Szturm na tytuły
Autor: Anna Leszkowska 2007-10-01
Gdyby znieść obecną procedurę wymagań, to wszyscy, którzy dziś pełnią jakieś funkcje administracyjne w uczelniach - zasypaliby Komisję wnioskami.
Z prof. Tadeuszem Kaczorkiem, przewodniczącym Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów rozmawia Anna Leszkowska
Panie Profesorze, ostatnimi laty politycy odchodzący z polityki zabiegają o tytuły, a nawet stopnie naukowe, widząc w obszarze nauki bezpieczne i atrakcyjne prestiżowo miejsce na resztę życia. Czy taka potrzeba jest powszechna w całym społeczeństwie, czy dotyczy tylko określonych, koniunkturalnie nastawionych grup?
Rzeczywiście, takie zjawisko obserwuję często - i będąc w Centralnej Komisji, i wcześniej. Może wynika to z faktu, iż ciągle w opinii społecznej profesor i naukowiec cieszą się dość wysokim prestiżem? Oczywiście, że ten, który od razu po studiach decyduje się na karierę naukową, zdobywa kolejne szczeble awansu, czyli stopnie i tytuły, w sposób naturalny. I proces ten nie powinien trwać zbyt długo, ale być w miarę szybki. To znaczy: doktorat przed 30-tką, przed 35 rokiem życia - habilitacja i ok. 40-tki - profesura. Bo wówczas człowiek jest w szczytowej formie intelektualnej i może najbardziej wydajnie rozwijać naukę i kształtować środowisko naukowe. W Polsce, niestety, kariera naukowa jest ciągle opóźniona. Ale wracając do pytania: ten pęd do tytułów w świecie polityki, co obserwowałem także w dyskusjach na forum podkomisji sejmowej, wyraża się chęcią zniesienia habilitacji. Takie opinie formułowali parlamentarzyści. Sądzę, że było w tym trochę interesu osobistego, gdyż wielu z nich chciało zostać profesorami. Obojętnie jakimi; czy tytularnymi, czy nominowanymi - ważne, aby to był tytuł profesora. Pęd do tytułu wynika także z faktu, iż wiele uczelni prywatnych jest zainteresowanych tym ze względów marketingowych. Bo reklamując siebie jako atut mogą podawać, że zatrudniają wielu profesorów. A jeśli jeszcze zatrudniają profesorów - byłych polityków - ich ranga (w powszechnej opinii) wzrasta.
A jaki jest obraz polskiej nauki z okna Centralnej Komisji? W ubiegłym roku premier J. Kaczyński, na spotkaniu z naukowcami na UW stwierdził - co dla środowiska naukowego nie nowina - że utworzenie tak wielu szkół wyższych w Polsce spowodowało obniżenie poziomu absolwentów i kadr naukowych.
Mimo to obraz nauki z okien Centralnej Komisji jest coraz lepszy. Będąc od ponad pół wieku związany ze środowiskiem akademickim uważam, że szanse i możliwości rozwoju młodych ludzi są zdecydowanie większe niż były w moim pokoleniu. Z poziomem już bywa różnie, bo tu jest efekt masowości, utworzenia ponad 300 prywatnych uczelni. I braku kadry oraz związanej z tym wieloetatowości, a zatem - obniżenia poziomu naukowego tej kadry. W tej chwili szkolnictwo, dydaktyka, odciągnęła od badań naukowych duże grono ludzi. Jednym z istotnych elementów była też emigracja dobrze wykształconych absolwentów, młodych naukowców. Z moich ponad 60 wypromowanych doktorów ponad 20 jest dzisiaj profesorami w USA. I wszyscy oni wyjeżdżali z Polski nie ze względów politycznych, nawet nie tyle z ekonomicznych, co z powodów warsztatowych. Bo tutaj nie mieli szans prowadzenia badań na najwyższym poziomie z braku odpowiednio wyposażonych laboratoriów, które są bardzo kosztowne.
Także z powodów stosunków, jakie panują w polskiej nauce - feudalizmu, zawiści, braku atmosfery współpracy, etc.
Uważam, że ten feudalizm jest już w polskiej nauce szczątkowy - wchodzi przecież do placówek naukowych młode pokolenie, zdecydowanie nastawione bardziej demokratycznie. To zresztą bywa zależne od środowiska, do jakiego młody naukowiec, absolwent uczelni, trafi. Jeśli pod skrzydła wybitnego naukowca, nie bojącego się konkurencji, akceptującego nowe pomysły młodego człowieka - tego feudalizmu dozna w mniejszym stopniu lub wcale. Ale feudalizm w nauce, zjawisko tłamszenia, niedopuszczania młodych ludzi jest wszędzie, nie tylko u nas. To jest tylko kwestia skali.
Ale sama Komisja jest obarczana grzechem tłamszenia dobrze zapowiadających się naukowców, wolnej myśli. To o Centralnej Komisji mówiło się, że jest hamulcowym rozwoju nauki polskiej, że nie stosuje procedur demokratycznych, że jest instytucją skostniałą i nie przystającą do aktualnych potrzeb.
Bardzo trudno jest mówić o Centralnej Komisji jej przewodniczącemu. Ale cieszyłbym się, gdyby ta instytucja była w Polsce niepotrzebna. Niestety, warunki polskie są dość specyficzne i gdyby np. znieść habilitację i obecną procedurę wymagań związanych z uzyskaniem tytułu naukowego profesora, to wszyscy, którzy dziś pełnią jakieś funkcje administracyjne w uczelniach, tzn. rektorzy, prorektorzy, dziekani - zasypaliby Komisję wnioskami. Już dzisiaj, kiedy się otwiera taka możliwość, gros wniosków pochodzi od ludzi pełniących wiele lat takie funkcje z pełnym zaangażowaniem, zatem nie prowadzących już badań. Efekt jest taki, że tytuł naukowy u nas nie bylby za osiągnięcia badawcze, za pozycję naukową, ale za to, że ktoś był 15 lat rektorem, czy dziekanem. To są dwie różne rzeczy. Jestem zdania, że tytuł naukowy powinien być przyznawany za osiągnięcia naukowe i pozycje w nauce.
Ale to jest odwrócenie dyskusji, jaką toczono przed przyznawaniem tytułu naukowego artystom. Ktoś mógł nie mieć dorobku dydaktycznego, ani administracyjnego, ani nawet sensu stricte naukowego, a artystą wielkim był i uczniów miał.
Obecnie ustawodawstwo umożliwia to. Jeśli ktoś jest wybitnym konstruktorem, technologiem, ma osiągnięcia na poziomie światowym, nawet jeśli gros życia spędził w przemyśle - może otrzymać tytuł naukowy - i tak się dzieje. Dotychczas takich przypadków było jednak niewiele. Ale jeśli prześledzić, jak zmienia się wiek kandydatów do tytułu naukowego - to takie sprawy będą stawały się mniej ważne. Nasza rola polega na tym, aby sprzyjać tym pozytywnym zmianom.
Chciałabym jednak porozmawiać o patologii w nauce, którą widać także w Komisji. Czy zmniejszyłaby te zjawiska jawność dorobku naukowego, czego coraz głośniej domaga się samo środowisko?
To są sprawy dla nas oczywiste - dorobek naukowy winien być jawny. W dobie Internetu każdy szanujący się naukowiec, od doktora wzwyż, winien mieć w Internecie swoją stronę, na której podana byłaby jego biografia i osiągnięcia. Jestem wielkim rzecznikiem takiego rozwiązania.{mospagebreak}
Ale to chyba powinno być weryfikowane? I kto powinien to robić?
Istotny w takiej jawności internetowej jest jednak aspekt awansu naukowego. Procedury, jakie są stosowane w tym względzie są jawne i nie ma powodu, aby osoba nie zgadzająca się z opinią mu wystawioną nie miała prawa nie zgodzić się z nią. I takie prawo ma. To nie są czasy sądów kapturowych. W tej chwili w Centralnej Komisji jest tak, że nie ujawniamy nazwiska recenzentów do momentu napisania recenzji. Bo, niestety, w naszych polskich warunkach - i jest to znane zjawisko - istnieją tendencje wpływania na opinie recenzentów. I gdyby to jeszcze było w kierunku pozytywnym dla kandydata, to można byłoby uznać to za gest pozytywny. Ale jeżeli są telefony, żeby recenzent znalazł haka i napisał negatywną recenzję - to jest to niedopuszczalne, zjawisko wysoce niemoralne. Jestem rzecznikiem utajnienia recenzentów. Zgodnie ze statutem CK, jej postępowanie do chwili zakończenia recenzowania jest niejawne. Jednak po jego zakończeniu, zgodnie z postanowieniami KPA, z treścią recenzji może się zapoznać Rada Wydziału, jak i sam zainteresowany.
Czy Centralna Komisja robiła analizy odrzuconych wniosków o nadanie tytułu naukowego, a wcześniej - habilitacji? Z jakich o środków jest ich najwięcej?
Obecnie nasz udział, jeśli chodzi o habilitacje ogranicza się do wyznaczenia dwóch recenzentów. Za ważną uważamy ocenę poziomu habilitacji. Jeżeli okazuje się, że w kolejnych habilitacjach poziom obniżył się, to przeprowadzamy szczegółową analizę i wstrzymujemy lub odbieramy radzie wydziału lub radzie naukowej prawo do nadawania stopnia doktora, bądź doktora habilitowanego. Obecnie bardzo szczegółowo przyglądamy się działaniom rad wydziałów i naukowych, aby utrzymać wysoki poziom doktoratów i habilitacji. Chcemy głownie ostrzegać, uprzedzać, bo sięganie po broń w postaci odebrania uprawnień to ostateczność. Ale jeżeli rady wydziałów i naukowe mają świadomość, że Centralna Komisja ocenia na bieżąco poziom doktoratów i habilitacji, to jest to istotne zabezpieczenie przed nadmiernym obniżeniem poziomu prac doktorskich i habilitacyjnych. Z analizy przeprowadzonej w CK w ostatnich latach wynika, że średni poziom prac doktorskich i habilitacyjnych wykonanych w instytutach PAN jest wyższy niż w uczelniach. To samo zjawisko obserwujemy w zakresie wniosków o tytuł naukowy profesora. Głównym powodem nie udzielenia poparcia wnioskom o tytuł profesora jest zbyt mały dorobek naukowy kandydata.
Niektórzy uważają, że takie administracyjne sterowanie karierami, poziomem naukowym - bo i taką też rolę spełnia Komisja - jest bez sensu, bo najlepszym weryfikatorem jest rynek. Skoro naukowcy są wybitni, znani na świecie, to oceny Komisji nie są im do niczego potrzebne. Liczą się przecież realne osiągnięcia, nie etykiety administracyjne.
Pojęcie tytułu naukowego nie istnieje w wielu krajach - jest to raczej stanowisko na uczelni. Ale nasza tradycja jest właśnie taka i chcemy ją utrzymać, zwłaszcza, że gdyby zrobić ankietę w środowisku naukowym - z pewnością ponad 80% byłoby za utrzymaniem status quo. Robiliśmy taką sondę dwa lata temu. Ten system chcą obecnie wprowadzic także inne kraje.
A czy to nie jest tak, że za zniesieniem tego rozwiązania są młodzi, a starsi za jego utrzymaniem?
W dużym stopniu tak, bo młodzi najchętniej chcieliby minimalnym wysiłkiem osiągnąć wysoką pozycję naukową i stanowiska. Mechanizm zdobywania stopnia doktora jest taki sam w całym świecie. Jeśli chodzi o stanowiska, tytuły naukowe profesorów - tu są już zróżnicowania. Tradycja europejska i polska jest taka, że ten tytuł jest potrzebny i kraje, które z niego zrezygnowały, próbują do tego wrócić. Tu pewną rolę może odgrywać coraz młodszy wiek profesorów tytularnych. Naszym dążeniem jest także, aby i u nas był niższy. Nawet ci, którzy wyjechali z Polski po doktoracie, teraz zabiegają u nas o tytuł profesora. Powód jest prosty - z tym tytułem naukowiec- emeryt może po powrocie do Polski pracować w szkolnictwie wyższym. Z samym doktoratem otrzymałby gorsze wynagrodzenie i miałby bardziej ograniczone możliwości zatrudnienia. Tytuł naukowy uzyskany w Polsce jest bardzo ceniony za granica, w tym - w USA.
Czy te powody mogą być przyczyną, że obecnie Prezydent bardzo oszczędnie przyznaje tytuły naukowe?
My systematycznie przekazujemy do kancelarii prezydenckiej wnioski kandydatów do tytułu profesora, ale reszta jest już w rękach Prezydenta. Z tego, co wiem, w tej chwili prawie 300 wniosków czeka na jego podpis.
Powtarza się sytuacja sprzed roku, kiedy w kancelarii Prezydenta też leżało i czekało na akceptację ponad 300 wniosków, a prof. Michał Kleiber, doradca prezydenta, na Zgromadzeniu Ogólnym PAN wyjaśniał tę sytuację zatorami w prezydenckiej kancelarii...
Nie znamy przyczyny tego stanu, prosimy kancelarię o usprawnienie tego działania. Jako nowy przewodniczący Centralnej Komisji próbowałem nawet złożyć wizytę w Kancelarii Prezydenta, przedstawić się i uzgodnić zasady współpracy, usprawnić ją, aby przyśpieszyć proces nominacji. Ale jak dotąd, to się nie udało. Ale jestem dobrej myśli po ostatniej rozmowie z prof. Michałem Kleiberem, doradcą społecznym Prezydenta RP.
Dziękuję za rozmowę.