Ekologia
Ekologia
Sen susła w Świdniku
- Autor: Anna Mazerant
- Odsłon: 3662
Na polu - samoloty! Na całe życie... spokój! Od ludzi, lisów, drapieżników. Tak można by skomentować obecność kolonii susłów na trawiastym lotnisku w Świdniku. Albo refleksją: najciemniej pod latarnią - bo i kto szukałby małego, sympatycznego susła na polu, na którym co rusz warczą silniki, wirują płaty śmigłowców, wjeżdżają ciągniki?
A susły sen tutaj mają dobry, zwłaszcza, że spokoju pilnują ... także ludzie przeganiając bezpańskie psy oraz lisy - największe zagrożenie dla susłów. Do Świdnika na lotnisko przybyły "nielegalnie" - ot, podobno uczeń świdnickiej szkoły przywiózł kilka sztuk z Zamojszczyzny i wypuścił w pobliżu lotniska. Tak im się ono spodobało, że po niecałych 20 latach rozmnożyły się do liczącej ok. 11 tys. osobników kolonii, siedliska dla 75% wszystkich europejskich susłów. Reszta z 15 tysięcy susłów, jakie u nas żyją tworzy cztery kolonie w południowo-wschodniej Polsce.
Ostatni taki w Polsce
Suseł perełkowany - mimo pozornie dużej liczebności - jest zarówno w Polsce jak i Europie, gatunkiem wymierającym. Umieszczonym w Polskiej Czerwonej Księdze Zwierząt i podlegający ochronie na podstawie Konwencji Berneńskiej jako najbardziej zagrożony gatunek zwierzęcia. Jego kuzyna - susła moręgowanego, którego ojczyzną była Europa środkowa - w naszym kraju już nie ma - zaczęliśmy go wybijać w latach 20. ub. wieku, by w latach 80. ocknąć się, kiedy nie było już ani jednego. Wydaje się, że susła perełkowanego taki los ominie, choć z 70 tysięcy w latach 50. XX w. jego populacja zmalała po 30 latach do 30 tysięcy żyjących w 5 koloniach, z których najliczniejsza jest właśnie owa lotniskowa, w Świdniku.
Dlaczego susły upatrzyły sobie i polubiły lotnisko? Bo był to najbliższy i w miarę duży obszar przypominający im naturalne siedlisko - step, w dodatku z niską trawą, bo koszoną, bez zadrzewień, zakrzaczeń, z dużym polem widzenia. Bo susły - jak zające - zaniepokojone, staja słupka, rozglądają się, ostrzegają charakterystycznym gwizdem przed niebezpieczeństwem i... znikają w głębokich do 3 m a długich na 8 m norach, od których oddalają się najwyżej kilkadziesiąt metrów. A zagrożeniem są dla nich nie latające maszyny, ale lisy, bezpańskie psy, koty, których na dużym terenie lotniska jest znacznie mniej niż w pobliżu ludzkich siedlisk. Mniej, to nie znaczy, że ich nie ma, stąd konieczność ich odstrzału w miejscach susłowych kolonii.
Przyjaciele susła
Po smutnych doświadczeniach z susłem moręgowanym, przyrodnicy byli i są czujni na zagrożenia dla ginącego susła perełkowanego. W latach 1996 -97 pracownicy Zespołu Zamojskich Parków Krajobrazowych - Piotr Duda i Krzysztof Próchnicki - opracowali kompleksowy projekt czynnej ochrony stanowisk susła perełkowanego, który został wdrożony w 2000 r. Zabiegi ochronne były finansowane głównie przez fundację EkoFundusz, która dotychczas przeznaczyła na to prawie 1 mln zł. Do projektu ochrony susła przyłączył się lubelski wojewoda, Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Lublinie oraz Zespół Parków Krajobrazowych Roztocza. W sumie dali ponad 600 tys. zł. Za te wszystkie pieniądze można było przywrócić pastwiskowy charakter na wszystkich obiektach, na których żyje suseł perełkowany i przebadać liczbowo tę populację. Dało to wymierne efekty: liczba susłów się znacząco zwiększyła z 270 osobników w roku 2000 do 2004 sztuk w tym roku. Największy przyrost naturalny miały susły w rezerwacie "Popówka" i "Suśle Wzgórza", gdzie liczba susłów wzrosła 23 i 34-krotnie! Na lotnisku w Świdniku susły do prokreacji podchodziły z rozwagą - ich liczba praktycznie się nie zmieniła.
Niespodziewane zagrożenie i ...ocalenie
Nowe siedlisko susłów nie było jednak wolne od zagrożeń antropopresji. Władze województwa zaplanowały bowiem rozbudowę lotniska w Świdniku jako portu lotniczego dla Lublina. Kolonię susłów uznano (jako sztuczną introdukcję) za możliwą do przeniesienia w inne miejsce (susły same nie wędrują). Na szczęście ekolodzy byli czujni i wpisali miejsce lotniska w Świdniku do sieci Natura 2000, co skutecznie zablokowało działania nieprzyjazne susłom. Powstał pat: Lublin mógł wybrać inną lokalizację lotniska dla miasta lub... zmienić położenie pasa startowego na lotnisku w Świdniku. Konflikt o Naturę 2000 z Komisją Europejską przy wyborze pierwszej opcji wydawał się całkiem realny (ostatnio, po doświadczeniach z Doliną Rospudy - pewny), zatem w grę wchodziła tylko druga możliwość: zmiany lokalizacji pasa startowego, w kierunku lasu. Sprawa była poważna, gdyż inwestycja ma kosztować ok. 200 mln zł. Na szczęście, władze województwa i Lublina, a także zarząd lotniska pokazały nie tylko dobrą wolę, ale i mądrość - zdecydowano, że pas startowy o długości ponad 2 km zostanie wybudowany z drugiej strony hangarów, w kierunku lasu, gdzie susłów nie ma. A dotychczasowe królestwo susłów - zieloną łąkę służącą helikopterom i małym samolotom - zostawiono w spokoju, tzn. będzie się ją kosić, odstraszać od niej lisy i inne drapieżniki, pielęgnować tak, aby susły mogły tam swobodnie żyć. W symbiozie z warkotem maszyn.
Anna Mazerant
Źródło finansowania i inspiracji
- Autor: Krzysztof Walczak
- Odsłon: 3742
Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej postrzegany jest najczęściej jako źródło środków na inwestycje wodno-ściekowe, urządzenia inżynieryjne, instalacje ochrony powietrza, a także jako ważna instytucja koordynująca realizację projektów inwestycyjnych z dofinansowaniem UE.
Mniej znana – niesłusznie – jest działalność NFOŚiGW jako źródła finansowania nauki w Polsce. Finansowanie przedsięwzięć, ekspertyz i prac badawczych podejmowanych przez środowiska naukowe w Polsce koncentruje się na udzielaniu dotacji na realizację prac zamawianych przez Ministra Środowiska. Prace te zajmują istotne miejsce w systemie zarządzania i realizacji polityki ekologicznej państwa oraz finansowania ochrony środowiska i gospodarki wodnej. Znaczna ich część dotyczy dostosowania polskiego prawodawstwa do prawa UE, a także wypełniania zobowiązań Polski wynikających z umów, porozumień i konwencji międzynarodowych. Podejmowane są także tematy niezbędne do wypracowania stanowiska resortu w kontrowersyjnych sprawach społeczno-gospodarczych.
Imponujący dorobek
Pierwsze umowy dotyczące finansowania nauki zawierane były przez Narodowy Fundusz w 1992 r., natomiast od 1994 r. ekspertyzy i prace naukowo-badawcze zostały wyodrębnione w priorytetach Funduszu. W ramach dziedziny „Ekspertyzy i prace naukowo-badawcze” finansowane były opracowania, prace studialne i badawcze służące wspieraniu zarządzania środowiskiem oraz zadania finansowane przez Ministra Środowiska z funduszu PHARE na wzmocnienie instytucjonalne administracji publicznej uzupełniane środkami krajowymi. W 2004 r. rozszerzono ekspertyzy i prace naukowo-badawcze o tematy dotyczące zarządzania środowiskiem.
W latach 1993-2006 zakończono 906 przedsięwzięć dofinansowanych przez NFOŚiGW kwotą 128.810 tys. zł. Wartość kosztorysowa tych prac wynosiła 140.946 tys. zł. Udział Narodowego Funduszu w ich finansowaniu kształtował się zatem na poziomie 91,4%. Dane te nie obejmują funduszu PHARE (wzmocnienie instytucjonalne), w którym NFOŚiGW zawarł 35 umów na łączną kwotę 31.630 tys. zł. Całkowita wartość kontraktów z udziałem funduszu PHARE wynosiła ponad 141,1 mln zł.
Najwięcej środków przeznaczanych jest na finansowanie prac interdyscyplinarnych, obejmujących wszystkie dziedziny ochrony środowiska. Przykładem może być jeden z najważniejszych dokumentów strategicznych „Polityka Ekologiczna Państwa na lata 2003-2006, z uwzględnieniem perspektyw na lata 2007-2010” oraz program wykonawczy tej polityki, a także kontynuacja tej strategii na lata 2007-2013. Wiele prac dotyczy zagadnień ekonomicznych, inne dotykają również problemów społecznych i bezpieczeństwa mieszkańców. Są wśród nich także nowatorskie programy badawcze służące wprowadzaniu zasad zrównoważonego rozwoju. Najwięcej prac dotyczy ochrony wód i gospodarki wodnej, mniej jest tematów poświęconych ochronie powietrza, ochronie powierzchni ziemi i ochronie przyrody, natomiast coraz więcej jest tematów związanych ze współpracą międzynarodową. Pilna konieczność dostosowania polskiego prawodawstwa do unijnego, a także potrzeba ratyfikowania lub przygotowywania do ratyfikacji umów i konwencji międzynarodowych, wpłynęła na uznanie priorytetowości tych tematów, zwłaszcza w latach poprzedzających akcesję naszego kraju do struktur unijnych. Do takich należy np. opracowanie i aktualizacja „Krajowego programu oczyszczania ścieków komunalnych” oraz „Krajowego planu gospodarki odpadami”.
Fundusz z nauką
W dobrze przebiegającej współpracy z Ministerstwem Środowiska jako zamawiającym, Narodowy Fundusz nie ogranicza się jedynie do roli płatnika. Często występuje z inicjatywą podjęcia prac rozwiązujących bieżące problemy ochrony środowiska, których wyniki są wykorzystywane bezpośrednio w działalności statutowej Funduszu. Opracowania naukowo-badawcze i ekspertyzy realizowane ze środków NFOŚiGW wykorzystywane są nie tylko w bieżących pracach resortu środowiska, ale również w innych resortach podejmujących działania w ochronie środowiska. Wyniki realizowanych prac mają duży wpływ na kształtowanie prawa i polityki ochrony środowiska w Polsce. Wykorzystywane są przy opracowywaniu wielu aktów prawnych, programów rządowych, a także podczas ich wdrażania i realizacji.
Wykonawcami prac są najczęściej instytuty, jednostki badawczo-rozwojowe, uczelnie wyższe, fundacje, ale też niezależni eksperci z danej dziedziny. W tej pierwszej grupie – co zrozumiałe, zważywszy, że jednostką zamawiającą jest minister środowiska – przeważają instytuty resortowe nadzorowane lub podległe ministrowi środowiska. Należą do nich: Instytut Ochrony Środowiska w Warszawie, Państwowy Instytut Geologiczny w Warszawie, Instytut Badań Leśnictwa w Sękocinie Starym, Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, Instytut Ekologii Terenów Uprzemysłowionych w Katowicach, a także wiele innych jednostek związanych tematycznie i statutowo z naukami przyrodniczymi. Umowy dotacji na wykonanie zamawianych prac zawierane są jako trójporozumienie między Ministrem Środowiska, Narodowym Funduszem oraz wykonawcą zamówienia. Wynikiem realizacji umów trójstronnych są opracowania w postaci raportów, sprawozdań, ekspertyz, programów, baz danych. Efekt ekologiczny, jako podstawowe narzędzie oceny efektywności i racjonalności wydawanych przez Narodowy Fundusz środków publicznych, przypisany do każdej umowy jest więc równoważny z efektem rzeczowym.
Wszystkie ekspertyzy i prace naukowo-badawcze, raporty i opracowania gromadzone są w bibliotece Narodowego Funduszu, której zbiory katalogowane są w systemie LIBRA i publicznie dostępne.
Naukowe efekty
Finansowanie tej dziedziny działalności przez Narodowy Fundusz od kilku lat odbywa się na poziomie ok. 8-12 mln zł rocznie. W skali potrzeb polskiej nauki jest to kwota niewielka, ale w ocenie środowisk naukowych i akademickich jest to znaczące wsparcie dla niedofinansowanej sfery budżetowej. W tej dziedzinie w 2006 roku zawarto 51 umów dotacji prawie na 12,5 mln złotych. Były wśród nich tak potrzebne i tak praktyczne opracowania jak np.: Krajowy system informacji o pożarach lasów (Instytut Badawczy Leśnictwa), Wykonanie ocen stanu technicznego i bezpieczeństwa obiektów hydrotechnicznych (Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej), Wdrożenie zobowiązań wynikających z postanowień Konwencji Ramsarskiej (Instytut Ochrony Środowiska). W ubiegłym roku zakończono m.in. takie prace jak: Integrowana metoda ochrony kasztanowca białego przed szrotówkiem kasztanowcowiaczkiem (Instytut Badawczy Leśnictwa), System informacji przestrzennej o mokradłach Polski (Instytut Melioracji i Użytków Zielonych Falenty), Projekt Polityki Ekologicznej Państwa na lata 2007-2010 z uwzględnieniem perspektyw na lata 2011-2014 (Arcadis Ekokonrem Sp. z o.o.).
Finansowanie prac naukowo-badawczych odbywa się w Narodowym Funduszu nie tylko w formie umów trójstronnych. Także w innych dziedzinach, jeśli jest to uzasadnione, w przedsięwzięciach np. z ochrony przyrody, edukacji ekologicznej, geologii, gospodarki wodnej, Fundusz może dofinansowywać badania, które są niezbędne np. dla prowadzenia prawidłowej gospodarki leśnej, dla wdrażania programów ochrony powietrza, ochrony wód, badań geologicznych, prac górniczych itp. Często z wnioskami o dofinansowanie prac naukowych, wdrożeniowych, edukacyjnych zgłaszają się do Narodowego Funduszu parki narodowe, organizacje pozarządowe, jednostki budżetowe, fundacje.
Źródło dla geologii
Jednym z wyodrębnionych zadań Narodowego Funduszu jest finansowanie potrzeb polskiej geologii. Ta dziedzina działalności finansowana jest w formie dotacji ze środków tzw. subfunduszu geologicznego, tj. pochodzących z opłat eksploatacyjnych i koncesyjnych, co określono w ustawie Prawo ochrony środowiska. Zgodnie z nim mogą one być kierowane „…wyłącznie na finansowanie potrzeb geologii w zakresie poznawania budowy geologicznej kraju oraz w zakresie gospodarki zasobami złóż kopalin i wód podziemnych…”. To uregulowanie prawne zapewnia stałe źródło finansowania prac geologicznych wykonywanych na zamówienie Głównego Geologa Kraju. Jedyną formą finansowania prac geologicznych jest dotacja jako wynagrodzenie dla wykonawcy przedsięwzięcia wyłanianego przez Ministerstwo Środowiska w trybie ustawy o zamówieniach publicznych.
W latach 1992-2006 na potrzeby geologii Narodowy Fundusz zawarł 1023 umowy na łączną kwotę 871,8 mln zł. W latach 2000-2006 Fundusz wydatkował na geologię 398,2 mln zł (288 umów). W kolejnych latach przewiduje się dofinansowanie geologii kwotą 80 - 120 mln zł rocznie. Z subfunduszu geologicznego finansowana jest także działalność Państwowej Służby Hydrogeologicznej (PSH), na co NFOŚiGW wydatkował w latach 2003-2006 ponad 26,8 mln zł. Planowana kwota na działalność PSH w roku hydrogeologicznym 2006/2007 wynosi 15,6 mln zł. W roku 2008 oraz w latach następnych na działalność PSH przewiduje się wydatkowanie średniorocznie ok. 20 mln zł. Wzrost w stosunku do lat ubiegłych wynika z faktu, że Narodowy Fundusz przejął całość finansowania Państwowej Służby Hydrogeologicznej (wcześniej była ona współfinansowywana z budżetu państwa). Ponadto, przewiduje się finansowanie wyposażenia PSH w ramach umowy z Głównym Inspektorem Ochrony Środowiska, kwotą w wysokości 33 mln zł.
Z subfunduszu geologicznego Narodowy Fundusz finansuje m.in.:
badania i prace geologiczne dla ochrony środowiska,
kartografię geologiczną, hydrogeologiczną i geośrodowiskową,
dokumentowanie zasobów wód podziemnych oraz głównych zbiorników wód podziemnych,
rozpoznawanie możliwości wykorzystania energii geotermalnej oraz wód mineralnych i leczniczych,
regionalne badania budowy geologicznej kraju,
oceny perspektyw surowcowych kraju i gospodarkę zasobami złóż kopalin,
działalność Państwowej Służby Geologicznej i Państwowej Służby Hydrogeologicznej.
Pomoc dla służb
Narodowy Fundusz jest najważniejszym źródłem utrzymania i funkcjonowania systemu Państwowego Monitoringu Środowiska (PMŚ), który obejmuje m.in. ogólnokrajową i regionalne sieci pomiarowe, łącznie z systemami ostrzegania i laboratoriami pracującymi na rzecz systemu. W latach 2000-2006 Fundusz zawarł 126 umów dotacji dotyczących finansowania przedsięwzięć związanych z organizacją i funkcjonowaniem systemu PMŚ. Łączny koszt zadań, na które zawarto umowy wynosi 370 872 tys. zł, przy łącznej kwocie udzielonych dotacji w wysokości 355 129 tys. zł. Procentowy udział środków Narodowego Funduszu w finansowaniu w/w zadań wynosi 95,8%.
W ramach finansowania zadań PMŚ Narodowy Fundusz corocznie zawiera z Ministrem Środowiska i Instytutem Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMiGW) umowy dotacji dotyczące finansowania działalności Państwowej Służby Hydrologiczno-Meteorologicznej, przejmując od 2001 r. znaczną część odpowiedzialności za utrzymanie całej polskiej sieci obserwacyjno–pomiarowej będącej w posiadaniu IMiGW (sieć hydrologiczna i meteorologiczna). W latach 2002-2006 koszt tych zadań i łączna kwota zawartych umów dotacji wynosi ponad 199,5 mln złotych.
Niezwykle trudno oszacować rzeczywisty, także pozafinansowy, wpływ Narodowego Funduszu na funkcjonowanie wielu dziedzin polskiej nauki i ośrodków badawczo-wdrożeniowych. W okresie 18 lat działalności Fundusz nie otrzymał ani złotówki z budżetu państwa, skutecznie za to wyręczając budżet centralny z odpowiedzialności za utrzymanie i pomoc dla wielu dziedzin nauki. Można z pełnym uzasadnieniem stwierdzić, że bez Narodowego Funduszu sieć polskich placówek naukowych związanych z ochroną środowiska, naukami przyrodniczymi i naukami o Ziemi byłaby ułomna a dorobek polskiej geologii, czy hydro- i meteorologii znacznie skromniejszy.
Krzysztof Walczak
Siła złego
- Autor: Krystyna Hanyga
- Odsłon: 3540
Leśnicy biją na alarm: giną wspaniałe świerkowe lasy, duma Beskidu Śląskiego i Żywieckiego. Symbolem grożącej im zagłady stała się śmierć jednego z najwspanialszych tamtejszych świerków, zwanego Anderssonem.
To jest los lasów sztucznie założonych przez człowieka – mówi dyrektor Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach dr inż. Kazimierz Szabla. Tutejsze lasy są zdominowane przez świerki, w niektórych rejonach, jak nadleśnictwo Wisła, stanowią one nawet ponad 90% drzewostanu. Ponadto wyhodowano je z nasion przywiezionych z różnych części Europy, np. z Karpat rumuńskich czy Alp, z innych stref klimatycznych, o czym leśnicy dowiedzieli się dzięki badaniom DNA. Ich genotyp nie jest dostosowany do tutejszych warunków.
Obecny las powstał w XIX wieku, zgodnie z wzorcami nauki niemieckiej, które przejęli ówcześni włodarze karpackich majątków. W miejsce dawnej, głównie jodłowo-bukowej puszczy, co prawda już wtedy mocno przetrzebionej i częściowo zamienianej w pastwiska i grunty rolne, wprowadzono monokultury świerkowe. Dziś już wiadomo, także na przykładzie innych obszarów leśnych, czym to grozi. Jednak kiedy kształtowano te lasy, stan wiedzy był inny i inne cele leśnictwa. Las miał dostarczać drewno m.in. do rozwijających się kopalni węgla, a świerk, szybko rosnący na żyznych beskidzkich glebach, nadawał się do tego doskonale. Liczyła się duża zasobność i wysoka jakość tutejszych świerczyn.
Ale z czasem przyroda upomniała się o swoje prawa, likwidując błędy ówczesnych leśników – dodaje dyr. Szabla i to po części tłumaczy obecną sytuację. Wiele pojawiających się kolejnych zagrożeń jest jednak wynikiem antropopresji: urbanizacji przestrzeni, zabudowy gór, niszczenia ścian lasu, złej gospodarki wodnej, ale przede wszystkim imisji przemysłowych, związanych z bliskim sąsiedztwem aglomeracji górnośląskiej i zagłębia karwińsko-ostrawskiego. Opadające wraz z deszczem toksyny zmieniły skład chemiczny gleby, niedobór wapnia i magnezu potrzebnych do rozwoju roślin bardzo źle wpłynął na zdrowotność drzew. Obecnie zanieczyszczeń przemysłowych jest znacznie mniej, ale z kolei osłabione już, choć jeszcze nadal piękne świerkowe drzewostany, padły ofiarą innych plag. Zaatakowały je z ogromną intensywnościa opieńki, zabójcze dla drzew, gdyż niszczą ich system korzeniowy, uniemożliwiając pobieranie wody. Świerki usychają, nawet te całkiem młode, a na odporne i długowieczne grzyby nie znaleziono dotąd skutecznego sposobu. I to nie koniec plag, których ofiarą padły lasy dużej części Beskidu Śląskiego i Żywieckiego. Niekorzystne procesy przyspieszyły zmiany klimatu, a szczególnie ubiegłoroczne suche i upalne lato, z temperaturami, jakich na podobnych wysokościach dotąd nie notowano. Najgroźniejsze okazały się żarłoczne korniki, głównie drukarze, zdolne w parę miesięcy zabić nawet najwspanialsze, najzdrowsze drzewo. Korniki są ciepłolubne, mają więc wymarzone warunki do inwazji, świerkom natomiast taka pogoda wyjątkowo nie służy, zmniejsza dodatkowo ich odporność, są bowiem gatunkami borealnymi, a więc lubiącymi chłód i wilgoć.
A komu tegoroczne lato będzie sprzyjać?
Na razie agresywnym kornikom, atakującym osłabione drzewa, co zmobilizowało leśników do działań nadzwyczajnych. Rozwój kornika trwa od 6 tygodni do 2 miesięcy, wysokie temperatury skracają ten okres, w ten sposób w ub. roku doszły dodatkowo dwie generacje, pustoszące świerkowe lasy. Nie można do tego dopuścić – podkreśla prof. Andrzej Kolk, kierownik Zakładu Ochrony Lasu w Instytucie Badawczym Leśnictwa. Prof. Kolk, wraz z prof. Jerzym Starzykiem, entomologiem z Akademii Rolniczej w Krakowie i dr. Wojciechem Grodzkim z krakowskiego zakładu IBL, tworzą zespół ekspercki, którego zadaniem jest opracowywanie strategii postępowania w sytuacji tak silnego zagrożenia, doradzanie nadleśnictwom, które do tej pory nie miały do czynienia z tak dużą skalą gradacji, kontrolowanie procedur. Leśnicy rozstawiają pułapki feromonowe różnego rodzaju, jest ich obecnie ponad 11 tys. W maju z każdej wyjmowano kilkanaście tys. korników tygodniowo. Drzewa już zaatakowane przez owady trzeba ściąć, okorować, a korę z kornikami spalić, zanim stanie się zagrożeniem dla innych drzew. To gigantyczna praca, wymagająca zaangażowania nie tylko leśników; trzeba przygotować odpowiedni sprzęt, drogi do zwożenia drewna, środki transportu i oczywiście ludzi umiejących pracować w górskich warunkach. Drewno należy szybko sprzedać, by nie dopuścić do deprecjacji. To jednak nie jest najważniejsze, zaznacza prof. Kolk. W sytuacji klęski sprawa drewna schodzi na dalszy plan, ratuje się przede wszystkim las. Najtrudniejsza sytuacja panuje w nadleśnictwach Wisła, Ustroń i Ujsoły, gdzie na wycinkę sanitarną i porządkowanie lasów trzeba będzie wydać prawie 150 mln zł.
Wymiana drzewostanów
Działania te byłyby znacznie bardziej skuteczne, gdyby przyłączyli się do nich właściciele lasów prywatnych. Ich współpraca z lasami państwowymi nie zawsze układa się dobrze, a przecież szkodniki nie znają granic własności, migrują w nowe miejsca. Stąd apele o nie lekceważenie zaleceń, o wsparcie poczynań służb leśnych, kierowane do właścicieli lasów w formie ulotek, a nawet głoszone z ambon kościelnych, pozyskiwanie sojuszników wszędzie, gdzie się da.
Masowe wycinanie i wywożenie zaatakowanych przez pasożyty i owady świerków, konieczne dla ratowania zagrożonych lasów, budzi niekiedy protesty ludzi nie bardzo rozumiejących sytuację. Leśnicy podejrzewani są o nieuzasadnione niszczenie pięknych drzewostanów, oskarżani o gospodarkę rabunkową i traktowanie powierzonych im pod opiekę obszarów leśnych jako składu drewna. Czynią więc wszystko, by ich działania zyskały społeczną akceptację i wsparcie lokalnych społeczności.
Leśniczy z nadleśnictw najbardziej dotkniętych klęską utworzyli sztab antykryzysowy. Dokonano inwentaryzacji potrzeb i sporządzono wykaz najpilniejszych działań ratunkowych, które muszą być podjęte natychmiast. Prof. A. Kolk, po ostatniej wizytacji na terenach ekologicznej katastrofy, z uznaniem mówi o mobilizacji i sprawności organizacyjnej służb leśnych pod wodzą dyr. Szabli, wyrażając nadzieję, że uda się spowolnić proces zamierania drzewostanów i nie dopuścić do dużych wylesień, jak to miało miejsce w Niemczech, Czechach, w pewnym stopniu również w zachodnich Sudetach, gdzie zniknęły całe duże kompleksy świerczyn. Umożliwiłoby to konsekwentną, prowadzoną zresztą od lat, przebudowę beskidzkich lasów z uwzględnieniem lokalnych warunków siedliskowych. Na zagrożonych terenach świerki są stopniowo zastępowane innymi, bardziej właściwymi dla Beskidów gatunkami. Jest coraz więcej jodeł i buków; te zresztą, kiedy poprawiła się jakość powietrza, zaczęły się odnawiać również naturalnie, tyle że ten proces potrwałby kilkaset lat. Leśnicy muszą więc wspomagać naturę i przyspieszać zmiany składu drzewostanu, bo lasy mieszane są znacznie bardziej odporne, a to oznacza, że mają więcej szans na przetrwanie trudnych czasów.
Czy można było, choć w przybliżeniu, przewidzieć wcześniej klęskę beskidzkich lasów?
W prognozie opracowanej przed czterema laty sygnalizowano zagrożenia wynikające z rozpadu monokultury świerkowej, choć z pewnością nie przewidziano takiego wyjątkowego zbiegu niekorzystnych warunków. Niemniej, uważa prof. A. Kolk, powinny być prowadzone na szerszą skalę badania wyprzedzające, trzeba lepiej poznać mechanizmy powstawania różnych zjawisk. Brakuje choćby monografii kornika drukarza, badań nad jego migracjami, jakością populacji, potencjałem gradacyjnym. Wciąż nie starcza na to pieniędzy, a naukowcy koncentrują się na tym, co jest na bieżąco potrzebne praktyce: ekspertyzach, doradztwie, planowaniu lasów, działaniach doraźnych. Potrzebny jest natomiast już inny etap badań, zwłaszcza badań genetycznych, nad genetyczną odpornością drzewostanów – podkreśla prof. Kolk. W polskim leśnictwie nie ruszyła jeszcze na dobre selekcja odpornościowa, która jest ważniejsza od jakościowej.
Ratujmy Beskidy!
W 2003 roku powstał Program dla Beskidów, dofinansowany przez NFOŚ, określający działania w celu poprawy zdrowotności lasów. Zespół naukowców z krakowskiej Akademii Rolniczej opracował zasady przebudowy zagrożonych obszarów leśnych. Przeprowadzono przeglądy lasów na 50 tys. ha stwierdzając, że blisko połowa wymaga takiej przebudowy. Wytypowano najwartościowsze drzewostany nasienne i przypisano je do odpowiednich stref wysokościowych i klimatycznych. Takich uwarunkowań jeszcze niedawno nie brano pod uwagę, teraz mają być ważnym czynnikiem kształtowania lasu. To wielkie przedsięwzięcie wymaga odpowiednich zapasów nasion – gromadzi się je w Karpackim Banku Genów, a pochodzą z wyjątkowo zdrowych, dorodnych i długowiecznych świerków istebniańskich, należących do najcenniejszej w Polsce rasy beskidzkiej. Zmodernizowano szkółki leśne i zwiększono hodowlę sadzonek jodły i buka. Ma powstać las zbliżony do tego, jaki niegdyś porastał tę część Puszczy Karpackiej. To jednak kwestia wielu lat.
Program dla Karpat mógłby być zrealizowany w większym stopniu, gdyby nie zaskoczyły leśników susze i huragany, które poczyniły w lasach dodatkowe szkody, zaznacza dyr. RDLP w Katowicach, dr inż. K. Szabla. W latach 2005-6 proces destrukcji gwałtownie przyspieszył, przybierając rozmiary klęski ekologicznej.
Beskidzkie lasy trzeba ratować za wszelką cenę, pełnią bowiem różnorakie funkcje: zapewniają właściwe stosunki wodne, chronią zbocza przed erozją, są cenne przyrodniczo. Bez nich całkowicie zmieniłby się beskidzki pejzaż, a region stracił na atrakcyjności.
Krystyna Hanyga
Lepsze wrogiem dobrego
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 3270