Recenzje (el)
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 594
Wydawnictwo Czarne wydało książkę chilijskiego pisarza Benjamina Labatuta pt. Straszliwa zieleń w tłumaczeniu Tomasza Pindla.
Książka, zaliczona przez wydawnictwo jako powieść, niezupełnie nią jest. Zaliczyłabym ją bardziej do sfabularyzowanej literatury popularnonaukowej, którą świetnie się czyta, choć dotyczy trudnych nauk ścisłych: chemii, matematyki i fizyki.
Są to ciekawe opowieści o barwnych postaciach luminarzy nauki przełomu XIX i XX wieku, a zwłaszcza pierwszej połowy wieku XX, których odkrycia – zwłaszcza w dziedzinie fizyki - wywarły znaczący, a nawet przełomowy wpływ na losy ludzkości. Okres ten można bez przesady nazwać „epoką” fizyków, gdyż wówczas w Europie zdarzyła się sytuacja bez precedensu: w jednym czasie żyło i tworzyło rewolucyjne teorie naukowe kilku geniuszy i wynalazców.
Mamy więc opowieść o Fritzu Haberze (dokonał syntezy amoniaku, ale i był odpowiedzialny za produkcję i zastosowanie gazów bojowych w I WŚ), Alexandrze Grothendiecku (jeden z najwybitniejszych matematyków XX w.), Erwinie Schrödingerze i Wernerze Heisenbergu (twórcy mechaniki kwantowej) i ich relacjach z pozostałymi wielkimi umysłami epoki. Ale autor nie ogranicza się do przedstawienia ich osiągnięć naukowych (wyjątkowo przejrzyście omówionych, nawet dla średnio zaawansowanego w tych naukach czytelnika), pokazuje też ich osobowość i proces twórczy, często graniczący z szaleństwem.
O geniuszach zwykło się mówić, że to ludzie żyjący w swoim świecie, wyizolowani z tzw. normalności, nieprzystosowani społecznie, samotnicy – potwierdzają tę opinię liczne ich biografie, także autor tej książki. Ale przecież z tej lektury wynika coś więcej: opętanie ideą, swoimi wynalazkami, bez względu na możliwe do przewidzenia skutki społeczne, jakie one mogą wywołać.
Ten stan umysłu, w jakim znajdują się geniusze przekłada się też na niezwykle ostre spory i kłótnie ideowe: najlepiej pokazuje to korespondencja jaką uczeni prowadzą, ale i wystąpienia publiczne, na których dochodzi do bezwzględnych starć intelektualnych. To na słynnym piątym kongresie Solvaya 24.10.27 w Brukseli, „O elektronach i fotonach”, w którym uczestniczyło 17 obecnych i przyszłych noblistów (m.in. Paul Dirac, Niels Bohr, Wolfgang Pauli, Max Planck, Maria Skłodowska-Curie, Luis de Broglie i Albert Einstein) doszło do konfrontacji między zwolennikami mechaniki kwantowej a jej przeciwnikami, w efekcie czego Albert Einstein wypowiedział swoją słynną opinię na temat tej teorii: Bóg nie gra wszechświatem w kości”.
Stwierdzenie to dobrze oddaje nie tylko bliskie związki fizyki z filozofią, ale i uzmysławia czytelnikowi wpływ nowych osiągnięć nauki na los wszystkich ludzi i każe się zastanowić nad odpowiedzialnością uczonych wobec społeczeństw. Lektura tej książki skłania do refleksji nad rolą uczonych nie tylko w poprawie życia ludzi dzięki ich wynalazkom, ale i w rewersie postępu, jak techniki zabijania. Do dzisiaj rozważa się odpowiedzialność uczonych za skonstruowanie bomby atomowej, czy doprowadzenie do „pandemii”, której pewnie nie byłoby, gdyby nie wynalazek genetycznych nożyc CRISPR i pokusa zastosowania ich do tworzenia nowych wirusów. A przecież to nie wszystko: osiągnięcia naukowe w badaniach nad sztuczną inteligencją za chwilę mogą drastycznie zmienić świat, gdyż sami badacze często tworzą coś, czego nie rozumieją i nie umieją okiełznać…(al.)
Straszliwa zieleń, Benjamin Labatut, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2023, wyd. I, s.225, cena 39,90 zł
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 561
Od 8 marca na ekrany kin w Polsce wejdzie interesujący film „Strefa interesów” brytyjskiego reżysera Jonathana Glazera. Scenariusz filmu traktuje o życiu prywatno – „zawodowym” komendanta i kata obozu Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, Rudolfa Hoessa.
Choć działalność tego zbrodniarza (został skazany na karę śmierci w 1947 r.) została dość dobrze zbadana i opisana (nim został komendantem Auschwitz był już kryminalistą, po wieloletnim wyroku więzienia za zabójstwo), to stosunkowo niewiele wiadomo o jego życiu prywatnym. Z opinii jego dzieci (m.in. córki Ingebrigitt, czy wnuka Rainera) wynika, że obie sfery życia Rudolfa Hoessa nie przenikały się, a ta szczególnie niechlubna, zbrodnicza, była tajemnicą rodzinną. Dzieci były szczęśliwe: żyły w dobrobycie pod troskliwą opieką rodziców, bawiły się w ogrodzie, a zachcianki spełniała służba i utalentowani więźniowie z obozu graniczącego z ogrodem.
Jak opowiadała jedna z córek, w soboty i niedziele ojciec zjawiał się w domu, zrzucał mundur, nosił białą koszulę i wygodne kapcie, palił cygaro, przytulał dzieci, opowiadał im różne historie, oraz zabierał na konne przejażdżki wzdłuż rzeki Soły (którą spływały prochy z obozowych krematoriów). I nigdy się nie złościł. Nie opowiadał też rodzinie o zbrodniach dokonywanych za drutami Auschwitz.
Wnuk Rainer, wspomina, że to, co się działo w obozie było dobrze strzeżoną tajemnicą rodzinną przez lata. Jego dziadek był opisywany przez rodzinę jako kochany komendant, dobry żołnierz, uczciwy prawy człowiek, a wszystkie doniesienia historyczne były traktowane jak jedno wielkie kłamstwo.
Ta idylla rodzinna tylko incydentalnie była zakłócana rzeczywistością obozową, jej potwornościami. Reżyser nie pokazuje bowiem wnętrza obozu – on stanowi tło tej niemieckiej sielanki, widzimy go (i słyszymy) tylko oczami mieszkańców willi komendanta. Także obecność zła poznajemy poprzez oszczędne dialogi dorosłych (wszyscy wiedzą o co chodzi, poza tym lepiej nie mówić o pewnych sprawach), czy z zachowania służby oraz członków rodziny Hoessów. To skąpe kontrapunkty do arkadii symbolizowanej przez krajobraz, sztukę ogrodu, niedopowiedziana inna, tajemnicza „nierzeczywistość”. Ujawniają się także w snach dzieci, wizjach dorosłych, a nawet w ich czynach (ucieczka teściowej Hoessa).
Tym, co zaskakuje widza to kontrasty. Zarówno w warstwie muzycznej, jak i obrazu. Sielankowe krajobrazy wzbogacone śpiewem ptaków (Hoess, poza zabijaniem ludzi zajmował się obserwacją ptaków) zderzane są np. z zamawianiem wydajnych krematoriów do obozu. Skłaniają one widza do refleksji: jak można łączyć etyczne i moralne przeciwieństwa? (A dotyczy to także żony Hoessa). Jak można jednocześnie być szczęśliwym, podziwiać piękno natury i popełniać zbrodnie? Jakim trzeba być człowiekiem, aby nie odczuwać moralnego dyskomfortu z tego powodu?
„Zawsze staram się sobie wyobrazić, jak każdego ranka on [Rudolf Hoess] zakłada mundur, zaciąga pas, wkłada za niego pistolet. Całuje żonę w jeden policzek, całuje w drugi: – Idę właśnie zabić kilka tysięcy ludzi. Spotkamy się po pracy na kawie lub obiedzie. A jutro pojedziemy z dziećmi na wycieczkę” – mówi jego wnuk Rainer.
Uwięziony po wojnie (ukrywał się, znaleźli go Brytyjczycy i odesłali do Polski) Hoess, na pytanie Jerzego Rawicza z Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego: co myślał o swojej najmłodszej córce urodzonej tuż obok obozu zagłady, gdzie codziennie zabijano tysiące małych dzieci – nie odpowiedział. Prawdopodobnie nie potrafił – ocenił Jerzy Rawicz.
Film jest w całości zrealizowany w Polsce, współfinansowany przez studio A24 i Polski Instytut Sztuki Filmowej, koprodukowany z Instytucją Filmową Silesia-Film.
Został nagrodzony Grand Prix na festiwalu w Cannes oraz nominowany do Oscara w 5 kategoriach, w tym dla Najlepszego Filmu. Jego producentką jest Ewa Puszczyńska („Ida” i „Zimna wojna”), autorem muzyki Mica Levi, a zdjęć - nominowany do Oscara Łukasz Żal („Zimna wojna”, „Ida”).
Anna Leszkowska
- Autor: Anna Leszkowska
- Odsłon: 1329
Wydawnictwo RM wydało książkę Lindy Stratmann pt. Stulecie trucicieli w przekładzie Katarzyny Skawran.
Choć autorka opisuje najsłynniejsze procesy o otrucia w wieku XIX, a książka została wydana w Polsce w 2016, to dzisiaj za sprawą głośnych otruć szpiegów wydaje się ona nadzwyczaj aktualna. Jednak próżno szukać w niej tych trucizn, jakimi posługują się obecnie wywiady czy pospolici przestępcy.
Mimo, że używanie trucizn w celach pozbycia się niewygodnych ludzi jest dzisiaj tak nagłaśniane, to przecież ten sposób nie jest wymysłem współczesnej epoki. Stosowali go Sumerowie, starożytni Grecy i Rzymianie, w wiekach średnich był bardzo popularny na dworach królewskich (Francja, Włochy, ale i Polska), a i później nie gardziła tym sposobem żadna warstwa czy klasa społeczna.
Wiek XIX jednak był pod tym względem szczególny – rozwinęły się wówczas niebywale nauki przyrodnicze, a wśród nich – biologia i medycyna, co skutkowało lepszym poznaniem działania trucizn na organizm, a tym samym – przeciwdziałaniu im. To także wiek kształtowania się nowoczesnych metod kryminalistycznych, wykorzystujących osiągnięcia biologii, medycyny i farmacji.
Myliłby się jednak ten, kto doszukiwałby się w tamtych czasach używania wyrafinowanych trucizn. Rewolucja przemysłowa i zmiany stosunków społecznych przez nią spowodowane sprawiły, że najpopularniejszą trucizną był arszenik – „bohater” wielu kryminałów. Posługiwały się nim w I poł. XIX w. głównie kobiety, ale z czasem przekonali się do niego także panowie.
Autorka książki przedstawia 19 dobrze udokumentowanych przypadków zbrodni, w których użyto trucizny. Opisuje nie tylko okoliczności morderstw, ale i drogę detektywistyczną lekarzy i policji. Jest to więc nie tylko zbiór historii z dreszczykiem, ale i pokazanie narodzin nowej nauki – toksykologii - oraz sposobów ograniczania dostępu do popularnych trucizn niezbędnych w celach deratyzacyjnych i dezynsekcyjnych.
W książce nie zabrakło też aspektów społecznych „modnego” wówczas trucicielstwa: autorka dokumentuje, w jaki sposób zmiany w różnych kwestiach, między innymi w prawach małżonków i prawnej ochronie dzieci, wpłynęły na sam proceder i jego rozmiar. (al.)
Stulecie trucicieli, Linda Stratmann, Wydawnictwo RM, Warszawa 2016, s. 320, cena 39,99 zł (w tym VAT)