banner

Czarnecki do zajawkiNeoliberalna wersja gospodarki rynkowej polegająca na prywatyzacji wszystkiego tworzy skrajne rozwarstwienie społeczne, spychając kolejne środowiska w niebyt, a z drugiej strony daje bonusy ludziom korporacji. Zwłaszcza tym z kierowniczych gremiów. Nawet krach firmy nie wpływa na przyznawanie im wielomilionowych odpraw, co pokazują przykłady Lehman Brothers czy Enronu.

Nie ma i nigdy nie będzie świata rzeczywiście wielobiegunowego bez całej gamy wielobiegunowych punktów widzenia. Postmodernistyczne imperium nie jest niczym innym niż uwarunkowania mentalne. Jeśli te uwarunkowania pozostaną jednobiegunowe, to świat też taki pozostanie.
Roberto Quaglia

 

Pluralizm współczesnego świata gorąco zachwalany i obiecywany przez demoliberalny mainstream po upadku muru berlińskiego zatrzymuje się jednak na granicy interesów i zysków wielkich korporacji transnarodowych.
Oto Szkoła Informacji Telefonicznej w New Delhi, gdzie setki Hindusów i Hindusek uczą się perfekcyjnie mówić po angielsku i odpowiadać szczegółowo na pytania przez telefon, aby siedząc w centrach obsługi zlokalizowanych na Półwyspie Indyjskim, mogli udawać Angielki i Anglików tak, żeby żaden z klientów nie pomyślał, że siedzą koło Delhi, Bombaju czy Madras. Przedstawiają się nawet jako Susan, albo John, by ich brytyjscy czy amerykańscy interlokutorzy „lepiej się czuli”.

Na takiej właśnie zasadzie cały świat staje się dla korporatokracji „kapitalizmem pogranicza”. Przestrzenią do skolonizowania, podboju i terenem dla maksymalizacji zysków. Także do narzucenia peryferiom własnych wartości, sposobu percepcji rzeczywistości, kultury, języka. Nawet myślenia, co ma miejsce m.in. w fetyszyzacji pojęcia prywatnej własności, sakralizacji tego terminu i jego znaczenia, z jednoczesną deprecjacją wszystkiego, co wiąże się ze wspólnotowością.
Niezmienna, uświęcona, nietykalna i uniwersalna własność prywatna tak promowana przez rządy krajów zachodnich, podczas wojen kolonialnych, imperialnych podbojów czy interwencji w imię „demokracji liberalnej”, bądź cywilizacji zachodniej, jest brutalnie łamana i deptana. Doskonale pokazuje to Karol Marks na przykładzie podboju Indii przez Brytyjczyków (sierpień 1853, New York Daily Tribune). Zdobycie Bagdadu przez Amerykanów w 2003 roku i wydarzenia, jakie po tym nastąpiły, np. w miejscowym muzeum, gdzie gromadzono dorobek tysiącletnich cywilizacji Sumeru i Mezopotamii to najnowszy przykład tej hipokryzji i zakłamania. UNESCO po tym wydarzeniu stwierdziło, iż „cały świat zachodni jest odpowiedzialny za kradzież bezcennych skarbów starożytnej kultury mezopotamskiej z muzeum w Bagdadzie”.

Władza samozwańców

Ci, co się sprzeciwiają takiej narracji i argumentacjom, albo popadają w niebyt – a zapewniają to wspomniane media, będące niczym opricznina Skuratowa – albo giną / umierają w ciszy i zapomnieniu. Takie manipulacje zapewniają korporatokracji władzę i panowanie (a za tym idą pomnażane gigantycznie zyski). Pokazała to także Naomi Klein (Doktryna szoku), opisując sytuację w Kanadzie, kiedy to znana agencja ratingowa Moody’s Corporation NYSE, poprzez żonglerkę danymi (przy współpracy zależnych mediów) starała się – i koniec końcem to spowodowała – wymusić na Kanadzie (mimo dobrej kondycji budżetowo-finansowej kraju) drastyczne ograniczenie wydatków socjalnych i cięcia w programach społecznych. Kanadyjscy korporatokraci na tych operacjach opartych o fałszywe dane i medialną kampanię zarobili dodatkowe miliony dolarów przy jednoczesnym obniżeniu jakości życia ich współobywateli.

Agencja ratingowa – liczący się podmiot, ważny w światowym systemie polityki, ekonomii, finansów i gospodarki. Skąd bierze się jej legitymizacja? Kto zadecydował o jej pozycji i niepodważalności decyzji przez nią podejmowanych? Czy tylko usadowienie jej na Wall Street lub City o tym decydują? Kto sprawuje kontrolę nad nią – czy jest ona społeczna, pozarządowa i instytucjonalna (w sensie międzynarodowym)? Dziś władza tych samozwańczych – z punktu widzenia prawa międzynarodowego i umów międzypaństwowych - agencji jest gigantyczna (sprzężenie z amerykańskimi mega-instytucjami finansowymi i bankowymi). Efekty ich działalności dotykają całych krajów, społeczności, grup – milionów ludzi.

Podobna sytuacja miała miejsce na Trynidadzie i Tobago w końcu lat 90-tych ub. wieku (kiedy pozycja i znaczenie korporatokracji nie miały takiego znaczenia jak dzisiaj). Pracownik Międzynarodowego Funduszu Walutowego, urodzony na Grenadzie, świetnie wykształcony, typowy reprezentant baumanowskich „turystów” i „włóczęgów” Davison Budhoo oskarżył Fundusz o fałszowanie statystyk w porozumieniu z niektórymi rządami państw zachodnich. Dotyczyło to wysp w aspekcie zasobów ropy i gazu ziemnego. Podwajano dane tak, aby gospodarka wyglądała na mało produktywną. Tym samym można było podjąć decyzję o wstrzymaniu pomocy finansowej dla Trynidadu.
Fundusz zażądał najbardziej śmiercionośnego lekarstwa, czyli masowych zwolnień, obniżenia plac i emerytur oraz całej gamy praktyk nazywanych dostosowaniem do potrzeb międzynarodowego kapitału / finansjery i inwestorów. Gospodarka nieźle radzącego sobie do tej pory Trynidadu poszybowała wyraźnie w dół (Naomi Klein, Doktryna szoku). Dodać trzeba, że Davison Budhoo przed opublikowaniem tych rewelacji odszedł z MFW (na własną prośbę) nie mogąc pogodzić się z takimi praktykami i zmarł nagle w 2001 roku w niewyjaśnionych okolicznościach (był pięćdziesięcioklikuletnim mężczyzną).

Analfabetyzm

Całemu systemowi podlegającemu korporatokratyzacji sprzyja specyficzna i charakterystyczna cecha współczesnej tzw. klasy politycznej (która nota bene albo chodzi na pasku transnarodowego kapitału finansowo-bankowego, albo jest nieprzygotowana do aktualnie wymaganych form rządzenia). „Kieruje nami klasa polityczna składająca się z analfabetów. Gardzą historią, socjologią, więc się ich nie uczą. To są ludzie wstępujący do partii w wielu 18 lat i pozostają w niej przez całe życie. Nigdy poza nią nie pracowali, zawsze żyją wewnątrz partii. Tak tracą kontakt z rzeczywistością”.

Arturo Perez-Reverte, hiszpański pisarz i reporter wojenny konkluduje, że „Naród analfabetów nawet mając demokrację nie potrafi w niej żyć. I to jest dziś główny problem Europy” (marzec 2015, Gazeta Wyborcza). Można dodać, iż to jest problem całego, współczesnego świata. Uniwersalne i wzniosłe terminy: prawa człowieka i demokracja zostały po prostu skorporatyzowane i wprzęgnięte do rydwanów megakapitału, transnarodowych korporacji i globalnej finansjery. Uzasadniając tymi pojęciami wszelkie imperialne interwencje, awantury militarne, przewroty i sponsorowane rebelie wypaczono ich wzniosły, humanistyczny i ogólnoludzki charakter.

Dotychczasowe mechanizmy porządkujące dawne funkcjonowanie kapitalizmu monopolistycznego w starym stylu, czyli związanego z terytorium, z narodem, miejscowymi kulturami, zwyczajami itd. przestały istnieć. A zastąpienie sprzedaży wytwarzanego produktu formą zwaną brandingiem * (na masową skalę) przez korupcję mediów i polityków zniszczyło bezpieczeństwo, minimalne poczucie stabilizacji, przewidywalności oraz głęboko przeorało kulturę, mentalność ludzi (po obu stronach barykady kapitał vs praca najemna), stosunki interpersonalne, sam rynek pracy. To wszystko owocuje zagrożeniami w wielu dziedzinach życia. W skali globalnej (Naomi Klein, Nie, to za mało).

Dwa gatunki homo sapiens

Kapitał wirtualny, przede wszystkim finansowy, (który wysunął się na absolutnego hegemona dzisiejszego świata) jest bez stałej siedziby, a tym samym jest poza jakąkolwiek kontrolą i regulacjami. Wieje kędy chce. Alberto Melucci uważa, iż tym samym przyśpieszeniu ulega wykluczenie obszarów słabych gospodarczo, całych regionów i państw niedorozwiniętych, co dodatkowo wzmacnia wspomnianą stratyfikację (Challenges Codes: Collective Action In the Information Age).

Rozwinięte części świata zostają ogrodzone kolejnymi murami – zarówno na granicach dotychczasowych państw jeszcze istniejących, jak i wewnątrz tych państw (wspomniane osiedla hiperbogaczy, kurorty dla przyjeżdżających „turystów” lub „włóczęgów” krajach rozwijających się). To jest „mur berliński” na skalę globalną (Zygmunt Bauman, Globalizacja). Państw degradowanych do roli „nocnego stróża” i najemnika strzegącego dobrobytu tegoż transnarodowego kapitału i dobrobytu korporacyjnych elit.

To jest pierwszy element łączący korporatokratów różnych nacji, ras, języków i wyznań religijnych. Owi „włóczędzy” i „turyści” (co są wszędzie i nigdzie) na co dzień mieszkający w pilnie strzeżonych rezydencjach, są odgrodzeni od bezrobotnej większości, goniącej za pracą czy jakimiś dochodem, aby przeżyć (tzw. biedazatrudnienie). Wszędzie tak samo – we Francji, Hiszpanii, Rosji, USA, Chinach, Malezji, naftowych satrapiach z Półwyspu Arabskiego, Italii, Brazylii, Indiach, Australii czy na Filipinach. W Polsce także. To stale pogłębiające się rozwarstwienie społeczne to m.in. immanencja korporatokracji rozumianej jako transglobalna warstwa społeczna i jako system organizacji społeczeństw.

Tworzą się tym samym dwa podgatunki homo sapiens. Pisali o tych problemach od lat Bauman, Thurow, Reich, Stiglitz, Klein, Barber itd. O megajachtach, Hiltonach, samochodach i tak samo przebiegających rautach w różnych częściach świata pośród tak samo żyjących elit, które cechuje określony styl życia, mentalność, kultura, zwyczaje, zainteresowania, język i podobny sposób patrzenia na świat i człowieka. Wraz z postępem medycyny, biotechnologii, nanotechnologii i genetycznych manipulacji ta bogata warstwa ludzi zapewni sobie „produkcję” potomstwa: zdrowszego, mądrzejszego, bardziej inteligentnego od reszty populacji, zaprogramowanego na osiąganie sukcesów w pożądanych dziedzinach.

Decydującym będzie tu zgromadzony kapitał – zarówno materialny, jak i intelektualny (dostępność do najlepszych, wysokopłatnych uczelni o światowej marce) - gdyż usługi techno-medyczne i edukacyjne coraz więcej kosztują. Do takich wniosków skłania współczesna sytuacja, wedle której koncerny produkujące medykamenty medyczne nie chcą upowszechnić wielu swoich wynalazków (zysk i utrzymywanie kontroli nad ich produkcją). Można przypuszczać, że w dalekiej przyszłości to właśnie przedstawiciele tej wysublimowanej i wyhodowanej nowej rasy ludzi przeniosą się na inną planetę, gdy czas Ziemi dobiegnie końca.

Medialna opricznina

Alienację – i to w obie strony - pogłębiają media. To one mówią nachalnie i jednoznacznie o tym, co jest dobre i złe, piękne i brzydkie odpowiednie i nieodpowiednie, etycznie dozwolone i potępione, moralnie użyteczne i pozbawione przydatności. To, że prywatne jest zawsze i wszędzie lepsze od zbiorowego, które trzeba a priori potępiać jako „złogi komunizmu i totalitaryzmu”. Tak skrajne, nieobiektywne, wedle paradygmatu czerń vs biel, widzenie rzeczywistości kastruje świadomość ludzką z tego co wspólnotowe, w najmniejszym i lokalnym wymiarze. Więc o gatunkowym myśleniu w takiej perspektywie nie ma co marzyć.

Jeśli nie praktykuje się tej wspólnotowości na najniższym poziomie, to jak ją można rozumieć i realizować na poziomie globalnym? Szczytowym i klasycznym efektem takiego myślenia jest stosunek Donalda Trumpa i jego ekipy do globalnych zmian klimatycznych: mój zysk i moja marka się tylko liczą, żadna wspólnota czy myślenie wspólnotowe, nie dające zysku, mnie nie interesują.

Właśnie dlatego określiłem współczesne media formą opriczniny. Wyroki ferowane są w formie nieodwołalnej i nie podlegającej dyskusji, karczowane z indywidualnych wątpliwości masową falą newsów i niepozornie brzmiących komentarzy - wtrętów. Ilość źródeł i masowość tych wiadomości nie pozwala owych wątpliwości do kogokolwiek skierować, gdyż liczba adresów mailowych jest gigantyczna, a te newsy w sieci powiela się masowo, tak, że potem nie wiadomo skąd, od kogo, na jakiej podstawie te informacje poczęły się szerzyć i wywierać wpływ na ludzką świadomość i percepcję.

Lekarstwo gorsze od choroby

Czy te procesy uruchomione jeszcze w latach 40. i 50. XX wieku w USA, w które zaangażowano przedstawicieli części elit politycznych (dziś noszą one nazwę neokonserwatystów, ale i po demoliberalnej stronie też znajdziemy wielu sympatyków tego trendu), finansjery i bankowości, kompleksu militarnego, specsłużb i mediów można dziś, po krachu bipolarnego podziału świata w jakimś sensie zatrzymać i odwrócić kierunek tych zmian?

Globalizacja jest częścią korporatyzacji systemu i życia niejako naturalnym , powtarzającym się co jakiś czas w dziejach gatunku ludzkiego, zjawiskiem. Jest też immanentnym dążeniem homo sapiens ku „planetaryzacji”, ku wspólnocie ogólnogatunkowej itd. (to czynniki cywilizacyjno-kulturowe i humanizacja naszej świadomości). Trzeba wiec stworzyć „wizję odmiennej przyjaznej globalizacji. Jeśli tego nie zrobi się, pozostanie tylko krzyczeć NIE i uskarżać się na to czego i tak nie da się powstrzymać” (Benjamin Barber, październik 2005, Gazeta Wyborcza).
Pytanie jest tylko, kto to ma zrobić, skoro politycy, elity, mainstream i media - jak mówi wspominany Perez-Revert - to sami analfabeci. Dodać trzeba: albo skorumpowani przez korporatokrację, albo sami będący jej częścią. A demokracja więdnie, czego dowodem są frekwencje w wyborach w poszczególnych krajach.

Alternatywą dla wersji świata zdominowanego przez korporatokrację z panującymi zwyczajami ultrarynkowego fundamentalizmu, absolutnego prymatu prywaty nad wspólnotą (zwłaszcza w kwestii własności, co rodzić musi egoizm, egotyzm i „wsobność” myślenia) mogą być jedynie ultranacjonalizm, wojujący religijny fundamentalizm, w efekcie – neofaszyzm. Neoliberalizm i jego bezpośredni produkt – korporatokracja, pokazując, iż gospodarka rynkowa w stylu laissez faire doskonale może się obywać bez demokracji, torują tym samym drogę dla zwycięstwa „sił ciemnych”. Bo faszyzm jest przecież pochodną przesądów fundamentalistycznie rozumianej i praktykowanej gospodarki rynkowo-kapitalistycznej. Zwłaszcza w wymiarze globalizacji. I dotyczy to nie tylko sfery politycznej. Przede wszystkim widoczne jest to w kulturze najszerzej pojętej.
Radosław S. Czarnecki

*-branding to sprzedaż logo firmy, nie produktów czy dóbr

Jest to trzecia, ostatnia, część eseju pt. „Korporatokracja”. Pierwszą – pt. Korporatokracja - zamieściliśmy w numerze 5/19 SN, drugą - Imperialna elita – w numerze 6-7/19 SN.

Tytuł, śródtytuły i wyróżnienia pochodzą od Redakcji.