Brukselskie standardy
Autor: Leszek Bereśnicki 2008-03-06
Nowe kierownictwo resortu nauki, po szumnych zapowiedziach tuż po objęciu stanowisk, obecnie chyłkiem wycofuje się z dawanych parę miesięcy wcześniej obietnic.
Po fatalnych rządach PiS wydawało się, że gorzej być nie może. Czekała nas już tylko poprawa. Nadzieje takie rozsiewała przez lata PO, która dawała do zrozumienia, iż ma ludzi przygotowanych do rządzenia, z gotowymi programami. Jak tylko partia postawi ich na stanowiska, kraj będzie zbawiony. Po wyborach okazało się, że przynajmniej w paru resortach był to mit. Niestety, wśród tych, których on dotknął jest resort nauki.
Na początku nawet wydawało się ciekawie - choć przed wyborami paru panów już, już było w ogródku władzy i witało się z gąską, na szefa ministerstwa przyszła osoba nieznana nikomu, spoza układów koteryjnych, bywała w Europie, obeznana z administracją brukselską (co też ważne), stanowcza, kontaktowa, sympatyczna. Przyszła, co prawda, z bagażem doświadczeń ze szkolnictwa prywatnego - co dla niektórych było atutem, dla większości zaś jednak brakiem stosownych kwalifikacji na tak wysokie stanowisko. Wszyscy zatem czekali na jej pierwsze decyzje kadrowe, upatrując w nich zapowiedzi kierunku polityki naukowej. Tymczasem tutaj zaczęły się pierwsze schody...
Nowa minister zaczęła od swoich zastępców: zwolniła jednego, niepewnego swojej pozycji wiceministra, O. Gajla oraz drugiego - bardzo jej pewnego, K. Kurzydłowskiego. W miejsce jednego zwolnionego jednak zaproponowała... osobę mocno związaną z PiS, kolegę ze studiów (tak niesie fama) niejakiego Górskiego! Ponoć miał już podpisaną nominację, kiedy widocznie do p. minister dotarło, że to PO wygrało wybory, nie PiS i nominacja została cofnięta.
Potem zaczęło się feministycznie: na stanowiska dyrektora generalnego oraz dwa wiceministerialne minister Kudrycka powołała trzy kobiety. Niby nic takiego, ostatecznie nie płeć się liczy, ale razem z przyboczną obsługą pani minister zrobił się babiniec. A to, niestety, nie służy dobrze sprawie, w tym pełnym męskich ambicji środowisku. Obie panie wiceminister, z których jedna zasłynęła odmową publikacji swojego oświadczenia majątkowego, zostały natychmiast dość dobrze prześwietlone przez środowisko, które ze zdumieniem zauważyło, że są to osoby ze szkół prywatnych, nawet jeśli podają nieco inną afiliację. Kto zatem przyjdzie zajmować się sprawami nauki?- spekulowano, bo to działka nie dla osoby ze szkoły prywatnej, choćby i wyższej...
Wakat na stanowisku wiceministra trwał kilka miesięcy. I wreszcie, po długich oczekiwaniach, a jak pokazują fakty - także i poszukiwaniach - następne zaskoczenie! Nominacje otrzymał były wiceminister w rządzie SLD, J. Langer, kolega prezesa PAN i doradcy prezydenta państwa w jednej osobie, którego rządy choć krótkie, do dzisiaj wspominane są w urzędzie jak koszmarny sen! I powtórzyła się historia jak z dr.G. Górskim - prof. Langer wieczorem jeszcze miał nominacje na wiceministra, a rano - już nie! Czyżby minister dowiedziała się dopiero w nocy, kogo chciała nominować?
Wszyscy czekali więc na kolejne trafienia kadrowe. Ostatnie, które padło na prof. J. Duszyńskiego okazało się chyba trwałe, choć trudno ocenić, jaką pozycję będzie miał w kierownictwie resortu ten jedyny mężczyzna. Ponoć ma się zajmować pospołu z jedną z pań wiceministrów, wdrożeniami, związkami nauki z gospodarką. Piszę "ma", bo do dzisiaj na stronie ministerstwa nie ma opublikowanych zakresów czynności wszystkich osób z kierownictwa resortu. Jak na urzędnika brukselskiego - taki brak profesjonalizmu zadziwia. To mają być te europejskie standardy?{mospagebreak}
Jednak to nie sprawy kadrowe budzą największe niepokoje środowiska naukowego, ale ujawniający się powoli brak polityki naukowej nowej ekipy resortu. Świadczą o tym pierwsze decyzje związane z finansowaniem badań, jakimi zaskakiwani się naukowcy. Najnowszym zaskoczeniem, jakie zafundowała min. Kudrycka środowisku jest zmiana decyzji finansowania w obrębie nauk technicznych. Ściślej - zmniejszenie tego strumienia finansowania o 20-30% . A jeszcze miesiąc temu na konferencji dla środowiska naukowego głosiła publicznie, że dla Polski ważne są związki nauki i z gospodarką, rozwój nauk technicznych, etc. Jak słowa mają się do czynów - widać to z publikowanej obok rozmowy z prof. Andrzejem Szczepańskim, przewodniczącym Zespołu Roboczego Nauk Technicznych w Radzie Nauki, jak i w dwóch listach w tej sprawie do minister. O ile mi wiadomo, powodem zmniejszenia finansowania nauk technicznych jest banalnie prosta przyczyna - za niski budżet nauki na 2008 r (sic!).
Swoje - niestety, już niedobre - doświadczenia z nową ekipą w tym resorcie ma i
środowisko dziennikarskie. Zaraz po objęciu stanowiska przez nową minister, pracownicy biura jej rzecznika i sama rzeczniczka prasowa wydzwaniali do dziennikarzy naukowych (lekceważonych przez dwa lata przez ekipę PiS) i prosili o podawanie numerów telefonów, faxów, e-maili. Odbywało się to pod hasłem aktualizacji danych i powrotu do normalnych kontaktów ze środowiskiem dziennikarskim. Szydło z worka wyszło po miesiącu rządów; zespół prasowy ministerstwa nikogo o niczym nie informował, do naszej redakcji zaczęli się zwracać koledzy dziennikarze z pytaniem, czy może do nas przychodzą z ministerstwa jakieś informacje itp. Ani do nas, ani do nikogo z nas - mimo "uaktualniania" danych. Mimo zapowiedzi pani rzecznik, nie raczy ona nikogo informować o żadnych konferencjach, ani istotnych dla dziennikarzy spotkaniach merytorycznych, jakie odbywają się w tym okazałym gmachu. Widocznie kontakt z dziennikarzami jest zbyt trudnym intelektualnie wyzwaniem i dla tej ekipy. Wszystko zatem się "zmieniło", żeby zostać tak, jak za PiS-u. Pardon, nie wszystko: nadal za politykę informacyjną odpowiada osoba z nadania PiS. Jak widać - jest pupilem i tej ekipy. No, ale jaki pan, taki kram.