Nauka i sztuka (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1215
W Centralnym Muzeum Włókiennictwa w Łodzi do 18.02.18 można oglądać wystawę tkany artystycznej pn. Bunt materii.
Wystawa jest przeglądem piętnastu edycji Międzynarodowego Triennale Tkaniny w Łodzi – najważniejszej i jedynej tego typu prezentacji tkaniny artystycznej na świecie. Na ekspozycji przedstawiono blisko 30 prac najwybitniejszych twórców, w tym Magdaleny Abakanowicz, Wojciecha Sadleya, Jolanty Owidzkiej, Marii Chojnackiej, czy Katarzyny Józefowicz.
Wystawa przypomina historię tego niezwykłego wydarzenia, której kluczową częścią jest postać legendarnej założycielki Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi, Krystyny Kondratiuk, głównej pomysłodawczyni Triennale – wielkiej entuzjastki nowego nurtu w sztuce włókna, zainicjowanego przez polskich artystów na początku lat sześćdziesiątych. To dzięki jej determinacji prace z Polski zostały zaprezentowane na I Biennale w Lozannie w 1962 r., gdzie dostrzeżono ich rewolucyjną odmienność od tradycyjnej, dekoracyjnej i wielkoformatowej sztuki gobelinowej. Krystyna Kondratiukowa już wtedy sygnalizowała konieczność zorganizowania w Łodzi „festiwalu tkaniny”, a w dziesięć lat później jej starania zaowocowały organizacją pierwszego Triennale.
Ekspozycja przybliża także zjawisko „polskiej szkoły tkaniny”, która w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX w. zrewolucjonizowała myślenie o tej materii artystycznej, dzięki czemu zyskała ona trzeci wymiar, czym nie tylko anektowała przestrzeń, ale także poszerzyła wachlarz wykorzystywanych materiałów, włączając je w obszar eksperymentalnych rozwiązań. Przeobraziła się tak bardzo, że często dyskutowano, czy wciąż zachowuje istotę swego medium.
Na wystawie znajdują się dzieła, które wyznaczały kolejne etapy i zmiany w rozwoju sztuki tkaniny. Założeniem ekspozycji jest pokazanie, jak wielorakie oblicza ma to medium, które oferuje twórcom tak szerokie bogactwo rozwiązań formalnych, że można mówić o jednej z najbardziej różnorodnych z dziedzin sztuki współczesnej. Na wystawie znajdują się realizacje artystów polskich i zagranicznych, bowiem Triennale swoją siłą oddziaływania obejmuje cały świat.
Marta Kowalewska, kurator wystawy
Więcej - http://cmwl.pl/wydarzenie/wybrane/bunt-materii,51
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 2085
We wrocławskim Muzeum Architektury do 7 czerwca 2015 można oglądać wystawę prezentującą dorobek najbardziej znamienitego duetu w historii śląskiej architektury – Henryka Buszki i Aleksandra Franty.
Ich projekty są dziś interpretowane jako jedne z najważniejszych ikon śląskiej architektury. Katowicki „tauzen” – czyli osiedle Tysiąclecia, z charakterystycznymi punktowcami przypominającymi kolby kukurydzy, „gwiazdy” na osiedlu Roździeńskiego, czy niezwykły kompleks domów sanatoryjnych w Ustroniu, to najbardziej rozpoznawalne realizacje tego duetu. Oprócz nich na wystawie pokazano kilkadziesiąt innych projektów i realizacji architektów, od wczesnych dzieł z lat 50., po projekty z lat 90-tych.
„Henryk Buszko & Aleksander Franta to dziś znana i rozpoznawalna marka w architekturze. Duet odegrał znaczącą rolę w kreowaniu progresywnego oblicza zabudowy Polski powojennej. W ich projektach widoczny jest zawsze wysoki poziom intelektualnej gry opartej na wyrazistym, bezkompromisowym i zdecydowanym rozwiązywaniu problemu przestrzennego, stosowaniu innowacyjnej technologii i pomysłowej dyspozycji wnętrz przy równoczesnym harmonijnym powiązaniu całości z otoczeniem. Architekci są wychowankami krakowskiej szkoły architektury i jej największych autorytetów: Adolfa Szyszko-Bohusza, Włodzimierza Gruszczyńskiego czy Juliusza Żórawskiego, dzięki którym zdobyli nie tylko umiejętność projektowania w zgodzie z duchem czasu, ale i w głębokim poszanowaniu przestrzeni.
W 1949 roku jeszcze jako młodzi adepci architektury postanowili połączyć swe siły, by razem z kolegą po fachu, Jerzym Gottfriedem, kontynuować pracę zawodową w zespole autorskim, w Miastoprojekcie w Katowicach, gdzie dane im było zetknąć się z kolejnym doświadczonym środowiskiem architektów, przedstawicielami pierwszej generacji śląskiej szkoły architektury, którzy kontynuowali swą pracę od okresu międzywojennego, jak Zbigniew Rzepecki, Stanisław Łobos, Kazimierz Sołtykowski, Wojciech Migocki czy Leon Dietz d'Arma, albo przybyli tu później, jak Julian Duchowicz czy Zygmunt Majerski.
Wydaje się, iż bagaż wiedzy wyniesiony ze studiów został skonfrontowany na miejscu z doświadczeniem starszych kolegów oraz bipolarnym obliczem górnośląskiej kultury, opartej z jednej strony na skromności i pragmatyzmie, a z drugiej na progresji i awangardzie, co z pewnością miało wpływ na uformowanie własnego podejścia do rozwiązywania kluczowych problemów przestrzennych.
Konsekwencją tych kilku czynników stał się ich indywidualny język projektowy, który został dostrzeżony przez wojewodę śląskiego generała Jerzego Ziętka, animatora najpoważniejszych inwestycji w regionie. To on obdarzył ich zaufaniem, popierając powołanie do życia w 1958 roku pierwszego w Polsce autorskiego biura projektowego, wojewódzkiego przedsiębiorstwa państwowego: Pracowni Projektów Budownictwa Ogólnego, co było ewenementem w ówczesnych uwarunkowaniach politycznych. Współtwórcą pracowni był Jerzy Gottfried, który jednak odłączył się w 1959 roku. W zespole pracowali również Tadeusz Szewczyk i Marian Dziewoński.
Wtedy to narodziły się wielkie projekty urbanistyczne osiedli 1000-lecia i Walentego Roździeńskiego w Katowicach, uzdrowiska w Ustroniu Zawodziu czy też wielu innych znaczących obiektów, które przyniosły autorom sławę w kraju i poza jego granicami.
Obaj architekci stali się godnymi reprezentantami II generacji śląskiej szkoły architektury, kontynuując w indywidualny sposób szczytne idee miejscowej awangardy doby II Rzeczypospolitej. W dowód uznania (…) otrzymali w 1975 roku najwyższe polskie odznaczenie w dziedzinie architektury: Honorową Nagrodę SARP.
Otwartość i szerokie horyzonty dały im sposobność kontaktów i wymiany doświadczeń zawodowych z Oskarem Niemeyerem, Kenzo Tange czy Walterem Hennem. Sami wielokrotnie dzielili się wiedzą na temat ładu przestrzennego w licznych własnych artykułach.
Najobszerniejsze wypowiedzi zawarte zostały w autorskich książkach: „Moje rozmyślania o mieszkaniu” Henryka Buszki oraz „Kryteria ogólne kwalifikacji poziomu dzieła architektonicznego” Aleksandra Franty.
Ta rzetelność, otwartość i bezkompromisowość widoczna nie tylko w słowach pisanych, mówionych czy materialnych utworach architektury, ale także w ich codziennym życiu, zawsze noszą znamiona spójnej całości i szlachetnego, głębokiego profesjonalizmu. Ta postawa jest dla nas wszystkich niewyczerpanym źródłem inspiracji i podziwu” - pisał Ryszard Nakonieczny w „Twórczości” (Twórcy śląskiej architektury. Portrety)
Wystawa została przygotowana w ramach organizowanego przez Bibliotekę Śląską w Katowicach cyklu „Twórcy Śląskiej Architektury. Portrety”.
Celem tego projektu jest udokumentowanie, zarchiwizowanie, opracowanie i promocja dziedzictwa architektury tworzonej w województwie śląskim po 1945 r. przez wybitnych twórców, dziś określanych mianem architektów-nestorów.
Do inicjatywy przyłączyły się najważniejsze instytucje naukowe, jak również te zawodowo zajmujące się architekturą regionu: Politechnika Śląska w Gliwicach (Wydział Architektury), Stowarzyszenie Architektów Polskich oddział katowicki, Śląska Okręgowa Izba Architektów, pracownicy Zakładu Historii Sztuki Uniwersytetu Śląskiego, Śląskie Centrum Dziedzictwa Kulturowego, Wyższa Szkoła Techniczna w Katowicach, a także Wydział Promocji Urzędu Miasta Katowice.
Projekt ma więc charakter monograficzny, a w kolejnych odsłonach cyklu prezentowane będą sylwetki i dorobek kolejnych architektów-nestorów: Jerzego Gottfrieda, Juranda Jareckiego, Mariana Skałkowskiego, Ludmiły Horwath-Gomułowej, Andrzeja i Marii Czyżewskich, Janusza i Bożeny Włodarczyków, Jerzego Witeczka, Tadeusza Pfuetznera, Stanisława Niemczyka.
- Autor: ANNA LESZKOWSKA
- Odsłon: 1595
Nie miała dobrego początku jedna z najbardziej dziś popularnych oper Pucciniego - Madama Butterfly.
Mimo znakomitej obsady - została wygwizdana w mediolańskiej La Scali w lutym 1904r. Oburzony i upokorzony tym kompozytor zabronił jej wystawiania w tym teatrze na zawsze. Zakaz ten przestał jednak obowiązywać po jego śmierci, kiedy Arturo Toscanini przywrócił to dzieło mediolańczykom, dzieło oklaskiwane wcześniej przez publiczność wielu scen światowych. Nie była to jednak wierna wersja prapremiery, bo wkrótce po nieudanym debiucie, kompozytor dzieło przerobił, rozszerzył z dwóch do trzech aktów, a nową wersję przedstawił po kilku miesiącach od premiery w La Scali w teatrze w Brescii. I taką wersję tej jednej z najpopularniejszych oper zna publiczność wszystkich teatrów operowych świata.
Na wystawienie „Madame Butterfly” zdecydował się także warszawski Teatr Muzyczny „Roma”, który jest ciągle „na dorobku” repertuarowym. Jego dyrektor, Bogusław Kaczyński uznał, iż zespół artystyczny tego teatru jest w stanie udźwignąć takie dzieło i ...sam je wyreżyserował . Jest to debiut reżyserski znanego popularyzatora muzyki w Polsce, ale i organizatora życia artystycznego.
W przedmowie do programu, reżyser podaje,iż widział niemal wszystkie realizacje „Madama Butterfly” w świecie od półwiecza, stąd „nadszedł czas, abym nadał kształt sceniczny temu, co dotychczas żyło tylko w moim sercu i w moim umyśle”.
Jaki to jest kształt? - niewątpliwie bardzo tradycyjny. Nie ma tu miejsca na żadne eksperymenty, jak np. u Hanuszkiewicza. Opera jest wystawiona zgodnie „z duchem i literą” zapisu kompozytora i librecisty. Nie ma w niej tylko statku - jak podkreślają zwolennicy uwspółcześniania dzieł teatralnych, ale na niedużej scenie „Romy” trudno byłoby uzyskać na ten rekwizyt trochę wolnego miejsca.
W „Madama Butterfly” - jak każdej operze Pucciniego - nie przestrzeń sceniczna, miejsce jest ważne, ale emocje i piękny śpiew. A zatem - znakomita obsada ról pierwszo i drugoplanowych. Także pod względem aktorskim. W warszawskim przedstawieniu partie tytułową wykonuje z dużym nerwem Joanna Cortez. Nie jest to zadanie łatwe, gdyż artystka praktycznie w każdym akcie musi kreować inną postać: początkowo 15-letnią dziewczynę, później - żyjącą nadzieją młoda kobietę, a wreszcie - dojrzałą osobę, świadomą swojego losu i czynu. Joanna Cortez najlepiej wypada właśnie w tej ostatniej roli - heroiny, wówczas najpełniej oddaje dramatyzm tej postaci. Partneruje jej - dość trudny do zaakceptowania jako porywający uwodziciel i amant - Krzysztof Bednarek w roli Pinkertona (też najbardziej przekonujący w ostatnim akcie) oraz Jolanta Bibel jako Suzuki. Ta postać - choć drugoplanowa - należy zresztą do najpiękniejszych w operach Pucciniego. Jolanta Bibel w tej roli wypadła znakomicie, stworzyła kreację dorównującą głównej bohaterce.
Wreszcie scenografia: jej autorem jest Ryszard Kaja, malarz, znany ze swojego umiłowania kolorów „brudnych”, beżów, brązów, sepii i ugrów. Tutaj musiał się zmierzyć z cukierkową jak dla Europejczyków kolorystyka japońską, no bo jak zachować wierność dziełu inaczej? U reżysera wywalczył jedynie...zbrudzony róż japońskich wiśni, które umieścił przemyślnie na siatce. Tworzy to kameralny klimat wszystkich scen i podkreśla założenie twórców: opery-dramatu ludzi.
Ową wierność w oddaniu dzieła burzyło nieco na premierze zbyt głośne prowadzenie orkiestry w pierwszym akcie przez Jacka Bonieckiego, kierownika muzycznego przedstawienia. Kto jednak umie się wznieść ponad te mankamenty, z pewnością wyniesie z przedstawienia dobre wrażenia, acz może nie na poziomie przysłowiowego „wysokiego C”.
Anna Leszkowska (1998)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 301
W Muzeum Współczesnym we Wrocławiu do 27 maja 2024 można oglądać wystawę Callart3 – Wirtualne okno
Wystawa jest trzecią odsłoną z cyklu „Callart”, ukazującego wybrane dzieła z kolekcji Muzeum Współczesnego Wrocław oraz Dolnośląskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Podejmuje problem fenomenu obrazowania i obrazu. W ciągu wieków wędrował on przez rożne media: od ścian, desek, płócien, arkuszy papieru, przez ready mades, przestrzeń miasta i natury, ekrany i czasoprzestrzenie cyfrowe, by aktualnie rozpocząć zupełnie nowy rozdział zdumiewających kreacji wykorzystujących sztuczną inteligencję.
Inspiracji do wystawy, oprócz dynamicznego rozwoju AI, dostarczyła publikacja Anne Friedberg Wirtualne okno. Od Albertiego do Microsoftu. Friedberg w swojej dogłębnej analizie obrazu zauważa, że określenie „wirtualny” w obecnych czasach zostało zawężone jedynie do prac cyfrowych, mimo że samo pojęcie narodziło się w erze przeddigitalnej. Między XVII a XVIII wiekiem w rozprawach optyków słowo „wirtualny” używane było do opisu obrazów widzianych przez soczewkę lub na powierzchni lustra. Termin ten pochodzi z języka łacińskiego, od słowa virtus (‘moc, siła’). Zatem „wirtualny” to posiadający moc działania bez uczestnictwa materii, lub z taką mocą związany – w sensie rzeczywistym i funkcjonalnym, nie zaś formalnym.
Krótka historia ok(n)a i lustra
Obraz fascynował wielu myślicieli i teoretyków. W antyku Platon porównywał obraz tworzony przez artystów do lustra odbijającego jedynie idee prawdziwych przedmiotów. W teorii Jacques’a Lacana, francuskiego psychoanalityka, to za sprawą odbicia w lustrze małe dziecko uświadamia sobie swoją podmiotowość, odrębność względem matki.
Zwierciadło ma zatem dwie konotacje: z jednej strony, związane jest z naśladownictwem natury (mimesis) i wywoływaniem iluzji, z drugiej – pozwala dostrzec jednostkową tożsamość i rodzącą się samoświadomość. W XV wieku Leone Battista Alberti w swoim dziele De pittura posłużył się metaforą otwartego okna (finestra aperta) jako obrazu – dwuwymiarowej płaszczyzny ograniczonej ramą służącej narracyjnemu przedstawieniu historii.
Analizując przemiany zachodzące w ciągu epok, możemy zaobserwować, jak pojedyncze okno przemienia się w nowych mediach – fotografii, filmie, a w kolejnym etapie: w interfejsie graficznym komputerowego Windowsa – w okna zróżnicowane i zwielokrotnione. Śledząc metamorfozy obrazu, możemy rozpatrywać przekształcenia, jakie następowały w miarę upływu dekad w różnych obszarach, również w dziedzinie ludzkiej percepcji. Możliwość multiplikacji okien w komputerach spowodowała rozpowszechnienie pracy w warunkach rozproszonej uwagi.
Dawne rozważania o istocie obrazu przez wieki były inspiracją dla twórców. Także w sztuce współczesnej artyści chętnie wykorzystują znane motywy, aby je rozwijać lub aby kontestować przemyślenia swoich wielkich poprzedników.
Obraz wszechobecny
W procesie ewolucji najbardziej uprzywilejowanym zmysłem stał się wzrok, za jego bowiem pomocą nasi przodkowie mogli ustrzec się przed licznymi niebezpieczeństwami szybciej niż za pośrednictwem słuchu, węchu, smaku i dotyku. Stąd – należy przypuszczać – ogromny nacisk na rozwój języka form wizualnych, niezależnie od szerokości geograficznej oraz uwarunkowań kulturowych.
Banałem wydaje się stwierdzenie, że żyjemy w świecie zdominowanym przez obrazy. Otaczają nas one w reklamach, interfejsach komputerowych, komunikatorach w formie emoji i gifów, prasie, telewizji i Internecie. Potrafią zmieniać bieg historii, o czym świadczy wykorzystywanie tkwiącego w nich potencjału przez machiny propagandowe i polityczne. W dobie AI oraz kreowanych za jej pomocą deepfake’ów zjawisko to może budzić niepokój.
Wystawa „Callart3” ogniskuje problematykę obrazu i obrazowania. Staje się punktem wyjścia do indywidualnych rozważań oraz szerszych debat nad przyszłością obrazu, jak i samego człowieka. Dobór prac został podyktowany chęcią poszerzenia świadomości dotyczącej granic obrazu, wyznaczanych przez ramy w sensie dosłownym i metaforycznym.
Ekspozycja jest podzielona na trzy osie tematyczne:
1. Uwikłane w tradycję – przyglądając się historii obrazu w celu odnalezienia głębszych znaczeń i kontekstów, można stwierdzić, że najwłaściwszym początkiem jest sięgnięcie do tradycji. Obrazy, archetypy, alegorie, bohaterowie i oprawcy – tak jak i zwiedzający muzea – zależą od obyczajów i wierzeń konkretnych kręgów kulturowych, których są reprezentantami.
2. Od obrazu realnego do AI – najobszerniejsza część ekspozycji; można tu prześledzić wspomnianą wędrówkę obrazu przez różne media. Prace prowokują do refleksji nad istotą obrazu jako malarskiego gestu, iluzji otaczającej nas rzeczywistości oraz przestrzeni cyfrowej i sztucznej inteligencji.
3. Co dalej? – w ostatniej sali zaprezentowana została instalacja o krytycznej wymowie, podejmująca problem nadprodukcji obrazów i mechanizacji procesu twórczego.
Kuratorka wystawy – Sylwia Kościelniak
Fotografie - Małgorzata Kujda
https://muzeumwspolczesne.pl/mww/wystawy/callart3-wirtualne-okno/