Co kształtuje współczesną młodzież? Co sprawia, że pewne wartości ona uznaje i ceni, a inne odrzuca lub po prostu ich nie dostrzega?
Myślę, że głównym czynnikiem edukującym młodzież pod względem aksjologicznym są treści przekazywane poprzez urządzenia elektroniczne (a więc nie tyle treść jako taka jest istotna, ile forma jej przekazu). Duży udział w podsuwaniu poglądów, wzorców zachowania i postaw etycznych (a często „nieetycznych”) ma środowisko rówieśnicze młodego człowieka. Wpływ rodziców i rodziny bywa obecnie bardzo zróżnicowany – niekiedy jest tradycyjnie wysoki, a czasem znikomy. Podobnie jest z wpływem nauczania religii na życiowe postawy młodych.
A książka? Jeśli jest szczególnie dobrze dostosowana do wyobraźni i emocjonalnych potrzeb dzieci i młodzieży, czyli jeśli można ją zaliczyć do książek niekiedy określanych jako kultowe, zwykle dość silnie wpływa na osobowość młodego czytelnika, pomimo że rzeczywista wartość literacko-artystyczna i moralna tego rodzaju książek przeważnie nie jest wysoka (przykład: kolejne tomy „Harry Pottera” Joanne Rowling). Natomiast największe dzieła światowej czy narodowej literatury pięknej, zwłaszcza dawnej, nie wywierają na współczesną młodzież praktycznie żadnego wpływu. Jeśli są czytane, to pospiesznie, podczas przygotowywania się do jakiegoś egzaminu. Chciałoby się powiedzieć, że dzisiejsza młodzież jest organicznie (w sensie psychicznym) niezdolna do dostrzegania urody dawnych arcydzieł literackich i do przyswajania sobie zawartych w nich przesłań etycznych. A jeśli coś z ich treści pochwyci, to błyskawicznie o tym zapomina. Dostojewski, Proust, Tomasz Mann, Faulkner, Kafka, Gombrowicz, Maria Dąbrowska, Lew Tołstoj, Camus, Joseph Conrad. To tylko przykładowe nazwiska z długiej list tytanów światowej literatury, których książki są przez dzisiejszych gimnazjalistów i licealistów odczuwane jako nudne, manieryczne, obce.
Zdarzają się wśród uczniów jednostki obdarzone ogromną wrażliwością literacką, zamiłowaniem do patrzenia na świat oczami wielkich pisarzy, skłonne do budowania systemu własnych wartości na podstawie przesłań zawartych w ich dziełach. Ile takich jednostek jest wśród współczesnych nastolatków? Bardzo drobny odsetek.
Przemijanie wartości literackich, zmniejszanie się nośności światopoglądowej dawnych wybitnych utworów i ich siły edukacyjnej (np. w zakresie kształtowania postaw obywatelskich i patriotycznych) – to zjawisko stałe i naturalne. Przypomnijmy sobie, czym przed stu laty zachwycali się w polskiej literaturze nasi dziadkowie i pradziadkowie. Wiersze w lichy sposób rozegzaltowanych młodopolskich poetów tak ich wzruszały, że uczyli się ich na pamięć. Literackim guru był dla nich Stanisław Przybyszewski. Zdarzało się, że polski żołnierz idąc na front miał w plecaku tomik wierszy Konopnickiej lub Asnyka, aby w okopach pokrzepiać się ich czytaniem. Nawet dla ludzi wykształconych busolą w życiu bywały książki Ignacego Kraszewskiego, Elizy Orzeszkowej, Karola Dickensa, a często autorów dużo niższego lotu.
Za zgoła bezsensowny należy uznać spór, jaki na przełomie maja i czerwca br. wybuchł między Ministerstwem Edukacji Narodowej a niektórymi naukowcami, wydawcami i publicystami. Chodzi o tzw. kanon lektur szkolnych, czyli zestaw książek z zakresu prozy i poezji, administracyjnie zalecanych uczniom do przeczytania. Zarówno w dotychczasowym kształcie, jak i po korektach wprowadzonych przez MEN, jest to, pomijając parę pozycji kontrowersyjnych, zestaw dzieł wybitnych. Jednakże ze względu na archaiczność stylu oraz bardzo różniące się od dzisiejszych warunki cywilizacyjno-społeczne, w jakich te dzieła powstały, nie są już one w stanie, w znacznej większości przypadków, przemówić do uczniów, przekazać im literacko wysublimowanej wiedzy o świecie realnym i świecie ducha, ani wpoić im norm właściwego postępowania w życiu. Byle jaki film o morderstwie i miotaniu się sprawcy zbrodni bardziej podziała na młodego człowieka niż przeczytanie przezeń „Zbrodni i kary”. Nikomu z małolatów nie pomoże w rozwiązywaniu dylematów jego sumienia lektura „Lorda Jima”, „Dziadów”, „Popiołów”.
Na każdym kroku widzimy, jak dalece współczesna młodzież różni się od nas, kiedy byliśmy w jej wieku. To ludzie jakby z innego świata. Ale właśnie ze względu na wielkość tych różnic oraz zagrożenia, jakie mogą z nich wyniknąć, nie wolno zaniedbywać działań wychowawczych. Jednak nie należy w tym celu posługiwać się matrycami literackimi – co prawda matrycami ze szczerego złota, ale pokrytymi patyną niedzisiejszości, intelektualnie skostniałymi. Należy stosownie do wymogów nowej epoki korzystać z zasadniczo zmodyfikowanych sposobów przekazywania młodzieży rad, wzorców, zachęt do właściwego postępowania. Przede wszystkim należy r o z u m i e ć tę młodzież. Są ludzie, którzy, jak np. Jurek Owsiak, potrafią docierać do serc młodych środkami zaskakująco niekonwencjonalnymi i zarazem wychowawczo wydajnymi. Jest już wielu nauczycieli, którzy też posiedli sztukę stosowania nowych jakości w pracy z młodzieżą. Spróbujmy także sami – wszyscy! – być dla naszych dzieci, dzieci naszych krewnych i znajomych, żywymi wzorcami szlachetności, moralnego uporządkowania, uczciwości, pozytywnego stosunku do innych. To bardzo staroświecka metoda, trudna, ale zawsze skuteczna.
A co zrobić z tysiącami nie pierwszej młodości arcydzieł literackich - bezcennym świadectwem rozwoju ludzkiej cywilizacji i kultury? Troszczmy się o nie, przenośmy do Internetu, udostępniajmy na płytach. Niech będą czytane przez tych, którzy chcą je czytać z własnego wyboru i własnej woli, a nie pod rygorem otrzymania słabej oceny w szkole.
News
Nowy kanon
- Odsłon: 4075