ciekawy jestem, czy kiedykolwiek p. M. Ociepa pofatygował się, by zobaczyć, jak wyglądał elektronolitograf. Gdyby doszło do powołania w tej sprawie komisji śledczej chętnie bym wysłuchał zwierzeń min. M. Ociepy o postępach prac nad mikrofalowymi tranzystorami. Zainteresowanie się realizacją prac w ramach listu intencyjnego chyba leży w obowiązkach stron. Mam wrażenie, że podpisanie listu intencyjnego było jedynym aktem, który się odbył. Niestety.

Czytający ten tekst zapewne zadadzą mi pytanie, czego się spodziewałem, czego - pisząc te listy - oczekiwałem? To dobre pytanie. Chciałem, by uwierzono w moje słowa. Pisałem wyraźnie, że zależy mi na ratowaniu urządzeń technologicznych zgromadzonych w byłym ITME. Oczekiwałem zainteresowania się problemem i sprawdzenia tego, o czym pisałem. Zaproszenia ludzi znających zagadnienie i sprawdzenia, ile w tych pismach jest prawdy. Nawet nie oczekiwałem zaproszenia mnie na rozmowę, lecz z pewnością autorów, którzy wcześniej opracowali tranzystory i ten fakt opublikowali. Panów doktorów Lecha Dobrzańskiego, Włodzimierza, Strupińskiego i Andrzeja Kowalika. Oczekiwałem, że w wyniku tych rozmów zostanie podjęta decyzja o dalszych losach aparatury technologicznej byłego ITME. Może rzeczywiście pozostanie w IMiF Łukasiewicz, lecz rozpoczną się tam poważne prace dla wojska? Może co innego, ale konkretnego.
W rzeczywistości nie stało się nic.

Pisma o treści takiej, jakie otrzymałem od min. M. Ociepy nie spodziewałem się. Potraktował mnie jak jednego z politycznych przeciwników. Niesłusznie. Nie byłem nim i nie jestem. Więcej - uważam, że działania władz: prezydenta i rządu Morawieckiego w zakresie obronności kraju były jak najbardziej słuszne. Co najwyżej może spóźnione, ale to wina decyzji wcześniejszych, gdy nasza armia stawała się zawodowa, a jej liczebność istotnie zmniejszona. Nie taką armię powinien mieć nasz kraj. Dobrze, że zaczęło się zmieniać. Oby tak dalej.

Powracając do odpowiedzi min. M. Ociepy na moje pismo, to bardzo źle zostały ocenione moje intencje. Nikt nie chciał też tych intencji poznać. To świadczy, że min. M. Ociepa psychologiem jest miernym. To nie najgorsza ocena tego zdarzenia. W przypadku przeciwnym, gdyby świadomie zaniechano ochrony tych urządzeń technologicznych, musiałbym tu napisać, że p. M. Ociepa nie nadaje się na stanowisko, które przyszło mu piastować.

Appendix

Pod hasłem w Google „Wólczyńska 133” istnieje zapowiedź budowy apartamentowców. Zasadniczym pytaniem jest, kto jest właścicielem terenu, na którym apartamentowce są budowane. Kto zgarnie niezłą kasę, którą jest on wart. Podejrzewałem o to nowopowstały IMIF Łukasiewicz lub może Sieć Łukasiewicz. Dziwnym trafem można spotkać się także z nazwą Cemat 70, którego dawno nie ma. W takim razie IMiF Łukasiewicz może być jedynie właścicielem części tego terenu, a kto większej pozostałej jego części? To chyba wrażliwy temat. Pamiętam, kiedyś premier Morawiecki uzasadnił brakiem terenów niewywiązanie się z zapowiedzianego rozwoju budownictwa mieszkaniowego. Jak to się stało, że kiedyś użytkownicy terenów skarbu państwa, na których znajdowały się ich urzędy czy przedsiębiorstwa stali się do tego stopnia ich właścicielami, że mogli je np. sprzedać.

Pisałem już kiedyś, że sąsiedzi WAT, Instytut Fizyki Plazmy i Laserowej Mikrosyntezy hojnie wyposażony przez min. Kaliskiego w tereny należące wcześniej do wojska (WAT), kolejno je sprzedawali deweloperom i „przejadali”. Nic dziwnego, że później premier rządu uzasadniał niewykonanie rządowego planu budownictwa mieszkaniowego w Warszawie brakiem wolnych terenów pod zabudowę. Dziwny jest ten świat.
Tym razem chyba definitywnie zakończę pisanie kolejnych odcinków „Byłem pracownikiem ITME”. Dokonuje się rzecz, którą niestety przewidziałem. Definitywnie. Elektronolitografu VISTEC nie ma już kto uratować.

Na moim blogu (zdzislawjankiewicz.pl) po publikacji jego części trzeciej (Byłem pracownikiem ITME – RIP cz. 3) 13 listopada 2023 pojawił się wpis osoby o pseudonimie nick następującej treści:

„Elektronolitograf Raith został zakupiony do laboratorium IMiF w Piasecznie, które oddalone jest o ok. 40 kilometrów od ul. Wólczyńskiej i gdzie znajduje się osobna linia technologiczna z osobnym parkiem maszynowym”.

Wpis ten oznacza, że nowy elektronolitograf Raith został zakupiony do IMiF w Piasecznie. Wydaliśmy znów przeszło milion euro – stać nas. Nie będę dyskutował nad potrzebami „linii technologicznej z osobnym parkiem maszynowym”, chociaż są tacy, którzy przekonują mnie, że prościutki Elektronolitograf Raith do żadnej współpracy z linią technologiczną nie nadaje się.
Natomiast odległość 40 km przy istniejącej drodze S2 omijającej miasto i praktycznie łączącej Piaseczno z Wólczyńską nie stanowi żadnego problemu. Może, biorąc pod uwagę parametry obydwu elektronolitografów, byłby sens przenieść coś na Wólczyńską z Piaseczna? W każdym razie nie w pełni zostałem wpisem nicka przekonany.

Jedno jest pewne – elektronolitograf VISTEC, jak się wydaje, kończy swój żywot w polskiej technologii półprzewodnikowej, chociaż go na dobre nawet nie rozpoczął.
Zdzisław Jankiewicz

* Jest to siódma część wspomnień prof. Zdzisława Jankiewicza związanych z pracą Autora w ITME, obserwatora przez ostatnich ponad 20 lat wzrostu pozycji naukowej znaczącego dla polskiej nauki i gospodarki instytutu oraz jego niszczenia przez organ założycielski.
Pierwsza część - Byłem pracownikiem ITME (1) - ukazała się w numerze 2/21 SN; druga – Byłem pracownikiem ITME (2) - w numerze 3/21 SN, trzecia - Byłem pracownikiem ITME (3) w numerze 4/21 SN, a czwarta – Byłem pracownikiem ITME (4) - w numerze 5/21 SN, piąta -Byłem pracownikiem ITME (5) – w numerze 6-7/21 SN, szósta - Byłem pracownikiem ITME (Requiescat In Pace) w numerze 6-7/22 SN.

Śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od Redakcji.