banner

Przed zakrętem

Autor: Anna Mazerant 2008-07-01

Maj to miesiąc spotkań i dyskusji naukowców. Członkowie korporacji PAN - jak co roku uczestniczyli w Zgromadzeniu Ogólnym, od paru lat tracącym swoją rangę, m.in. z powodu braku zainteresowania rządzących spotkaniem z elitą intelektualną kraju. W tym roku tendencja ta pozostała bez zmian, choć przyczynia się do tego samo kierownictwo PAN.

Jak ktoś ma długą metrykę - a wśród członków PAN nie jest to rzadkość - widzi dobitnie, że nowe czasy w polskiej rzeczywistości dobrze oddaje film "Postrzyżyny": i tam przyszedł czas, że bohaterowie wszystko skracali. Jeszcze parę lat temu - zwoływane dwa razy do roku spotkania członków korporacji PAN trwały dwa dni. W pierwszym żegnano zmarłych kolegów, zapoznawano się z jakimś problemem wartym refleksji w szerokim gronie (osobną sprawą jest, czy były to problemy najważniejsze dla kraju i świata), natomiast drugi dzień przeznaczony był na sprawy organizacyjne, dyskusje o samej korporacji. I tak to trwało przez dziesiątki lat, aż przyszła... demokracja. Władze ostatnich kadencji skróciły te obecnie prawie tajne (od co najmniej 2 lat nie informuje się o nich prasy) posiady do jednego dnia, zrezygnowały z referatów dotyczących ważnych spraw ogólnych, ograniczyły dyskusję do minimum (niektórzy nawet nie mogą zabrać publicznie głosu z braku czasu), by... drugiego dnia po jednodniowych obradach móc na Mazurach żeglować i rozdawać puchary prezesa PAN. A wszystko to pewnie ze zmęczenia tym jednym dniem pobytu w gronie członków Akademii.
Co zatem zmęczyło tak prezesa PAN, prof. Michała Kleibera podczas tegorocznego Zgromadzenia Ogólnego? Może odczytywanie długiej listy tych, których już nie ma? A może prowadzenie zebrania, odczytywanie sprawozdania, wysłuchiwanie wysłannika premiera Michała Boniego (nie płaczącego przecież), czy niedługiej dyskusji członków Akademii? Faktem jest, że tegoroczne majowe Zgromadzenie Ogólne - już po raz kolejny nie było przygotowane jak należy, skoro prezes sam liczył głosy podczas przegłosowywania uchwał (sic!). Ujawniły się też skutki niechlujnie przeprowadzonego ostatniego ZO - sprzeciw przeciwko podjętej w grudniu uchwale ZO PAN dotyczącej ocieplenia klimatu w ostrych słowach wyraził prof. Krzysztof Haman, podkreślając nieprawdziwe naukowo zapisy w tymże dokumencie. Tłumaczeniem prezesa w tej sprawie był... brak czasu na przedyskutowanie zapisu uchwały! Takie "wpadki" podważają dobre imię Akademii i fachowość elit ją tworzących. Na ten problem zwrócił też uwagę jeden z dyskutantów, gdyż w odniesieniu do GMO Akademia dotychczas nie zajęła uzasadnionego naukowo stanowiska, stawiając kunktatorsko na przeczekanie, aż problem rozwiąże się sam (czyli inni za nas to zrobią, najpewniej UE).

Problemy PAN

W sprawozdaniu z działalności Akademii w 2007 r. problemem pierwszoplanowym wystąpienia prezesa był smutek z powodu małej liczby kobiet w korporacji i wyrażenie nadziei, że będzie się to zmieniać. Są to jednak łzy krokodyle, gdyż wszyscy zgromadzeni panowie w Akademii ani myślą się posuwać na zajmowanej ławeczce i wpuszczać tam kobiety! Widocznym znakiem jest obecny skład prezydium PAN - jest to regres wobec lat tzw. komuny i późniejszych - nie ma tam ani jednej! Teraz, kiedy UE uzależnia dostęp do środków finansowych od w miarę równej reprezentacji obu płci, dopiero ten problem dostrzeżono. Gdyby nie wymuszenie administracyjne unii - pewnie nadal nie zauważano by braku kobiet w tym gronie. {mospagebreak}
Drugim problemem kadrowym jest ...metryka członków PAN. Jak podał prezes, na 337 członków PAN, 52% nie przekroczyło 75 rok życia, a 34,4% nie osiągnęło 70 r. życia. Żeby nieco zmienić tę niekorzystną dla samej Akademii ( i w całej nauce) strukturę, kierownictwo PAN - już od wielu lat - zabiega o ustanowienie specjalnej kategorii profesorskiej (profesor w stanie spoczynku), pozwalającej otrzymywać na tyle wysokie świadczenie emerytalne, żeby osoby te mogły zwalniać zajmowane (często z przyczyn ekonomicznych) stanowiska. Obecny prezes PAN zaproponował z kolei w obrębie korporacji wprowadzenie m.in. kategorii członków-seniorów bez biernego i czynnego prawa wyborczego, co spotkało się ze sprzeciwami zebranych. Takie rozwiązanie - nieakceptowane z powodów etycznych - jednak nie wchodzi w grę przy obecnym statucie PAN i wydaje się, że nie wejdzie nigdy. Korporacja to nie przedsiębiorstwo, ani nawet kościół.
Tym, co wydaje się być dosyć odległe od zainteresowań członków PAN są sprawy majątkowe, które na ZO przedstawiał wiceprezes PAN, prof. Wojciech Stec. W Akademii, z wszystkich 74 placówek naukowych, 64 posiada osobowość prawną, co powinno ułatwiać rozwiązywanie problemów finansowych, jednakże w PAN nie ma nikogo odpowiedzialnego za gospodarowaniem ogromnym majątkiem! Brakuje też w korporacji rady nadzorczej, co dobrze oddaje poziom wiedzy i odpowiedzialności akademików i kancelarii. Niemniej trzeba docenić fakt, że PAN, po 18 latach przemian w kraju, dojrzała już swoje braki i nawet zaproponowała ich naprawę. Remedium może być dwojakiego rodzaju: albo wprowadzenie rady powierniczej (ostatnio tak zrobiono w warszawskim Muzeum Narodowym, gdzie minister scedował swoje uprawnienia właśnie na to ciało), co wiąże się z rozbudową kancelarii (która i tak jest zbyt liczna) oraz zmianą ustawy o PAN. Drugim wyjściem jest powołanie spółki zarządzającej majątkiem Akademii, działającej non profit, której dochód byłby przeznaczany na cele naukowe. Jednak i tutaj mogą pojawić się wątpliwości, czy znajdą się spółki, które będą chciały przeznaczać zysk dla PAN, a nie same go konsumować? Niestety, w tej sprawie - chyba jednej z najważniejszych dla korporacji - dyskusji nie było.
Reformy PAN muszą dotyczyć także takich jej struktur jak komitety, których powstało... 125! (110 tematycznych oraz 15 umocowanych przy Prezydium PAN). O tym, że jest ich stanowczo za dużo, mówił wiceprezes PAN, prof. Andrzej Górski, przedstawiając jednocześnie trudności, na jakie napotyka idea zmniejszenia ich liczby i blokowanie pędu do powoływania nowych. Zwrócił przy tym uwagę na brak w organizacji polskiej nauki placówki naukowej zajmującej się etyką w nauce, na które to badania UE daje duże środki.

Nie lękajcie się!

Na majowe ZO PAN zaproszono premiera oraz ministra nauki. Żaden nie przybył, acz uprzejmie delegował swoich zastępców. Naukowcy zatem mieli rzadką okazję wysłuchać ministra Michała Boniego, który zapewniał, że nie jest mu potrzebny tytuł naukowy i który podkreślał, iż intencją rządu jest nie walka z naukowcami, ale współpraca, wspólna dyskusja o wizji kraju i miejsca w nim nauki. Tym jednak, co wywołało poruszenie było stwierdzenie ministra, że środowisko winno pozbyć się obaw przed utratą pracy w nadchodzących latach i przed utratą poczucia bezpieczeństwa, wynikającego z opieki państwa, lęków przed nowym, czy wzmożoną aktywnością. Nie lękajcie się - zdawał się mówić minister w imieniu obecnego rządu. {mospagebreak}
Sądząc po reakcji, naukowcy jednak są małej wiary i się lękają: konieczne będą zmiany w prawie pracy - twierdzą, bo jak inaczej rozwiązać problem praw nabytych - stałego zatrudnienia? Kto ma decydować o liczbie etatów w placówkach naukowych? Dlaczego wprowadza się konkursy otwarte, skoro w instytutach Maxa Plancka są zamknięte? A w ogóle sygnał rządu o wzroście środków na naukę - bez czego reforma żadna się nie może udać - jest za słaby i chwiejny. Jedynym dyskutantem, który poparł ministra Boniego był prezes PAN, wypowiadający się w imieniu korporacji, że środowisko chce kontraktów. Czy to twierdzenie jest rzeczywiście odzwierciedleniem poglądów naukowców - nie wiadomo.

Z dystansem

O propozycjach zmian w organizacji PAN ze strony ministerstwa nauki mówił wiceminister, prof. Jerzy Duszyński, wywodzący się z tego środowiska, zatem znający dobrze i ludzi, i problemy. Przedstawił też zamierzenia rządu dotyczące całej nauki na tle sytuacji w UE. Podkreślił konieczność reformy tej sfery, gdyż w 2014 r. fundusze europejskie zostaną nakierowane na naukę i innowacje, z czym Polska jakoś sobie nie radzi. Sądząc po naszym uczestnictwie w 6 PR i 7 PR, z których nie odzyskujemy nawet składki, za te parę lat będziemy płacić na naukę innych, sami zostając w ogonie nauki europejskiej. Żeby temu zapobiec, MNiSW już współpracuje z ministerstwem gospodarki i z jednostkami badawczo - rozwojowymi, co jednak nie pokrywa się z opiniami z obu tych źródeł.
Równie dyskusyjne były stwierdzenia związane z reorganizacją PAN, zmniejszenia liczby wydziałów z 7 do 3 w celu interdyscyplinarnej współpracy (bo nie o oszczędności tu idzie - podkreślił) i sprostaniu wyzwaniom współczesności. Jak to pogodzić z przedstawionym postulatem daleko idącej specjalizacji i wyborem kierunków rozwoju - nie wiadomo. Nie wiadomo też na czym miałaby polegać nowa rola instytutów - jako grup szybkiego reagowania wspieranych przez korporację.
Dyskusja po wystąpieniach gości dotyczyła nie tylko reformy PAN (jej kontrowersyjne założenia przedstawił prezes), ale całej reformy nauki, jaką zaproponował rząd. Dyskutanci krytycznie odnosili się do wielu założeń podkreślając, iż proponowana reforma nie leczy wielu patologii w nauce, nie stwarza mechanizmów przyciągających uzdolnionych ludzi do pracy naukowej (prof. Sobczyk), nie daje również podstaw, aby poważnie potraktować zapewnienie o wzroście finansowania w tej sferze. Jak widać, naukowcy uodpornili się na obiecanki polityków i sądząc po działaniach, jakie podejmują, próbują sobie radzić w taki sposób, żeby uniemożliwić politykom popsucie tego, co już jest i co się sprawdziło. Czy jest to równoznaczne z otwartością na pozytywne zmiany - czas pokaże, bo jak mawiał były prezes PAN, prof. Aleksander Gieysztor - w nauce wszystko można zrobić, ale ewolucyjnie.