Naukowa agora (el)
- Autor: Janusz Lipkowski
- Odsłon: 4931
Dotychczas bywało tak, że w trakcie kampanii politycznych, zwłaszcza przed jakimiś wyborami, nauka była wymieniana wśród podstawowych priorytetów partii politycznych oraz jej kandydatów do ważnych funkcji w państwie. I mówiono o niej z uszanowaniem także przy innych okazjach.
Bywały wprawdzie wyjątki, jak słynne niegdyś wypowiedzi profesora (!) Leszka Balcerowicza i jego stronników o tym, że przeznaczanie istotnych nakładów na naukę w Polsce nie jest niezbędnym elementem strategii rozwoju naszego kraju. Ale to nigdy nie było opinią dominującą, przynajmniej w warstwie publicystycznej. Uważna obserwacja życia politycznego w ostatnim okresie przynosi jednak bardzo smutną konstatację, że poglądy Balcerowicza zostały w końcu przez nasze sfery polityczne przyjęte jako część podstawowego kanonu. W związku z wyborami samorządowymi też raczej cicho o problemach i potrzebach nauki. Nawet schizma posła Palikota nie wykorzystuje propagandowo nauki.
W sumie wydaje się to bardzo symptomatyczne i przez środowisko naukowe jest obserwowane z niepokojem. Ale i ze zmęczeniem, graniczącym ze zniechęceniem. Bo cóż, mamy wprawdzie ciężko wypracowany pakiet nowych ustaw o nauce, formalnie poddanych konsultacji z całym środowiskiem (dość szeroko krytykowanych), ale nie stanowią one pożądanego przełomu, robią raczej wrażenie efektu politycznego dążenia do ilościowego sukcesu w postaci licznych, nowych ustaw (Tu nieodparcie nasuwa mi się powiedzenie mojego promotora, prof. Wiktora Kemuli, który mawiał: „ilość przechodzi w bylejakość"). Mamy obawy, że podobny skutek będzie miało uchwalenie kolejnego pakietu, dotyczącego szkół wyższych...
Podam kilka konkretnych, wybranych, przykładów ilustrujących wyżej wspomnianą, pesymistyczną obserwację. Zacznę od kampanii prezydenckiej. Towarzystwo na Rzecz Rozwoju Nauki wspólnie z Towarzystwem Naukowym Warszawskim wystosowało do wszystkich kandydatów krótki list z pytaniem o ich plany działania wobec sfery nauki w kraju. Odpowiedź uzyskaliśmy tylko od jednego (p. Andrzeja Olechowskiego, dziękujemy)! Sztaby wyborcze pozostałych kandydatów nie dostrzegły potrzeby podejmowania takiej dyskusji. Na zwołaną w tej sprawie konferencję prasową przyszło dwoje młodych dziennikarzy i szybko sobie poszli poinformowawszy nas, że sytuacja nauki w kraju jest im świetnie znana, także z osobistych doświadczeń (opowiedzieli o zamiarach podjęcia studiów doktoranckich, które szybko porzucili poznawszy warunki finansowe..), a także mówiąc, że to „nie jest temat" dla prasy. W sumie jest to dziwne. Znamy przecież dziennikarzy dobrze znających problemy nauki i kompetentnie o nauce piszących. Zatem możemy chyba mówić o fatalistycznej rezygnacji z podejmowania starań, które z góry wydają się beznadziejne. Dziennikarze pewnie wiedzą lepiej, jakie są tendencje w strategiach politycznych...
Inny przykład to losy projektu ustawy o towarzystwach naukowych. Projekt ten, opracowany przez Radę Towarzystw Naukowych przy Polskiej Akademii Nauk i początkowo życzliwie przyjęty przez posłów, do których sprawa trafiła, ugrzązł gdzieś ostatnio. Może nie pasuje do liberalnej koncepcji gospodarowania majątkiem państwa (ewentualne roszczenia majątkowe towarzystw naukowych?), a może społeczna działalność nie mieści się w perspektywicznych planach rozwoju państwa? Bardzo to jest dziwne i nieoczekiwane, przecież nieustannie mówimy o społeczeństwie obywatelskim! Nie ma bardziej efektywnego, w sensie ekonomicznym, sposobu prowadzenia n. p. działalności upowszechniającej wiedzę od pracy społecznej!
Z kolei zapowiedzi restrykcji podatkowych na najbliższą przyszłość w sposób bardzo wyraźny (i selektywny) uderzą w środowiska twórcze, w tym naukowe. Można by zadać pytanie, czemu w sytuacji kryzysu finansów państwa partie polityczne nie zacisną własnego pasa, np. zawieszając ich finansowanie z budżetu ? To byłby dobry przykład, przekonujący o potrzebie sięgnięcia do kieszeni ogółu społeczeństwa, w którym zaufanie do polityki bardzo wyraźnie słabnie.
Uczeni nie lubią dyskusji na temat obiecanego przez pana Premiera wiosną 2008 roku (podczas spotkania z przedstawicielami świata nauki i edukacji na poziomie uniwersyteckim w URM - gdy dyskutowano założenia reformy nauki i edukacji) prawa przechodzenia profesorów tytularnych w stan spoczynku. Nie lubią, gdyż sprawa (postulowana od wielu lat) od początku była prowadzona w sposób odbiegający od głównego celu, jakiemu miało to służyć. W Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego powstał projekt, w którym głównymi akcentami były: (1) kwestia socjalna, czyli finansowe wsparcie emerytowanych profesorów oraz (2) dbałość o to, by pomoc ta nie była zbyt wysoka. W zestawieniu z głównymi celami akcji zmierzającej do ustanowienia prawa do stanu spoczynku profesorów było to zwyczajnie nietrafne i dla środowiska niehonorowe. A ponadto przepadło, jak się dowiadujemy, z powodów finansowych. Nie chcę tutaj powtarzać argumentacji - pisałem o tym wcześniej i mówiłem wielokrotnie, z upoważnienia kolegów. Teraz pozwolę sobie dokonać porównania z inną grupą zawodową, która stosunkowo niedawno uzyskała takie prawo. Są to prokuratorzy. Proszę nie sądzić, że próbuję podważyć to uprawnienie, powszechnie wiadomo jak trudny i odpowiedzialny jest zawód prokuratora. Proszę tylko porównać:
-
profesor tytularny zyskiwałby prawo przejścia w stan spoczynku w wieku 70 lat, zaś prokurator ma prawo przejścia w stan spoczynku w dowolnym wieku (jeżeli wierzyć Internetowi, to najmłodszy prokurator w stanie spoczynku ma 38 lat), jeżeli uzna proponowaną mu, np. w wyniku reorganizacji, zmianę zatrudnienia za niezadowalającą;
-
profesor miał otrzymywać dodatek do emerytury, ale z ograniczeniem, że w sumie nie dostanie więcej niż 70% średniej krajowej pensji profesora. Prokurator otrzymuje tyle, ile wynosiła jego ostatnia pensja i uposażenie to podlega waloryzacji;
-
profesor miał zyskiwać prawo do stanu spoczynku pod warunkiem rezygnacji z etatowego zatrudnienia gdziekolwiek. Prokurator zachowuje prawo zatrudnienia w uczelniach wyższych. I wreszcie -
-
prokuratorzy mają już to prawo, profesorowie z rezygnacją czekają na oficjalne potwierdzenie, że tego prawa nie uzyskają. Podobno zarzucono projekt jako zbyt kosztowny. Wydaje mi się to bardzo dziwne, gdyż w przeszłości, wspólnie z prof. Tadeuszem Lutym, przeprowadziliśmy odpowiednie kalkulacje, ja w placówkach naukowych PAN, prof. Luty w politechnikach. Wynik był taki, że sumy, które teraz emerytowani profesorowie zarabiają, pracując na ułamkowych etatach, a zaoszczędzone w ramach „stanu spoczynku" wyrównałyby dodatkowe koszta i całość mogłaby zostać przeprowadzona bez ponoszenia przez budżet państwa dodatkowych kosztów - w przybliżeniu, oczywiście. A profesorowie w stanie spoczynku pracowaliby nadal, jak obecnie, tyle że bez starań o posady.
Bardzo znamienne jest też, że nie wspomina się o nakładach z budżetu na naukę. Wobec kryzysu finansów państwa, pewnie nie jest sensowne upominanie się o zwiększenie tych nakładów. Ale wypadałoby przecież dobitnie mówić o tym, że bez pieniędzy niewiele da się zrobić, nawet w nauce...Musimy sobie to dobrze uświadomić i, gdy pojawią się dostępne fundusze, zwiększyć ten żenująco niski budżet nauki w naszym kraju. Powołam się na zdanie wypowiedziane niegdyś przez Fryderyka Joliot-Curie (cytat z pamięci): „narody potrzebują nauki, kraje nie doceniające rozwoju nauki, powoli acz nieuchronnie, stają się koloniami rozwiniętego świata". Nie dajmy się zepchnąć do roli kolonii, to od nas przecież przede wszystkim zależy.
Świat nauki składa się z indywidualności, są wśród nich także ludzie sukcesu. Może ktoś z nich, posługując się własnym przykładem, zechce podważyć pesymistyczną ocenę sytuacji, jak wyżej. Nie dajmy się jednak zwieść wybranym, optymistycznym przykładom. Jakkolwiek radosne, nie ważą w decydującym stopniu na stanie naszej nauki gdyż, jak to wyraźnie stwierdzono na ostatnim Zgromadzeniu Ogólnym PAN, nauka w Polsce cierpi obecnie liczne słabości, a jej międzynarodowa ranga się obniża.
Janusz Lipkowski
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 2709
Z korytarza przed salą obrad usunięto monitor i krzesła. Drzwi do sali obrad zamknięto, okna i klimatyzację – też. Wszystko po to, aby frekwencja wyborcza była jak najwyższa, żeby profesorowie nie rozchodzili się i aby szybko i sprawnie przeprowadzić wybory. Tym razem bowiem „papież” – prezes PAN - musiał być wybrany. Gdyby tak się nie stało – od 1 lipca 2015 do Akademii wkroczyłby komisarz. Miecz zatem wisiał na cieńszym włosku niż podczas październikowego Zgromadzenia Ogólnego PAN, podczas którego prezesa wybrać się nie udało.*
Po krótkiej dyskusji, w której wyrażano kolejne wątpliwości co do procedury wyborczej, a następnie przedstawieniu programów wyborczych kandydatów i debacie nad nimi, doszło do głosowania. Kandydatów – jak poprzednio – było dwoje, z tym, że prof. Michała Kleibera – dotychczasowego prezesa - zastąpiła prof. Mirosława Marody. Drugim kandydatem był ponownie prof. Jerzy Duszyński.
Jednak i tym razem w pierwszym głosowaniu żaden z kandydatów nie uzyskał bezwzględnej większości głosów. Na 214 oddanych i ważnych kart (215 obecnych), prof. Duszyński otrzymał 106 ważnych głosów, a prof. Marody – 95. Powtórzyła się więc sytuacja z głosowania październikowego.
Prezesa udało się wybrać w drugim głosowaniu – prof. Duszyński otrzymał 111 głosów (ze 188 oddanych kart, w tym jedna nieważna), natomiast prof. Marody tylko 68. Tym samym akademicy uratowali się przed administracyjnym batem.
Te dramatyczne w historii PAN wybory, ciągnące się wiele miesięcy, z pewnością będą ciekawym przypadkiem dla historyków nauki, zwłaszcza opisujących PAN. Ich odmienność od dotychczasowej, ponad 60-letniej praktyki pokazuje bowiem nie tylko zmiany w samej korporacji, co i zmiany otoczenia politycznego, w jakim funkcjonuje polska nauka oraz wpływy tego otoczenia, rodzaj nacisków, na PAN.
Przede wszystkim rzuca się w oczy utrata znaczenia korporacji, ale i samych uczonych, i wreszcie samej nauki w polskim społeczeństwie. Nikogo właściwie nie obchodzi czym naukowcy się zajmują – chyba, że zaplączą się w jakieś afery finansowe lub obyczajowe, które są dobrą pożywką dla mediów. Sami akademicy bardzo nad tym boleją, lamentując nieustająco o braku popularyzacji nauki i nie zauważając, że czas socjalizmu i mediów państwowych, mających za zadanie kształcenie obywatela – dawno minął. Dzisiaj media to koncerny, czyli biznes mający przynosić zyski. Tylko tyle.
Dzisiaj też nie liczy się meritum, tylko marketing, reklama. Mniej ważne jest: co, ważniejsze – jak, nie treść, a forma. Stąd w wyborach - także w środowisku naukowym – czynnik marketingowy, umiejętność sprzedania się w tym konkursie, stał się po raz pierwszy chyba w historii nauki tak ważny. Widać było, że do tej sfery nie tylko przedostał się, ale i z powodzeniem rozkwita, styl walki politycznej. Co trochę dziwne, gdyż w nauce – zwłaszcza polskiej – konfitury są raczej skromne w porównaniu z wieloma innymi dziedzinami.
Różnice w podejściu do marketingu widać było nie tylko w programach wyborczych kandydatów, ale i w ich sposobie prezentacji podczas wyborów. Prof. Duszyński wygrywał swoim doświadczeniem wiceministra (choć prof. Stec miał krytyczny osąd działalności kandydata na tym stanowisku), a z kolei prof. Marody (socjolog) - stawiała na wartości – powrót do idei ojców założycieli PAN i konieczność przywrócenia etosu w nauce.
O ile program prof. Duszyńskiego można nazwać techniczno-finansowym, to propozycje prof. Marody – etosowymi, nakierowanymi na odrodzenie szlachetnych idei, jakie winny przyświecać uczonym - poszukiwania i odkrywania prawdy, szlachetnej współpracy.
Wybór przez zgromadzonych programu proponowanego przez prof. Duszyńskiego (najważniejszy poziom badań prowadzonych w placówkach PAN, odbudowa prestiżu Akademii, upowszechnianie osiągnięć i włączenie placówek do programu Horyzont 2020) pokazuje, że albo korporacji nie zależy na tych wartościach, albo jej członkowie wystraszyli się zmian organizacyjnych, na jakie również kładła nacisk kandydatka na prezesa. Jest też trzecia możliwość: akademicy nie dojrzeli jeszcze do tego, aby na czele korporacji stanęła kobieta (choć prof. Bogdan Ney przekonywał zebranych, że nastąpił już czas kobiet na wysokich stanowiskach).
Bez względu jednak na to, kto by nie został prezesem PAN, będzie musiał się zmierzyć i z problemami wewnętrznymi Akademii (zmian organizacyjnych, prawnych – m.in. nowelizacja ustawy o PAN), i zewnętrznymi, mającymi wpływ na spadek znaczenia tej ważnej dla polskiej nauki instytucji. Nie będzie to zadanie łatwe, gdyż prestiż placówek i korporacji nie zależy tylko od wyników naukowych (i tak są one na tle innych – uczelnianych i resortowych - jednostek najlepsze, choć najgorzej opłacane), ale od wielu czynników: politycznych, gospodarczych, międzynarodowych.
Jeśli nowemu prezesowi starczy motywacji, sił i umiejętności poruszania się na salonach źle i coraz gorzej wykształconej władzy – może też uda mu się choć w części przywrócić należną PAN – i jej władzom – pozycję we władzach państwa. Przed nowym prezesem, dysponującym dość słabym mandatem środowiska, z pewnością więc stoi zadanie trudne. Może więc dlatego zaproponował aż 5 swoich zastępców?
Anna Leszkowska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1931
Po długotrwałych konsultacjach między władzami resortu nauki a środowiskiem naukowym, projektach trzech niezależnych zespołów odnośnie nowego ustroju nauki w Polsce, reforma nauki 2.0 - nazwana szumnie konstytucją - przedstawia się mgliście. Optymizm kierownictwa resortu nie jest gremialnie podzielany przez naukowców – wystarczy przejrzeć opinie na temat tej reformy zamieszczone na stronie Biura Analiz Sejmowych - http://www.sejm.gov.pl/Sejm8.nsf/opinieBAS.xsp?nr=2446
Przytaczamy prawie w całości fragmenty jednej z nich, autorstwa dr. Jarosława Szymanka, dotyczącą skutków realizacji ustawy 2.0 (projektu ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce) dla województw wschodnich Polski. Pokazuje ona, iż reformatorzy sporo spraw nie przemyśleli… (red.)
Tezy
- Projektowana ustawa 2.0 (Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce) dokonuje zasadniczej reorganizacji mechanizmu kategoryzacji szkół wyższych, wprowadzając podział na uczelnie akademickie (a w ich ramach na uniwersytety i akademie) oraz uczelnie zawodowe, z czym wiążą się inne konsekwencje (np.: w zakresie prowadzenia kierunków studiów czy możliwości nadawania stopni naukowych).
- Województwa wschodniej Polski jednoznacznie tracą na proponowanej reformie. Symulacja wyników obecnej (przeprowadzonej w roku 2017) parametryzacji ze skutkami ewentualnego wejścia ustawy w życie pokazuje, że żaden z dzisiejszych uniwersytetów we wschodniej Polsce nie utrzyma statusu uniwersytetu (co dotyczy takich uniwersytetów jak np. Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie czy Uniwersytet w Białymstoku).
- Należy jednak mieć na uwadze, że takie symulowanie jest dzisiaj mało uprawnione, ponieważ projekt ustawy wprowadza zupełnie nowe rozwiązania (dodatkowa kategoria B+, ocena w obrębie dyscypliny, a nie kierunku), których nie sposób przyłożyć do wyników ostatniej parametryzacji.
- Społeczne i gospodarcze skutki wejścia proponowanej ustawy w życie dla województw wschodniej Polski będą jednoznacznie negatywne, co wiąże się m.in. z migracją wielu osób do aglomeracji akademickich, odpływem kapitału, a w dalszej perspektywie pogorszeniem stanu cywilizacyjnego i kulturowego tych regionów.
Uzasadnienie opinii
Projekt nowej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce w istotny sposób będzie wpływał na województwa wschodniej Polski. Wpływ ten, jak każdy zresztą, będzie miał dwukierunkowy przebieg, tzn. będzie wpływem jaki projektowana ustawa wywoła w stosunku do tych województw, jak również będzie wpływem zwrotnym, jaki ewentualne wejście ustawy w życie wywoła w stosunku do jego projektodawców. Należy oczywiście mówić o skutkach wielorakich, w tym zwłaszcza o skutkach społecznych, ekonomicznych i politycznych.
Konsekwencją wejścia ustawy w życie w jej obecnym kształcie będzie sytuacja, w której uczelnie wyższe mające status tzw. uniwersytetów pełnych oraz tzw. uniwersytetów przymiotnikowych znikną całkowicie z mapy wschodniej Polski (co dotyczyłoby również Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, który ma jednak status publiczno-prywatny), a to oznacza, że nie mają do niego zastosowania przepisy projektowanej ustawy, w związku z czym zachowa on, mimo wszystko, rangę uniwersytetu pomimo niespełniania kryteriów przewidzianych w projekcie ustawy 2.0), co w każdym aspekcie, tj. społecznym, kulturowym, gospodarczym i politycznym może być niebezpieczne, a przynajmniej dysfunkcjonalne (szczególnie w dłuższej perspektywie czasowej).
Przyjęte w proponowanym projekcie rozwiązania dotyczące tworzenia i funkcjonowania uczelni zasadzają się bowiem na trzech podstawowych założeniach i każde z nich, daje efekt niekorzystny dla szkół wyższych działających we wschodniej Polsce. Założeniami tymi są, po pierwsze, podział uczelni wyższych na uczelnie typu akademickiego oraz uczelnie typu zawodowego. Po drugie, podział uczelni akademickich na uniwersytety oraz akademie. Po trzecie wreszcie, zlikwidowanie tzw. uniwersytetów przymiotnikowych (które staną się albo uczelniami akademickimi, albo uczelniami zawodowymi).
Zaproponowane mechanizmy kwalifikowania uczelni, wespół z całokształtem innych konsekwencji wejścia ustawy w życie, pozwalają sformułować wniosek o wręcz destrukcyjnym wpływie projektowanych rozwiązań na rozwój regionalny Polski, w tym zwłaszcza, choć nie tylko, tzw. ściany wschodniej (co jednak w porównywalnym stopniu dotyczy to także Polski zachodniej - status uniwersytetów stracą m.in. Uniwersytet Szczeciński, Uniwersytet Opolski czy Uniwersytet Zielonogórski. Należy mieć świadomość, że projektowana ustawa generalnie uderza w tzw. Polskę regionalną, premiując duże aglomeracje, będące zarazem ośrodkami akademickimi. Uniwersytety, przekształcone w akademie, stracą bowiem także takie miasta jak Kielce czy Bydgoszcz).
Można nawet powiedzieć, że zaburzenie rozwoju regionalnego Polski stanowi jeden z większych mankamentów proponowanej ustawy, zwłaszcza że rozwiązania zawarte w projekcie mocno kontrastują z dotychczasową koncepcją rozwoju regionalnego w zakresie szkolnictwa wyższego. Do tej pory bowiem logika rozwoju szkolnictwa wyższego była wszak diametralnie odmienna. Akcentowano konieczność wzmacniania tzw. Polski prowincjonalnej czy też regionalnej, a niebagatelnym elementem tego wzmacniania było właśnie tworzenie, tudzież przekształcanie istniejących uczelni albo w tzw. pełne uniwersytety, albo w uniwersytety przymiotnikowe. Decydenci polityczni wychodzili z założenia, że rozwój ośrodków akademickich w mniejszych miastach przynosi efekty nie tylko edukacyjne (wzrost wskaźnika skolaryzacji), ale również społeczne (zmniejszenie migracji z mniejszych ośrodków do dużych aglomeracji) oraz ekonomiczne (rozwój mniejszych ośrodków, do których wraz z uczelniami wyższymi wchodził większy kapitał, co siłą rzeczy generowało rozwój choćby handlu i drobnej przedsiębiorczości).
Powstawanie i działanie szkół wyższych w mniejszych ośrodkach dawało więc, zwłaszcza w dłuższej perspektywie, efekt synergii i oznaczało – mówiąc w największym skrócie – rozwój cywilizacyjny danego regionu (wzrost ekonomiczny, kulturowy, społeczny). Rósł także, co ma również swoje znaczenie, prestiż miasta i regionu, dla którego uczelnia wyższa, zwłaszcza o randze uniwersytetu, była nie tylko swoistą sprężyną rozwoju naukowo-kulturowego oraz społeczno-gospodarczego, ale symbolem ogólnego, cywilizacyjnego awansu.
Ta polityka rozwoju regionalnego, w aspekcie szkolnictwa wyższego była z powodzeniem prowadzona od kilkunastu lat. Jej wynikiem było powstanie kilku regionalnych, ale ważnych na mapie edukacyjnej Polski, ośrodków naukowo-dydaktycznych, mianowicie Uniwersytetu w Białymstoku, Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz jednego w tej części Polski tzw. uniwersytetu przymiotnikowego, jakim jest Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy w Siedlcach.
Wszystkie te uczelnie, jak się zauważa, stały się bardzo szybko motorem rozwoju nie tylko miasta ale i całego regionu. Należy zaznaczyć, że rozwój ten silnie był skorelowany właśnie z awansem dotychczasowych ośrodków naukowo-dydaktycznych i nadaniem im postaci uniwersytetu. Wcześniej działające tam szkoły wyższe, albo jako filie innych uczelni, albo jako szkoły rolnicze, bądź pedagogiczne, nie dawały tego impulsu rozwojowego, co najlepiej dowodzi tego, że nie sama szkoła wyższa, ale jej uniwersytecki status przyczynia się do awansu cywilizacyjnego danego regionu.
Dopiero bowiem przekształcenie istniejących szkół w uniwersytety stało się katalizatorem przyspieszonego rozwoju, co związane zbyło z przyciąganiem młodzieży z najbliższego otoczenia, która dzięki temu otrzymała alternatywę w postaci „własnego” ośrodka uniwersyteckiego, bez konieczności migracji do dużych miast. W całokształcie swoich zdarzeń i skutków pozwoliło to zbalansować rozwój regionalny i wypełnić „puste miejsca” na mapie uniwersyteckiej Polski.
Wcześniej bowiem, na wschód od Wisły był tylko jeden taki ośrodek, mianowicie Lublin z dwoma uczelniami uniwersyteckimi, tj. KUL i UMCS. Później status takich ośrodków otrzymały Białystok, Olsztyn, Rzeszów i – w nieco mniejszym zakresie – Siedlce, co wyrównało akademicką mapę Polski w jej wschodniej części.
Proponowana ustawa ma trzy zasadnicze elementy dekonstruujące system edukacyjnego wspomagania ośrodków regionalnych.
Po pierwsze, dzieli szkoły wyższe na szkoły o charakterze akademickim oraz na szkoły o charakterze zawodowym. Zgodnie z projektem uczelnia jest wszakże albo uczelnią akademicką, albo zawodową (art. 13 ust. 2). Kryterium podziału są tzw. kategorie naukowe, które przyznaje minister nauki i szkolnictwa wyższego w wyniku periodycznej oceny parametrycznej.
Według art. 14 ust. 1 przedłożonego projektu uczelnia jest uczelnią akademicką, jeżeli prowadzi działalność naukową i posiada kategorię naukową A+, A albo B+ w co najmniej jednej dyscyplinie naukowej lub artystycznej. Wszystkie pozostałe szkoły wyższe, o ile nie spełniają tego kryterium, zgodnie z art. 15 ust. 1 kwalifikują się do miana szkoły zawodowej. Żeby jednak stać się, w sensie statutowym, szkołą zawodową, uczelnia niekwalifikująca się jako uczelnia akademicka musi dodatkowo spełnić jeden warunek, mianowicie musi prowadzić kształcenie uwzględniające potrzeby otoczenia społeczno-gospodarczego.
Uczelnia zawodowa, zgodnie z projektem, prowadzi kształcenie na studiach wyłącznie o profilu praktycznym. Uczelnie tego typu prowadzą studia pierwszego stopnia i mogą ewentualnie prowadzić również studia drugiego stopnia, jak również studia specjalistyczne. Z projektu jednoznacznie wynika, że uczelnie niemające uprawnień uczelni akademickiej nie mają też możliwości nadawania stopnia naukowego doktora (por. art. 185 ust. 1).
Po drugie, projekt ustawy zakłada podział uczelni akademickich na dwojakiego rodzaju podmioty, tzn. uniwersytety oraz akademie. Uniwersytetem jest, na podstawie art. 16 ust. 2 projektu, uczelnia akademicka posiadająca kategorię naukową A+, A albo B+ w co najmniej sześciu dyscyplinach naukowych lub artystycznych, zawierających się w co najmniej trzech dziedzinach nauki lub sztuki. Wszystkie uczelnie akademickie niespełniające tego warunku są – z mocy ustawy – akademiami, która to nazwa jest zastrzeżona wyłącznie dla uczelni akademickiej.
Warto zaznaczyć, że projekt zastrzega, iż w przypadku uzyskania kategorii naukowej skutkującej koniecznością zmiany nazwy uczelni, uczelnia może posługiwać się nazwą dotychczasową. Przepis ten jest pod wieloma względami niebezpieczny.
Raz dlatego, że trudno zakładać, iż akademia, która spełni kryteria uniwersytetu będzie chciała nadal wstępować pod oficjalną nazwą akademii, co przy cyklicznych parametryzacjach i będących ich następstwem kategoryzacjach, może generować permanentną wręcz zmianę nazw szkół akademickich (co w skrajnych sytuacjach może doprowadzić do wręcz kuriozalnej sytuacji, że raz szkoła będzie uniwersytetem, a kiedy indziej akademią, w zależności od wyników cyklicznej parametryzacji).
Dwa dlatego, że może „wprowadzać w błąd” zwłaszcza w tych przypadkach, kiedy uczelnia jest uniwersytetem, ale w następstwie nowej kategoryzacji nie spełnia jego kryteriów, niemniej – na podstawie art. 16 ust 4 projektu – w dalszym ciągu posługuje się nazwą dotychczasową.
Po trzecie, przedstawiony do zaopiniowania projekt całkowicie likwiduje kategorię uniwersytetów przymiotnikowych (niekiedy określanych mianem uniwersytetów „drugiej kategorii”), które – na podstawie ogólnych ocen – będą zaliczane albo do szkół akademickich (a w konsekwencji będą uniwersytetami, bądź akademiami), albo do szkół zawodowych (co w praktyce będzie oznaczało ich drastyczną degradację).
Należy zaznaczyć, że prosta symulacja skutków ewentualnego wejścia ustawy w życie jest mocno utrudniona. Jest tak dlatego, że projekt przewiduje, jako ważne kryterium podziału, kategorię naukową B+, której obecnie (na podstawie parametryzacji przeprowadzonej w roku 2017) w ogóle nie ma. Nie można więc dzisiejszych kategorii naukowych w prosty sposób przykładać do nowej ustawy. Ma to tym większe znaczenie, że kategoria B+ jest relewantna z punktu widzenia kwalifikowania uczelni do grona uczelni akademickich, albo zawodowych, a w ramach uczelni akademickich przyznawania rangi uniwersytetu, bądź akademii.
Obecnie zasadnicza większość jednostek naukowych ma kategorię B i nie wiadomo, które z nich – przy następnej parametryzacji – zmienią się, ewentualnie, w nową kategorię B+. Nomen omen samo wprowadzenie kategorii B+ należy ocenić pozytywnie, gdyż dzisiaj pośród jednostek z kategorią B są jednostki lepsze i gorsze, co nowa kategoria B+ wyraźnie pokaże.
Poza tym należy zaznaczyć, że symulowanie skutków wejścia projektowanej ustawy w życie jest również utrudnione z tego powodu, że projekt zmienia metodologię parametryzacji, odnosząc ją do dyscyplin naukowych, a nie kierunków (jak ma to miejsce obecnie). To ostatnie na uczelnie może działać zarówno in plus, jak i in minus, wobec czego nie da się jednoznacznie przewidzieć, w którym konkretnym przypadku zmiana warunków parametryzacji będzie korzystna dla uczelni, a w którym przyniesie pogorszenie jej sytuacji.
Należy podkreślić, że uwzględniając przedstawione w projekcie założenia odnoszące się do podziału uczelni na uczelnie typu akademickiego i zawodowego oraz kwalifikowania uczelni akademickich jako uniwersytetów (ze wszystkimi tego konsekwencjami), skutki dla wschodniej Polski są jednoznacznie niekorzystne. Nie licząc KUL (mającego jednak status szczególny, bo w gruncie rzeczy publiczno-prywatny, a warto zaznaczyć, że gdyby KUL był liczony wg kryteriów projektu ustawy 2.0 również nie mógłby być uniwersytetem), żadna z istniejących uczelni wyższych nie zachowa statusu uniwersytetu, a niektóre z nich stracą nawet status uczelni akademickich i zostaną zdeklasowane do kategorii uczelni zawodowych.
Wejście w życie projektowanej ustawy dla wschodniej Polski będzie miało negatywne skutki.
Należy zaznaczyć, że bardzo niepewny los czeka największą i najstarszą uczelnię uniwersytecką w tej części kraju, tj. Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej. Na podstawie obecnych kategorii naukowych, UMCS straci status uniwersytetu (pozostając akademią), mając niejasną sytuację w zakresie utrzymania prawa nadawania stopnia naukowego doktora habilitowanego (jak zaznaczono to wcześniej - niepewność sytuacji jest związana z nieprzystawalnością kryteriów z projektu ustawy do dzisiejszych standardów oceny parametrycznej).
Wypada nadmienić, że negatywne konsekwencje, jakie wiążą się z ewentualnym wejściem w życie projektu ustawy 2.0 dla wschodniej Polski nie dotyczą tylko samego statusu uczelni działających na tym terenie. Chodzi również o negatywne perspektywy dla możliwego rozwoju tych szkół wyższych, co wiąże się z przewidzianym w projekcie mechanizmem ewaluacyjnym.
Zgodnie z projektem, kategorie naukowe nadal będzie przyznawało MNiSW przy „wzięciu pod uwagę” uchwały Komisji Ewaluacji Nauki. Komisję będzie powoływał minister MNiSW, zaś kandydatów na członków komisji będzie mogła wskazać uczelnia, jeżeli co najmniej w jednej dyscyplinie w danej dziedzinie posiada kategorię naukową A+, A albo B+ oraz – co należy podkreślić – nie posiada żadnej kategorii naukowej C (por. art. 272). Projekt ustawy wyłącza więc możliwość, by w procesie powołania komisji uczestniczyła uczelnia, która nie posiada wyższej kategorii naukowej niż B, albo jeżeli zachodzi przypadek, w którym w uczelnia, chociażby w jednej dyscyplinie dysponowała kategorią C, nawet jeśli wszystkie pozostałe ma najwyższe (czyli A+).
Kandydatów do Komisji Ewaluacji Nauki będą mogły więc zgłaszać tylko największe ośrodki akademickie, posiadające – zgodnie z projektem – prawo do nadawania stopni naukowych doktora i doktora habilitowanego i zarazem nieposiadające „słabszej strony” w postaci kategorii naukowej C. Należy przypuszczać, że powyższy tryb zgłaszania kandydatów do KEN grozi wyeliminowaniem słabszych ośrodków akademickich i skupieniem procesu decyzyjnego w rękach największych i najsilniejszych (i najbogatszych) ośrodków naukowo-dydaktycznych (w przypadku wschodniej Polski jedyną uczelnią, która kwalifikuje się do tego, aby miała swoich przedstawicieli w KEN jest – wg obecnej kategoryzacji – Uniwersytet Rzeszowski oraz Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie).
Może to prowadzić do niebezpiecznej petryfikacji stanu osiągniętego za pomocą projektowanej ustawy i – w skrajnych przypadkach – blokować awans ośrodków, które w momencie wejścia w życie ustawy będą miały słabszy status (co dotyczy zwłaszcza uczelni zawodowych).
Z tego punktu widzenia rozwiązanie to należy uznać za szkodliwe i niebezpieczne, gdyż grożące syndromem oligarchizacji nauki. Może tak być, ponieważ decyzja podjęta przez ministra wydana przy „wzięciu pod uwagę” uchwały KEN w sprawie proponowanych kategorii naukowych będzie w swoich skutkach decydowała o losie mniejszych ośrodków akademickich bez formalnej możliwości oddziaływania przedstawicieli tych ośrodków w tym procesie.
Skutki dotyczące klasyfikacji uczelni wyższych nie są jednak jedynymi, jakie należy brać pod uwagę oceniając całokształt konsekwencji ewentualnego wejścia w życie projektowanej regulacji. Ważne znaczenie mają również skutki społeczne, a te mogą być dalekosiężne.
Po pierwsze dlatego, że może się zwiększyć migracja z ośrodków regionalnych do dużych miast, które „zyskają” na reformie szkolnictwa wyższego, co – zwłaszcza w dłuższej perspektywie czasowej – może wygenerować problemy demograficzne (będące konsekwencją tego, że młodzi ludzie, którzy przeniosą się do aglomeracji w celu studiowania w „prawdziwych” uniwersytetach nie będą zainteresowani powrotem do swoich rodzinnych stron cywilizacyjnie zdegradowanych, właśnie za sprawą ustawy 2.0).
Skutkiem społecznym ustawy może być też, jeszcze bardziej widoczny, podział społeczny na obywateli kategorii A i obywateli kategorii B, co samo w sobie może być zjawiskiem niebezpiecznym.
Obywatelami A będą w tym przypadku obywatele z dużych aglomeracji, które dodatkowo mają uczelnie o statusie „pełnych” czy też „prawdziwych” uniwersytetów, wokół których prowadzone będą badania naukowe i rozwijać się będzie dydaktyka akademicka na najwyższym poziomie, a wraz z nią cała infrastruktura cywilizacyjno-kulturalna.
Obywatelami B będą mieszkańcy małych, regionalnych ośrodków de facto skazanych na wegetację, również w wymiarze szkolnictwa wyższego. Skutkami społecznymi może być również utrudniony dostęp do kultury, która mówiąc obrazowo „idzie za uniwersytetem”, co widać było bardzo dobrze w ciągu ostatnich kilkunastu lat, kiedy budowano uniwersytety w takich miastach jak Białystok, Olsztyn czy Rzeszów.
Skutki społeczne, jak można mniemać, szybko pociągną za sobą konsekwencje gospodarcze. Można do nich zaliczyć odpływ kapitału, gdyż wschodnia Polska będzie oceniana jako przysłowiowy region bez perspektyw, zacofany, w którym nie inwestuje się (i nie ma takich rokowań) w naukę i badania, a te dziedziny stanowią – jak wiadomo – przyszłość.
Rozwarstwienie społeczne na obywateli A i B prędzej czy później pogłębi jeszcze bardziej, widoczne już dziś, rozwarstwienie ekonomiczne, co znajdzie wyraz w nieproporcjonalnych różnicach w płacach w regionach akademicko doinwestowanych i niedoinwestowanych.
Spowolniony będzie również rozwój infrastruktury (ciągi komunikacyjne, mieszkania, mała gastronomia), która w momencie odpływu osób i kapitału nie będzie aż tak potrzebna.
Konsekwencją tych wszystkich procesów, zwłaszcza w momencie, kiedy się one nałożą i skumulują, będzie spadek jakości życia mieszkańców województw wschodniej Polski.
Skutki te, co należy mocno podkreślić, są całkowicie odwrotne do przewidzianej Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju (przyjętej przez Radę Ministrów 14 lutego 2017 roku), zakładającej horyzont czasowy aż do roku 2030, która akcentuje konieczność inwestowania w regiony, w celu wspomagania ich rozwoju społecznego, gospodarczego, kulturowego, co będzie sposobem równoważenia rozwoju całego kraju, w imię konstytucyjnej zasady dobra wspólnego (por. art. 1 Konstytucji RP).
dr hab. Jarosław Szymanek
główny specjalista
Biuro Analiz Sejmowych
- Autor: lb
- Odsłon: 4906
Przeglądając wyniki kontroli, jakie ministerstwo nauki przeprowadza systematycznie w podległych sobie jednostkach, trafiliśmy na informacje pokazujące sposób działania jednej z dwóch agencji ministerstwa – Narodowego Centrum Badań i Rozwoju. Dane dotyczą okresu 2009 – 2010, kiedy minister nauki – mimo upływu dwóch lat od powołania NCBiR w 2007 roku - nie mianował stabilnego zarządu agencji i między ministerstwem a NCBiR panowały dziwne relacje. Wyniki tej kontroli – bardzo czytelne dla dobrze znającego się środowiska naukowego - pokazują mechanizmy działania w obszarze finansowania nauki, które niczym się nie różnią od innych sfer. Można więc powiedzieć, że pod tym względem polska nauka zintegrowała się z polityką i praktyką gospodarczą w kraju.(red.)
Kontrolujący stwierdzili, m. in., że:
- W latach 2009 - 2010 w NCBiR nie prowadzono prac nad programami mobilności naukowców Horyzonty i komercjalizacji Synergia,
- Podczas realizacji projektów w ramach przedsięwzięcia „IniTech”, członkowie zespołu ekspertów nie mieli wpływu na wybór recenzentów, ponadto w czterech przypadkach oceny wstępnej wniosków dokonali członkowie Zespołu związani z jednostkami, które je złożyły.
- na większości umów zawartych na realizację projektów brakowało pieczęci imiennej osoby, która podpisała je jako przedstawiciel Centrum; - w związku z brakiem odpowiedniej bazy danych koordynator projektu i członkowie Zespołu nie mieli możliwości stwierdzenia, czy zadania przedstawione we wnioskach złożonych na konkurs nie były wcześniej realizowane i finansowane, bądź dofinansowane przez MNiSW lub NCBiR, co mogło spowodować wystąpienie ryzyka finansowania projektów już zrealizowanych w ramach innych konkursów.
Realizacja projektów w ramach programu Lider:
- w związku z brakiem odpowiedniej bazy danych, w konkursach koordynator projektu i członkowie zespołu nie mieli możliwości stwierdzenia, czy zadania
przedstawione we wnioskach złożonych na konkurs nie były wcześniej realizowane i finansowane bądź dofinansowane przez MNiSW lub NCBiR, co mogło spowodować kilkakrotne finansowanie tych samych zadań.
Realizacja międzynarodowych projektów w ramach przedsięwzięcia na rzecz nanoelektroniki JU ENIAC:
- na dokumentach brakowało dekretacji p.o. Dyrektora Centrum i kierownika zespołu, dotyczącej osób/osoby odpowiedzialnej za realizację danej sprawy; - podpisane umowy oraz aneksy do umów nie posiadały pieczątki imiennej osoby, która je podpisała z ramienia NCBiR; - ocena zasadności aneksowania dokonywana była przez pracowników NCBiR, bez oceny ekspertów; - umowy na realizację wszystkich projektów w JU ENIAC zostały podpisane z kilkumiesięcznymi opóźnieniami (umowa powinna zostać podpisana w ciągu 30 dni od zakończenia negocjacji między JU ENIAC a koordynatorem projektu).
Realizacja projektów w ramach strategicznych programów badań naukowych i prac rozwojowych – strategiczny projekt badawczy Technologie wspomagające rozwój bezpiecznej energetyki jądrowej:
- p.o. Dyrektora Centrum 2.07.10. ustanowił Komitet Sterujący strategicznego projektu badawczego w zakresie energetyki jądrowej, który sformułował temat projektu oraz dokonał jego uszczegółowienia, określił 6 zadań badawczych oraz warunki konkursów na wykonanie zadań badawczych w ramach tego projektu; - Przewodniczącym Komitetu Sterującego wybrany został Dyrektor Instytutu Fizyki Jądrowej im. Henryka Niewodniczańskiego PAN, członek Rady Centrum – co jest niezgodne z Regulaminem Rady NCBiR (członkowie Rady nie mogą pełnić funkcji ekspertów oraz zasiadać w zespołach ekspertów). Krakowski IFJ PAN wchodzi w skład zespołów, które złożyły oferty w ramach realizacji przedsięwzięcia (trzy oferty, w jednej ofercie jest liderem konsorcjum).
Realizacja projektów rozwojowych:
W wyniku analizy dokumentacji projektów stwierdzono, że: - długi okres od przejęcia wniosków z MNiSW do podpisania umów na realizację wymuszał aneksowanie umów, gdyż wykonawcy nie mieli możliwości pełnej realizacji zadań zaplanowanych na pierwszy rok realizacji projektu; - na aneksach brak było pieczątek imiennych osób podpisujących aneks ze strony NCBiR; - brakowało paraf na podpisanych aneksach (koordynatora, kierownika projektu); - na dokumentach brakowało dekretacji p.o. Dyrektora Centrum i kierownika zespołu, dotyczącej osób/osoby odpowiedzialnej za realizację danej sprawy; - w VI konkursie w większości projektów podpisane zostały aneksy o zmianę kosztorysu i harmonogramu realizacji projektów w zakresie zasad i terminów przekazywania zaliczek. Zgodę na podpisanie aneksów wydawała główna księgowa NCBiR (brak kontrasygnaty, decyzje podejmowane były na podstawie nieczytelnej dekretacji na piśmie – główna księgowa nie potrafiła rozszyfrować treści dekretacji). Główna księgowa w trakcie trwania czynności kontrolnych odmówiła złożenia pisemnych wyjaśnień dotyczących podejmowania decyzji o aneksowaniu umów, odmówiła również pisemnego potwierdzenia odmowy złożenia ww. wyjaśnień.
Realizacja projektów badawczych zamawianych:
W wyniku analizy dokumentacji losowo wybranych projektów stwierdzono: - na dokumentach brak dekretacji p.o. Dyrektora Centrum i kierownika zespołu, dotyczącej osób/osoby odpowiedzialnej za realizację danej sprawy; - brak dat na wnioskach o przyjęcie wyników projektu; - na podpisanych aneksach do umów zawartych z wykonawcami projektów brak pieczątki imiennej osoby podpisującej aneks ze strony NCBiR oraz brak paraf koordynatora projektu czy kierownika zespołu; - oceny merytoryczne raportów okresowych i wniosków o aneksowanie dokonywane były przez pracowników Centrum oraz, w nielicznych przypadkach, przez ekspertów zewnętrznych;
Procedury wybierania ekspertów, przewodniczących zespołów ekspertów, członków i przewodniczących komitetów sterujących oraz recenzentów:
- w Centrum nie opracowano dokumentu opisującego procedury wybierania członków Zespołów ekspertów, Komitetów Sterujących oraz przewodniczących tych zespołów; - w Centrum obowiązuje procedura wyboru ekspertów (recenzentów zewnętrznych). Zgodnie z jej zapisami, wyboru eksperta/recenzenta dokonuje pracownik Zespołu kontroli i ewaluacji – sekcji bazy ekspertów, po otrzymaniu zlecenia od koordynatora projektu. Koordynatorzy projektów, kierownicy zespołów, w których projekty są realizowane oraz członkowie zespołów ekspertów oceniających wnioski złożone na poszczególne konkursy nie mają wpływu na wybór recenzenta oraz nie znają ich nazwisk; - dostęp do bazy ekspertów NCBiR oprócz pracowników sekcji miały też inne osoby zatrudnione w Centrum, które dokonywały również wyboru ekspertów; - obowiązująca w NCBiR forma doboru ekspertów może nieść za sobą niebezpieczeństwo wyboru niewłaściwego eksperta, a co za tym idzie, wyniki prac wykonanych przez tych ekspertów mogą spowodować dokonanie niewłaściwej oceny dotyczącej zakwalifikowania wniosku do finansowania lub oceny wykonania projektu.
Pozostałe ustalenia kontrolne (m.in.):
- brak procedur windykacyjnych oraz procedury postępowania w przypadku zaistnienia konieczności zwrotu przez wykonawcę projektu środków uznanych za wydatkowane niezgodnie z umową; - brak procedury oceny ryzyka dla programów własnych Centrum
- zawieranie umów z członkami Rady Centrum w trakcie trwania kadencji Rady (co jest niezgodne z regulaminem Rady NCBiR). Jedna z tak zawartych umów była ekspertyzą wykonaną przez członka Rady Centrum a dotyczyła projektu realizowanego w Instytucie Chemii Organicznej PAN, którego dyrektorem był inny członek Rady Centrum; - przekroczenie uprawnień przez koordynatora projektu. Przykładem takiego działania jest umowa (nr UD/E/48/2009 z 1.04.09.) zawarta przez p.o. Dyrektora Centrum, dotycząca wykonania oceny merytorycznej wniosku o dofinansowania udziału w projekcie Eureka, Azotkowe diody laserowe jako element urządzeń do wczesnej diagnostyki raka i innych zastosowań medycznych, akronim E! 4101 Dynamic Blue, Wykonawca -Topian sp. z o. o.
Zespół problemowy do spraw monitorowania projektów i oceny wniosków o dofinansowanie udziału w projektach Eureki nie rekomendował wniosku do dofinansowania, podważył decyzję Zespołu, kompetencje jego członków oraz ocenę jednego eksperta zewnętrznego (ocena negatywna), uzasadniając swoją decyzję niskim poziomem merytorycznym wniosku oraz brakami formalnymi. Koordynator projektu Eureka zaproponował, aby p.o. Dyrektora Centrum uznał rekomendację Zespołu o nie finansowaniu projektu za błędną i rozważył podjęcie postanowienia w oparciu o dwie pozytywne recenzje (z trzech otrzymanych).
P.o. Dyrektora Centrum skierował wniosek do kolejnej oceny (wykonanie ekspertyzy) przez członka Rady Centrum, który rekomendował wniosek do dofinansowania. Decyzją p.o. Dyrektora Centrum wniosek został zakwalifikowany do dofinansowania. Jednak zgodnie z Regulaminem Rady NCBiR, członkowie Rady nie mogą pełnić funkcji ekspertów oraz zasiadać w zespołach ekspertów – postępowanie koordynatora projektu było więc niezgodne z jego zakresem obowiązków, niczym nie uzasadnione i nosi znamiona przekroczenia uprawnień.
Kontrolę przeprowadzano też w zakresie m.in. realizacji planów pracy Centrum i jego struktury organizacyjnej, realizacji programu EUROSTARS i innych, także zarządzania nimi (m.in. refundacji programów przez KE) czy pomocy publicznej.
Okazało się, że w NCBiR brakowało procedur windykacyjnych oraz procedur postępowania w przypadku zaistnienia konieczności zwrotu przez wykonawcę projektu środków uznanych za wydatkowane niezgodnie z umową. Nie określono również procedur oceny ryzyka dla programów własnych NCBR.
W wyniku kontroli programu AAL stwierdzono, że:
- p.o. Dyrektora Centrum podjął decyzję o odmowie dofinansowania projektu GomyLife, co było sprzeczne z procedurami operacyjnymi programu AAL, postanowieniami porozumienia zawartego między Międzynarodowym Stowarzyszeniem AAL a Centrum i faktycznie uniemożliwiło udział polskiego podmiotu w pracach konsorcjum realizującego projekt; - brakowało zasad postępowania z projektami, które na poziomie konsorcjum (międzynarodowy panel ekspertów) otrzymały rekomendację do finansowania; - Centrum nie dofinansowywało projektów w ramach programu, a w szczególności nie dawało wsparcia polskim jednostkom uczestniczącym w konsorcjach, których projekty były rekomendowane do finansowania; - Centrum nie wykorzystywało też dotacji celowej w zakresie wspierania projektów w ramach programu, w którym uczestnictwo zostało uznane za celowe przez organ nadzorujący – ministra właściwego ds. nauki.
Jeśli chodzi o program EUROSTARS, to brakowało refundacji środków przez KE oraz podejmowania przez Centrum działań zmierzających do jej uzyskania, co zdaniem kontrolujących może nosić znamiona naruszenia dyscypliny finansów publicznych. W zarządzaniu programami i projektami strategicznymi, kontrolujący mieli uwagi do sposobu przeprowadzenia konkursu oraz wyboru ofert w ramach strategicznego programu Interdyscyplinarny system interaktywnej informacji naukowej i naukowo-technicznej. Pojawiły się wątpliwości nie tylko co do zgodności z regulaminem konkursu, ale i ustawy o NCBiR.
Wątpliwości budziły również zastosowane przez Centrum procedury unikania konfliktów interesów w związku z tym, że jednostka, która była reprezentowana w zespole uszczegóławiającym zadanie badawcze jednocześnie negocjowała z Centrum ostateczny kształt umowy o dofinansowanie; Zakwestionowano także nie powołanie dyrektorów programów strategicznych.
Z pozostałych ustaleń kontroli warto wspomnieć o nagminnie stosowanych praktykach:
- korzystania przez NCBiR z usług zewnętrznych kancelarii prawnych, mimo zatrudniania przez Centrum radców prawnych oraz funkcjonowania Zespołu Prawnego,
- nie uregulowania zasad zawierania umów cywilno-prawnych z podmiotami zewnętrznymi,
- brak zachowanej dokumentacji dotyczącej procesów rekrutacyjnych wybranych stanowisk pracy.
To tylko wybrane przykłady, z tych, jakie podaje raport kontroli ministerstwa.
Z pełną wersją kontroli oraz zaleceniami inspektorów można zapoznać się na stronie:
http://www.bip.nauka.gov.pl/_gAllery/14/17/14176/20110601_raport_z_kontroli_w_NCBiR_35-10.pdf