Redakcja „Biuletynu PTE” w 90. rocznicę publikacji eseju Johna M. Keynesa – Ekonomiczne perspektywy dla naszych wnuków poprosiła znanych ekonomistów o komentarze dotyczące przewidywań Keynesa, przede wszystkim w kwestii znaczenia, aktualności oraz trafności sformułowanych przez niego prognoz. Wybrane wypowiedzi publikowaliśmy w numerze 11/21 SN – Prognozy trafne i chybione oraz w SN 3/22 – Keynes – wizjoner? i Co powiedziałby Keynes dziś?
W tym numerze publikujemy komentarz autorstwa dr. Grzegorza Malinowskiego – Keynes miał w połowie rację.
Keynes z dużą dozą optymizmu stwierdził, że w przyszłości poziom życia wzrośnie od czterech do ośmiu razy. Hipoteza ta stanowi ekstrapolację danych historycznych i opiera się na założeniu, że technologiczne uzbrojenie kapitału będzie rosło w tempie 2% rocznie, a efektywność wykorzystania kapitału będzie wzrastać o 2% rocznie. Na tej podstawie Keynes wyciągnął śmiały wniosek, że w perspektywie stuletniej problem ekonomiczny zostanie ostatecznie rozwiązany, i wszyscy ludzie będą w stanie zaspokoić swoje materialne potrzeby.
Kolejne przewidywanie ojca nowożytnej ekonomii dotyczy czasu pracy. Jego zdaniem, ludzkość będzie w stanie realizować wszystkie swoje potrzeby, poświęcając na to zaledwie niewielki procent czasu, który w 1930 r. przeznaczała na pracę zarobkową, a i ten wysiłek będzie głównie po to, aby zaspokoić tkwiącą w człowieku psychologiczną potrzebę pracy, którą Keynes opisuje za pomocą terminologii biblijnej jako tkwiącego w nas „starego Adama”. Zakładając, że w roku 2030 praca człowieka w większości zostanie zastąpiona pracą maszyn, jego aktywność zarobkowa nie powinna przekraczać trzech godzin dziennie. Rozumowanie Keynesa oparte jest na powszechnie przyjmowanej w ekonomii koncepcji malejącej użyteczności krańcowej, wskazującej, że korzyść krańcowa każdej następnej jednostki otrzymywanego dochodu jest coraz mniejsza. Im zatem społeczeństwa stają się bogatsze, tym bardziej przedkładają czas wolny nad otrzymywany dochód.
W roku 2022 mijają 92 lata od czasu, kiedy Keynes sformułował swoje prognozy. Czy jego przewidywania okazały się trafne? Wartość tradycyjnej miary PKB per capita jest dziś w przybliżeniu pięciokrotnie wyższa w Stanach Zjednoczonych, i sześciokrotnie wyższa w Europie Zachodniej w porównaniu z rokiem 1930. Z kolei w przypadku rodzimej Wielkiej Brytanii wartość tego wskaźnika wzrosła ponad czterokrotnie. W odniesieniu do poziomu życia oczekiwania Keynesa okazały się zatem celne.
Problem w tym, że zbieżność przewidywań Keynesa ze stanem rzeczywistym jest w znacznej mierze dziełem przypadku, a to dlatego, że Keynes swoje prognozy oparł explicite na dwóch założeniach. Po pierwsze, zakładał, że w rozpatrywanym horyzoncie czasowym nie dojdzie do żadnych większych, międzynarodowych konfliktów. Po drugie przyjął, że nie dojdzie do wzrostu populacji. Oba założenia okazały się chybione. Niedługo po tym, jak jego esej ujrzał światło dzienne, światem wstrząsnęła kolejna wojna światowa, zaś między latami 1930 i 2010 liczba mieszkańców krajów zindustrializowanych wzrosła o niemal 80%. Mimo tych pomyłek, poziom zamożności wzrósł – zgodnie z intuicją Keynesa – głównie dlatego, że nie docenił on wzrostu produktywności, która rosła znacznie szybciej od jego oczekiwań. Błędy prognozy Keynesa, te optymistyczne i te pesymistyczne, nałożyły się na siebie, czyniąc ją całkiem trafną.
Inaczej przedstawia się prognoza czasu pracy. Keynes spodziewał się, że czas pracy znacznie się skróci. Miał rozsądne podstawy do takich przypuszczeń, ponieważ między rokiem 1870 a 1930 wskaźnik godzin spędzanych w pracy skurczył się o przeszło 30%. Między rokiem 1930 a czasami współczesnymi także kraje wysoko rozwinięte doświadczyły spadku godzin pracy, ale jego dynamika była już znacznie wolniejsza. W roku 1930 w krajach zindustrializowanych na tydzień pracy składało się przeciętnie 50 godzin. Współcześnie w zakładzie pracy spędza się około 40 godzin tygodniowo. Mamy zatem nadal do czynienia z dwudziestoprocentowym spadkiem względem 1930 r., jednak nie taki stan rzeczy miał na myśli Keynes, który spodziewał się 15-godzinowego tygodnia pracy. Żeby proroctwo Keynesa stało się faktem, czas pracy musiałby się zmniejszyć względem roku 1930 o 70%. Tymczasem w dającej się przewidzieć przyszłości uzyskanie takiego rezultatu jest niemożliwe.
Od czasów Keynesa zamożność krajów bogatych wzrosła zatem sześciokrotnie, natomiast długość pracy spadła jedynie o 20%. Warto zastanowić się, z czego wynika ten stan rzeczy.
Dlaczego Keynes się pomylił?
Keynes uważał, że wraz ze wzrostem zamożności będzie maleć skłonność do poświęcania czasu na pracę zarobkową, co spowoduje znaczne zwiększenie ilości czasu wolnego i w konsekwencji ludzie będą musieli się uczyć „sztuki dobrego życia”, polegającej na właściwym wykorzystaniu tegoż czasu. Tak się jednak nie stało. Czasu wolnego nie przybyło na tyle dużo, by narzucać zmianę filozofii życia.
Co więcej, istnieją znaczne różnice w liczbie przepracowywanych godzin między krajami. Na przykład Amerykanie, pracując przez 1610 godzin rocznie, spędzają w pracy znacznie więcej czasu niż Brytyjczycy, poświęcający pracy 1489 godzin. Do sytuacji prognozowanej przez Keynesa najbardziej zbliżyła się Holandia, której mieszkańcy pracują najkrócej – przez ok. 1400 godzin w roku.
W dodatku przytoczone wyżej średnie wartości skrywają fakt, że elementem różnicującym czas pracy jest także grupa zawodowa. Nie ulega bowiem wątpliwości, że zazwyczaj mamy do czynienia z sytuacją, iż pracownicy o niskich zarobkach pracują mniej niż tego by chcieli, zaś pracownicy o wysokich zarobkach pracują więcej niż tego potrzebują. Świadczy o tym choćby fakt, że od czasów Keynesa w Stanach Zjednoczonych osoby zamożne pracują dłużej.
Podsumowując wartość prognozy dokonanej przez Keynesa, można stwierdzić, że w połowie miał rację. Kraje rozwinięte są tak bogate, jak przewidywał, ale ich obywatele nadal bardzo dużo pracują. Przede wszystkim jednak, co zapewne wprawiłoby autora prognozy w największe zdumienie – problem ekonomiczny, rozumiany jako całkowite zaspokojenie potrzeb materialnych, wcale nie jest bliższy rozwiązaniu niż w roku 1930.
Słabość prognozy Keynesa wynika z błędnej oceny następujących obszarów:
1) czynniki egzogeniczne:
• konflikty zbrojne;
• czynniki demograficzne;
• produktywność;
2) czynniki endogeniczne:
• charakter pracy i charakter czasu wolnego;
• „gadżetyzaacja” czasu wolnego;
• wzorce konsumpcji.
Pierwsza sfera związana z obecnością dużych, międzynarodowych konfliktów zbrojnych została zaliczona do słabości, ponieważ niepodważalnym faktem jest, że II wojna światowa (której wprawdzie Keynes się obawiał, ale jej nie uwzględnił w swoich rozważaniach dotyczących przyszłości) wywarła olbrzymie piętno na kształt i losy świata. Niemniej jednak, identyczne założenie musi być elementem każdej prognozy. Konflikt zbrojny jest bowiem incydentem na miarę czarnego łabędzia. Jego pojawienie się jest nieprzewidywalne, a jednocześnie dalece przeobraża rzeczywistość, i to właśnie ze względu na tę drugą właściwość nie jest możliwe stawianie jakichkolwiek prognoz uwzględniających pojawienie się takiego wydarzenia. Keynes zatem musiał przyjąć takie założenie.
Drugi obszar dotyczy wzrostu liczby ludności. Keynes nie dysponował jeszcze rzetelnymi analizami demograficznymi. Gdyby takie posiadał, musiałby uwzględnić w swojej prognozie fakt, że do roku 2030 populacja jego ojczystej Wielkiej Brytanii powiększy się o połowę, podobnie zresztą jak i populacja Europy. W zdumienie zaś na pewno wprawiłby go fakt, że od 1930 roku populacja świata potroiła się. Sądzę, że te informacje osłabiłyby optymizm Keynesa, który, inspirowany zapewne kształtującą się w tym czasie teorią przejścia demograficznego – sądził, że demografia krajów zamożnych już znalazła się w fazie charakteryzującej się znikomym wzrostem populacji. Co więcej, nawet gdyby dysponował scenariuszem procesów demograficznych, jakie w rzeczywistości wystąpiły, to zapewne nie wziąłby pod uwagę tak istotnych czynników, jakimi były aktywacja zawodowa kobiet oraz zjawisko tzw. dywidendy demograficznej, polegające na takim ukształtowaniu się struktury demograficznej kraju, która charakteryzuje się relatywnie dużym udziałem ludności w wieku produkcyjnym. Gdyby Keynes to wiedział, to zapewne jego prognoza byłaby nie w połowie, ale w całości trafiona.
Kolejnym obszarem jest produktywność, która – mimo bardzo optymistycznego wydźwięku prognozy – została niedoszacowana. Nawet Keynes nie przypuszczał, że ludzkość będzie w stanie produkować tak dużo w jednostce czasu. Wzrost ten wynika przede wszystkim z ogromnego postępu technologicznego, jaki dokonał się w ostatnim wieku i z jakim ciągle mamy do czynienia. Innowacje pojawiające się we wszystkich sektorach automatyzują i optymalizują produkcję, czyniąc ją szybszą i tańszą, a także usprawniają proces zarządzania produkcją, co również w istotny sposób podnosi wydajność pracy. Ponadto wzrost produktywności wpływa na mobilność siły roboczej, która musi stale podnosić swoje kwalifikacje i migrować do obszarów nieobjętych jeszcze procesem automatyzacji, co w praktyce wiąże się z gwałtownym rozwojem sektora usług.
Karl Popper twierdził, że przyszłości nie da się przewidzieć, ponieważ nie da się przewidzieć charakteru postępu technicznego. Jego hipoteza w konfrontacji z prognozą Keynesa okazała się bardzo adekwatna. Keynes – chociaż przewidywał, że praca ludzka będzie zastępowana pracą maszyn – nie mógł przecież wiedzieć, że już w 1970 r. obywatele bogatego świata będą masowo korzystać z telewizji, klimatyzacji czy autostrad oraz że od 1960 r. rozpocznie się era komputerów.
Wskazane czynniki określone zostały mianem egzogenicznych, czyli danych z zewnątrz, występujących raczej w środowisku, w którym gospodaruje człowiek, aniżeli w samym człowieku. Obok nich występują jednak także czynniki endogeniczne, związane z ewolucją postaw, jakie jednostka albo całe społeczeństwo przyjmuje wobec rzeczywistości.
Pierwszym czynnikiem o charakterze endogenicznym, odpowiedzialnym za relatywnie niewielki spadek czasu pracy, jest zmiana, która się dokonała w sferze postrzegania pracy oraz czasu wolnego. Na przestrzeni lat uległ bowiem zmianie charakter pracy. Zarobkowanie nie kojarzy się już dziś z mozołem i katorgą. Zarówno dzięki obowiązującym regulacjom prawnym, jak i przesunięciu znacznej części produkcji do sektora usług (za czasów Keynesa w krajach rozwiniętych przemysł generował 80% PKB, a usługi odpowiadały za 20% produkcji. Współcześnie relacje te są dokładnie odwrotne), współczesna praca coraz częściej nie jest jedynie zdobywaniem środków do życia, ale stanowi źródło satysfakcji, inspiracji i podstawę życia towarzyskiego. Między innymi z tego właśnie względu nie tylko jednostki, lecz także całe społeczeństwa, pracują więcej niż by to wynikało z konieczności zaspokajania potrzeb życiowych.
Ponadto warto wskazać, że z punktu widzenia ekonomii czas wolny można postrzegać nie tylko jako pożądaną korzyść, lecz także jako koszt. Jednostka ciesząca się czasem wolnym ponosi koszt niepracowania. Z tego punktu widzenia, wraz ze wzrostem zarobków, rośnie także koszt czasu wolnego. Nie można zatem stawiać znaku równości między wzrostem zamożności a spadkiem czasu pracy. Za pomocą tej koncepcji można również wyjaśnić wolne tempo spadku czasu pracy w krajach wysoko rozwiniętych.
Kolejnym czynnikiem, który zdecydowałem się potraktować osobno, jest fakt, że czas wolny uległ „gadżetyzacji”. Keynes sądził, że ludzkość – zaspokoiwszy potrzeby materialne – zwróci się w stronę czegoś, co przez starożytnych Greków określane było mianem sztuki dobrego życia. Dziś byłoby to równoznaczne przede wszystkim z konsumowaniem dóbr kulturalnych, ale także z relaksem, wypoczynkiem oraz pielęgnowaniem relacji rodzinnych i towarzyskich.
Wyobrażenia Keynesa jednak się nie spełniły, ponieważ czas wolny współczesnego człowieka uległ „gadżetyzacji”, co oznacza, że jest on wypełniony stale powiększającą się liczbą dóbr.
Prosty przykład: popularna obecnie czynność joggingu wiąże się z koniecznością poniesienia wydatków na specjalistyczną odzież, elektronikę do pomiaru parametrów biegu, elektronikę do pomiaru parametrów organizmu, elektronikę do słuchania muzyki w trakcie biegania itp. Ponadto, żeby w ogóle biegać, należy spożywać określone pokarmy, korzystać ze specjalistycznych suplementów diety oraz używać odpowiednich kosmetyków. Z racji tego, że czas wolny został wypełniony ciągle wzrastającą liczbą „niezbędnych” dóbr konsumpcyjnych, większa ilość czasu wolnego automatycznie wiąże się z koniecznością ponoszenia większych wydatków. Nie dziwi zatem wolne tempo spadku czasu pracy. Obywatela XXI w. zwyczajnie nie stać na wypoczynek.
Ostatnia ze słabości rozważanej koncepcji dotyczy wzorców konsumpcji. Keynes, dochodząc do konkluzji odnoszącej się do końca problemu ekonomicznego, zakładał, iż ludzkie potrzeby mogą zostać zaspokojone, czyli że na pewnym etapie konsumpcji człowiek jest w stanie stwierdzić, iż nie potrzebuje większej ilości dóbr. Okazało się jednak, że ludzkie potrzeby są niemożliwe do zaspokojenia. Kiedy Keynes formułował swoją prognozę, zdecydowana większość wydatków gospodarstw domowych przeznaczana była na zaspokajanie podstawowych potrzeb związanych z żywnością, odzieżą, utrzymaniem gospodarstwa itp., natomiast fundusze przeznaczane na dobra podkreślające status ich posiadacza stanowiły zaledwie niewielki procent. Współcześnie mamy jednak do czynienia z zupełnym odwróceniem tej sytuacji. Nawet osoby niezamożne większość funduszy przeznaczają na dobra, które nie są niezbędne do codziennej egzystencji, a jednak są pożądane, ponieważ „inni je już posiadają” lub też właśnie dlatego, że „inni ich jeszcze nie posiadają”.
Co ciekawe, Keynes sam pisał o podziale wydatków na niezbędne do ludzkiej egzystencji oraz relatywne, czyli takie, które podnoszą status ich posiadacza. Ta refleksja nie została jednak przez Keynesa rozwinięta w jego prognozie. To właśnie istnienie potrzeb relatywnych sprawiło, że konsumpcja zaczęła narastać w sposób niekontrolowany. Postęp techniczny wprawdzie umożliwił zaspokajanie rosnącego popytu, ale jego cechą szczególną jest to, że jest on odpowiedzialny nie tylko za zaspokajanie starych potrzeb, lecz także za kreowanie nowych. Okazuje się zaś, że potrzeby rosną znacznie szybciej niż możliwość ich zaspokajania i tu właśnie należy szukać przyczyn relatywnie wolnego spadku czasu pracy oraz utrzymywania się satysfakcji życiowej na niezmienionym poziomie.
Grzegorz Malinowski
Powyższy tekst jest skrótem wypowiedzi dr. Grzegorza Malinowskiego z Akademii Leona Koźmińskiego i Sieci Badawczej Łukasiewicz.
Pełen tekst dostępny jest pod adresem: https://cms.pte.pl/uploads/Biuletyn_PTE_nr_3_2022_27fc6dc985.pdf
Wyróżnienia pochodzą od Redakcji SN.