banner

Odnosi się wrażenie, że cały wysiłek kierujemy na opisanie technologii "jak zrobić', nie wiedząc "co mamy robic".

W proponowanych rozwiązaniach modernizacji systemu organizacji i finansowania badań i rozwoju w Polsce, poza zmierzającymi do usprawnienia powiązań między sferą nauki i gospodarki są także takie, które prowadzą do ograniczenia krajowego potencjału badawczego.

Chodzi o zmniejszenie liczby zatrudnionych w sferze b+r wskutek likwidacji wielu jednostek oraz zmniejszenie stopnia wykorzystania innych placówek przez pozbawienie ich możliwości korzystania z finansowego wsparcia ze strony państwa.
(np. możliwość korzystania z podmiotowej dotacji na działalność statutową wyłącznie przez placówki z I i II kategorią. Na szczęście, decyzją MNiSW jednostki z kategorią III i IV nie będą jej całkowicie pozbawione w 2007 r.).

Również w projekcie ustawy o Narodowym Centrum Badań i Rozwoju wyłączono z udziału w realizacji zadań badawczych placówki, które uzyskały kategorię III i wyższe. Można rozumieć troskę ustawodawcy o preferowanie jednostek najlepszych, jednak trzeba mieć również na uwadze niedoskonałości obowiązującego aktualnie systemu oceny parametrycznej.
Jeśli utrzymane byłyby te uregulowania, oznaczałoby to, iż z 845 jednostek naukowych poddanych ocenie aż 264 – a więc ponad 30% - pozbawionych zostanie wsparcia ze strony budżetu oraz arbitralnie wyłączonych z kooperacji z NCBR.

Wśród tych jednostek znajduje się ok. 40, które posiadają znaczący potencjał naukowy oraz uprawnienia do nadawania stopni naukowych, m in.: Instytut Budownictwa Mechanizacji i Elektryfikacji Rolnictwa, a także Instytut Reumatologii, Instytut Melioracji i Użytków Zielonych, Instytut Badawczy Leśnictwa, Państwowy Zakład Higieny – Instytut Naukowo-Badawczy, Wojskowy Instytut Higieny i Epidemiologii.

W grupie tej znalazł się także Instytut Antybiotyków i Technologii (kategoria V), którego zespoły badawcze opracowały technologię produkcji ludzkiej insuliny znanej pod nazwą „Gensulin”. Nie wspominam już o kilkunastu znaczących instytutach technologicznych, a wśród nich - Instytucie Spawalnictwa; Mechaniki Precyzyjnej, Łączności, czy Przemysłowym Instytucie Telekomunikacji, którego opracowania zadecydowały o pozycji polskiego sprzętu wojskowego na rynkach uzbrojenia.

Przykłady te świadczą o potrzebie większej elastyczności systemu oceny. Zapewne nie bez winy są tutaj także instytuty, które niezbyt rzetelnie przygotowały dane stanowiące podstawę do oceny.



Wylać dziecko z kąpielą



Jeśli trzymać się przyjętej przez reformatorów zasady łączenia wyników oceny parametrycznej z kryteriami udziału w konkursach na realizację strategicznych programów badawczych – koordynowanych i finansowanych przez NCBR (wyłącznie jednostki kat. I i II) - to z góry wykluczyć należy strategiczny program dotyczący ochrony epidemiologicznej i walki ze skutkami skażeń bakteriologicznych. No bo kto mógłby uczestniczyć w realizacji takiego programu, jeśli obie specjalistyczne, jedyne w kraju placówki naukowe, jako nie posiadające kategorii I i II byłyby z niego ex definitione wyłączone? Chodzi o PZH (III kat.) oraz WIHE (IV kat.). A warto przypomnieć, że w obu tych instytutach zatrudnionych jest ok. 150 osób z tytułami i stopniami naukowymi, w tym 19 profesorów i 18 doktorów habilitowanych.
Trzeba zatem w projektowanych rozwiązaniach uwzględnić takie, których konsekwencje dotyczące jednostki jako instytucji nie będą dotyczyć konkretnych zespołów (grup) badawczych.


Niepokoi również zapis w ustawie o zasadach finansowania nauki, na mocy którego „na strategiczne badania naukowe i prace rozwojowe organizowane przez NCBR przeznacza się nie mniej niż 10% tych środków” (chodzi o środki finansowe na naukę, którymi dysponuje minister). Pomijam fakt, iż określenie „nie mniej niż 10%” zezwala na dowolne kształtowanie budżetu Centrum.

O wiele lepiej, także z punktu widzenia efektywności wykorzystania środków na naukę, o co słusznie zabiegają reformatorzy, byłoby określać wysokość nakładów na określone programy o znaczeniu strategicznym.


Najpierw cel, później - sposób


Byłoby jeszcze lepiej gdybyśmy mogli sformułować na najbliższe lata (np. 2007-2015 lub 2020) dwa, trzy lub kilka takich właśnie programów o znaczeniu strategicznym i do ich realizacji jako narzędzie, utworzyć NCBR, jeśli okaże się, że w inny sposób, skutecznie, efektywnie i racjonalnie zadań tych nie da się rozwiązać.
Takie rozwiązania często się stosuje. Przywołam tutaj choćby przykład amerykański z utworzeniem w 1957 r. Agencji Zaawansowanych Projektów Badawczych ARPA (Advanced Research Project Agency).

W projekcie ustawy o powołaniu NCBR w art.2 ust. 1 napisano: „Centrum realizuje politykę naukową państwa poprzez zarządzanie i finansowanie strategicznych programów badań naukowych”. Konia z rzędem temu, kto poda choć jeden przykład takiego programu. Nie sformułowano takiego w ostatnich kilkunastu latach reformowania polskiej nauki i gospodarki.
Wykazaliśmy natomiast wiele inwencji i aktywności na polu tworzenia różnych struktur w obszarze zarządzania nauką, zresztą bez większych rezultatów. Być może dlatego, iż nie koncentrowaliśmy uwagi na tym „co robić”? Jakie cele realizować?

Obserwując z bliska od prawie 40 lat wysiłki na rzecz zwiększenia społecznej efektywności nauki, mogę stwierdzić, iż tylko wtedy udawało się uzyskać w tym zakresie satysfakcjonujący wynik, kiedy rozpoczynano od sformułowania zadania „co mamy zrobić?”, a następnie poszukiwano odpowiedzi na pytanie „jak to zrobić”. Odnoszę wrażenie, oby mylne, że cały wysiłek kierujemy na opisanie technologii „jak zrobić”, nie wiedząc „co mamy robić”.


Brak słodyczy od mieszania


Według tej, w moim przekonaniu, złej metody prowadzone są także prace w zakresie restrukturyzacji zaplecza badawczo-rozwojowego, zwłaszcza w resorcie gospodarki. Jego kierownictwo nie ma koncepcji rozwoju polskiej gospodarki, nie potrafi też sformułować koncepcji wykorzystania posiadanego zaplecza badawczego do realizacji strategii rozwoju kraju. Aby się wykazać, konsoliduje, komercjalizuje, a najlepiej pozbyłoby się tego ciężaru, ponieważ ma problemy - jak twierdzi – ze sprawowaniem nadzoru. Choć systematycznie rozszerza jego zakres. M.in. ma temu służyć przewidziany w noweli ustawy o JBR zapis o wyznaczaniu przez ministra nadzorującego do składu rady naukowej członków spoza jednostki. Systematycznie rozbudowywana jest sprawozdawczość.

Kierownictwa różnych resortów, nie tylko gospodarki, opiniują także plany badań jednostek realizowane w ramach działalności statutowej, choć nie mają do tego ani kadr, ani kompetencji.

Natomiast, co wydawać by się mogło bardziej racjonalnym, resorty nadzorujące JBR-y, mogłyby przedstawiać podległym jednostkom propozycje zadań badawczych do realizacji w ramach działalności statutowej.
Ja nie znam takich przykładów, choć zapewne jednostkowe istnieją. Wiem natomiast, dlaczego tego nie robią. Łatwiej bowiem modernizować systemy organizacji i finansowania, niż wykreować potrzeby rozwojowe i dopiero wówczas, pod te potrzeby projektować systemy ich realizacji.


Podejście indywidualne


Wskazując na potencjalne niebezpieczeństwa wynikające z proponowanych rozwiązań, nie mam bynajmniej na celu zachowania status quo. Nie jestem zwolennikiem finansowania jednostek nieefektywnych, istniejących wyłącznie dzięki sprytowi ich kierownictwa w „wyłudzaniu” środków z budżetu.

Chciałbym jednak, aby każdy przypadek rozpatrywać indywidualnie. Różne są bowiem przyczyny zapaści w niektórych jednostkach. Często przyczyny kłopotów znajdują się poza jednostką. W wielu przypadkach jednostce wartościowej i potrzebnej z punktu widzenia interesów państwa i gospodarki, a także regionu, potrzebne jest chwilowe wsparcie, w tym finansowe, choć nie tylko.

Na tym właśnie polegają procesy dostosowywania się do nowych warunków, pokonywania występujących trudności, sprostania konkurencji itp.
Niestety, w trakcie kilkunastu lat restrukturyzacji polskiej nauki, przynajmniej w części dotyczącej jbr-ów, nie spotkałem się z przypadkiem dokapitalizowania jednostki, tak jak dzieje się to w sektorze przedsiębiorstw. Po to, aby zrealizować racjonalnie zaprojektowany proces naprawczy, jeśli uznano, iż jednostka ta jest potrzebna z punktu widzenia interesów gospodarki i państwa.

Odnoszę wrażenie – oby mylne – że im więcej „upadnie” tym lepiej. Można przecież korzystać z dorobku światowej nauki. Zresztą były już formułowane opinie: „po co inwestować we własną naukę, za te środki można kupić potrzebne technologie za granicą”.
Być może, po zrealizowaniu programu konsolidacji i komercjalizacji jednostek badawczo-rozwojowych w resorcie gospodarki w miejsce dotychczas działających ponad 100 jednostek pozostanie 30-35 dużych skonsolidowanych?

Czy jednak po drodze nie stracimy zbyt wiele z tak deficytowego potencjału rozwojowego? I to w sytuacji kiedy możemy liczyć na 5-7 mld euro, w latach 2007-2013 na badania i rozwój ze środków UE. Nawet jeśli byłoby to 800 mln euro rocznie. Jest to drugi budżet państwa na naukę. Czy środki te będzie w stanie wykorzystać zdziesiątkowane zaplecze? Nadmiernie scentralizowane i zbiurokratyzowane, bez wizji ich wykorzystania?
Stąd propozycja, aby na zamierzone ulepszenia w systemie B+R spojrzeć również od strony potrzeb gospodarki i możliwości efektywnego wykorzystania szansy jaką stanowi przynależność Polski do UE, a nauki polskiej do Europejskiej Przestrzeni Badawczej.



Dyktat administracji


I na zakończenie jeszcze jedna, ważna moim zdaniem, refleksja. Otóż podejmowane działania reformatorskie mają na celu wyciągnięcie polskiej nauki ze swoistej zapaści, skutkującej niskim udziałem w unowocześnianiu gospodarki i państwa. Zatem trzeba w tym miejscu przypomnieć, iż w wielu przypadkach o zapaści polskiego zaplecza badawczego, w szczególności sektora jbr-ów, zadecydowały: wyprzedaż innowacyjnie chłonnych polskich przedsiębiorstw inwestorom zagranicznym oraz brak mechanizmów zachęcających rodzime przedsiębiorstwa do inwestowania w rozwój. Oba te zjawiska drastycznie zmniejszyły popyt na usługi badawcze rodzimej nauki.

Zatem doszukiwanie się przyczyn niskiej efektywności polskiej nauki tylko w sferze wadliwego systemu jej organizacji prowadzić może do błędnych wniosków. Co widać w proponowanych rozwiązaniach.
W warunkach zaniku popytu na naukę i dramatycznego zmniejszenia rynku innowacji rynek nie weryfikował „użyteczności” poszczególnych jednostek. Stąd też ucieczka do sztucznego, biurokratycznego, nie stosowanego w innych krajach systemu oceny nauki (ocena parametryczna). Bazowanie zatem na wynikach funkcjonującego systemu oceny przy konstruowaniu nowego systemu organizacji i finansowania nauki, może przynieść obok korzyści, także wiele strat trudnych do odrobienia. W pierwszej kolejności należy skoncentrować działania na rzecz ożywienia (a praktycznie stworzenia od nowa) rynku innowacji. Zatem zmianom w sektorze nauki powinny odpowiadać stosowne ulepszenia w sektorze gospodarki.

I jeszcze jedna refleksja, a właściwie pytanie. Czy ktoś monitoruje stan polskiej nauki z punktu widzenia dokonujących się w tym obszarze zmian jakościowych? Czy wynikom oceny parametrycznej towarzyszy refleksja lub zaniepokojenie niską oceną placówek ważnych z punktu widzenia interesu narodowego, gospodarki i państwa? Czy w ogóle jest nam bliskie rozumowanie kategoriami „szczególnej przydatności placówki badawczej” z punktu widzenia rozwoju gospodarki, zapewnienia bezpieczeństwa, rozwoju kultury itp.? Obawiam się, oby bezpodstawnie, że tylko dokonujemy pomiaru. A wynikami interesują się wyłącznie same placówki.

Wacław Wasiak